niedziela, 24 lipca 2016

Kot, apteka i trup w salonie

Na letnie upały najlepszym remedium jest lekka książkowa historia i zimny kompot z rabarbaru - to prawda stara jak świat. Zacieniony balkon kusi, kompocik prosto z lodówki wypełnia szklankę więc trzeba tylko wybrać odpowiednią lekturę. Tym razem padło na książkę "Nieboszczyk wędrowny", której autorką jest Małgorzata J. Kursa.

Marylka i Sławek to młode małżeństwo na dorobku. Obydwoje są farmaceutami, mieszkają w Lublinie, wynajmują niewielkie mieszkanie i raczej nie mają przed sobą jakichś oszałamiających perspektyw. Dlatego spadek który Marylka otrzymuje po ciotce stanowi dla nich wręcz cud. Pani Teresa, również farmaceutka, mieszkała w Kraśniku i prowadziła tam własną aptekę. Z niewiadomych przyczyn pominęła w testamencie własnego syna, a dorobek życia przekazała bratanicy i jej mężowi. Młodzi ludzie przeprowadzają się do Kraśnika i rozpoczynają nowe życie.
Niestety szczęście nie trwa długo, bowiem po kilku dniach wracając do domu zastają w nim ludzkie zwłoki. Co gorsza istnieją przyczyny dla których nie bardzo mogą wezwać policję, więc muszą sami pozbyć się niecodziennego gościa...

Małgorzata J. Kursa jest autorką kilku książek (najnowsza jest 7 z kolei) bardzo dobrze przyjętych przez liczne grono czytelniczek. Ja sama nie miałam jak dotąd możliwości zapoznać się z jej twórczością, więc lekturę "Nieboszczyka" rozpoczynałam z ogromną ciekawością. I już po kilku chwilach dałam się wciągnąć w intrygę do tego stopnia, że książkę pochłonęłam w ciągu jednego popołudnia.

Co stanowi największy atut tej książki? Moim zdaniem styl i poczucie humoru autorki. Owszem fabuła jest ciekawa, bohaterowie sympatyczni, akcja toczy się wartko, nie ma jakichś niepotrzebnych wypełniaczy czy pisania "na ilość", ale tym co najbardziej przypadło mi do gustu jest dowcipna narracja i zabawne dialogi. A już pomysł, aby na ludzi spojrzeć oczami kota uważam za bardzo interesujący - Belzebub (tak się nazywa ukochany kot Marylki) ma bardzo trzeźwy pogląd na świat i chociaż lubi swoich dwunożnych niejednokrotnie uważa ich za istoty nieporadne i wymagające jego kociej opieki.

Książka bardzo mi się podobała, chociaż muszę przyznać, że dwa czy trzy razy byłam nieco zagubiona. Otóż pani Małgorzata w rolach bohaterów drugiego planu umieściła postacie z innych swoich książek i napomykają one o zdarzeniach czy ludziach o których ja, nie znając poprzednich powieści, nie miałam pojęcia. Nie wpływa to jakoś zasadniczo na odbiór książki, jednak wolę o tym napisać dla porządku.

Polecam :)

poniedziałek, 18 lipca 2016

Ślub, którego nie było i co z tego wynikło

Nie wiem jak w innych częściach kraju, ale u nas pod Miechowem już od kilku dni pogoda czysto jesienna - zimno, mokro i ogólnie mało przyjemnie. Najlepiej zalegnąć w jakimś kąciku z ciekawą książką...

To miał być najpiękniejszy dzień w życiu Kaliny - ślub i wesele dopracowane w najmniejszych szczegółach, piękna suknia, coś starego, coś pożyczonego, coś niebieskiego i jest ON, Patryk, facet idealny. 
Niestety ktoś tam w górze miał inne plany i w czasie ceremonii ślubnej okazuje się, ze Patryk ideałem nie jest, oprócz Kaliny adorował jeszcze inną panią, która teraz spodziewa się jego potomka. Żeby było weselej owa pani to Jola, najbliższa przyjaciółka Kaliny...
Przerwany ślub, odwołane wesele, kolejne dni spędzone na rozpamiętywaniu doznanego upokorzenia - właściwie nie ma się co dziwić, że Kalina tak mocno przeżyła zdradę narzeczonego i przyjaciółki. Ale w końcu trzeba wrócić do życia - dziewczyna postanawia wykorzystać jedyny prezent ślubny jaki dostała - voucher do spa "Kamienny Krąg" w zabytkowym dworku gdzieś na końcu świata (no może niekoniecznie jest to koniec świata, ale autobusy do wsi nie dojeżdżają...). Dar co prawda pochodzi od jakiejś wiekowej ciotki Patryka, ale Kalina postanowiła potraktować go jako odszkodowanie za straty moralne.
Wybierając się w podróż Kalina nie ma pojęcia, że pakuje się w zwariowaną a przy okazji również niebezpieczną przygodę.

