Był sobie pewnego razu Anglik imieniem John, który z racji obowiązków służbowych musiał zamieszkać w Grecji. Razem z nim do Aten przeprowadziła sie żona i czworo dzieci. Johna i jego żonę do tego stopnia zauroczył kraj Homera i Heraklesa, że zapragnęli kupić jakiś niewielki domek na prowincji, w którym mogliby spędzać weekendy, a być może kiedyś zamieszkać na stałe. Domek miał być biały, mieć niebieskie drzwi i okiennice, znajdować się miał gdzieś niedaleko plaży i tawerny a wokół niego miały rosnąć dające cień drzewa. Z taką wizją John udał się na wyspę Eubeę i tam, w wiosce Chorio nabył wymarzoną nieruchomość. No, prawie wymarzoną, bo zamiast arkadyjskiego zakątka nabył starą, rozpadającą się stajnię dla kóz, z przegnitym dachem, bez okien i drzwi za to z dzikimi lokatorami w postaci żmij i szerszeni...
Tak rozpoczyna się autobiograficzna opowieść Johna Mole'a pt. "Moja wielka grecka przygoda", w której opisuje on swoje perturbacje przy remoncie zakupionej budowli. A problemów ma tyle co włosów na głowie - począwszy od braku prądu i wody na posesji na kłopotach językowych kończąc. Te ostatnie zresztą prowadzą do bardzo zabawnych sytuacji, kiedy to John posługując się swoją łamaną greką poszukuje pomidora aby w nim zamieszkać, w ogrodzie planuje sadzić kiełbasę a od dekarza żąda aby nowy dach wykonał z kałamarnicy i cebuli...
Autor z poczuciem humoru i dużą dawką autoironii opisuje zderzenie dwóch światów - zachowawczego, czasami sztywnego, przyzwyczajonego do znormalizowanego życia Anglika i żywiołowych, nieprzewidywalnych, przebiegłych ale też bardzo serdecznych Greków. Mieszkańcy Chorio dosyć szybko zaakceptowali nowego sąsiada (chociaż uważali, że jest nieco zwariowany), polubili go ale równocześnie nie mieli najmniejszego oporu przed wykorzystywaniem jego naiwności i braku znajomości greckiego sposobu prowadzenia interesów. Niektóre pomysły Anglika wydawały im się bezsensowne, starali się przekonać Johna aby prowadził remont nowocześnie - co w ich mniemaniu sprowadzało się do betonu, azbestu i płyty wiórowej, ale kiedy John upierał się przy dawnych materiałach budowlanych z rezygnacją stosowali sie do jego wymagań.
Oczywiście głównym tematem opowieści jest przemiana zdewastowanej ruiny w wymarzony domek ale oprócz wspomnień i anegdot z tym związanych znajdzie czytelnik w książce Mole'a całą masę scen z życia codziennego w tradycyjnej greckiej wiosce. Bo wieś obserwowała Johna ale i on obserwował wieś i jej mieszkańców - rzeźnika Ajaksa i jego piękną żonę Eleni, cieślę Spirosa, jego córkę Antygonę i zięcia przedsiębiorcę budowlanego Charalambosa, znachorkę Elpidę, pasterza Vasilisa i innych. Brał udział w tradycyjnym greckim weselu, uczestniczył w pożegnaniu umierającego i w obrzędzie pogrzebowym a także wypił niejedną szklankę ouzo w miejscowej tawernie.
Książkę czyta się niemal jednym tchem - to przede wszystkim zasługa stylu autora, który stworzył ciepłą, pełną humoru, miejscami wzruszającą opowieść. Co mnie szczególnie urzekło to szacunek jakim darzy autor kraj i ludzi pośród których przyszło mu żyć. Bo John nie zawsze rozumie swoich greckich sąsiadów, często się na nich złości, zdarza mu się z kimś pokłócić, ale nigdy nie daje do zrozumienia, że jest od nich lepszy, mądrzejszy czy bardziej światowy co , niestety, często zdarza się jego rodakom.
Uważam, że "Moja wielka grecka przygoda" to idealna lektura na każdą porę roku, ale najlepiej smakuje w lecie podana z sałatką choriatiki, musaką albo gyrosem, mocną parzoną kawą i odrobiną metaxy lub retsiny...
Uważam, że "Moja wielka grecka przygoda" to idealna lektura na każdą porę roku, ale najlepiej smakuje w lecie podana z sałatką choriatiki, musaką albo gyrosem, mocną parzoną kawą i odrobiną metaxy lub retsiny...
Lubię takie historie, więc chętnie przeczytam; okładka jest ładna (co nie znaczy, że po okładce oceniam):)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że książka się spodoba na równi z okładką:)
UsuńKsiążka niezła choć retsinę można sobie darować :-) no i fotografia na okładce nie pochodzi raczej z Eubei tylko z Cyklad :-)
OdpowiedzUsuńWszystko zależy od smaku, chociaż po opisie w jaki sposób owa retsina powstaje to pewnie przychylę się do Twojej opinii:)
UsuńCo do fotografii to nie mam zdania, jako, że ani Eubei ani Cyklad na żywo nie miałam okazji widzieć. Ale Grecją pachnie;)
Jak ja zawsze zazdroszczę bohaterom książek którzy się do krajów śródziemnomorskich, albo pd. Francji przenoszę. Też tak chcę!
OdpowiedzUsuńPrzenieść to może nie, natomiast zwizytować to bym chciała tamte rejony...
UsuńTaki domek wakacyjny nabyć, gdzieś tam:)
Usuńo tak, domek wakacyjny na jednej z greckich wysp, ...marzenie...
UsuńUwielbiam historie "nowych początków", bo są dla mnie bardzo inspirujące. Myślę, że na starość spakuję swoje wszystkie książki i poszukam sobie z nimi miejsca na ziemi, gdzie będzie: smaczniejsze jedzenie, ładniejsze widoki, przyjemniejsi ludzie. Grecja brzmi dobrze, chyba muszę zagłębić się w tę historię :)
OdpowiedzUsuńCzytałam niedawno i na mnie również zrobiła pozytywne wrażenie. Aż by się chciało tam pojechać, pooglądać, posmakować..:)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na rozdawajkę:)
http://popoludniezksiazka.blogspot.com/2012/08/rozdawajka.html
nie czytałam, ale trochę o niej czytałam
OdpowiedzUsuńjednak nie ciągnie mnie do lektury
okladka mnie czaruje, ale w pierwszej kolejnosci nabede kolejna ksiazke o przeprowadzce do Hiszpanii
OdpowiedzUsuń