piątek, 7 października 2011

Jak wytłumaczyć niewytłumaczalne zjawiska?

Po raz kolejny w ramach DKK przeczytałam książkę co do której mam trochę mieszane uczucia. Bo generalnie mi się podobała, ale...

Ale zacznijmy od początku.

Sarah Waters to brytyjska pisarka, która zadebiutowała w 1998 roku powieścią "Tipping the Velwet" (polski tytuł "Muskając aksamit" wyd. 2005). W swoim kraju popularna i nagradzana na polskim rynku pojawiła się dopiero w 2004 roku. Wszystkie jej powieści zostały wydane w naszym kraju, a sama autorka gościła w Warszawie i Krakowie  w styczniu 2007 roku przy okazji promocji książki "Pod osłoną nocy".
Ostatnia jak na razie jej powieść to wydana w 2009 roku powieść "The Little Stranger", która w Polsce ukazała się  w tym samym roku pod tytułem "Ktoś we mnie". Minimalna nawet znajomość języka angielskiego wystarczy żeby się zorientować, że polski tytuł nie ma za wiele wspólnego z oryginałem i, co stwierdzam z przykrością, również z treścią książki.
Przy okazji "Dziewczyny, która pływała z delfinami" pisałam już o tych polskich tytułach, które czasami sprawiają wrażenie  wziętych z sufitu, więc nie będę się tu powtarzać - zaznaczam tylko, że w przypadku tej książki ma miejsce taka sytuacja. 

Akcja książki umiejscowiona jest gdzieś na początku lat 50-tych w Hundreds Hall, podupadającej siedzibie niegdyś zamożnej, dzisiaj ledwie wiążącej koniec z końcem rodziny Ayresów. Narratorem jest czterdziestoletni wiejski lekarz doktor Faraday, który przypadkowo trafia do posiadłości - zachorowała pokojówka, a lekarz stale zajmujący się rodziną był nieobecny. Dla Faradaya nie jest to pierwsza wizyta we dworze - był tam raz, jako małe dziecko, w czasach jego świetności. W pamięci zachował obraz pięknego, tętniącego życiem domu, zadbanych ogrodów i parku natomiast jego oczom ukazały się zarośla, zachwaszczony podjazd i dom, który był o krok od całkowitej ruiny. W Hundreds Hall mieszka wdowa po pułkowniku Ayresie z dwójką dorosłych dzieci i jedną służącą. Roderick  Ayres służył w czasie wojny w lotnictwie, jego samolot został zestrzelony a on sam ledwie uszedł z życiem, ale został kaleką. Caroline Ayres to niezbyt ładna ale inteligentna młoda kobieta, która stara się zachować jak najwięej z rodowego dziedzictwa - co prawda oficjalnie głową rodziny jest jej brat, ale kalectwo, przeżycia wojenne i depresja na którą cierpi skutecznie przeszkadzają mu w spełnianiu obowiązków.
Przypadkowe spotkanie staje się podstawą do bliższej znajomości pomiędzy Ayresami i Faradayem, a doktor staje się świadkiem tajemniczych i coraz bardziej niebezpiecznych zdarzeń mających miejsce w domu a które w pewnej chwili doprowadzają do tragedii.

Autorka w swojej książce buduje nastrój grozy, trochę na podobieństwo powieści gotyckiej. Przyznam, że miałam kilka pomysłów na temat "kto, jak i dlaczego" organizuje nieszczęśliwe wypadki we dworze jednak żadna z moich teorii się nie sprawdziła i zakończenie mnie zaskoczyło. W powieści jest bardzo dużo opisów domu, poszczególnych pomieszczeń, otoczenia które służą do potęgowania wrażenia - rozumiem zamysł autorki, jednak chyba troszkę przedobrzyła i są fragmenty, które spokojnie mogła sobie darować. Co jeszcze uderza w tej książce to minimalna ilość dialogów, tylko tam gdzie są one niezbędne, przez co opowieść faktycznie przybiera kształt wspomnień snutych przez doktora Faradaya jakiś czas po opisywanych zdarzeniach.

Na uwagę zasługuje też okładka polskiego wydania książki - fotografia w sepii ukazuje piękny wiktoriański dom, jednak przy dokładniejszej analizie widać, że to tylko złudzenie, a budynek jest mocno zniszczony i zaniedbany.

Nie bardzo umiem jednoznacznie ocenić tej książki, bo spodziewałam się po niej czegoś innego - może więcej akcji, jakichś sensacyjnych zwrotów, odkrywania tajemnic sprzed lat a dostałam historię co prawda z dreszczykiem ale jednak bardziej powieść psychologiczno-obyczajową. Na plus tej książki należy zapisać świetnie uchwycony portret angielskiego ziemiaństwa, które nie bardzo potrafi się przystosować do powojennej rzeczywistości co jest szczególnie widoczne w zderzeniu z nowobogacką rodziną, która kupuje dom w okolicy i planuje jego przebudowę w nowoczesną willę, ignorując zupełnie tradycję.
Sumując jednak wszystkie plusy i minusy oceniam tę książkę pozytywnie - po szkolnemu czwórka z plusem.

Wydaje mi się, że "Ktoś we mnie" to jedna z tych powieści, którą każdy czytelnik odbierze na swój sposób i może się zdarzyć, że zupełnie inaczej ją zakwalifikuje - jako powieść psychologiczną, powieść obyczajową, horror lub jeszcze inaczej. I chyba dlatego jest to książka po którą warto sięgnąć.

7 komentarzy:

  1. Może i u mnie będzie dane przeczytać tę pozycję. Spotkanie DKK za tydzień.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Od jakiegoś czasu zastanawiam się nad wstąpieniem do DKK. Może w końcu będzie mi to dane, chociaż sądząc po obecnym planie zajęć na uczelni nie wiem, czy dam radę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam tę powieść - chyba około dwóch lat czeka na przeczytanie i nadal jest na jakimś szarym końcu - ale mam przeczucie, że mi się spodoba.

    OdpowiedzUsuń
  4. nie czytałam, ale po recenzji książka wydaje mi się interesująca i ten nastrój grozy niczym z powieści gotyckiej, to chyba coś dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawa recenzja, tajemnicza jak sama książka - bardzo chętnie bym ja przeczytała tym bardziej, ze wydaje się iż powieść jest nieszufladkowalna :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się z Magdą nastrój grozy może do książki zachęcać, jednak ogólny zarys fabuły mnie nie zaciekawił.

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)