Nie wiem za bardzo jak to się teraz układa, ale kiedy byłam jeszcze uczennicą szkoły podstawowej to istniał dosyć wyraźny podział na literaturę dziewczyńską i chłopacką - my zaczytywałyśmy się Montgomery i Siesicką, a nasi koledzy (jeżeli przypadkiem oderwali się od kopania piłki) wybierali Szklarskiego, Nienackiego lub Niziurskiego. Zdarzało się co prawda, że dziewczyny sięgały po "męską" literaturę, ale w drugą stronę to już raczej nie działało...
Ja akurat jestem z tej grupy dziewcząt czytających książki dla chłopców, uwielbiam Pana Samochodzika, książki o Indianach i przygody czterech pancernych oraz powieści Edmunda Niziurskiego.
Edmund Niziurski przyszedł na świat w Kielcach w 1925 roku. Tam spędził dzieciństwo i młodość (poza latami wojennymi), tam chodził do szkoły średniej i studiował. I chociaż kilka lat po wojnie opuścił rodzinne miasto, to Kielecczyzna pozostała bliska jego sercu - duża część jego utworów osadzona jest w fikcyjnych miejscowościach wzorowanych na miastach i miasteczkach regionu świętokrzyskiego.
Niziurski debiutował jeszcze w czasie wojny jako... poeta, bowiem w 1944 roku w prasie podziemnej ukazał się jego wiersz. Po wojnie współpracował z czasopismami młodzieżowymi oraz Polskim Radiem. Pisarz kojarzony jest głównie z literaturą młodzieżową, ale warto wspomnieć, że w swoim dorobku ma również kilka książek dla dorosłych. Jest to chyba jedyny współczesny polski autor, którego utwór niezmiennie, pomimo licznych reform i zawirowań w naszym systemie oświaty, znajduje się w kanonie lektur szkolnych - jest to powieść pt. "Sposób na Alcybiadesa".
Do najpopularniejszych utworów Niziurskiego oprócz wspomnianego wyżej "Sposobu" należą powieści "Niewiarygodne przygody Marka Piegusa", Księga urwisów", "Siódme wtajemniczenie", "Klub włóczykijów" oraz zbiór opowiadań "Jutro klasówka".
Za swoją twórczość był wielokrotnie nagradzany, a kilka jego powieści doczekało się ekranizacji - moim zdaniem nie do końca udanych, bowiem największą zaletą tych książek jest narracja, a tej w filmie się odtworzyć nie da...
Przy okazji trochę prywaty: nie dane mi było zetknąć się osobiście z panem Edmundem, ale przez rok dosyć regularnie spotykałam się z jego młodszym bratem - prof. Mirosław Niziurski był moim wykładowcą historii muzyki w czasie studiów podyplomowych w kieleckiej Wszechnicy Świętokrzyskiej.
W bardzo młodych latach przeczytałam sporo książek Niziurskiego, ale jeszcze kilka pozostało i tak oto w tych dniach zapoznałam się z "Niesamowitymi przypadkami Cymeona Maksymalnego".
Maksymilian Ogromski przez przyjaciół zwany Cymkiem jest uczniem siódmej klasy. Właśnie przeniósł się do nowej szkoły i ma szansę rozpocząć szkolne życie z czystą kartą. Niestety Cymek ma ogromnego pecha - w poczekalni gabinetu lekarskiego spotyka młodego człowieka, którego bierze za swojego rówieśnika a który okazuje się jego nowym polonistą... Na szczęście magister Szykoń (poufale zwany Koniem) puszcza w niepamięć niefortunne spotkanie, ale pech Cymka nie odpuszcza. Chłopak chce nakręcić film - brat kolegi pożyczy mu kamerę, siostra obiecała wyłożyć cześć funduszy potrzebnych na to przedsięwzięcie, techniczna strona projektu jest zapewniona, ale brak głównej aktorki. A właściwie to jest nadmiar chętnych na to miejsce...
Książka Niziurskiego opowiada w zabawny sposób o problemach wieku dorastania - o pierwszych uczuciach, o rywalizacji między uczniami, o stałym konflikcie na linii młodzież-nauczyciele, o planach i marzeniach. Cymek wplątuje się w coraz to nowe historie, które wymagają od niego podejmowania trudnych decyzji - działać zgodnie z własnym sumieniem i wejść w konflikt z klasą czy milczeć i obserwować jak koledzy niszczą nauczyciela, wysypać nielubianego kolegę czy trzymać język za zębami i samemu być podejrzanym o nieregulaminowe zachowanie i wreszcie którą dziewczynę wybrać: atrakcyjną egoistkę czy mniej reprezentacyjną ale z lepszym charakterem?
