Ani lipcowy skwar ani jesienna ulewa nie są straszne dla prawdziwego biblionetkowicza, w każdym razie dla krakowskiego biblionetkowicza. Ci, którzy spotkali się w ubiegłą niedzielę, 7 października, są na to najlepszym dowodem. Miejsce naszego kolejnego spotkania to księgarnio-kawiarnia "Bona" przy ulicy Kanoniczej, kilka kroków od Wawelu. Miejsce niezwykle przytulne i klimatyczne - przy filiżance kawy, herbaty czy niezwykle gęstej czekolady można posiedzieć porozmawiać i... poczytać, bowiem goście mogą wybrać coś z półki i oddać się lekturze przy kawiarnianym stoliku. Dodam, że "Bona" to również wydawnictwo, specjalizujące się w literaturze dla dzieci i młodzieży, a ja osobiście jestem mu dozgonnie wdzięczna za wydaną w tym roku "Tajemnicę Abigail" M. Szabo - książkę, której poszukiwałam bezskutecznie od wielu już lat.
W "Bonie" stawili się niemal wszyscy, którzy zgłaszali chęć spotkania:
Tynulec
Jurczak
Sherlock
Jelonka
Szaraczek
Firmin
Lenia z koleżanką
Alouette
Anek7
Natii
oraz dwie nowe osoby, czyli
Nie od dzisiaj wiadomo, że czas pod Wawelem płynie inaczej niż w innych rejonach kraju, więc i święty Mikołaj przychodzi wcześniej o czym przekonała się na własnej skórze Tynulec - sympatyczny święty zostawił dla niej książkowy prezent, który przekazała jej pani kelnerka. Chyba Tynulec była wyjątkowo grzeczna w tym roku:)
Niestety nie stworzyliśmy żadnej konstrukcji architektonicznej z naszych książek, ponieważ było ich zwyczajnie za dużo - zajmowały większość miejsca na stolikach. Wpływ na to miała m.in. obecność Ktryy, która przywiozła walizkę książek (dosłownie!) i tym samym wprowadziła nową jakość na nasze spotkanie.
Liczyłam (nie tylko ja...), że wyjadę z Krakowa z mniejszym bagażem niż do niego przyjechałam ale się pomyliłam - tytuły były tak kuszące, że nie mogłam się oprzeć.
A przy oglądaniu, przekładaniu, wymienianiu, oddawaniu i pożyczaniu książek rozmawialiśmy o
- domowych zwierzątkach, zwłaszcza o królikach, które o ile dobrze zrozumiałam przechodzą jakieś szkolenia prenatalne pozwalające im bezbłędnie rozpoznawać, który kabelek przegryzać najpierw aby uniknąć porażenia prądem;
- o problemach ze sprzętem komputerowym i niecodziennych metodach jego reaktywacji;
- o spotkaniu ogólnopolskim w Wiśle;
- o twórczości Murakamiego;
- o studiach, które niektórzy właśnie skończyli (to o Jurczak) lub akurat zaczynają (Ktyra na ten przykład);
- oryginalnych sposobach magazynowania książek (bagażnik i takie tam);
- o problemach z dziećmi
i o stu innych sprawach.
Spotkanie jak zwykle było zbyt krótkie ale przecież spotkamy się po raz kolejny już niedługo, prawda?
Czekałam na twoje podsumowanie spotkania, bo robisz to zdecydowanie najlepiej! Z dumą przyznaję, że temat składowania książek w bagażniku jest moim wydatnym wkładem w ostatnie spotkanie biblionetkowe, ale absolutnym hitem były króliki-elektromonterzy :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że na zdjęcie załapał się mój stos, zdecydowanie największy :)
Już się nie mogę doczekać następnego spotkania na najbliższych Targach!
Ach, szkoda że nie dałam rady dołączyć... Plus jest taki, że przynajmniej zaliczyłam wejściówkę na mechanice gruntów i nie zostałam wyrzucona przed poznaniem maszyny :D
OdpowiedzUsuńGratuluję tak pięknej tradycji! :)
Cieszę się, że mogłem dołączyć. Przyniosłem niewiele wyszedłem objuczony :)
OdpowiedzUsuńSporo książek tu widzę, a zapewne to niewielka ich część, prawda? :)
OdpowiedzUsuńDo Krakowa było mi za daleko, niestety. Może kiedyś, w innym miejscu, kto wie? ;)
ciekawa akcja :) zawsze zazdroszczę osobom, które mają możliwość pojawiania się na tego typu spotkaniach :)
OdpowiedzUsuńNa spotkanie biblionetkowe szykuję się już od naprawdę długiego, długiego czasu. Niestety niedziele są dla mnie najtrudniejszym dniem w tygodniu na spotkania, bo z reguły mam je już po prostu zaplanowane z góry (co ciekawe, nie dotyczy to sobót). Jednakże postaram się pojawić na którymś z najbliższych spotkań. A tymczasem przed nami spotkanie okołotargowe, tym razem blogerów. Nie mogę się doczekać! :)
OdpowiedzUsuń