Ciche miasteczko gdzieś na prowincji, na pobliskim wzgórzu stary rodowy zamek, a pomiędzy nimi niewielki domek w ogrodzie - w takiej sielskiej scenerii toczy się akcja książki "Za plecami anioła", której autorką jest Renata L. Górska. Dla porządku dodam, że po raz pierwszy ta książka pojawiła się w księgarniach w 2010 roku, a w listopadzie roku ubiegłego światło dzienne ujrzało wydanie drugie, nieco zmienione i w nowej szacie graficznej.
Renata L. Górska to autorka kilku książek (mnie dane było przeczytać dwie - "Cztery pory lata" i "Historia kotem się toczy") od lat mieszkająca w Niemczech. W swoich powieściach przedstawia radości i kłopoty mieszkańców prowincjonalnych miasteczek, udowadniając przy okazji, że życie z dala od metropolii wcale nie musi być nudne i byle jakie. Jej bohaterki to kobiety, które już co nieco w życiu przeszły, ale pomimo to nie zamykają się na świat i z optymizmem (co prawda umiarkowanym, ale jednak...) patrzą w przyszłość.
Marta po śmierci matki i rozpadzie małżeństwa (mąż okazał się nałogowym hazardzistą) wyjechała do pracy do Niemiec. Udaje się jej osiągnąć pewną stabilizację, jednak nie na długo - kolejny partner zrywa z nią, a z powodu recesji traci pracę w butiku. Postanawia wracać do Polski, jednak na dworcu, wiedziona impulsem, wsiada do przypadkowego autokaru, którym dojeżdża do niewielkiego Tauburga. Miasteczko bardzo sie jej podoba, jednak szybko okazuje się, że jest to miejsce gdzie nie przepadają za obcymi... I kiedy Marta zaczyna się zastanawiać nad wyjazdem otrzymuje niespodziewaną propozycję - właścicielka zamku, pani Adela von Tauburg przeszła niedawno wylew i jej syn szuka kogoś do opieki nad matką. Marta zostaje w Tauburgu, coraz lepiej poznaje jego mieszkańców, z niektórymi się zaprzyjaźnia, innych traktuje na dystans, dorabia się też kilku zaciętych wrogów. I, co najważniejsze, dostrzega, że sielankowość, która tak ją ujęła na początku pobytu to tylko jedna strona medalu; fasada, za którą kryje się inna, niezbyt przyjemna twarz Tauburga i jego mieszkańców...
"Za plecami anioła" to obraz z życia niemieckiej prowincji, ale mam wrażenie, że historia Marty mogłaby się wydarzyć właściwie wszędzie. Takie małe, hermetycznie zamknięte społeczności nie są jakimś wyjątkiem, a niechęć wobec obcych (w skrajnych wypadkach przechodząca w ksenofobię) to też nic nowego pod słońcem. Myślę (choć oczywiście mogę się mylić), że głównym powodem umieszczenia akcji powieści u naszych zachodnich sąsiadów była możliwość włączenia wątku neonazistów. Tak przy okazji: popularność tej ideologii nieodmiennie mnie zdumiewa - może i minęło już sporo lat od zakończenia wojny, ale mimo wszystko nie wierzę, że pamięć ludzka jest aż tak krótka!
Przyznaję, że początkowo wydawało mi się, że książka to kolejna wersja baśni o Kopciuszku (bo gdzież tam jakiejś przypadkowej Polce do starej niemieckiej arystokracji) i pięknym księciu na białym koniu (no dobrze, czasy się zmieniły i Nicholas von Tauburg podróżuje na czarnym motocyklu). Na szczęście autorce udało się mnie zaskoczyć i szybko dotarło do mnie, że Marta i Nicholas nie są typowymi bohaterami z romansu. W ogóle książka, chociaż zaliczana do tzw. literatury kobiecej, nie jest romansem, aczkolwiek o uczuciach jest w niej całkiem sporo.
