Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu ma blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.
Dziś przyszła pora na... Dziesięć największych rozczarowań literackich!
Dzisiejsze zestawienie powinno się raczej nazywać GNIOT 10, bo o rozczarowaniach ma być. No, niestety zdarzyło mi się kilka takich... Część rozczarowań ma charakter szczegółowy - dotyczy konkretnej pozycji literackiej, natomiast część ma charakter bardziej ogólny - to raczej zjawisko okołoliterackie, ale mające wpływ na odbiór pewnych książek przeze mnie.
1. "Cień wiatru" - to jedno z największych rozczarowań ubiegłego roku. Zachęcona bardzo pozytywnymi recenzjami i ogólnym zachwytem nad książką wypożyczyłam, zabrałam się do lektury, przemordowałam kilkadziesiąt stron i... odłożyłam, bo bałam się, że mi się szczęka wywichnie od ziewania:(
2. "Walkirie" - dawno już nie przeczytałam czegoś tak... udziwnionego? głupiego? naciąganego? Nie bardzo wiem, jak się odnieść do tej książki. Bo gdzie tu sens i logika - pomieszanie skrajnego katolicyzmu, religi pogańskiej i sekciarstwa (nie przychodzi mi niestety inne określenie na zachowanie tytułowych Walkirii...). I jeszcze na początku autor zaznacza, że historia jest prawdziwa - z całym szacunkiem, ale udar słoneczny, któremu uległ na początku swej opowieści był chyba silniejszy niż myślał i jego skutki mamy na kartach tej książki.
3. "Strażnik marzeń" - moje wrażenia z tej lektury umieściłam TUTAJ więc nie będę się powtarzać...
4. "Zwyczajny facet" - podobała mi się rozlewiskowa trylogia, zachwyciły mnie wspomnieniowe "Fikołki na trzepaku" więc złapałam kolejną książkę Kalicińskiej i... niestety - nuda, nuda, nuda... Ale o tym pisałam już TU więc jak kto ciekawy to zapraszam:)
5. "Lądowanie w Garwolinie" - uwielbiam Chmielewską, więc każdą jej książkę łapię z bibliotecznej półki bez zastanowienia licząc na dobrą zabawę. Niestety ta książka jakaś taka przekombinowana jest i humor w niej prezentowany zupełnie do mnie nie przemawia...
6. Porównywanie nowych książek do uznanych już i sławnych powieści - pisałam o tym przy okazji książki "Teleznowela". Jest to bardzo irytujące, bo najczęściej niewiele te książki mają ze sobą wspólnego. A jeszcze te okładkowe opisy... Jakby im wierzyć to ze wszystkich stron otaczają nas same bestsellery i międzynarodowej klasy autorzy...
7. Polskie tłumaczenie tytułów - przykład pierwszy z brzegu "Dziewczyna, która pływała z delfinami" (zaznaczam, że sama książka baaardzo mi się podobała) - wszystko pięknie, poza tym, że o delfinach w książce jest ledwie parę zdań, a w oryginalnym tytule nawet śladu po tych sympatycznych ssakach nie ma...
8. Ponowne tłumaczenia klasycznych książek - tu dla przykładu wspomnę o "Władcy pierścieni" (to jedna z ulubionych książek - ale w jedynie słusznym tłumaczeniu M. Skibniewskiej), gdzie w jednej z polskich wersji "Obieżyświat został Łazikiem, B. Baggins - B. Bagoszem a hobbici nie mieszkali w Shire a we Włościach. Jeżeli już z jakiegoś powodu trzeba robić nowy przekład niechże się tłumacz trzyma z daleka od nazw własnych...
9. Lektury z opracowaniem - staram się omijać z daleka ale akurat egzemplarz „Świętoszka”, który trafił w moje ręce to była właśnie taka lektura z opracowaniem. Obok tekstu znajdowały się ikonki oraz objaśnienia wskazujące na szczególnie ważne partie tekstu oraz wiekopomne uwagi w stylu „Elmira opisuje wygląd Tartuffe’a”. Jak dla mnie było to dosyć irytujące bo po pierwsze rozpraszało uwagę, a po wtóre jeżeli ktoś czyta to chyba widzi, że to o tej osobie jest rozmowa, a nie dajmy na to o proboszczu z pobliskiego kościoła. I potem się dziwimy, że ta młodzież (na całe szczęście tylko, mam nadzieję, niewielka jej część) jakaś taka niemrawa, bez własnego zdania, leniwa… A po co się wysilać jak wszystko jest podane na tacy.