"I że ci nie odpuszczę" to literacki debiut Joanny Szarańskiej. Tylko pozazdrościć takiego debiutu - świetna, trzymająca w napięciu intryga, ciekawi bohaterowie i komedia pomyłek w najlepszym wydaniu sprawiają, że od książki nie można się wręcz oderwać.

Kalina to jedna z tych osób, które na własne życzenie generują sobie, a i przy okazji wszystkim wokoło, masę kłopotów. Kiedy właścicielka dworku omyłkowo bierze ją za osobę zatrudnioną do renowacji zabytkowego fresku, nie prostuje tej pomyłki i rozpoczyna pracę u pani Elizy chociaż jej zdolności plastyczne w skali od 0 do 10 można ocenić na "-3". Jakby tego było mało w nocy zostaje okradziona, jednak to co inną osobę zmusiłoby do wyjazdu w tym przypadku tylko utwierdza bohaterkę do pozostania w Kamiennym Kręgu.
Kalina to osóbka o silnej osobowości, energiczna, pomysłowa, z tych co to najpierw robią a dopiero później myślą, lojalna wobec przyjaciół i nieprzejednana wobec tych, którzy ją skrzywdzili - daje się lubić od pierwszej chwili.

Mocną stroną książki jest język - dowcipne, skrzące się humorem dialogi, własne przemyślenia bohaterki, które miejscami przywodzą na myśl styl Joanny Chmielewskiej, humorystyczne opisy miejsc, zdarzeń i ludzi (przecudnej urody czwórka dziarskich staruszków z Warszawy) sprawiają, że czytelnik niejednokrotnie wybuchnie szczerym śmiechem.

"I że ci nie odpuszczę" to pierwszy tom większego cyklu pt. "Kalina w malinach" - mam nadzieje, że autorka nie każe długo czekać na kolejne przygody Kaliny...

sobota, 16 lipca 2016

Wakacyjne podróże: z Martą i Bartkiem po rosyjskich stanach

Równo cztery lata temu pisałam na tym blogu o książce "Byle dalej: w 888 dni dokoła świata" będącej relacją z podróży odbytej przez jej autorów Martę Owczarek i Bartka Skowrońskiego. A teraz leży przede mną kolejne dzieło tej dwójki czyli "Byle dalej: Pod stopami słońca. Motocyklami po bezdrożach Azji."

Jak zaczyna się wyprawa?
No cóż, w tym wypadku rozpoczęło się od mapy po której palce Marty i Bartka wędrowały znacząc kolejne szlaki. A kiedy nieomal wydrapali dziurę w miejscu gdzie na mapie znajdował się Pamir decyzja była już podjęta. 
Czym dostać się do Pamiru?
Oczywiście najprościej samolotem, ale co to za frajda? Wybór środka komunikacji był szybki - w poprzedniej podróży świetnie sprawdziły się motocykle, więc i tym razem dadzą radę.
Najlepszy termin na wyprawę?
21 maja 2013 roku minie 888 dni od powrotu z poprzedniej podróży więc to najlepszy czas aby znów poczuć wiatr we włosach i ruszyć na spotkanie przygody...
Jeszcze tylko ostatnie przygotowania, ostatnia korekta trasy i w drogę - przez Litwę, Łotwę, Estonię i Finlandię do Rosji, następnie kilkaset kilometrów w kierunku wschodnim aż za Ural, a potem już prościutko na południe. A jak już na południe, to przy okazji Pamiru można odwiedzić dawne rosyjskie"stany", które kilkanaście lat temu odzyskały niepodległość - Kazachstan, Tadżykistan, Kirgistan, Uzbekistan, Turkmenistan oraz całkiem już egzotyczny  Afganistan.

