W klasycznej opowieści policyjnej bywa ich zawsze dwóch - ten dobry i ten zły glina. Wzajemnie się uzupełniają: tak cechami charakteru jak i metodami pracy i mają przez to niemal stuprocentową skuteczność. Każdy jako tako obeznany z literaturą kryminalną bądź filmem będzie w stanie wymienić chociaż jedną taką parę.
Do grona znanych mi policyjnych duetów dołączył ostatnio jeszcze jeden - Marek Kos (pieszczotliwie zwany Koszmarkiem) i Ernest Malinowski z Komendy Stołecznej, bohaterowie "Monogramu" autorstwa Joanny Marat.
Poznajemy ich w pewien wiosenny ranek - Malinowski jedzie do Wrocławia na spotkanie z Moniką, dziewczyną poznaną w internecie, Kos prowadzi śledztwo w sprawie zaginionej nastolatki, a prezydencki samolot wylatuje z Warszawy do Smoleńska... A potem już nic nie dzieje się tak jak powinno - samolot ulega katastrofie, Monika nie zjawia się w umówionym miejscu, a Koszmarek zostaje wezwany do znalezionego na Bielanach bezgłowego ciała młodej kobiety.
Przez kilka kwietniowych dni 2010 roku towarzyszymy dwójce policjantów w pracy, poznajemy ich życie osobiste, dowiadujemy się co nieco o ich przeszłości, a wszystko to w cieniu smoleńskiej katastrofy.
Malinowski i Kos są tak różni, że aż trudno uwierzyć, że mogą tworzyć zgrany zespół. Już na pierwszy rzut oka nie pasują do siebie - Ernest jest schludny, zadbany i elegancki, zaś Marek nie przesadza z dbałością o higienę, ciągle w tym samym, niemodnym dżinsowo-marmurkowym wdzianku. Malinowski to człowiek wykształcony, kulturalny, erudyta, który jakby przez pomyłkę został policjantem, natomiast Kos to wręcz archetyp peerelowskiego milicjanta - chamowaty, niezbyt lotny (chociaż to akurat dosyć mylące jest) i wiecznie podpity. Wbrew wszystkiemu tworzą dosyć zgrany zespół, a jak się później okazuje mają też kilka cech wspólnych, chociażby głęboko zakorzenioną niechęć do kobiet w szeregach policji kryminalnej.
Śledztwo w sprawie morderstwa w Lasku Bielańskim, którego przyczyn trzeba było szukać w nieco już odległej stalinowskiej przeszłości wyzwoliła również falę wspomnień obu komisarzy, których ojcowie związani byli z ówczesnym aparatem bezpieczeństwa...
Początkowo trochę mnie raził język powieści pełen wulgaryzmów (szczególnie w wykonaniu Koszmarka) jednak później dotarło do mnie, że stanowią one o autentyczności wizerunku tego policjanta, który z jednej strony stacza się coraz bardziej, ale stara się wypełniać swoje obowiązki, bo jest gliną z zamiłowania. Marek Kos to postać z krwi i kości, może niekoniecznie do polubienia, ale zdecydowanie prawdziwa. Trochę gorzej wypada drugi z głównych bohaterów - Ernest Malinowski jest w porównaniu z Kosem nieco nudnawy.
Autorka stworzyła ciekawe, wyraziste postacie nie tylko w głównych rolach, ale także w tle i epizodach - sierżant Wioletta Maj, aspirant Arkadiusz Śledź czy była żona Koszmarka to tylko kilka przykładów, które można y mnożyć bez końca.
Książka Joanny Marat to ciekawa pozycja, którą warto polecić wszystkim wielbicielom współczesnego polskiego kryminału.
Przez kilka kwietniowych dni 2010 roku towarzyszymy dwójce policjantów w pracy, poznajemy ich życie osobiste, dowiadujemy się co nieco o ich przeszłości, a wszystko to w cieniu smoleńskiej katastrofy.
Malinowski i Kos są tak różni, że aż trudno uwierzyć, że mogą tworzyć zgrany zespół. Już na pierwszy rzut oka nie pasują do siebie - Ernest jest schludny, zadbany i elegancki, zaś Marek nie przesadza z dbałością o higienę, ciągle w tym samym, niemodnym dżinsowo-marmurkowym wdzianku. Malinowski to człowiek wykształcony, kulturalny, erudyta, który jakby przez pomyłkę został policjantem, natomiast Kos to wręcz archetyp peerelowskiego milicjanta - chamowaty, niezbyt lotny (chociaż to akurat dosyć mylące jest) i wiecznie podpity. Wbrew wszystkiemu tworzą dosyć zgrany zespół, a jak się później okazuje mają też kilka cech wspólnych, chociażby głęboko zakorzenioną niechęć do kobiet w szeregach policji kryminalnej.
Śledztwo w sprawie morderstwa w Lasku Bielańskim, którego przyczyn trzeba było szukać w nieco już odległej stalinowskiej przeszłości wyzwoliła również falę wspomnień obu komisarzy, których ojcowie związani byli z ówczesnym aparatem bezpieczeństwa...
Początkowo trochę mnie raził język powieści pełen wulgaryzmów (szczególnie w wykonaniu Koszmarka) jednak później dotarło do mnie, że stanowią one o autentyczności wizerunku tego policjanta, który z jednej strony stacza się coraz bardziej, ale stara się wypełniać swoje obowiązki, bo jest gliną z zamiłowania. Marek Kos to postać z krwi i kości, może niekoniecznie do polubienia, ale zdecydowanie prawdziwa. Trochę gorzej wypada drugi z głównych bohaterów - Ernest Malinowski jest w porównaniu z Kosem nieco nudnawy.
Autorka stworzyła ciekawe, wyraziste postacie nie tylko w głównych rolach, ale także w tle i epizodach - sierżant Wioletta Maj, aspirant Arkadiusz Śledź czy była żona Koszmarka to tylko kilka przykładów, które można y mnożyć bez końca.
Książka Joanny Marat to ciekawa pozycja, którą warto polecić wszystkim wielbicielom współczesnego polskiego kryminału.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)