10. Autor nie mający pojęcia o realiach o których pisze - szczególnie widać to u autorów debiutujących. I tak np. książka "Doktor Karolina" opowiada o młodej pani weterynarz, która w czasie wakacji przeprowadza się na wieś. Odniosłam wrażenie, że autorka nie ma bladego pojęcia o życiu na wsi - gdyby jakiś weterynarz wpadł na pomysł szczepienia psów w okresie żniwnym, to chyba by go wieś śmiechem zabiła, tego typu akcje przeprowadza się zimą, kiedy nie ma prac polowych. Mnie zupełnie rozłożyła sprawa likwidacji szkoły opisana w tej książce - otóż 2 tygodnie przed rozpoczęciem roku szkolnego burmistrz (normalna wiejska gmina ma zazwyczaj wójta ale tutaj jest burmistrz) postanawia sprzedać budynek szkoły i dlatego placówkę likwiduje. W związku z tym na wsi robi się pospolite ruszenie, jedna z nauczycielek postanawia zostać dyrektorem a ludzie niemal "z ulicy" w tym pani weterynarz będą uczyć dzieci. No bzdura kompletna...
Z większością typów się zgadzam, 3 nie czytałam, a Dziewczynę, która... mam właśnie na półce i czeka na swoją kolej. Osobiście dodałabym jeszcze Jane Austen: Emmę- nudziłam się tak bardzo, że po 80 stronach rzuciłam książkę w kąt(pozostałe książki autorki podobały mi się).
OdpowiedzUsuńMnie "Cień wiatru" też rozczarował, chociaż dobrnęłam do końca i mam podobne zdanie co do lektur z opracowaniem. Najpierw podają młodzieży wszystko jak na tacy (choć wiele jest przy tym błędów rzeczowych), a potem dziwną, że nikt nie chce czytać lektur
OdpowiedzUsuńTak. Ja też się zastanawiałam nad "Cieniem wiatru" niby książka fajna, wciągająca a jednak nie popadłam w zachwyt po jej przeczytaniu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tak jak zaskoczyłaś mnie "Cieniem wiatru" tak ostatnia pozycja mnie nie zaskoczyła. Wiesz, że lubię debiuty, o weterynarzach też lubię czytać, jednak tej książki nie przetrawiłam, przemęczyłam i starałam się zapomnieć....
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że zaintrygowałaś mnie tą "Doktor Kamilą". Już dawno nie miałam w łapkach książki, dzięki której mogłabym się pośmiać z ignorancji autora, a wygląda na to, że ta będzie idealna.;)
OdpowiedzUsuńa mój Cień wiatru czeka na półce, kupiłam zachęcona samymi pozytywnymi opiniami a teraz boję się, że się zawiodę :)
OdpowiedzUsuńCo do lektur z opracowaniem zgadzam się w 100%, autorzy nie znający realiów? Ja na coś takiego jeszcze nie trafiłam (i mam nadzieję, że nie trafię) ale faktycznie to może człowieka dobić. Co do kiepskich tłumaczeń, również masz rację. Ja widziałam to w innych książkach.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Ze wszystkich typowanych książek znam jedynie Cień wiatru. Ja również zachęcona entuzjastycznymi recenzjami sięgnęłam po nią i... może nie tyle uznałam za gniot, co nie odnalazłam w niej tego czegoś, co sprawiło, że tak wiele osób uważa ją za swoją ukochaną książkę.
OdpowiedzUsuńTłumaczenie tytułów to wpadka na całego, nie wiem skąd się biorą tacy filozofowie. Książek uznanych za rozczarowanie nie czytałam i raczej nie będę czytać, po co się nerwować ;)
OdpowiedzUsuńCo do pewnego zimowego szczepienia nie zgodzę się z tym, bo u mnie odbywa się latem, w czerwcu, co prawda to jeszcze nie żniwa, ale też nie zima :D
Aniu, rewelacyjnie podeszłaś do ostatniego punktu. Z ciekawością przeczytałabym tę książkę, tylko żeby przyjrzeć się tym "bzdurom". :)
OdpowiedzUsuńO, "Strażnik..." nam się pokrywa ;-)
OdpowiedzUsuń"Walkirie" - rzeczywiście dziwaczne, ale jakoś się nimi nie przejęłam chyba, dlatego pominęłam w swoim topie.
