czwartek, 31 maja 2012

Młodych Japńczyków portret własny

Azja - największy z kontynentów, zróżnicowany jak żaden inny pod względem geograficznym, gospodarczym i kulturalnym. Obszar o którym bardzo lubię czytać, który mnie interesuje tak właśnie geograficznie-kulturowo-podróżniczo. Zdecydowana jednak większość książek na temat Azji, które mi się zdarzyło w życiu przeczytać to książki pisane przez nie-Azjatów, przez ludzi, którzy przybyli tam z zewnątrz, którzy widzieli tamtą rzeczywistość poprzez pryzmat własnych doświadczeń, uprzedzeń i stereotypów. Ale żeby prawdziwie zrozumieć i poznać jakiś kraj czy region trzeba na niego spojrzeć oczami ludzi stamtąd. I dzięki wyzwaniu Sardegny miałam możliwość zobaczyć jak postrzegają siebie i swój świat Japończycy.

D tej pory moje spotkania z literaturą Kraju Kwitnącej Wiśni ograniczyły się do lektury "Kobiety z wydm" Kobo Abe więc uznałam, że należy poszerzyć horyzonty i poznać najbardziej aktualnie popularnego japońskiego pisarza - sięgnęłam więc po "Norwegian Wood" Haruki Murakamiego.

Książka stanowi wspomnienia czterdziestoletniego Toru Watanabe - przywołuje wizje końca dzieciństwa i początków dorosłego życia, pierwsze samodzielne decyzje, szukanie swojej drogi życiowej i pierwsze rozczarowania. Jego życie toczy się od jednej tragedii do drugiej - pierwsze wspomnienie dotyczy samobójczej śmierci Kizukiego, przyjaciela z dzieciństwa i wydaje mi się, że to wydarzenie w jakiś sposób ukształtowało Watanabe. Pomimo, że mija czas, on sam wyjeżdża z rodzinnego miasta na studia do Tokio, poznaje nowych ludzi to cały czas, gdzieś w tle majaczy postać zmarłego kolegi. Tym bardziej, że chłopak przez cały czas utrzymuje znajomość z Naoko, dziewczyną Kizukiego. Znajomość niezwykle trudną, gdyż Naoko nosi w sobie ogromny bagaż problemów i ma skłonności depresyjne - do tego stopnia, że wymaga hospitalizacji w specjalistycznym ośrodku.
Zupełnym przeciwieństwem Naoko jest Midori - ekscentryczna, impulsywna i żywiołowa koleżanka ze studiów.
I te dwie odmienne jak noc i dzień dziewczyny będą miały ogromny wpływ na Toru Watanabe, to dzięki niełatwym relacjom jakie ich połączą młody człowiek ostatecznie się ukształtuje.

Czytając książkę niemal bezwiednie porównywałam ją do klasycznej już powieści "Buszujący w zbożu" J.D. Salingera - bo chociaż Holdena i Watanabe dzieli odległość tak geograficzna jak i czasowa to istota ich problemów jest taka sama - obydwaj szukają swojego miejsca w życiu, szukają prawdziwego uczucia, walczą z osamotnieniem i brakiem akceptacji ze strony otoczenia. Murakami buduje po mistrzowsku swoich bohaterów, czyni ich bardzo wiarygodnymi i prawdziwymi.
Osobną sprawą jest język powieści - prosty, wręcz potoczny, ale w żadnym wypadku nie jest on prostacki. Wydaje mi się, że jest to celowy zabieg autora - nie czaruje czytelnika środkami stylistycznymi czy poetyckimi opisami a przez to pozwala maksymalnie skupić się na tym co najważniejsze, na człowieku.

Nie raz i nie dwa czytałam zachwyty blogerów głoszących, że Haruki Murakami to geniusz, najlepszy pisarz na świecie, itp. P lekturze książki stwierdzam, że faktycznie jest w tym sporo racji, ale jednak jak dla mnie nie jest jakimś arcymistrzem - albo może po prostu "Norwegian Wood"do tych najlepszych nie należy...
Jednak mocne 4+mogę dać:)

środa, 30 maja 2012

TOP10 razy trzy, czyli nadrabianie zaległości na finiszu;)


Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.

Dziś przyszła pora na... Dziesięć ulubionych powieści fantastycznych, Dziesięć kreatywwych pytań i odpowiedzi oraz Dziesięć książek dla dzieci!

TOPKA PIERWSZA -POWIEŚCI FANTASTYCZNE

Lubię powieści fantastyczne, chociaż może nie przeczytałam ich zbyt wiele. Fantastyka ma to do siebie, że bardzo często powieści tworzą serie, a ja nie podejmuję się powiedzieć, która książka z cyklu jest najlepsza - w związku z tym część pozycji na tej liście stanowią właśnie serie. Ale do rzeczy - tym razem kolejność nieprzypadkowa jest:





















*****************************************************

TOPKA DRUGA - 10 KREATYWOWYCH PYTAŃ I ODPOWIEDZI

1.Którego bohatera powieściowego chciałabyś mieć teraz obok siebie?