Tym co zasługuje w tej książce na szczególne uznanie jest sposób kreowania bohaterów i to nie tylko tych pierwszoplanowych - właściwie aż do ostatnich kart dowiadujemy się o nich czegoś nowego. A ja lubię jak autor ma szczegółową i spójną wizję tych o których pisze (ich charakter, przeszłość, motywy, które nimi kierują, itd.) i tą wizją dzieli się z nami czytelnikami. I nawet jeśli bohater nie jest za specjalnie sympatyczny to możemy mówić o nawiązaniu z nim bliskich relacji ;)
I na koniec jeszcze jedna rzecz, która ma wpływ na odbiór tej powieści, a mianowicie opisy przyrody. Już słyszę ten jęk (szczególnie u tych, dla których traumą stała się lektura "Nad Niemnem" Orzeszkowej - ze względu na opisy właśnie), ale uspokajam, że te opisy czyta się całkiem przyjemnie. Może czasem są nieco egzaltowane (takie w typie Pollyanny lub Ani z Zielonego Wzgórza), ale zdecydowanie nie zanudzają.
Książka jak znalazł na mroźne i zimne wieczory :)
"Za plecami anioła" to obraz z życia niemieckiej prowincji, ale mam wrażenie, że historia Marty mogłaby się wydarzyć właściwie wszędzie. Takie małe, hermetycznie zamknięte społeczności nie są jakimś wyjątkiem, a niechęć wobec obcych (w skrajnych wypadkach przechodząca w ksenofobię) to też nic nowego pod słońcem. Myślę (choć oczywiście mogę się mylić), że głównym powodem umieszczenia akcji powieści u naszych zachodnich sąsiadów była możliwość włączenia wątku neonazistów. Tak przy okazji: popularność tej ideologii nieodmiennie mnie zdumiewa - może i minęło już sporo lat od zakończenia wojny, ale mimo wszystko nie wierzę, że pamięć ludzka jest aż tak krótka!
Przyznaję, że początkowo wydawało mi się, że książka to kolejna wersja baśni o Kopciuszku (bo gdzież tam jakiejś przypadkowej Polce do starej niemieckiej arystokracji) i pięknym księciu na białym koniu (no dobrze, czasy się zmieniły i Nicholas von Tauburg podróżuje na czarnym motocyklu). Na szczęście autorce udało się mnie zaskoczyć i szybko dotarło do mnie, że Marta i Nicholas nie są typowymi bohaterami z romansu. W ogóle książka, chociaż zaliczana do tzw. literatury kobiecej, nie jest romansem, aczkolwiek o uczuciach jest w niej całkiem sporo.
Tym co zasługuje w tej książce na szczególne uznanie jest sposób kreowania bohaterów i to nie tylko tych pierwszoplanowych - właściwie aż do ostatnich kart dowiadujemy się o nich czegoś nowego. A ja lubię jak autor ma szczegółową i spójną wizję tych o których pisze (ich charakter, przeszłość, motywy, które nimi kierują, itd.) i tą wizją dzieli się z nami czytelnikami. I nawet jeśli bohater nie jest za specjalnie sympatyczny to możemy mówić o nawiązaniu z nim bliskich relacji ;)
I na koniec jeszcze jedna rzecz, która ma wpływ na odbiór tej powieści, a mianowicie opisy przyrody. Już słyszę ten jęk (szczególnie u tych, dla których traumą stała się lektura "Nad Niemnem" Orzeszkowej - ze względu na opisy właśnie), ale uspokajam, że te opisy czyta się całkiem przyjemnie. Może czasem są nieco egzaltowane (takie w typie Pollyanny lub Ani z Zielonego Wzgórza), ale zdecydowanie nie zanudzają.
Książka jak znalazł na mroźne i zimne wieczory :)
Z powieściami tej autorki nie jest mi po drodze, ale niezmiennie zachwycają mnie okładki
OdpowiedzUsuńCzytałam "Historia kotem się toczy" i bardzo mi się podobała, "Za plecami anioła" właśnie do mnie jedzie, ale z tego co piszesz, mam wrażenie, że obie książki są bardzo podobne?
OdpowiedzUsuńwww.ksiazkoholiczka94.blogspot.com