Pierwsza lipcowa niedziela była tak upalna, że według słów mojego szanownego małżonka "Trzeba być nienormalnym żeby się gdzieś z domu wybierać...". Cóż, wychodzi na to, że cała rodzina ma bzika, bo ten dzień wybraliśmy sobie na podróż do Krakowa - w celu ukulturalnienia dziecięcia własnego (Smocza Jama, Dzwon Zygmunta, rejs statkiem po Wiśle) oraz, a właściwie przede wszystkim, po to żeby się spotkać z innymi wariatami noszącymi szacowne miano krakowskich biblionetkowiczów.
Jako, że cały czas szukamy w Krakowie "naszego" biblionetkowego miejsca więc testujemy kolejne lokale - tym razem padło na doskonale wszystkim znaną (chociażby ze słyszenia) "Piwnicę pod Baranami".
"Piwnica pod Baranami" powstała w 1956 roku z inicjatywy krakowskich studentów jako miejsce gdzie mogliby się spotkać, porozmawiać i ogólnie miło spędzić czas (tu już każdy może sobie sam kombinować jak oni ten czas spędzali). Dosyć szybko powstał kabaret, którego szefem był Piotr Skrzynecki, a wśród pierwszych występujących tam artystów znalazła się m.in. późniejsza pisarka Joanna Olczak-Ronikier. Największe swoje sukcesy piwniczny kabaret odnosił w latach 60-tych i 70-tych, wtedy powstały najsłynniejsze utwory, a wykonujący je artyści, chociażby Ewa Demarczyk czy Marek Grechuta, byli znani w całym kraju.
Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, że kiedy już pokonaliśmy dosyć strome schody to tak jakby się weszło w klimat tamtych lat - nie powiem, ciekawe odczucie. Niestety nie tylko wystrój został przeniesiony z lat PRL-u. Pani barmanka też... Chociaż na oko to rocznikowo późne lata 80-te sobą prezentowała.
Jakby nie było ruszało się dziewczę w tempie żółwim, tak, że przez prawie godzinę kogoś z nas przy stole brakowało, bo właśnie usiłował sobie coś do picia zamówić. Już nie mówię o mnie, bo widząc co się dzieje całkiem kretyńsko zapodałam sobie mrożoną czekoladę, więc i proces jej tworzenia musiał trwać, ale Lutek na dwa piwa ponad 20 minut czekał... Tak, że gdybyśmy się jeszcze raz tam mieli spotkać, to chyba z własnymi napitkami w termosikach;)
Stół szybciutko zapełnił się książkami, zaczęło się pożyczanie, oddawanie, zachwalanie - no wszyscy przecież wiecie jak to wygląda. I tu muszę się przyznać, że po raz kolejny podniosłam poprzeczkę, jeśli chodzi o moje roztargnienie i coraz bardziej dające się we znaki kłopoty z pamięcią.
Otóż jurczak nie mogła być obecna na spotkaniu, więc podała przez tynulec książki, które pożyczyła poprzednim razem. Wśród tych książek były dwie, które, ze względu na tematykę wzbudziły moje zainteresowanie. I tu pojawił się problem, bo nikt nie przyznawał się do bycia właścicielem owych książek. Umówiłyśmy się ostatecznie, że ja książki biorę a tynulec skontaktuje się z jurczak i dowie się czyje one są. I dopiero po powrocie do domu i sprawdzeniu notatek z poprzedniego spotkania okazało się, że koniecznie chciałam pożyczyć... swoje własne książki...
Tym razem, z powodu ciągłej rotacji przy stole dyskusje trwały w podgrupach a było o:
-kondycji polskiej szkoły
-skoczkach wysokościowych (znaczy się z wieżowca bez spadochronu)
-przygodach z policją
-literaturze z wiejskimi klimatami w tle
-wieku Lutka (dzięki mojemu dziecku znamy tę magiczną liczbę, ale nikomu jej nie zdradzimy)
-kłopotach z powierzchnią zajmowaną przez książki
-problemach z samodzielnym montażem mebli zakupionych w pewnej bardzo znanej sieci handlowej
-i stu innych rzeczach jeszcze.