W tej chwili? Zdecydowanie Mary Poppins. Piotrek od 2 godzin odrabia zadanie domowe (3 linijki szlaczków) i jak mnie przy tej okazji krew nie zaleje to będzie cud jakiś... Może Mary miałaby jakąś radę na ośli upór mojego dziecka...


2. W świecie której książki chciałabyś się teraz znaleźć?


W Lichotce, domku z "Dożywocia" Marty Kisiel.
 Krakersik zadbałby o aprowizację, Licho o porządek, Panicz o kulturalną rozrywkę a ja mogłabym się oddać nicnierobieniu:)


3. Z którym bohaterem literackim zamieniłabyś się dzisiaj miejscami?


Dzisiaj i zawsze - z Joanną z "Błękitnego zamku" L.M. Montgomery. Chatka na odludziu, las, jezioro, cisza, spokój... A i facet też niczego sobie;)


4. Gdyby porwało cię UFO, którą powieść zabrałabyś ze sobą?


"Mistrza i Małgorzatę" - to moim zdaniem najlepsza książka jaką zdarzyło mi się czytać. Niech i Ufoki mają możliwość zapoznania się z nią.


5. Gdyby nakręcono film o twoim życiu kogo widziałabyś w obsadzie aktorskiej?




Renee Zellweger - jako ja;)




Zbigniew Zamachowski - mąż mój




Jakub Jankiewicz - mój synuś




Ekipa "Do dzwonka!" - moi gimnazjaliści






6. W którym serialu chciałabyś zagrać?


Chyba w "Dynastii Tudorów" - nie tyle ze względu na sam film ale na tematykę i stroje z epoki;)


7. Na czyim koncercie chciałabyś się pojawić (najlepiej na scenie)?


To trudny wybór, bo mam kilku muzycznych faworytów. Po dłuuugim namyśle... "Budka suflera"- słucham ich od zawsze, często sobie podśpiewuję ich starsze, rzadziej nowsze, piosenki. Zaśpiewać "Jolkę" z Felicjanem Andrzejczakiem to by było coś...


8. Który malarz powinien namalować twój portret?


Witkacy. Zdecydowanie. Dwoje wariatów z pewnością doszło by do porozumienia;)


9. Którą z postaci show-biznesu zaprosiłabyś na sobotniego grilla?


No z pewnością wiem kogo bym nie zaprosiła... A jeśli chodzi o możliwość spotkania się w domowych warunkach z jakimś celebrytem to może Jacek Braciak by się dał namówić na kiełbaskę i piwo. Uwielbiam te jego aktorskie perełki w drugim planie.


10. Jakie jest twoje najważniejsze wspomnienie związane z książkami?


Wizyta na Targach Książki w Krakowie - możliwość spotkania z ulubionymi pisarzami, potargowa kawa z innymi blogerami to wspomnienia, które na zawsze zapadły w pamięć. A ja sama odliczam czas do następnych targów:)


*****************************************************

TOPKA TRZECIA - KSIĄŻKI DLA DZIECI


Ta lista powstała we współpracy z dziecięciem (które w międzyczasie zmordowało te nieszczęsne szlaczki...).














wtorek, 29 maja 2012

Taka trochę naciągana klasyka;)

Tradycyjnie  - kończy się miesiąc, kończy się czas na wyzwanie Sardegny, więc z jęzorem na brodzie próbuję się zmieścić w wyznaczonym terminie. Wydawało by się, że zestaw na ten miesiąc jest wprost wymarzony dla mnie, bo to i klasyka, i powieść historyczna, czyli coś, co lubię i chętnie czytam. Niestety okoliczności tak się splotły, że zaplanowanego Prusa musiałam odłożyć na kiedy indziej, natomiast jako książkę należącą do polskiej klasyki chciałabym zaproponować arcyzabawną powieść Tadeusza Dołęgi-Mostowicza pt. "Pamiętnik pani Hanki". 
Czy Dołęga zasłużył na miano klasyka to sprawa dyskusyjna jest, bo raz, że uważany był zawsze za pisarza niższych lotów, poza tym tworzył w okresie XX-lecia międzywojennego, więc może trochę za młody jest, ale moja ulubiona BiblioNETka umieszcza jego powieści w przegródce "Klasyka polska" więc jakby co mam poparcie liczącej się instytucji;)