Zafona jakoś omijam, nie da się czytać wszystkiego, z czegoś trzeba zrezygnować.
Z punktami 6-10 zgadzam się w pełni.
A co do tej książki wymienionej w punkcie 10-tym, to niechby tam się ktoś nie znał, znaczy się autor, ale do licha, kto to wydał?? Redaktor jakiś nie zapoznał się z tekstem?
Zgroza.
Pozdrawiam.
Tytuł "Dziewczyna, która pływała z delfinami" (mimo że nie jest o delfinach, jak zauważyłaś) ma właśnie taki być i jest w pełni zamierzony przez autorkę. Dlaczego, odpowiedź jest w książce, a potem na ostatnich stronach powieści. Dla mnie to najlepsza książka jaką czytałam w tym roku.:))))
OdpowiedzUsuńClevera - oryginalny tytuł brzmi "La mujer que buceo dentro del corazon del mundo" co na polski przekłada się mniej więcej "Kobieta nurkująca/pływająca w sercu świata" - jakoś nie widzę, żeby autorka miała na myśli delfiny, czy jakiekolwiek inne stworzenia morskie...
OdpowiedzUsuńA sama książka mi się podobała, co zresztą podkreśliłam - podałam tylko jako przykład wymyślania polskich tytułów nie mających nic wspólnego z oryginałem...
Zufon to w ogóle taka paraliteratura, która udaje coś większego. Taki Sting lub U2. Mówi sie w towarzystwie, że się czytam "Cień wiatru" i słucha ostatniego Stinga w samochodzie i wychodzi się na niezłego uczestnika kultury.
OdpowiedzUsuńEhhhh...
oooo lol dobrze opisane heheh :P Dzięki Bogu mnie wszystkie te wpadki ominęły :D
OdpowiedzUsuńOd początku:
OdpowiedzUsuń"Cień wiatru" - od dłuższego czasu planuję tę książkę przeczytać. Czytałam dużo przychylnych opinii, dlatego mnie ona zaciekawiła i zachęciła. A tutaj... całkiem odwrotne zdanie. Hm... chyba to już jest kwestia gustu, prawda?
"Walkirie" - Nie czytałam. Z książek Paulo Coelho przeczytałam tylko: "11 minut" i chyba to mi wystarczy, bo na więcej jakoś nie mam siły. Chociaż muszę przyznac, że ta jedna książka mi się dość podobała. Jakąś inną chciałam zacząć, ale nawet 10 stron nie zdążyłam przeczytać, bo było to ponad moje słabe siły. ;)
"Dziewczyna, która pływała z delfinami" - słyszałam właśnie, że tytuł w żaden sposób nie jest trafiony. Jak przeczytam tę książkę, to będę mogła więcej powiedzieć na ten temat. ;)
Co do tłumaczenia kolejnego, to rzeczywiście, jest to trochę dziwna sprawa. Bo jednak fani książki cenią sobie pierwsze tłumaczenia, które są najbliżej ich pierwszej styczności z powieścią.
Nigdy nie czytałam książki z opracowaniem. Jakoś mnie wyglądowo rozpraszały i zniechęcały. To chyba dobrze?
"Doktor Karolina" - miałam w planach. Ale... już nie mam. Całkowicie zostałam zniechęcona do tej książki. Lubię przemyślane powieści. ;)
Pozdrawiam, Klaudyna.
"Cień wiatru" mnie bardzo przypadł do gustu. Pamiętam, że czytałam go bodajże na pierwszym roku studiów, tuż przed sesją letnią - zaczęłam w okolicach południa, a ocknęłam się o 5 nad ranem z rumieńcami na policzkach czytając ostatnią stronę. Zatem książka mnie wciągnęła, zachwyciła, ale oczywiście rozumiem, że nie każdemu musi się podobać :)
OdpowiedzUsuń"Walkirii" nie czytałam - więc jeszcze wszystko przede mną. Podobnie jest ze "Zwyczajnym facetem" oraz "Strażnikiem marzeń" (chociaż tego drugiego to w ogóle nie wiem czy przeczytam...).
