Jeremiasz ma 32 lata, jest operatorem filmowym (aktualnie bezrobotnym) i kilka tygodni wcześniej rozstał się z Martą. Wyprowadził się już jakiś czas temu od mamy (ojciec nie żyje od dawna), ale chadza do niej na obiadki, przywozi wałówkę na kolejne dni a w zamian wozi jej swoje pranie. Ma kilku sprawdzonych kumpli, ale najbliższa jest mu Alina, koleżanka jeszcze z czasów studiów. Mieszka w kupionej na kredyt kawalerce, ale spokój burzy mu złośliwa sąsiadka z dołu, pieszczotliwie zwana Szarą Zmorą.
To tylko kilka kobiet, które przewijają się przez jego życie - jest ich znacznie więcej i każda w pewien sposób wywiera wpływ na jego życie.
Jeremiasz jest (a w każdym razie tak się wydaje, że jest) głównym bohaterem powieści Katarzyny Grocholi noszącej tytuł "Houston, mamy problem". Przez pół roku pokazuje nam swój świat i dzieli się przemyśleniami na temat życia, pracy, marzeń i kobiet, bowiem moim zdaniem książka wcale nie jest o facecie, a właśnie o kobietach widzianych męskim okiem.
I cóż to męskie oko dostrzega? No niby nic nowego - że kobiety i mężczyźni to dwa całkiem odrębne gatunki są. Faceci myślą, kobiety czują; facet idzie prostą drogą do celu a kobitka wiecznie się zapuszcza w jakieś boczne ścieżki; facet bierze świat takim jaki jest, kobieta doszukuje się we wszystkim drugiego dna - można by mnożyć jeszcze te różnice, ale sens jest jeden: jesteśmy inni i najczęściej zupełnie się nie rozumiemy. A to prowadzi do mniej lub bardziej zabawnych nieporozumień - najlepsza scena w książce to ta, kiedy Jeremiasz z kolegami podsłuchują przez przypadek rozmowę swoich partnerek... No miodzio po prostu.
Sam Jeremiasz jest postacią niejednoznaczną, pełną niespodzianek - początkowo jakoś wcale mi się nie podobał, ale z kolejnymi rozdziałami zyskiwał moją coraz większą sympatię. Zresztą kreacja postaci jest jedną z mocniejszych stron tej książki - bohaterowie ewoluują, pokazują ciągle nowe twarze i właściwie do końca trzeba się wstrzymać z ich oceną - bo na to kim są teraz wpływ miało wiele wydarzeń z przeszłości. One też, a właściwie ich całkiem odmienna interpretacja stanowią mur pomiędzy Jeremiaszem a jego matką - dopiero kiedy obydwoje szczerze ze sobą porozmawiają będą potrafili się zrozumieć.
Powieść Katarzyny Grocholi, chociaż całkiem sporych rozmiarów czyta się nie wiadomo kiedy - zasługa w tym klarownej, nieco żartobliwej narracji, chociaż kilkakrotnie łza się w oku zakręciła. Z tym wszystkim to idealna wakacyjna lektura. Polecam
A tak przy okazji - pewnie większość już zna tego pana, ale jak dla mnie gość jest genialny:
Bardzo pozytywna książka. Zdecydowanie na wakacje. Polecam i ja :)
OdpowiedzUsuńJuż jakiś czas chodzi za mną ta książka, w końcu muszę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńLubię Grocholę, ma taki lekki styl pisania ;)
OdpowiedzUsuńJeremiasz jest genialny!
OdpowiedzUsuńJakoś nie miewam okazji do czytania książek autorki... chyba powinnam się wstydzić...
OdpowiedzUsuńa tak poza tematem - chciałam zaprosić do mojego urodzinowego konkursu na blogu - do wygrania 17 książek - zapraszam http://czytelnicza-dusza.blogspot.com/2014/05/mao-kto-pamieta-ten-pierwszy-ale.html
Przerobiłam ten filmik na zajęciach na tysiąc sposobów, ale ciągle mnie bawi - coś w tym jest i strasznie to podejście prawdziwe. ;) O książce Grocholi jak dotąd tylko słyszałam, nawet nie wiedziałam, o czym jest. Ale brzmi całkiem przyzwoicie. Znając jej dystans i sposób pisania myślę, że lektura będzie przyjemnością.
OdpowiedzUsuń