Pani Hanka, narratorka tej opowieści to młoda kobieta, żona Jacka Renowickiego, stojącego na progu kariery urzędnika MSZ. Jak większość pań z jej sfery zajmuje się głównie nicnierobieniem, bywaniem na rautach, fajfach i tym podobnych imprezach, namiętnie obsmarowuje swoje najlepsze przyjaciółki (do innych najlepszych przyjaciółek) i flirtuje ile wlezie. Przy tym wszem i wobec podkreśla wielkie uczucie jakim darzy własnego męża, a jak to osoba zakochana jest o niego wściekle zazdrosna. Pani Hanka wie, że mając atrakcyjnego męża trzeba być czujnym w dwójnasób, bo w każdej chwili może się zdarzyć, że jakaś harpia może na niego zapolować, a on, słaby z natury, może się nią zachwycić i prawowita małżonka zostanie na przysłowiowym lodzie. Mając to na uwadze, zdarza się zapobiegliwej pani Renowickiej naruszać tajemnicę korespondencji własnego męża. I jak się okazuje ma rację - otóż w poczcie Jacka znajduje się list od niejakiej Elisabeth, która twierdzi, ni mniej ni więcej, że jest... jego żoną...
Ta , było nie było, szokująca wiadomość rozpoczyna całą serię zdarzeń - oprócz problemów małżeńskich państwa Renowickich mamy do czynienia z szantażem, politycznym skandalem i aferą szpiegowską. A wszystko podane w lekkiej formie, z przymrużeniem oka i ironicznym uśmiechem na okoliczność tzw. dobrego towarzystwa i elit międzywojennych.

Czytając książkę zastanawiałam się przez cały czas, jak to się stało, że Jacek, całkiem niegłupi facet, związał się z takim pustakiem gazowym jak Hanka. Bo powiedzieć o niej, że jest naiwna, próżna i ograniczona to jeszcze jest komplement w stosunku do jej osoby. Przykład pierwszy z brzegu - ponieważ rzecz dzieje się w drugiej połowie lat 30-tych więc coraz więcej osób mówi o zbliżającej się wojnie. Dla naszej bohaterki jest to powód do względnego zadowolenia, bo najprawdopodobniej w modę wejdą sznurowane, wysokie buciki a takowe będą bardzo korzystnie podkreślały jej zgrabne nóżki... Takich przykładów mocy intelektu pani Hanki można podawać na pęczki. 
Ale, co może wydać się zaskakujące, autor tak skonstruował swoją bohaterkę, że człowiek z jednej strony gryzłby ścianę nad jej głupotą, ale z drugiej nie można jej nie lubić. Mam taką myśl, że pani Hania Renowicka jest pierwowzorem i pramatką wszystkich "typowych blondynek";) 

Książka zapewniła mi świetną rozrywkę w ciągu ostatnich ciężkich i dusznych dni (jako osobie w pewnym wieku, coraz bardziej mi taka pogoda dokucza) więc z pełną odpowiedzialnością mogę ją polecić na gorące letnie popołudnie.

piątek, 25 maja 2012

Zaległości ciąg dalszy czyli ostatnie 7 dni z książką (z trzydziestu...)


Dzień 24
Książka, która okazała się jednym wielkim oszustwem

Czy ja wiem... Chyba nie ma takiej książki, przez którą czułabym się oszukana. W każdym razie nic takiego nie przychodzi mi do głowy.

Dzień 25
Ulubiona autobiografia/biografia

A tu z kolei odpowiedź sama ciśnie się na usta - oczywiście "Maria i Magdalena", jedna z moich najukochańszych książek. Jest to beletryzowana biografia córek wybitnego malarza Wojciecha Kossaka, bardziej znanych jako Maria Pawlikowska - Jasnorzewska i Magdalena Samozwaniec - ta ostatnia jest autorką tejże opowieści.



Dzień 26
Książka, którą chciałabyś przeczytać, a jeszcze nie jest napisana

Bardzo chciałabym przeczytać kontynuację "Dożywocia" Marty Kisiel.
A psik! Alleluja!

Dzień 27
Książka, którą byś napisała, gdybyś umiała

No przecież to by moja własna biografia była;)
Mogą inni pisać, mogę i ja... Tyle, że na przeszkodzie brak talentu stoi i raczej moje wypociny światła dziennego i księgarskich półek nie zobaczą.

Dzień 28
Książka, której przeczytania bardzo żałujesz

Jeśli coś przeczytałam to nie żałuję tego. Mogę ewentualnie żałować straconego czasu, ale to już całkiem inna historia - nikt mnie nie zmuszał do przeczytania gniota.

Dzień 29
Autor, którego omijasz

Zraziłam się do dwóch bardzo popularnych obecnie autorów, a mianowicie Paolo Coelho i Carlosa Ruiza Zafona. Jeśli chodzi o tego pierwszego przeczytałam coś ze trzy jego książi - "Alchemik" mi się podobał, "Weronika postanawia umrzeć" było jakie takie, ale już "Walkirie" to stek bzdur jest - tak więc raczej nie będę próbować kolejnych książek tego pana. Z Zafonem sprawa ma sie nieco inaczej - tu utknęłam na pierwszej jego książkce, a mianowicie zaczęłam czytać bestsellerowy (a jakże) "Cień wiatru" i poza 50 stronę nie dałam rady wyjść...

