Zdaniem wielu Eric-Emmanuel Schmitt wielkim pisarzem jest. Do tej opinii przyczyniła się najbardziej znana książka tego francuskiego autora, czyli "Oskar i pani Róża" - przyznaję czytałam, mocno przeżyłam i jest to jedna z tych książek, po które więcej z własnej woli nie sięgnę... Z tym, że fenomen tej historii polega raczej na ujęciu tematu niż na szczególnym talencie literackim autora - takie jest przynajmniej moje zdanie. Oprócz "Oskara" czytałam jeszcze jedną książkę Schmitta a mianowicie "Kiki van Beethoven" . Też mi się podobała, tym bardziej, że Beethoven stoi bardzo wysoko w moim muzycznym rankingu. I to by było na tyle jeśli chodzi o twórczość tego pana.
W ostatnich dniach, dzięki DKK, moja znajomość dzieł Erica-Emanuela Schmitta poszerzyła się o jeszcze jeden tytuł - przeczytałam bowiem "Kobietę w lustrze".
Głównych bohaterek jest trzy - osobiście się nie znają, żyją w różnych miejscach i, co najważniejsze, w różnych czasach, jednak już po lekturze kilku pierwszych rozdziałów widać, że sporo je łączy.
Anne żyje w XVI-wiecznej Brugii. Po śmierci rodziców wychowuje ją ciotka, jest zaręczona i właśnie przygotowuje się do ślubu. Jednak tuż przed uroczystością ucieka do otaczającego miasto lasu - czuje, że małżeństwo z Philippem ją unieszczęśliwi. W lesie trafia pod ogromny dąb i tam doznaje objawienia, które będzie miało ogromny wpływ na jej losy. Prosta dziewczyna staje się mistyczką, autorką niezwykle emocjonalnych wierszy - w zależności od interpretacji mogą być odczytywane jako poezja religijna lub herezja...
Hanna von Waldberg to młodziutka żona wiedeńskiego arystokraty z początku XX wieku. Pomimo, że dosyć wcześnie straciła rodziców jej dzieciństwo było pogodne i szczęśliwe. Teraz wydawać by się mogło, że ma wszystko - urodę, bogactwo i ukochanego mężczyznę. Jednak Hanna nie jest szczęśliwa - cała rodzina oczekuje, że możliwie szybko da swojemu mężowi potomka, tymczasem nic nie wskazuje na to aby była w odmiennym stanie. Problemy z zajściem w ciążę to jeden z powodów dzięki którym Hanna zainteresowała się nową dziedziną medycyny czyli psychoanalizą - seanse w gabinecie doktora Calgari mogą dać odpowiedź przynajmniej na część pytań nękających młodą kobietę...
Anny to młodziutka aktorka, która już zdobyła sobie status gwiazdy amerykańskiego kina. Wychowana w rodzinach zastępczych nie ma właściwie korzeni do których mogłaby powrócić. Sławę zdobyła jako nastolatka, ze względu na niezwykle ekspresyjną grę jest rozchwytywana przez reżyserów, jej agentka dba, aby o dziewczynie było cały czas głośno. Niestety Anny gdzieś w tym medialnym szumie zagubiła siebie - alkohol, narkotyki, przypadkowy seks mają zagłuszyć poczucie osamotnienia i beznadziei. Po kolejnej eskapadzie ląduje w szpitalu, gdzie poznaje młodego pielęgniarza Ethana, który widzi w niej zagubioną dziewczynkę a nie gwiazdę z pierwszych stron gazet...
Anne, Hanna i Anny - ich historie przeplatają się i czytelnik szybko zauważy cechy wspólne tych trzech kobiet. I równie szybko powinien dojść do wniosku, że czas i miejsce tak naprawdę nie grają tu żadnej roli. Zmieniają się dekoracje jednak to co najistotniejsze się nie zmienia - potrzeba akceptacji i poszukiwanie tego co w życiu najważniejsze. Dlatego Anne rezygnuje z bezpiecznej przyszłości u boku Philippa, Hanna odsuwa się od wiedeńskich wyższych sfer a Anny podejmuje niezrozumiałe dla jej agentki decyzje zawodowe - żadna z nich nie ma gwarancji, że w ogólnym rozrachunku przyniesie im to korzyść, ale pomimo to nie wahają się przy podjęciu decyzji. Poczucie harmonii z sobą samą jest tym do czego dążą i co stanowi wartość nadrzędną.
Książkę przeczytałam dosyć szybko - to właściwie normalne przy powieściach tego autora. I teraz mam pewien problem z oceną. Bo z jednej strony ciekawy temat, postacie też nieźle zarysowane, akcja wciągająca, ale równocześnie dosyć to wszystko schematyczne i przewidywalne.
To może tak - całkiem udana rzemieślnicza robota, ale do majstersztyku to temu jednak sporo brakuje...
Mam wrażenie, że Schmitt jest po prostu lepszy w opowiadaniach niż tak długich formach;)
OdpowiedzUsuńNie mam za bardzo porównania. Ale ta książka nie jest zła, jest tylko przeciętna.
UsuńKsiążkę dostałam już całkiem dawno temu i dotąd nie znalazłam czasu, aby po nią sięgnąć. Schmitta znam tylko z opowieści, nigdy nie czytałam żadnej jego książki i nie jestem pewna, czy ta akurat jest dobra na początek..
OdpowiedzUsuńNiestety raczej nic ci nie doradzę - zbyt mało książek tego pana przeczytałam, żeby mieć wyrobione zdanie.
UsuńSchmitt jest zdecydowanie "nierówny".
OdpowiedzUsuńTak mi się właśnie wydaje...
UsuńChociaż tej powieści jeszcze nie czytałam, to faktycznie odważę się zgodzi z Scathach. Schmitt jest lepszy w krótkich formach. Ja najbardziej chyba lubię "Małe zbrodnie małżeńskie" i polecam, bo to fajna i przewrotna opowieść. Schmitt ma często takie "filozoficzne" podejście do pisania i po jego "miniaturach" literackich (a czytałam już ich trochę), często mam taki przyjemny moment refleksji.
OdpowiedzUsuńDzięki za podpowiedź - chętnie skorzystam :)
UsuńU mnie ta książka czeka na półce, kupiłam, bo to Schmitt, ale trochę mnie ta objętość zniechęca. Skoro to trzy w jednym, to sobie podzielę na odcinki :)
OdpowiedzUsuńPostrzegam Schmitta jako pisarza z półki średniej, pomiędzy literaturą wysoką, do której mu daleko, a bardzo popularną, z której zdecydowanie wystaje.
O właśnie - to jest chyba to o co chodzi. Ani góra, ani dół, tylko środek, aczkolwiek chyba górne rejestry owego środka:)
UsuńSchmitt ma raz dobre książki, raz gorsze. Tej, o której opowiadasz nie czytałam, tym bardziej, że nie jest ona jakaś wybitna, pisał lepsze..
OdpowiedzUsuńMoje zdanie jest takie, aczkolwiek po napisaniu tego tekstu poszukałam co piszą o niej inni i sporo bardzo pochlebnych recenzji znalazłam. Tak, że to już rzecz gustu :)
UsuńCzasem średniak dobrego autora jest równie dobry jak bestseller innego pisarza ;)
OdpowiedzUsuńNie mówię, że nie ;)
UsuńMoże wstyd się przyznać, ale nic jeszcze Schmitta nie czytałam. Mam go w planach, a jakże... ale ten brak czasu :(
OdpowiedzUsuń