czwartek, 26 lutego 2015

Science fiction w wiktoriańskich dekoracjach

Wiktoriańska Anglia jest tłem wielu wspaniałych dzieł literackich - dosyć wspomnieć utwory Ch. Dickensa, G.B. Shawa, sióstr Brontë czy A.C. Doyle'a. Również współcześni pisarze niejednokrotnie umieszczają akcję swych książek w tamtym okresie - czasy panowania królowej Wiktorii w dalszym ciągu fascynują, pomimo, że ówczesna rzeczywistość mocno trąci myszką, a poglądy lansowane w tamtym okresie są już mocno nieaktualne.
Epoka wiktoriańska to czasy w których tradycja starła się z nowoczesnością, to czas wielkich kontrowersji - z jednej strony skostniałe normy społeczne i moralne, wszechwładne konwenanse, uchybienie którym może skończyć się towarzyskim ostracyzmem, a równocześnie oszałamiający rozwój przemysłu, powstanie nowej warstwy społecznej czyli klasy robotniczej oraz ogromny wzrost znaczenia burżuazji, która zaczyna być ważniejsza (a w każdym razie lepiej sytuowana) niż szlachta. Silnik parowy oraz początki elektryczności  - to najważniejsze wyznaczniki tamtego okresu, które doprowadziły do prawdziwej rewolucji jeśli chodzi o przemysł, badania naukowe oraz nowe konstrukcje i wynalazki.

Pomimo, że nauka i technika w okresie wiktoriańskim były domeną mężczyzn (ach te nieszczęsne konwenanse...) zdarzało się, że również kobiety zajmowały się rozmaitymi badaniami, a nawet miały pewne sukcesy na polu wynalazczości. Jedną z takich osób jest lady Violet Adair - piękna, inteligentna i ciekawa świata młoda dama. Właśnie przygotowuje się do jednej z najważniejszych chwil swojego życia czyli debiutu towarzyskiego i przedstawienia królowej, ale o wiele bardziej niż towarzyskie obowiązki zajmują ją próby skonstruowania zmywarki do naczyń, która odciążyłaby służbę kuchenną. Rodzice nie mają pojęcia o tym, że córka niemal co noc wymyka się z domu, aby pracować w swoim laboratorium w jednej z robotniczych dzielnic Londynu. Dziewczyna ma jednak na tyle oleju w głowie, że nie wędruje po mieście sama: w swoje tajemnicze eskapady wciągnęła majordomusa - Alfred skrywa wiele tajemnic z własnej przeszłości, a pewne nietuzinkowe zdolności którymi dysponuje pomagają w ochronie zdrowia i życia Violet.
Niestety prace konstrukcyjne trzeba odłożyć - w czasie balu w domu Adairów umiera jeden z gości, szybko okazuje się, ze został najprawdopodobniej otruty, a niebezpieczeństwo grozi innym członkom arystokracji. Śledztwo prowadzi szefowa tajnych służb królowej, ale Violet postanawia działać na własną rękę. Razem z wiernym Alfredem ruszają na poszukiwania...

Okładka książki "Mechaniczne pająki" Coriny Bomann (ciekawa, prawda?) jest jednoznaczna - to powieść steampunkowa, a ja dodam od siebie, że przeznaczona raczej dla młodszego czytelnika.

Historia, którą serwuje nam pani Bomann jest dosyć stereotypowa, a przez to przewidywalna - główna bohaterka to nieopierzona smarkula, która prowadzi śledztwo i odnosi w nim spore sukcesy, wodząc przy okazji za nos tajne służby, mające zdecydowanie większe możliwości niż samowolna pannica (nawet jeśli pannica pochodzi z jednej z bogatszych rodzin w kraju).  Pojawia się oczywiście tajemniczy nieznajomy i choć wiele wskazuje, że należy do wrogiego obozu to budzi w młodziutkiej lady wcale nie naukowe zainteresowanie.  Czarny charakter to chyba najsłabsza postać w tej książce - zupełnie mnie nie przekonały jego racje, co więcej zrobił na mnie wrażenie rozwydrzonego bachora a nie wroga publicznego numer 1. Chociaż z drugiej strony - najwięksi psychopaci zachowywali się czasami jak rozkapryszone dzieciaki. A i do kompletu mamy jeszcze majordomusa przy którym Superman to przedszkolak...
Niespecjalnie postarała się też autorka tworząc "wnętrze" swoich bohaterów, i nie chodzi mi tu o mechaniczne części, którymi niektórzy są dosyć mocno podrasowani. Właściwie nie znajdziemy tu jakiejś przesadnej charakterystyki  - owszem to powieść fantastyczna a nie psychologiczna, ale chociaż trochę chciałabym wiedzieć co kieruje występującymi w niej osobami. Szczególnie ciekawi mnie postać szefowej tajnych służb, o której wiadomo tylko tyle, że karierę zrobiła z ogromnym trudem - no, ba, przecież to czasy wiktoriańskie, więc porządna kobieta powinna siedzieć w domu, modlić się, strofować służbę, a w wolnych chwilach rodzić kolejnych obywateli imperium... Tak, że szkoda, bo to zmarnowana postać jest.

Czytając powyższe można sądzić, że książka, kolokwialnie mówiąc "jest do bani". Otóż drogi czytelniku  muszę cię zaskoczyć: to całkiem sympatyczna rzecz jeśli szukamy lekkiej rozrywki po ciężkim dniu. Czyta się całkiem sprawnie, znajdzie się kilka humorystycznych momentów a autorka miała parę fajnych pomysłów, nazwijmy to "technicznych".

Tak więc polecam łaskawej uwadze młodzieży, która dopiero zaczyna znajomość ze steampunkiem, ewentualnie osobom szukającym odprężającej lektury (a lubiącym lekkie sf ). Odradzam natomiast gorąco starym wyjadaczom - no chyba, że już żywcem nic innego w zasięgu ręki nie macie.

10 komentarzy:

  1. Czytałam jedną książkę tej autorki i nie mogłam jej dokończyć. Drażnił mnie styl pani Boman. Z tego co widzę, pisze ona dość schematycznie, gdyż w "Wyspie Motyli" również mamy lokaja, który pomaga głównej bohaterce, poza tym tak samo z postaciami, które wykreowała - trochę kulały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, może utarty schemat dobrze się sprzedaje.

      Usuń
  2. Parokrotnie wpadałam na ten tytuł i wydawał mi się interesujący, gdyż bardzo lubię takie klimaty. Jednak zaczynam się poważnie zastanawiać po Twojej recenzji, czy to książka dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja myślę, że najlepiej sprawdzić osobiście ;)

      Usuń
  3. To ja jak w kartach, mówię pas :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, jest sporo lepiej napisanych książek :)

      Usuń
  4. Ze steampunkiem nigdy nie było mi po drodze. Pomijając niedociągnięcia ze strony autorki, podoba Ci się ten nurt w literaturze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dotąd nie miałam z nim wiele do czynienia, ale raczej mi się podoba. Ta historia też miała możliwości - szkoda, że autorka nie wyszła poza schemat...

      Usuń
  5. Steampunk jakoś mnie nie kręcił, ale może zacznie? Okładka jest bardzo fajna i przyznam się, że po książkę sięgnę głównie ze względu na nią. Po za tym nieopierzone smarkule bywają całkiem zabawne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Violet jest zabawna, ale równocześnie niemożebnie bezmyślna...

      Usuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)