Dzień 30
Autor, którego wszystkie książki czytasz

O tu lista jest długa - dodam jeszcze, że są to osoby, których wszystkie utwory nie tylko czytam z niemym zachwytem, ale staram się zgromadzić w domu całą ich twórczość. A są to:
  • Jane Austen
  • Joanna Chmielewska
  • Clive Cussler
  • Katarzyna Michalak
  • Lucy Maud Montgomery
  • Olga Rudnicka
  • Magdalena Samozwaniec
To te kilka najważniejszych osób:)

wtorek, 22 maja 2012

Siostrzana więź silniejsza niż śmierć

Kilkanaście dni temu pisałam o najnowszej powieści Rosamund Lupton pt. "Potem", natomiast dzisiaj przyszła kolej na debiut tej autorki - "Siostra" ujrzała światło dzienne w 2011 roku i od razu zyskała sobie uznanie czytelników.

Beatrice i Tess są ze sobą, nawet jak na siostry, nadzwyczajnie zżyte. Pomimo, że mieszkają o tysiące kilometrów od siebie (Tess w Londynie a Bea w Nowym Jorku) pozostają w codziennym kontakcie, dzwonią, mailują - wręcz rozumieją się bez słów. I oto pewnego dnia Tess znika. Zaniepokojona Beatrice przylatuje do Londynu aby pomóc w poszukiwaniach. Niestety, po kilku dniach policja znajduje zwłoki Tess a koroner stwierdza samobójstwo. Beatrice jest jedyną osobą, która nie wierzy w to, że siostra mogłaby się targnąć na swoje życie i rozpoczyna własne poszukiwania. Pomimo oporu najbliższych i piętrzących się trudności powoli odkrywa szokującą prawdę...

Książka jest naprawdę dobrze napisana, autorka stopniuje napięcie a atmosfera zagęszcza się niemal z każdą kartką. Rosamund Lupton stworzyła thriller psychologiczny, który wciąga od samego początku i nic nie jest jasne aż do ostatnich zdań.
Siłą rzeczy porównywałam "Siostrę" z przeczytanym jakiś czas temu "Potem". I co rzuca się od razu w oczy, to taki sam sposób prowadzenia narracji. Narrator, w tym przypadku Beatrice, nie zwraca się bezpośrednio do czytelnika ale opowiada swoją historię konkretnej osobie - tutaj jest to Tess. Wpływa to moim zdaniem na odbiór tekstu - staje się on przez to bardziej emocjonalny i wiarygodny.

Polecam książkę nie tylko wielbicielom thrillerów - sądzę, że jest to lektura praktycznie dla każdego. A ja z niecierpliwością czekam na kolejne powieści tej młodej brytyjskiej autorki.


niedziela, 20 maja 2012

Nadrabiamy zaległości, czyli o pewnej wycieczce i "otagowanie"

Piękna pogoda, siedzę sobie na balkonie, Piotrek na podwórku bawi się w Robin Hooda a Robert gdzieś się ukrył - czyli leniwe wiejskie popołudnie. Postanowiłam rozprawić się z najbardziej palącymi zaległościami blogowymi, ale zanim o nich to chciałabym napisać kilka słów o pewnym miejscu w którym bywamy z moimi chłopakami dosyć regularnie - a mianowicie o Skansenie Wsi Kieleckiej w Tokarni koło Jędrzejowa. W ubiegłą niedzielę, 13 maja, odwiedziliśmy go po raz kolejny.

Sam skansen odkryłam już dosyć dawno temu - szukaliśmy jakiegoś miejsca gdzie można pojechać z klasą na wycieczkę, ale tak żeby nie było drogo, można się było wybiegać (to było w czasach kiedy jeszcze w podstawówce pracowałam) i przy okazji coś ciekawego zobaczyć. I wtedy jedna z koleżanek wspomniała o Tokarni właśnie. To pierwsze spotkanie miało miejsce w 1999 roku i, mówiąc szczerze, początkowo nie napawało optymizmem - dzień był pochmurny, a kiedy już weszliśmy na teren skansenu zaczęło padać... I tak z przerwami lało przez trzy godziny...
Pomimo tego deszczu dzieciaki były szczęśliwe a ja zakochałam się w Tokarni od pierwszego przemokniętego wejrzenia. 
Później zaraziłam skansenem mojego męża i tak sie potoczyło. Nie będę pisać  o tym co tam można zobaczyć, bo lepiej zrobią to zdjęcia, które można obejrzeć TUTAJ, powiem tylko, że w ciągu ostatnich dwóch lat zaszły w Skansenie ogromne zmiany - instytucja uzyskała jakieś fundusze unijne i rozbudowuje się aż furczy. 
Niedaleko od skansenu leży zamek w Chęcinach - nie byliśmy tym razem, bo zaczął mżyć deszcz a do zamku wchodzi się po stromym, kamienistym zboczu i woleliśmy nie ryzykować połamania kończyn, ale przy ładnej pogodzie warto tam zajrzeć.
Przy okazji odkryliśmy jeszcze jedno ciekawe miejsce, a mianowicie kilka kilometrów za Tokarnią, jadąc w stronę Jędrzejowa trzeba zjechać w boczną drogę (wszystko jest bardzo dobrze oznakowane) i po kilku kilometrach ukazuje się naszym oczom zamek rycerski w Sobkowie. Szczerze mówiąc, to myśmy go nieomal minęli, bo zamek nie jest położony na wzgórzu (jak to zamki mają w zwyczaju), a poniżej poziomu szosy. Z zamku pozostały tylko mury i budynki gospodarcze w których znajduje się restauracja, stajnie i powozownia. Na środku obiektu można podziwiać ruiny pałacu z XVIII wieku, a kiedy przejdziemy przez podwórze i bramę znajdziemy się nad brzegiem Nidy. Śliczności:)

