poniedziałek, 28 grudnia 2015

Chyłka i Zordon powracają

Telefon w środku nocy nigdy nie przynosi dobrych wiadomości. 
Tak było i tym razem: kiedy Joanna Chyłka wreszcie odebrała, po drugiej stronie odezwała się koleżanka z liceum, z którą nie miała kontaktu właściwie od matury. Angelika Schlezyngier nie dzwoniła jednak aby powspominać stare dobre czasy. Angelika potrzebowała prawnika. Bardzo dobrego prawnika...

Tak scena rozpoczyna "Zaginięcie" Remigiusza Mroza, drugą książkę opisującą perypetie prawniczego duetu "Chyłka & Zordon". 
Od sprawy Langera (opisanej w "Kasacji") minął rok. Joanna w dalszym ciągu patronuje Kordianowi Oryńskiemu zwanemu Zordonem (chociaż młody prawnik otrzymuje już samodzielne zlecenia), ich wzajemne stosunki nie wykraczają (bo i nie mogą) poza układ mentor-podopieczny, a szum medialny spowodowany ich pierwszą wspólną sprawą powoli ucicha.
Nocny telefon stanowi wstęp do kolejnej dużej sprawy z rodzaju tych "nie do wygrania".

Schlezyngierowie wraz z trzyletnią córeczką spędzali kilka dni w swoim letnim domku w Sajenku nieopodal Augustowa. Poprzedniego dnia położyli dziecko spać i włączyli alarm, a rankiem po małej Nikoli nie było śladu...
Wezwana policja nie stwierdziła śladów włamania, dziecko raczej samoistnie się nie zdematerializowało, wobec tego śledczy powzięli podejrzenie, że rodzice (być może nieumyślnie) doprowadzili do śmierci dziecka a zwłoki ukryli - biorąc pod uwagę chociażby głośną sprawę małej Madzi z Sosnowca nie byłby to pierwszy tego typu przypadek.
Sprawa ma charakter poszlakowy, ale wybronienie Schlezyngierów jest bardzo mało prawdopodobne...

Po lekturze "Kasacji" sądziłam, że trudno będzie autorowi napisać coś lepszego. Na tym samym poziomie? Czemu nie. Ale lepsza, bardziej trzymająca w napięciu, bardziej zagmatwana? Eee, to raczej niemożliwe. Okazuje się, że byłam w błędzie, biję się w pierś i z pewną obawą czekam na kolejną część (ma się ukazać w najbliższych miesiącach...).

Podobnie jak w "Kasacji" Kordian szuka prawdy a dla Joanny najważniejsze jest wygranie sprawy. Jednak na bohaterach widać rok współpracy - Zordon nie jest już tak bardzo naiwny, a Chyłka od czasu do czasu okazuje ludzkie uczucia. Wzajemne relacje pomiędzy dwójką prawników zyskały pewien rys, hmm..., może nie erotyczny, ale ocierający się o flirt. Chyłka stara się jak najlepiej wywiązać ze swojej roli mentorki i chociaż jej metod nie można nazwać konwencjonalnymi to w ostatecznym rozrachunku może być zadowolona ze swojego podopiecznego, który jest w stanie samodzielnie udźwignąć ciężar sprawy.

Remigiusz Mróz mistrzowsko buduje napięcie, nie pozwala czytelnikowi na chwile odetchnąć, stosuje nagłe zwroty akcji, które jednak są świetnie umocowane w fabule i nie robią wrażenia wymyślanych na siłę.
Książka jest świetna pod względem kompozycji, fabuły, warstwy językowej, bohaterowie nie są papierowi a zakończenie jest zaskakujące. I to są ogromne plusy "Zaginięcia". Dla mnie jednak największą zaletą jest (podobnie zresztą jak w przypadku "Kasacji") obraz prawniczego światka i jego przedstawicieli: wielkie ambicje i równie wielkie animozje, szukanie kruczków prawnych, różna interpretacja tego samego faktu, demagogia i działanie na ludzkich emocjach, propaganda medialna - to wszystko sprawia, że właściwie nie wiem czy bardziej podziwiam bohaterów, czy bardziej się ich boję...
Jedno jest pewne - w razie jakiegokolwiek konfliktu z prawem wolałabym ich mieć po swojej stronie...

4 komentarze:

  1. Sporo słyszałam dobrego o tej książce i mam na nią chęć od początku :)

    Pozdrawiamy i zapraszamy do nas:
    rodzinne-czytanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam już Kasację i Zaginięcie, więc już niedługo zacznę czytać.

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie "Zaginięcie" podobało się nieco mniej niż "Kasacja", ale to chyba po prostu kwestia całkiem innej sprawy, która mniej przypadła mi do gustu. Tak czy inaczej uważam, że to świetna książka i już zacieram łapki na myśl o kolejnej części cyklu.

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)