Niestety po raz kolejny okazało się, że czas w miłym towarzystwie pędzi na złamanie karku i trzeba opuszczać chłodne wnętrza Piwnicy i zmierzyć się, tym razem z wieczornym, krakowskim upałem.
Na pamiątkę zostało kilka zdjęć a kolejne spotkanie to już po wakacjach pewnie będzie...
***************************************************************
Spotkanie było w niedzielę a w środę spotkała mnie taka przygoda:
Zadzwonił telefon. Miły męski głos sprawdził moje personalia a następnie oznajmił, że jest kurierem, ma dla mnie paczkę z Weltbildu, chciałby ją w godzinach popołudniowych doręczyć i w związku z tym chce się dowiedzieć gdzie ma mnie szukać. I w tym miejscu kompletnie mnie zatkało...
Nie chodzi o sam fakt istnienia czegoś takiego jak przesyłki kurierskie, nawet u nas na wieś od czasu do czasu coś przywożą i nikt nie ucieka przed nimi w popłochu. Bardziej poraziła mnie szybkość z jaką Weltbild realizuje zamówienia, bo ja właśnie dwie godziny wcześniej złożyłam sobie zamówienie w tej ich promocji Milion książek na lato po 9,90 ...
Okazało się, że to jednak nie ta paczka (przybyła po bożemu dzisiaj, nawet ten sam kurier ją przywiózł) a sympatyczny prezent od wydawnictwa - niebieska okładka, w której każdej książce będzie "do twarzy" a w środku oczywiście książkowa niespodzianka:)
A dzięki wspomnianej promocji wzbogaciłam się o kilka książek, które wraz z różnego rodzaju pożyczkami stworzyły taki oto stos:
Od dołu patrząc mamy:
- "Polska. 1001 miejsc, które musisz zobaczyć" - zakup własny na kiermaszu szkolnym
- "Na plebanii w Haworth" A. Przedpełska-Trzeciakowska - promocja w Weltbildzie
- "Klątwa Konstantyna" M. i M. Kuźmińscy - j.w.
- "Koniec wiosny w Lanckoronie" A. Błotnicka - j.w.
- "30 lat życia z Madzią" Z. Niewidowski - j.w.
- "Żony i kochanki Henryka VIII" K. Hart - j.w.
- "Ciekawostki z dworów królewskich" A von Schonburg - j.w.
- "Pitu i Kudłata dają radę" L.K. Talko - j.w.
- "Mocne ramiona pani Kicz" M. Sołtysik - niespodzianka z Weltbildu
- "Czarny mustang" K. May - z biblioteki
- "Czytelniczka znakomita" A. Bennett - pożyczka biblionetkowa
- "Smażone zielone pomidory" F. Flagg - j.w.
A przed chwilą przyszedł mail z Weltbildu, że kolejne książki na promocyjnej liście się pojawiły.
Kurczę, jakiś sponsor by się przydał albo co...
Ten sam problem a propos Weltbildu, jakieś dodatkowe fundusze by się przydały. :)
OdpowiedzUsuńPromocja u nich świetna. Niby tylko 9,90, ale przy wszystkich książkach, które bym chciała przygarnąć, to sumka jest o wiele wiele większa ;D
OdpowiedzUsuńEtui na książkę świetne!
Ciekawa ta promocja książek . Zapraszam na nowy wpis.
OdpowiedzUsuńTeż kupiłam na promocji w Weltbildzie, ale czekam od trzech dni, a nawet nie mam potwierdzenia zapłaty, a planowana data wysyłki to 15 lipca..
OdpowiedzUsuńJa od jakiegoś czasu zamawiam większe przesyłki przez kuriera - tym bardziej, że akurat przy tej promocji wysyłka jest gratis.