Kto ciekaw odpowiedzi na te i inne nękające Cymka problemy niech szybciutko pędzi do biblioteki - z pewnością znajdzie tam kilka półek z książkami Edmunda Niziurskiego a wśród nich również "Niesamowite przypadki".
Pisałam już wyżej, że jedną z najważniejszych cech twórczości Niziurskiego jest specyficzny język - to jeden z tych autorów, których styl można rozpoznać po przeczytaniu zaledwie kilku zdań. Znakiem firmowym tego autora są również oryginalne nazwiska - Maksymilian Ogromski, Tytus Ciemski, Eugeniusz Tubkowski czy Klaudiusz Opęda to tylko niektórzy z bohaterów tej książki. W powieściach Niziurskiego jest element dydaktyzmu, ale tak zgrabnie wprowadzony, że dotarł on do mnie dopiero kiedy przeczytałam jego powieści jako osoba dorosła - jako dziecko nie widziałam w tych zabawnych historiach jakiegoś szczególnego moralizatorstwa.
Język Niziurskiego, który z jednej strony jest jego największą zaletą może być niestety dla młodych czytelników największą wadą. Pisarz używa bowiem młodzieżowego slangu na równi z językiem literackim, a miejscami również naukowym, okraszając tę mieszankę własnymi pomysłami - język potoczny ciągle ewoluuje i sposób mówienia właściwy dla lat 60-tych czy 70-tych jest dzisiaj anachroniczny, a w skrajnych przypadkach wręcz niezrozumiały.
Mimo wszystko myślę, że powieści Niziurskiego w dalszym ciągu będą czytane przez młodzież w różnym wieku;)
Chciałbym, żeby Niziurskiego czytano nadal. Ale nawet dobre lektury szkolne zastępowane są już przez inne pozycje. Z jednej strony dobrze, bo szkoła nie stoi w miejscu, ale z drugiej - tyle przez to tracimy... Wydaje mi się, że o Niziurskim wie coraz mniej osób.
OdpowiedzUsuńCzy ja wiem?
UsuńDzieciakom "Sposób na Alcybiadesa" się podoba - jak oddają książkę do biblioteki to czasem ich podpytuję o wrażenia.
Chyba już wyrosłam z Niziurskiego, owszem - dawniej czytywałam, choć niewiele, ot zależnie od zasobu biblioteki, ale teraz "męczę" od sierpnia "Siódme wtajemniczenie", którego wcześniej nie znałam, nudzi mnie potwornie.
OdpowiedzUsuńBo "Siódme wtajemniczenie" jest drętwe niestety...
UsuńNawet najlepszym zdarzają się gorsze utwory.
Ja również czytałam jego książki. W dzieciństwie zdecydowanie wolałam typowo "dziewczyńskie" książki,np. właśnie Montgomery, ale i czasem zdarzyło się trafić na Pana Samochodzika i inne bardziej "chłopięce" czytadła.
OdpowiedzUsuńTe chłopięce książki były często ciekawsze od tych typowo dziewczyńskich...
UsuńZ sentymentem wspominam ''Sposób na Alcybiadesa'', a ''Pan samochodzik''... z nim spędziłam dzieciństwo i jeśli będę mieć kiedyś dzieci to będę im czytać te książki do poduszki :)
OdpowiedzUsuńhttp://qltura.blogspot.com/
U mnie komplet "Pana Samochodzika" czeka aż Piotrek do niego dorośnie.
UsuńJa mam za sobą tylko ten "Sposób na Alcybiadesa", dwa czy trzy razy przeczytany, po resztę nie sięgnęłam a teraz już chyba by mi się nie spodobały...
OdpowiedzUsuńŹle prawisz...
UsuńTakie lektury pozwalają dłużej zachować młodość;)
Nienacki,Bahdaj,Siesicka i Ożogowska to byli moi ukochani autorzy z dzieciństwa.Oczywiście książki Montgomery obowiązkowe! Uwielbiałam cykl książek Alfreda Szklarskiego z przygodami Tomka Wilmowskiego/cykl mam na półce po dziś dzień!/ Masz rację był jakis podział na książki "dziewczyńskie i chłopackie" Chyba jeszcze trzeba byloby dodać książki o indianach,którymi zaczytywali się chyba wszyscy.
OdpowiedzUsuńCzytałam w dzieciństwie wszystkich wymienionych autorów poza Szklarskim. Książki o Tomku Wilmowskim poznaję dopiero teraz.
UsuńCzytałam wszystkie pozycje Niziurskiego jakie wpadły mi w ręce:)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że Niziurski tak jak Nienacki czy Szklarski odchodzą do lamusa - szkoda bo na to nie zasłużył - ale c'est la vie - nie te czasy nie ta stylistyka.
OdpowiedzUsuń