poniedziałek, 18 grudnia 2017

Zupa żółwiowa bez żółwia czyli kuchnia retro

Książek kucharskich jest w naszym domu całkiem sporo. Największą grupę stanowią woluminy odziedziczone po rozmaitych bliższych i dalszych krewnych, ja osobiście dołożyłam do tego może ze dwa tomy, natomiast moje dziecko ma całkiem pokaźny zbiór dzieł swoich ulubionych "telewizyjnych" kucharzy na czele oczywiście z Ewą Wachowicz.
W ostatnich tygodniach nasze zbiory powiększyły się o pracę Anny Włodarczyk noszącą tytuł "Retro kuchnia".

"Retro kuchnia", jak na książkę kucharską przystało to przede wszystkim receptury potraw, ale mnie, miłośniczkę rozmaitych historycznych (nomen omen) smaczków zainteresowało tu coś zupełnie innego. Ale o tym za chwilę.
Autorka skonstruowała swoją książkę na wzór przedwojennych książek kucharskich - zawartość podzielona jest na 13 rozdziałów, z których każdy omawia inny rodzaj dania. Rozdziały ułożone są w takiej kolejności w jakiej najczęściej serwowano wystawny, kilkudaniowy obiad - zaczynamy więc od zup, by poprzez rozmaite dania mięsne i postne przejść do legumin, kremów i innych deserów, a wyliczankę kończą przetwory na zimę (o których każda zapobiegliwa gospodyni powinna pamiętać) oraz ciepłe i zimne napoje.
Dla kuchennego nowicjusza dawne przepisy mogą stanowić ciężki orzech do zgryzienia, chociażby ze względu na inny rodzaj miar i wag - o ile tuzin marchewek czy kopa jaj jest do ogarnięcia o tyle korzec mąki, garniec maku czy funt masła może stanowić poważny problem.

Anna Włodarczyk prezentuje więc przepisy oryginalne oraz swoje własne wariacje na ich temat - przelicza miary i wagi, zmienia niektóre, niedostępne dzisiaj, składniki na inne, podaje propozycje aranżacji dania lub dodatków, które będą się z nim najlepiej komponować. Każdy przepis opatrzony jest fotografią - ślinotok murowany ;)

A teraz coś co odróżnia tę książkę od innych pozycji dostępnych na rynku i co dla mnie jest jej największą wartością.
Otóż każdy rozdział poprzedzony jest wstępem w którym autorka cytuje dawne autorytety kulinarne od najsłynniejszej chyba polskiej kuchmistrzyni czyli Lucyny Ćwierciakiewiczowej poprzez święcącą największe sukcesy w dwudziestoleciu międzywojennym Marię Disslową aż do dziewiętnastowiecznej kucharki litewskiej czyli Wincentyny Zawadzkiej. Mamy więc tu porady dotyczące samego przygotowywania potraw, ale również tego jak najlepiej wybrać produkty czy na co zwrócić uwagę przy serwowaniu poszczególnych dań. Jest tu również sporo porad z dziedziny "gotowania kreatywnego" - np. jak ugotować zupę żółwiową bez mięsa żółwiego. Należy mianowicie użyć dwunastu kogucich grzebieni oraz główki cielęcej...
Podobnych porad jest wiele więcej, niektóre mogą się wydać co najmniej dziwaczne (np. dodawanie do zup czy rosołów kawałka chrzanu, pasternaku, skorzonery czy buraka), inne u co wrażliwszych osób mogą wywołać niezbyt przyjemne reakcje, natomiast wszystkie bez wyjątku stanowią niezbity dowód na to, że eksperymentowanie w kuchni nie jest wcale wynalazkiem naszych czasów.

Reasumując - książka warta polecenia nie tylko jako pomoc w kuchni ale również jako źródło informacji o kulinarnych zwyczajach naszych pradziadków.

czwartek, 14 grudnia 2017

Obejrzane - przeczytane: Wiktoria serialowa i książkowa

Jak już niejednokrotnie pisałam, uważam, że jeśli mamy do czynienia z książką i jej ekranizacją, to najlepiej rozpocząć od wersji pisanej a dopiero później wziąć się za wersję filmową. Niestety, nie zawsze tak można - chociażby z tego powodu, że wersja pisana powstaje później - tak było chociażby ze"Stowarzyszeniem Umarłych Poetów". 

Podobnie rzecz się ma z "Wiktorią", której autorką jest Daisy Goodwin, scenarzystka serialu o tym samym tytule, którego drugi sezon właśnie można oglądać na HBO.
Telewizji właściwie nie oglądam, od czasu do czasu transmisje sportowe, ewentualnie jakiś film, na którym nie było mi dane być w kinie (chociażby ostatnio najnowszą wersję "Pięknej i Bestii"). Seriali również nie śledzę - zwyczajnie jest tego za dużo. Na "Wiktorię" trafiłam przypadkiem, obejrzałam pierwszy odcinek i całkowicie się zauroczyłam.

Serial opowiada o jednej z najbardziej znanych władczyń europejskich, brytyjskiej królowej Aleksandrynie Wiktorii Hanowerskiej.
Pierwszy sezon serialu obejmuje lata 1837 - 1840, czyli od wstąpienia na tron do urodzenia pierwszego dziecka. Akcja książki obejmuje nieco krótszy okres, kończy się bowiem zaręczynami młodej władczyni i jej kuzyna księcia Alberta.

Autorka ma bardzo lekkie pióro, fantastycznie snuje swoją opowieść, nie zanudza szczegółami historycznymi, chociaż widać, że ma obszerną wiedzę i dokładnie maluje tło epoki.
Postacie są żywe, pełnokrwiste, ich emocje są wiarygodne, jedni od razu budzą sympatię, inni wręcz przeciwnie, do niektórych trzeba się przekonywać, bowiem pierwsze wrażenie może być mylne - czyli wszystko układa się jak w prawdziwym życiu.
Książka jest wciągająca, chociaż, znając wcześniej serial, doskonale wiedziałam co będzie dalej. Więcej - przy lekturze przed oczami pojawiały mi się kolejne sceny zapamiętane z telewizyjnego ekranu.

Jeżeli ktoś nie widział serialu a ma możliwość najpierw przeczytać książkę to serdecznie doradzam taką właśnie kolejność. W drugą stronę też oczywiście działa i potrafi zachwycić, czego sama jestem najlepszym przykładem.