A ja za kilka tygodni po raz kolejny zajrzę pod strzechy domków w Tokarni - wybieram sie tam z moimi gimnazjalistami:)

***********************************************************

W czasie kiedy byłam z różnych powodów niemal zupełnie nieobecna w tym wirtualnym świecie przetoczyła się przez blogi kolejna "łańcuszkowa zabawa" i moja osoba nie została również pominięta. Nie wiem czemu ktoś nazwał ją "Otagowani" - bardziej chyba pasowałoby "Wywołani do tablicy" ale jak zwał tak zwał, wyznaczono mnie i należy sprostać wyzwaniu.
Na czym polega zabawa to pewnie wszyscy wiedzą, ale dla porządku przypomnę - osoba "otagowana" ma odpowiedzieć na pytania zadane jej przez "tagującego" a następnie wymyślić swój zestaw pytań i wyznaczyć kolejnych uczestników łańcuszka. Mnie wyznaczyli oisaj i Soulmate a oto ich pytania i moje odpowiedzi.

W kolejności chronologicznej pierwszy był oisaj i od jego pytań zacznę:

1. Jakie motywy w książkach irytują cię najbardziej i dlaczego?
Czy ja wiem... Nie lubię wampirów w tym stylu zmierzchopodobnym - to po pierwsze. Dlaczego? Bo wampir w wydaniu romansidłowym (nie mylić z romansowym) jest... no nie wiem jak to określić, żeby nikogo nie urazić, ale zwyczajnie niestrawny. Bo wampir jest od tego, żeby się go bać a nie robić do niego maślane oczy.
I diabli mnie biorą, kiedy autorowi wydaje się, że czytelnik to jakiś ćwierćmózgowiec i każdą brednię połknie jak gęś gotowanego ziemniaka.
2. Gdybyś mógł wybrać jedną książkę i coś w niej zmienić to jaka byłaby to książka i co by się w niej zmieniło?
Zdecydowanie "Eragon" i kontynuacje - wywaliłabym przynajmniej pół kwiecistych opisów, które niczego nie wnoszą, a tylko zwiększają objętość. Taka "odchudzona" książka zyskałaby zdecydowanie na tempie akcji, bo tak jak jest to strasznie się wlecze.
3. Jakie okładki najbardziej lubisz?
A o tym pisałam już TU więc nie będę się powtarzać.
4. Wolisz książki z ilustracjami czy bez i dlaczego?
Nie ma to dla mnie większego znaczenia - najważniejsza jest zawsze treść.
5. Czy spotkałaś kiedyś w książce postać a'la Mary Sue? Jeśli tak to w jakiej i kto to był?
Nie mam pojęcia kim jest/była Mary Sue więc nie wiem czy spotkałam się z jakimś jej alter ego...
6. Lubisz szczęśliwe zakończenia?
No pewnie:)
7. Lubisz książki o zwierzętach i przyrodnicze popularnonaukowe?
Niespecjalnie. Ale mój syn uwielbia:)
8. Czy została ci trauma po którejś z lektur szkolnych?
Raczej nie. Aczkolwiek już wtedy miałam trudności z przebrnięciem przez literaturę obozową, której dobrowolnie nie czytam do dnia dzisiejszego.
9. Jaka książka nie powinna nigdy stać się lekturą szkolną, gdyż zabiłoby to jej urok?
Żadnej z moich ukochanych książek nie życzę bycia lekturą szkolną...
10. Ulubiony nie będący człowiekiem bohater książki?
Behemot z "Mistrza i Małgorzaty".
11. Co jest najlepsze w blogowaniu?
O tym też już pisałam - o TU.