Marta i Bartek (szczególnie on) starają się unikać utartych szlaków, bo tylko z daleka od nich można zobaczyć prawdziwe oblicze kraju i ludzi, zmierzyć się z obiegowymi opiniami i stereotypami. Jest coś w motocyklistach co przyciąga do nich uwagę i sympatię tubylców - właściwie w każdym miejscu gdzie się zatrzymali spotykali się z sympatią i gościnnością. Autorzy książki są świetnymi obserwatorami, ludźmi otwartymi na nowe doznania, starają się jak najwięcej dowiedzieć o przemierzanych terenach - o ich historii i teraźniejszości, o radościach, smutkach i marzeniach ludzi, których los postawił na ich drodze.

Osobny temat, chociaż jak najbardziej związany z podróżą to jedzenie - im dalej od domu tym bardziej egzotycznie. Owszem są specjały, które przeciętnemu Europejczykowi za nic w świecie nie chcą przejść przez gardło, jednak biorąc pod uwagę, że w większości są to dania zrobione ze świeżych, raczej nieskażonych chemią, a tym bardziej nie modyfikowanych genetycznie produktów to trzeba bezstronnie przyznać, że są zdecydowanie zdrowsze od tego co większość z nas jada na co dzień.
Autorzy książki przy okazji swojej podróży przeprowadzili coś na kształt naukowych badań, których tematem był chleb - pokarm występujący w każdej kulturze, na całym świecie. W każdym miejscu gdzie się zatrzymali starali się dowiedzieć jak najwięcej na temat sposobu pieczenia oraz rodzajów pieczywa charakterystycznego dla danego regionu - wyniki owych badań znajdzie czytelnik w specjalnym dodatku na końcu książki.

"Pod stopami słońca" to świetna, dobrze napisana książka, wzbogacona ogromnym materiałem fotograficznym - aż żal ją odkładać po skończonej lekturze.
Pozostaje tylko mieć nadzieję, że autorzy znów poczują zew przygody, a swoje doświadczenia opiszą w kolejnym tomie. Chociaż biorąc pod uwagę pewne wypadki, które zaszły pod koniec tej podróży nie jest to takie oczywiste...
Co się stało? A to już kto ciekawy niech sobie sam doczyta ;)

Serdecznie polecam.

poniedziałek, 11 lipca 2016

Wojciech Kossak odbrązowiony

Sama nie wiem jak to się stało, że przy mojej "kossakowskiej pasji" nie zdarzyło mi się przeczytać żadnej konkretnej biografii Wojciecha Kossaka, chociaż wiem, że dawnymi laty coś takiego powstało.
Bardzo mnie więc ucieszyła wiadomość, że nakładem PWN wydana została książka Mai i Jana Łozińskich pt. "Wojciech Kossak. Opowieść biograficzna". Książkę przeczytałam już kilka dni temu i muszę przyznać, że długo zastanawiałam się co o niej napisać...

Bohater opracowania to człowiek niezwykły. Jeden z najbardziej uznanych twórców swojej epoki, znany i rozpoznawany nie tylko w kraju ale i za granicą, nadworny malarz dwóch cesarzy (przez co niektórzy zarzucali mu brak patriotyzmu), współtwórca słynnej "Panoramy Racławickiej", autor niezliczonej ilości portretów i scen obyczajowych (głównie "konnych"). Pochodził z artystycznej krakowskiej rodziny - jego ojciec Juliusz oraz syn Jerzy również byli malarzami, a dwie córki - Maria Pawlikowska-Jasnorzewska oraz Magdalena Samozwaniec parały się literaturą.

Książka, jak na biografię przystało, ma układ chronologiczny, autorzy oparli się w dużej mierze na korespondencji rodziny Kossaków, oraz na wspomnieniach samego Wojciecha, jak również na istniejących już opracowaniach. Doskonałym uzupełnieniem tekstu są liczne fotografie przedstawiające dzieła Wojciecha, jego najbliższych, ludzi z którymi malarz współpracował bądź się przyjaźnił oraz miejsca z którymi był związany.