Chmielewskiej nie lubię. Ani po Skarżyckiego, ani po "Doktor Karolinę" nie sięgnę.
Kolejne tłumaczenia książek albo są hitem, albo kitem. W przypadku nowych tłumaczeń niektórych książek Pratchetta przez P.Cholewę zmiana jest piorunująca i jak najbardziej pozytywna. Z "Władcą pierścieni" nie wiem jak jest, bo całej Trylogii nie lubię, ale faktycznie czytałam tę wersję z B. Bagginsem i nie wyobrażam sobie innej.
Lektury z opracowaniem to dobry sposób na przypomnienie treści książek przed maturą (ale przypomnienie, nie zaś "przeczytanie"), chociaż sama, dobrowolnie teraz nie sięgnęłabym po takie wydania. Kojarzą mi się źle. Brrr.
A na koniec muszę stwierdzić, iż "Dziewczyna, która pływała z delfinami" to według mnie trafiony tytuł. Co prawda to tuńczyki, a nie delfiny są rybami przewodnimi powieści, ale jednak delfiny występują w tej książce i wcale nie jest ich tak znowu mało.
Przyznaję, że najbardziej zaskoczyło mnie to, ze rozczarował Cię "Cień wiatru". Ze mną było wręcz odwrotnie - zostałam nim oczarowana ;P Co prawda początki też były trudne, jednak warto było się nie poddawać ;D
OdpowiedzUsuńNie znam wszystkich tych książek (i dobrze, skoro są na liście anty), ale co do tych, z którymi się zetknęłam, zgadzam się z Twoją opinią. "Dziewczyna, która pływała z delfinami" - kupiłam już przez sam wzgląd na tytuł, bo kocham te ssaki i trochę inaczej sobie wyobrażałam powieść, więc rozczarowujące tłumaczenie. Co do tłumaczenia Tolkiena rzeczywiście spotkałam się też z tym nietrafionym, porażka. No i lektury z opracowaniem, przede wszystkim Greg, najgorsze, że uczniowie sięgają głównie po nie, bo nie muszą wiele myśleć, wszystko mają wypunktowane i zaznaczone. "Cień wiatru" - nasłuchałam się wielu pozytywów, sama jeszcze nie czytałam, i jak widzę - chyba nie będę.
OdpowiedzUsuńWiększość tytułów popieram, ale nie chciałabym się zgadzać z Zafonem. Tzn. jeszcze go nie czytałam, ale mam wielkie oczekiwania i naprawdę poważnie się na niego nastawiam, więc niech lepiej mnie nie rozczaruje :)
OdpowiedzUsuńWow, to dopiero lista rozczarowań, które trudno skomentować, bo cześci nawet nie znam. Kiedyś czytałam władcę pierścieni, w którym tłumacz przerobił każdą nazwę własną na polski odpowiednik. Koszmar! Do dziesiątego punktu mogę spokojnie dorzucić "Może dziś nikogo nie zabiję" Ghazy. Autor chciał napisać coś o kryzysie dojrzewania, ale zapomniał w jakim wieku się go przechodzi! :)
OdpowiedzUsuńLista niezgorsza. Ale Cień wiatru na 1 miejscu??? Nooo proszę Cię :)Chociaż - jak się zastanowić, to faktycznie - fabuła jak w brazylijskim serialu. Tym co mnie w tej powieśći urzekło to sposób napisania, język...no i świetne tłumaczenie. Ale polecam "Grę Anioła" - Barcelona z wcześniejszych lat, a sama powieść bardziej mroczna niż Cień i bardziej psychodeliczna... Warto, naprawdę. W ogóle Zafon planuje napisanie czterech powiązanych powieści których bohaterem ma być własnie miasto Barcelona... A Grę Anioła można spokojnie przeczytać nie znając Cienia Wiatru, bo powiązanie w tych dwóch powieściach jest minimalne :)
OdpowiedzUsuń