Drugi zestaw pytań dostałam od Soulmate:

1. Co aktualnie czytasz?
Zawsze czytam kilka książek równocześnie. Aktualnie są to "Siostra" R. Lupton, "Modliszka" A. Sowy, "Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik" J.I. Kraszewskiego,  "Mój Egipt" J. Kreta i Hania Bania" H. Bakuły. Do wyboru, do koloru;)
2.Ile książek czeka na ciebie w stosie recenzyjnym/własnym? Której z nich nie możesz się doczekać?
Recenzyjne idą na bieżąco - to wspomniane wyżej "Siostra" i "Modliszka". Natomiast z własnymi to już gorzej - czeka ich dużo. O wiele za dużo. Ale najbardziej upragniona lektura to na dzisiaj "Autobiografia" A. Christie. Ale jak tylko Skończę te recenzyjne to się za Agatkę biorę.
3.Czy słuchasz muzyki podczas czytania.
Nie. Nie umiem tego połączyć, chociaż nie muszę mieć idealnej ciszy przy czytaniu.
4. Co dało ci blogowanie?
Odsyłam do pytania 11 od oisaj.
5. Piszesz własne teksty do szuflady?
Oj nie. Na to już zupełnie nie mam czasu, a i talentu też raczej nie;(
6. Czy stosujesz jakieś umilacze w czasie czytania?
No niestety tak... I dlatego w moim wypadku żadna dieta nie jest skuteczna. W związku z tym zdarzyła mi się parę lat temu taka historia:
Mój Piotrek bardzo lubi żelki owocowe. Kupujemy w markecie takie duże pudełka i zawsze jakieś stoi w zasięgu jego rąk. I tak oto nowe, kilogramowe pudło stało na ławie, Młody coś z klocków budował na podłodze a ja siedziałam w fotelu i czytałam. W pewnej chwili Piotrek uderzył w ryk, bo się okazało, że żelków nie ma... Bezwiednie wrąbałam niemal cały kilogram słodyczy... Od tej pory staram się uprzątać wszystkie przekąski ze swojego zasiegu, ale herbatka owocowa albo jakiś sok musi być obowiązkowo pod ręką.
7. Uprawiasz jakiś sport lub jesteś kibicem jakiegoś sportowca/drużyny?
Sama nie uprawiam, ale w TV pilnie śledzę sporty zimowe (wiadomo, jak wszyscy skoki i biegi narciarskie). Latem nie bardzo mam czas, wolę gdzieś wyjść na zewnątrz, ale olimpiadę w Londynie będę oglądać. 
8. Czy zmuszasz innych z otoczenia do czytania?
Tylko moje dziecko, ale to w ramach nauki czytania;)
9. Co robisz podczas dłuższej podróży?
To zależy od środka lokomocji - w pociągu czytam. Natomiast w samochodzie/ autobusie nie daję rady czytać (swego rodzaju choroba lokomocyjna) i najczęściej gapię się przez okno. Komunikacji powietrznej i wodnej jeszcze nie próbowałam, więc nie wiem jakby się na to mój organizm zapatrywał.
10. Czy lubisz ekranizacje i ich wyczekujesz? Czy raczej podchodzisz do nich sceptycznie?
Jakoś się za specjalnie nie ekscytuję ekranizacjami, chociaż je oglądam. I zawsze porównuję z pierwowzorem. w grudniu ma wejść na ekrany "Hobbit" na ten przykład i jego jestem ciekawa. I to nawet bardzo:)
11. Czy bardzo dobijają cię tego typu zabawy i na ile w skali od 1-10 chcesz mnie zabić?
Nie musisz się obawiać o swoje życie;)
A zabawy jakoś specjalnie mnie nie denerwują. Rozumiem, że mają na celu poznanie się na wzajem. Co mnie czasem dobija to fakt, kiedy nominują mnie osoby o których pierwszy raz w życiu słyszę, bo mam wtedy wrażenie, że nie mają nikogo wśród znajomych komu mogliby grę "sprzedać" i łapią pierwszy adres z brzegu. I na takie wezwania zdarza mi się nie odpowiadać. Natomiast jeśli wywoła mnie do tablicy ktoś kogo w ten czy inny sposób znam, kto bywa na moim blogu, do kogo ja zaglądam to wtedy staram się zawsze odpowiedzieć. Bo mam nadzieję, że ten ktoś faktycznie chce się czegoś o mnie dowiedzieć.

Powinnam teraz kogoś ja wyznaczyć do przepytania, ale Ci, których chętnie bym przesłuchała już się wypowiadali albo wiem, że nie biorą udziału w takich zabawach, więc nie będę na siłę kogoś wyznaczać:)

sobota, 19 maja 2012

Coś na progu i coś w przestrzeni kosmicznej

Na początek taka króciutka informacja:

Miło i zakomunikować, że ostatni, piąty, egzemplarz "Coś na progu" powędruje do
Planet Gosia
Niestety, aparat wybrał się wczoraj ze mną do szkoły i pozostał tam na weekend - więc zdjęcia nie będzie:(
Proszę zwyciężczynię o kontakt i namiary do wysyłki:)

****************************************************

Nieskończoną przestrzeń przemierza statek kosmiczny. Na jego pokładzie, oprócz załogi, znajduje się dosyć duża liczba cywilnych pasażerów a kapitan statku nie zna ostatecznego celu podróży. Ten fakt jest sam w sobie dosyć kłopotliwy, a jeśli jeszcze dodać do tego, że na pokładzie występują braki  żywności, wody i lekarstw to zaczyna się robić mocno nieciekawie...
Tak zaczyna się najnowsza powieść współczesnego hiszpańskiego prozaika Eduardo Mendozy. Pisarz znany jest polskiemu czytelnikowi z kilkunastu książek, które pojawiły sie na księgarianych półkach dzięki wydawnictwu Znak.