Jaki był więc Wojciech Kossak? Przede wszystkim ogromnie pracowity i obowiązkowy, nawet w podeszłym wieku. Ciekawy świata, lubił podróżować, chętnie obracał się w gronie arystokracji, był w każdym calu dżentelmenem, zawsze elegancki i szarmancki wobec kobiet.

To jednak tylko jedna strona medalu - Wojciech miał nie tylko zalety, ale również wady - lubił hazard, zdradzał żonę, był snobem i megalomanem. Nie do końca radził sobie w pracy grupowej, co widać było chociażby w czasie prac nad Panoramą Racławicką - kłótnie, konflikty, czy wręcz rękoczyny niejednokrotnie stawiały pod znakiem zapytania terminowe ukończenie dzieła...
No ale wybitnym jednostkom sporo można wybaczyć.

Wydawać by się mogło, że książka powinna spełnić moje oczekiwania - konkretna, bezstronna, oparta na różnorakich źródłach, pokazująca cały życiorys omawianej postaci. Tak, to wszystko prawda, jednak jej lektura jakoś zupełnie mnie nie porwałą - tzn. przeczytałam z zainteresowaniem, ale nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak chociażby czytana przed rokiem "Simona", biografia wnuczki Wojciecha Simony Kossak.
 Mam wrażenie, ze autorzy starali się być tak bardzo bezstronni, że aż stali się obojętni wobec opisywanej postaci.

Jednak jeśli kogoś interesuje ten niezwykły człowiek warto sięgnąć po tę biografię, bo jest wspaniałym źródłem wiedzy na temat losów Wojciecha Kossaka. 


środa, 6 lipca 2016

Wakacyjne podróże: z Gabrysią i Nilsem w czasy hippisów i magnetofonów szpulowych

Rafał Witek jest autorem zabawnego cyklu książek dla dzieci pt. "Bzik & Makówka przedstawiają:". Do tej pory wyszły trzy książeczki ( "Zgniłobrody i Luneta Przeznaczenia", "Ucieczka z tajemniczego ogrodu" i "Autograf za milion dolarów") a kilka dni temu swoją premierę miał tom czwarty pt. Maliny zza żelaznej kurtyny".

Gabrysia Bzik i Nilson Makówka mają po 10 lat, chodzą do jednaj klasy i są najlepszymi przyjaciółmi. Więc kiedy Nilson tajemniczo znika Gabrysia postanawia go odnaleźć. Chłopiec zaginął w drodze do biblioteki, więc jego koleżanka postanawia udać się jego śladem. Wsiada do dziwnego autobusu, a kiedy udaje się jej z niego wysiąść okazuje się, że cofnęła się w czasie do roku 1974. Jedyną dobrą stroną tej sytuacji jest fakt, że spotyka tam Nilsona...

Gabrysia i Nilson trafiają w czasy młodości swoich dziadków. Pierwsze co rzuca się im w oczy to brak jakichkolwiek reklam,mniejsza liczba samochodów i szare blokowiska. Ogólne zainteresowanie budzą ich dżinsy i koszulki - dla współczesnego nastolatka są to zwykłe codzienne ciuchy, dla młodych ludzi z pierwszej połowy lat siedemdziesiątych to symbol lepszego życia na Zachodzie...

Poruszanie się w rzeczywistości sprzed ponad czterdziestu lat sprawia bohaterom dosyć poważne kłopoty - brak ówczesnych pieniędzy, nieznajomość realiów czy wreszcie bariera językowa (bo niby to polski język, ale dogadać się w nim wcale nie jest łatwo) to tylko kilka przykładów. Ale to przestaje być ważne, kiedy okazuje się, że dwójką rzucających się w oczy dzieciaków zaczyna się interesować SB...

Książeczka przeznaczona jest oczywiście dla dzieci, więc bohaterom udaje się wywinąć z trudnej sytuacji, ale młody czytelnik ma okazję dowiedzieć się co nieco o życiu w tamtym okresie. Ma szansę dowiedzieć się co oznaczały określenia "esbecja", "demoludy", "czarny rynek" czy wreszcie tytułowa "żelazna kurtyna". Co więcej - może (podobnie jak Gabrysia) porównać życie wtedy i teraz. I wcale nie jest pewne, która rzeczywistość bardziej przypadnie mu do gustu...

