czwartek, 9 czerwca 2011

Dlaczego nie oglądam telenowel i staram się nie czytać opisów na okładkach książek

Na początku będzie dygresja - aczkolwiek związana z tematem.
Zdarzyło Wam się kupić książkę tylko dlatego, że opis na okładce sugerował podobieństwo do jakiegoś ukochanego czytadła? Np. "To nowa Bridget Jones!" albo "Jeżeli kochasz bohaterów Tolkiena to pokochasz...", że nie wspomnę tych światowych bestsellerów, które jakoś tak długo zalegają księgarniane półki i tylko łapią kurz? A ile razy hurraoptymistyczne opisy zgadzały się z prawdą?
No właśnie...
I czasem zwyczajnie nie rozumiem dlaczego wydawnictwa strzelają sobie takie "samobóje"? Czy takim wielkim grzechem byłoby napisanie bez ochów i achów, w dwóch zdaniach o czym książka jest? Ciekawe jak wielu czytelników wtedy sięgnęłoby po taką książkę? Ja powiem od siebie - w chwili kiedy widzę takie entuzjastyczne opisy dotyczące książki czy autora o którym nikt lub mało kto słyszał to nawet nie patrzę w tamtą stronę wietrząc li tylko chwyt marketingowy...
Sępy już czekają na słodycze...

Czemu miał służyć ten przydługi wstęp poza możliwością popsioczenia sobie?
Otóż trafiła do mnie kolejna "Włóczykijkowa" książka a mianowicie "Teleznowela" Rafała Skarżyckiego. Pominąwszy nieciekawą okładkę spojrzałam cóż to na temat tego dziełka ma do powiedzenia wydawca. A tam oczywiście "błyskotliwa opowieść", "poczucie humoru", "prześmiewczy sposób (narracji - dop.wł.) - czyli można się spodziewać zjadliwej satyry na temat filmowego światka. 
Ale spodziewać się a dostać coś to już dwie różne sprawy... Powiem szczerze, że nie zauważyłam w tej książce praktycznie nic śmiesznego więc wydawca mnie po prostu okłamał... Ale do rzeczy.

Bohaterami książki jest czworo trzydziestolatków z Warszawy - Miłosz - początkujący scenarzysta, Agata - jego dziewczyna pracująca w firmie PR, Julita - przyjaciółka Agaty, która zajmuje się domem, Andrzej - mąż Julity, pracownik branży IT, dyrektor krakowskiego oddziału firmy. Mamy jeszcze kilku bohaterów drugoplanowych, głównie współpracowników Miłosza, jako że głównym tematem jest praca nad scenariuszem nowej, hitowej telenoweli. I powiem szczerze, że biorąc pod uwagę poziom co niektórych telewizyjnych produkcji jestem w stanie uwierzyć, że ich powstawanie wygląda tak jak wygląda - autor książki jest bowiem również scenarzystą (kilkanaście odcinków TVN-owskiego serialu "Prosto w serce" jest autorstwa Rafała Skarżyckiego - nie byłam w stanie uściślić, czy to autor książki, czy aż tak duża zbieżność nazwisk). Ta część utworu jest zdecydowanie najlepsza.

Drugim tematem omawianej książki są starania Julity i Andrzeja o dziecko - tu jestem totalnie zdegustowana. Zupełnie nie rozumiem jaki sens mają te starania, bo tak naprawdę tych dwoje ludzi nie łączy nic poza kredytem zaciągniętym na mieszkanie - nie ma w tym związku ani grama uczucia, wspólnoty poza weekendowym obiadem u rodziców Andrzeja, oni nawet nie mają wspólnych tematów do rozmowy... A i sam opis tych starań jest po prostu wstrętny - tu być może przesadzam i podchodzę do problemu zbyt emocjonalnie, gdyż dane mi go było poznać na własnej skórze, ale wiem skądinąd, że można o tym pisać zupełnie inaczej (żeby nie być gołosłowną - "Zupa z ryby fugu" Moniki Szwai o której pisałam TUTAJ).