UsuńI najczęściej w przeciągu 2-3 dni paczki docierają prosto do domu:)
Elen - jeżeli mogę zasugerować, to skontaktuj się (telefonicznie lub mailowo) z Działem Obsługi Klienta i poproś o sprawdzenie. To nigdy nie zawadzi.
UsuńŚwietna historia z tymi książkami, które tak naprawdę były Twoje. Ale przy takiej ilości posiadanych książek, nie dziwię się, że taka sytuacja miała miejsce ;) Może się człowiek pogubić.
OdpowiedzUsuńWeltbild mnie bardzo ciekawą i kuszącą propozycję, ale mam nadzieję, że nie dam się na nia namówić. ;) I gratuluje tej przesyłki z ubrankiem na książkę, bo wygląda cudownie. ;)
Pozdrawiam,
Klaudyna
Spotkanie było cudowne, nawet to oczekiwanie w kolejce miało pewien urok, chociaż fakt faktem, musimy jednak szukać dalej dobrego miejsca dla naszego szaleństwa :) A twoja przygoda z twoimi książkami to chyba absolutny hit tych spotkań!
OdpowiedzUsuńTeż zamówiłam książki, korzystając ze wspomnianej promocji, jeszcze w czerwcu chyba, a książki przyszły dopiero dziś i są do odbioru na Floriańskiej, więc nie podpisuję się pod tą szybkością Weltbildu. Ale promocja zacna, ja już nawet nie zaglądam co się nowego pojawia, bo straszne pieniądze by na to poszły, oj straszne...
Zdjęcie Dwóch Wież w charakterze kapliczki ze zniczem - bezcenne. Za wszystko inne zapłacisz kartą ;)
To pewnie tylko kurier tak szybciutko działa:)
Usuńfaktycznie jesteś roztargniona, skoro o własnych książkach zapomniałaś ;]
OdpowiedzUsuńi gratuluję nowych nabytków - miłej lektury :)
Takie spotkania sa nie do przecenienia. Historia z własnymi książkami, które cię zainteresowały, cudna.
OdpowiedzUsuńKrakowa latem zazdraszaczam, chętnie bym się wybrała.
Okładka cudna po prostu
Kraków śliczny cały rok, ale akurat teraz to tak nie do końca, bo gorąco, dzikie tłumy wszędzie, a co za tym idzie drożyzna okropna...
UsuńAle z drugiej strony masę ciekawych imprez kulturalnych, koncerty, itp.
Coś za coś:)
Takie spotkania są super oderwaniem się od codzienności:) heh kocham Kraków a już tak magiczne miejsce i owiane legendą jak "Piwnica pod Baranami".. zazdraszczam..uwielbiam ten klimat artystycznej bohemy coś superowego! ja mam do Krakowa duuży kawał...a Twoje zainteresowanie własnymi książkami-boskie:-D. Jak ja patrzę na ceny książek to naprawdę sponsor by się przydał..Okładka na książke super
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Podzielam zdanie twojego męża, że w taki upał ... itd. Ale nawiasem mówiąc pierwsza niedziela lipca na Pomorzu wcale nie była upalna, dzięki czemu bez większych problemów udało nam się odbyć siódme urodziny bliźniaków poza domem. Kiedy piszesz o Piwnicy pod Baranami i pani barmance rodem z PRL-u jakbym widziała Jamę Michalikową sprzed kilku lat, gdzie i panie z obsługi i szatni podobne, choć rocznikowo lata 60-te, i menu sprzed półwiecza i toalety płatne i czas oczekiwania.. A co do sponsora- jakby się znalazł, to pomyśl też o koleżance i podeślij go do mnie
OdpowiedzUsuńI kawa tam smakuje, jakby fusy do niej były oryginalnie z otwarcia lokalu w 1985 roku :)
Usuń