Czytając książkę nieźle się bawiłam - bo chociaż problemy kapitana i jego załogi należą do dosyć poważnych, jednak cała książka napisana jest w konwencji satyrycznej, a to co się dzieje na pokładzie statku można spokojnie przełożyć na stosunki panujące we współczesnym świecie. Co więcej postacie zbudowane są ze stereotypów, którymi zdarza się nam operować jeśli chodzi o poszczególne europejskie nacje. Oczywiście nie ma w powieści ani jednej wzmianki o ewentualnej narodowości występujących osób, ale ich nazwiska są jednoznaczne...
I tak lekarz pokładowy, z typowo greckim nazwiskiem, zajmuje się głównie dystrybucją napojów alkoholowych wychodząc z założenia, że brak leków i środków opatrunkowych można ewentualnie przeżyć, ale  brak procentów w organizmie może się zakończyć tragicznie. Dwaj oficerowie pokładowi (o nazwiskach wskazujących na Francuza i Niemca) pozostają w ciągłym konflikcie ze sobą nawzajem - prowadzi to do destabilizacji sytuacji na statku, ale jest również wykorzystywane przez kapitana do przeprowadzenia różnych swoich celów. I wreszcie sam kapitan Horacio Dos - z mentalnością południowca, przekonany o własnej nieomylności i niezwykłej atrakcyjności (bo kto by się tam przejmował takimi drobiazgami jak niski wzrost, pałąkowate nogi, beczkowata sylwetka czy braki w uwłosieniu...) a przy tym niezwykle łatwowierny i naiwny, żeby nie powiedzieć ograniczony.
Tak naprawdę na pokładzie statku jest tylko dwie rozsądne osoby - niestety, ta dwójka to przestępca i kobieta upadła, pasażerowie, a właściwie więźniowie, transportowani do jakiejś, niesprecyzowanej, karnej kolonii. I to tylko ich inteligencji i przedsiębiorczości statek i kapitan zawdzięczają fakt, że udaje im się wyjść cało ze wszystkich opresji.

Spędziłam z kapitanem Dosem i jego załogą bardzo sympatyczne popołudnie i z czystym sumieniem mogę polecić tę lekturę:)

piątek, 18 maja 2012

Po raz ostatni słów kilka o magazynie "Coś za progiem"

Po raz ostatni zaglądamy do magazynu "Coś za progiem". Przy tej okazji chciałabym zwrócić uwagę na tzw. varia czyli dział zawierający różne notatki i ciekawostki. I kiedy już dotrzemy do tego działu możemy dowiedzieć się co nieco na temat literatury "bizarro fiction" (święci triumfy za oceanem, więc pewnie i do nas dotrze niebawem), poczytać o tym jak  wyglądały wampiry zanim nastała era "Zmierzchu" a także zajrzeć na biurka twórców komiksów, inspirowanych, jakżeby inaczej, twórczością Lovecrafta.
W magazynie znajdują się jeszcze dwa niewielkie ale ciekawe działy, a mianowicie "Strefa Gier" (tu chyba nie muszę tłumaczyć o co chodzi) oraz felietony, których autorami są Bartosz Czartoryski i Marcin Wroński.

I to już koniec lektury jest...
Pozostaje czekać na drugi numer magazynu:)

A na koniec spieszę z informacją, że kolejny egzemplarz "Coś za progiem powędruje do 


Julie Stranger

Na mojej półce leży jeszcze jeden osierocony egzemplarz "Coś za progiem". Do kogo trafi?
O tym przekonamy się jutro.

A ja już dzisiaj dziękuję wydawcy za możliwość zapoznania się z tym czasopismem i mam nadzieję, że zachęciłam chociaż kilkoro z Was do lektury:)

czwartek, 17 maja 2012

"Coś" i jeszcze coś;)

Kochani odwiedzacze tego bloga:)

Mam chwilowy zastój spowodowany obowiązkami zawodowymi - pracuję w szkole im. Jana Pawła II i jak pewnie większość z Was wie jutro przypada rocznica urodzin naszego patrona. Przy tej okazji ma być uroczyste odsłonięcie portretu Papieża połączone ze świętem szkoły. W związku z tym przygotowujemy razem z kolegami występ artystyczny i przychodzę do domu zupełnie padnięta. 
Mam zaczęte kilka recenzji, niedokończony TOP10 i dodatkowo zostałam "otagowana" przez dwie osoby. Wszystko to nadrobię jak mi się to szkolne wariactwo skończy - dlatego proszę o cierpliwość, szczególnie Soulmate i Oisaj - odpowiem na wasze pytania w najkrótszym możliwym terminie:)

*******************************************************************

Dzisiaj tylko kilka słów na temat dwumiesięcznika "Coś na progu", bo pora już późna a ja powoli przestaję rozumieć co piszę.

