niedziela, 25 sierpnia 2013

O zwierzętach w dwóch odsłonach

Wakacje na finiszu...
Już zaczynamy z Piotrkiem przygotowania do nowego roku szkolnego - głównie zakupowe, bo potrzebne są bloki, farby, kredki, flamastry, kapcie i 101 innych rzeczy, a jakby tego było mało prawie nowy piórnik (kupiony w maju) okazał się masochistą i sam siebie przebił na wylot śrubokrętem (tak przynajmniej zeznaje podejrzany o tę zbrodnię młodociany Piotr N.) i też trzeba kupić kolejny...
Odwiedziłam już zakład pracy, zajrzałam do biblioteki, poplotkowałam z panią sekretarką i panią woźną, oddałam honory dyrekcji i przypomniano mi o konferencji w najbliższą środę. Czyli definitywnie nowy rok szkolny nadchodzi wielkimi krokami. 
Te wakacje były zdecydowanie domowe, leniwe i czytelnicze. Pisanie szło mi trochę gorzej, więc parę zaległości się zrobiło, staram się je nadrobić i dlatego o dwóch książkach teraz będzie. Ich cechą wspólną jest język oryginału (nasz rodzimy) oraz tematyka (zwierzaki). Różnią się formą (wywiad i powieść) oraz moją oceną (bardzo dobra i taka sobie).
Ale do rzeczy.

"O psach, kotach i aniołach" to zebrane w jednym tomie wywiady z ludźmi kultury i sztuki, których na okoliczność ich pupilów przepytywał Jan Strzałka. Autor rozmawiał z Anną Dymną, Katarzyną Grocholą, Markiem Kondratem, Wojciechem Mannem, Moniką Olejnik, Olgą Tokarczuk, Grzegorzem Turnauem, księdzem Janem Twardowskim i Stanisławem Tymem. W rozmowach nierzadko brali udział czworonożni przyjaciele artystów - można powiedzieć, że na bieżąco autoryzowali opowieści na swój temat. A historie te dotyczyły zarówno aktualnych jak i dawniejszych zwierzaków - kotów, psów, ale również kóz, ślimaków i jaszczurek. 
Mogłoby się wydawać, że znani i sławni mają w swoich domach psią i kocią arystokrację - nic bardziej mylnego. Najczęściej wymienianą w książce psią rasą  jest kundelek, a większość kocich bohaterów to pospolite dachowce... 

Bo liczy się uczucie a nie wygląd pupila - to motyw obecny w każdym z wywiadów. Co z tego, że terier Marka Kondrata nie został nagrodzony na wystawie bo za bardzo zawadiacko nosił ogon? Najważniejsze, że tym ogonem wyrażał radość i przywiązanie do swoich właścicieli. I cóż, że Kaśka, kotka Anny Dymnej szła w tango ze wszystkimi kocurami wałęsającymi się po krakowskich Plantach? Najważniejsze, że kochała swoją panią jak nikogo na świecie, a swoje uczucie wyrażała poprzez układanie upolowanych gryzoni na łóżku aktorki. Takich przykładów jest w książce mnóstwo.

Wywiady są różne - jedne bardziej poważne w tonie, inne mniej (no, bo czy ktoś potrafi sobie wyobrazić poważnego Stanisława Tyma?), ale wszystkie przepełnione są miłością do zwierząt.

Bardzo sympatyczna książka - a dla psiarzy i kociarzy, którzy o swoich pupilach potrafią rozprawiać godzinami to pozycja wręcz obowiązkowa.

**************************************************

Maria Nurowska jest jedną z najpopularniejszych obecnie polskich pisarek, jej bibliografia liczy coś koło trzydziestu tytułów, z których do tej pory poznałam dwa - "Panny i wdowy" oraz "Księżyc nad Zakopanem" i obydwie te książki dosyć mi się podobały. I kiedy okazało się, że książką sierpnia w naszym DKK jest powieść "Nakarmić wilki" nastawiłam się na ciekawą lekturę. 

Katarzyna po ukończeniu studiów wyjeżdża w Bieszczady, aby tam obserwować wilki. W leśnej chatce spotyka dwóch innych badaczy i przez kilka miesięcy razem prowadzą obserwacje. Kaśka jest zakochana w wilkach i jej największym marzeniem jest kontakt i obserwacja tych mieszkańców lasu. Niestety miejscowi żywią do jej ulubieńców zgoła inne uczucia...

Moje spotkania z wilkami zamykają się w kilku wizytach w ZOO i tak już raczej pozostanie, ponieważ budzą one we mnie obawę i raczej nie chciałabym takiego zwierza spotkać na swojej drodze. Akcja powieści toczy się w Bieszczadach. To góry, które kocham miłością wielką (co jest o tyle dziwne, że byłam w nich tylko raz w życiu), więc tym bardziej byłam ciekawa jak przedstawiła je pani Nurowska.

I niestety, ryzykując nawet to, że wielbicielki pisarki w ogólności, a tej książki w szczególności, się na mnie obrażą z żalem stwierdzam, że ta książka jest mocno taka sobie...
Bieszczadów tyle co kot napłakał, bohaterowie drewniani, akcja poszarpana - to najważniejsze mankamenty tej powieści. Najlepsze fragmenty to te mówiące o zachowaniu wilków - autorka dziękuje na końcu książki trójce badaczy wilczych zwyczajów, więc zakładam, że powstały one na podstawie ich badań. I śmiem twierdzić, że chyba znacznie ciekawsza byłaby lektura dziennika obserwacji wilków niż ta książka...

2 komentarze:

  1. Obie książki czytałam - pierwsza była przecudowna, a druga, mimo tego, że zgodzę się z większością Twoich argumentów, tez mnie w jakiś sposób urzekła. Wprawdzie nie kumam zupełnie tego włoskiego wątku na końcu, ale te wilki mnie do siebie przekonały. :)

    Ja już dawno szkolne czasy mam za sobą, ale koniec sierpnia wzywa by uzupełnić zapasy flamastrów i zeszytów. Tylko odnoszę wrażenie, że dawniej było tego jakoś więcej do wyboru. I tańsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam kotka, uwielbiam pieski, ale jakoś... nie kręcą mnie te dwie książki:P Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)