"Maliny zza żelaznej kurtyny" przybliżą współczesnym dziesięciolatkom trudne czasy w których żyli ich dziadkowie - oczywiście jest to zaledwie niewielki wycinek tamtej rzeczywistości podany w formie możliwej do zaakceptowania przez dziecko. I być może przynajmniej część młodych czytelników będzie chciała u źródła (czyli u rzeczonych dziadków) znaleźć więcej informacji na temat tamtych czasów.
Dziadkowie i babcie - czujcie się ostrzeżeni ;)

piątek, 1 lipca 2016

Skandale i skandaliki czyli "Historia Bez Cenzury"

Zdarzyło się kilka miesięcy temu, że jeden z moich uczniów, któremu z historią było zdecydowanie nie po drodze zaskoczył mnie wiedzą na temat jednego z naszych władców. Ponieważ znał fakty, których na próżno szukać w podręczniku do gimnazjum, zaczęłam drążyć temat i wtedy gość z ociąganiem przyznał, że jest taki fajny program w internecie i to stamtąd pochodzi jego wiedza. W taki sposób również ja trafiłam na "Historię Bez Cenzury".
Nie ukrywam, że początkowo byłam w lekkim szoku - spowodował to przede wszystkim język prowadzącego program Wojciecha Drewniaka, który nie stronił od określeń z pogranicza kulturalnej wypowiedzi czy wręcz wulgaryzmów. Jednak kiedy obejrzałam kilka odcinków dotarło do mnie coś jeszcze - Drewniak ma pojęcie o czym mówi, historia jest jego pasją a ten... hmm... "oryginalny" przekaz ma za zadanie przyciągnąć ludzi, którzy z własnej woli nawet by nie spojrzeli w kierunku jakiegoś historycznego tomiszcza.

Każdy odcinek "HBC" trwa ok. 15 minut, więc nie ma możliwości aby zmieścić w nim wszystkie ciekawe fakty dotyczące prezentowanej osoby lub wydarzenia. Z tego powodu Wojciech Drewniak postanowił wydać książkową wersję swojej audycji, w której zamieścił swoiste biogramy dziesięciu postaci z historii Polski - dziewięciu naszych władców oraz Józefa Piłsudskiego. 

Czym kierował się autor przy doborze postaci? 
Wydaje mi się, że bohaterowie to przede wszystkim bardzo barwne osoby, niekoniecznie z tych najbardziej dla polskiej historii zasłużonych - brakuje tu chociażby Mieszka I, który wprowadził nas do chrześcijańskiej Europy czy Władysława Łokietka, który posklejał polskie ziemie po okresie rozbicia dzielnicowego. Jest natomiast August II Mocny oraz Stanisław August Poniatowski - dwóch głównych architektów rozbiorów... 
Ale nie oszukujmy się, prywatne życie Łokietka nie było najciekawsze, a o Mieszku to w ogóle niewiele pewnego wiadomo, natomiast Mocny i Poniatowski nawet dzisiaj byliby w czołówce skandalistów.

I to chyba jest podstawą sukcesu "Historii bez cenzury" - zdecydowana większość rodzaju ludzkiego uwielbia skandale, a jak już głównym bohaterem takiego skandalu jest ktoś znany to zainteresowanie sięga chmur. 
Tak wiec czytelnik "HBC" nie znajdzie w tej książce dat ani szczegółów umów międzynarodowych (o których musiał się uczyć w szkole), za to może sobie poczytać o sypialnianych wyczynach wspomnianego wyżej Augusta II, o zoologicznych pasjach Sobieskiego czy o pantoflarstwie Władysława Jagiełły. A wszystko to podane językiem, no może nie do końca spod przysłowiowej budki z piwem, ale takim, którym operuje przeciętny polski gimnazjalista.

Czy polecam? Hmm, trudno mi powiedzieć. 
No bo jednak nie przepadam za tego typu słownictwem, ale z drugiej strony jak już się przezwycięży niechęć, że tak powiem, językową to się to wspaniale czyta...

Tak więc na własną odpowiedzialność ;)