Dlaczego ta książka powinna dalej wędrować?
Cóż... Choćby dlatego, że ma bardzo różne recenzje - od umiarkowanych zachwytów po totalna krytykę (ja jestem gdzieś pośrodku) więc najlepiej samemu przekonać się jaką reakcję wywoła w naszym przypadku. Poza tym wydaje mi się, że w miarę realistycznie oddaje świat telewizyjnych tasiemców a także, co może nawet ważniejsze, pokazuje życie młodych ludzi, którzy robiąc karierę zagubili to co w życiu najważniejsze - miłość, przyjaźń i szacunek dla samego siebie.

Książka przekazana do akcji "Włóczykijka" przez
 Wydawnictwo Prozami                                                                                                                              

11 komentarzy:

  1. Ale mają miny. Bezcenny widok:D. A po książkę niewykluczone, że kiedyś sięgnę:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajni ci Twoi chłopcy :)

    A ja bym powiedziała, że jesteś bliżej krytyki, choć może jeszcze nie totalnej. A książka nie dla mnie.

    Anek, wyślij mi proszę maila z danymi - do akcji Książka na Wakacjach. Dzięki za baner w tak widocznym miejscu :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahahah, to się nazywa portret sępa :D

    Podzielam Twoją opinię, czasami, kiedy już po przeczytaniu książki czytam jej opis, czuję się jakby ktoś mnie oszukał.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja się kiedyś nabierałem na hasła w stylu "Pełna humoru, prześmiewcza, iskrząca się humorem". Do czasu aż trafiłem na taką humorystyczną powieść, w której trzech milczących facetów przez pół książki wbijało pale pod ogrodzenie pastwiska. Normalnie skonać można z radości:D Hasła wymyślają marketoidzi na podstawie rozmowy z redaktorem: Ty, o czym to jest? Redaktor: A wiesz, o takiej lasce, co szuka faceta. Na okładce potem czytamy: Powieść o miłości godna Jane Austen:P Albo "godna Brydżet Dżons", zależy co marketoid kojarzy z literatury światowej:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się w stu procentach z Twoja opinią. Dawno nie trafiłam na tak płytką książkę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Od jakiegoś czasu staram się tylko zerkać na opis, a jeżeli czuję, że mnie jakoś przyciąga, to sprawdzać recenzje, szczególnie osób, których gusta jakoś tam znam.

    Ale faktycznie, można mieć wrażenie, że osoby piszące te okładkowe opisy, to jacyś kompletni kreytni. Bo tylko kretyn może pisać takie hasła, kiedy książka ma się do nich jak wół do karety ;)

    Tak, jak dzisiaj na okładce zauważyłam sformułowanie: mityczny autor. Ludzie, litości!

    OdpowiedzUsuń
  7. Kasandra - no, musieli czekać całe 3 minuty na podział łupów:)

    Magda - mój osobisty jest ten po lewej, ten drugi to siostrzeniec:)
    No faktycznie bliżej mi do krytyki niż zachwytu...

    Domi - te typy już się tak przyzwyczaiły do słodyczy w paczkach, że ciężko się obrazili kiedy się okazało kilka dni temu, że przyszła paczka w której była tylko książka...
    Niestety wydawnictwa nie dorzucają słodkości;O(

    Zacofany.w.lekturze - marketoid... To by wiele wyjaśniało...

    Jjon - :)

    Książkowo - przy okazji akurat "Włóczykijki" to bardzo się nie natnę na te opisy (w każdym razie finansowo stracę tylko tyle co na znaczek i wkładkę do środka). Gorzej jeśli się kupi coś po przeczytaniu takiego opisu i nawet za psem szkoda tym rzucić...
    Mityczny autor - a może nie doczytałaś do końca opisu? To mogły być sensacyjne zapiski Achillesa albo innego Hektora o wojnie trojańskiej...

    OdpowiedzUsuń
  8. Te słodycze to najważniejsze:D

    OdpowiedzUsuń
  9. pachnie mi tu klimatem podobnym jak w :PL-boy'u" Marcina Szczygielskiego- niby wszystko pięknie rozreklamowane, a książka nijaka...

    OdpowiedzUsuń
  10. Mnie ta książka jakoś nie przekonuje...

    OdpowiedzUsuń
  11. Hehehe... Ten mityczny autor, to emeryt z Francji, który twierdzi, że "Życie zaczyna się po sześćdziesiątce" ;)

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)