W każdym szanującym się magazynie o literaturze nie może zabraknąć utworów beletrystycznych. Nie inaczej jest w tym przypadku. Mamy możliwość zapoznania się z dwoma opowiadaniami o lekko horrorowym zabarwieniu. Pierwsze z nich to "Makak" Edwarda Lee, którego akcja toczy się w środowisku dilerów narkotykowych i handlarzy żywym towarem (tu uczciwie przyznaję, że niespecjalnie mi się tekst podobał - ale zadecydował o tym nie tyle pomysł samego utworu ale raczej jego zbytni naturalizm). Autorem drugiego opowiadania noszącego tytuł "Engramy Szatery" jest Stefan Grabiński. Nowela opowiada o niesamowitych skutkach pewnej katastrofy kolejowej i moim skromnym zdaniem jest świetna.
I niejako w roli wisienki na torcie występuje wiersz "Prastary szlak", autorstwa... Lovecraft'a. Wiedzieliście, że parał się również poezją? Bo dla mnie to nowość zupełna jest.

Przed chwilą wylosowałam również kolejnego szczęśliwego posiadacza magazynu "Coś na progu". A jest nim


Cassiel

Gratuluję i proszę o kontakt:)

Mam do rozlosowania jeszcze dwa egzemplarze tego czasopisma, więc jeśli ktoś jeszcze sie nie zgłosił a chciałby to zrobić zapraszam TUTAJ

środa, 16 maja 2012

Coś na progu po raz trzeci

Po raz kolejny kilka słów na temat dwumiesięcznika "Coś na progu".
Wczoraj pisałam o temacie numeru, który z całą pewnością przypadnie do gustu wszystkim miłośnikom grozy i opowieści niesamowitych. Ale w magazynie jest też sporo ciekawych rzeczy dla miłośników kryminału - do których ja również się zaliczam. 
Z przyjemnością przeczytałam tekst Agnieszki Papaj o gruzińskim pisarzu ukrywającym się pod pseudonimem Borys Akunin i o jego najsłynniejszym bohaterze, detektywie Eraście Fandorinie. Przyznaję, że jak do tej pory przeczytałam tylko pierwszy tom z tej serii ale już mam w domu następne, bo "Azazel" (taki tytuł nosi pierwszy tom przygód Fandorina) mnie zauroczył.
Od czasu gdy przeczytałam "Millenium" Larssona połknęłam również bakcyla kryminału szwedzkiego. Dlatego ucieszył mnie artykuł o Henningu Mankellu, twórcy komisarza Wallandera. Samego komisarza poznałam kilka tygodni temu - a to za sprawą książki "Psy z Rygi" i też zyskał moją sympatię. Autorzy tego tekstu próbują odpowiedzieć na pytanie co sprawia, że detektywi z północy stali się tak niezwykle popularni w naszym kraju.
I wreszcie możemy w czasopiśmie przeczytać wywiad z medykami sądowymi, którzy nieodmiennie kojarzą się z serialami telewizyjnymi i książkami kryminalnymi, którzy na miejscu zbrodni pojawiają się nierzadko wcześniej niż prowadzący sprawę detektywi i którzy z najmniejszych drobinek pozostawionych przez sprawcę potrafią wyczytać nieomal rysopis, adres i numer telefonu przestępcy... W rzeczywistości jest to trochę inaczej - przekonują bohaterowie wywiadu.

Po raz drugi maszyna losująca została wprawiona w ruch i kolejny numer "Coś na progu" otrzyma

Nadzieja

Gratuluję i proszę o kontakt.

wtorek, 15 maja 2012

"Coś na progu" - temat numeru

Tematem przewodnim pierwszego numeru "Coś za progiem" jest twórczość klasyka opowieści grozy Howarda Phillipsa Lovecrafta zwanego często "Samotnikiem z Providence", jako, że niemal całe życie spędził w tym mieście w stanie Rhode Island. 15 marca minęło 75 lat od jego śmierci - warto więc przypomnieć jego postać, tym bardziej, że był to jeden z najważniejszych prekursorów literatury science fiction oraz twórca tzw. mitologii Cthulhu stanowiącej do dnia dzisiejszego niewyczerpane źródło inspiracji dla pisarzy, twórców komiksu, autorów gier oraz kompozytorów.

Biorąc do ręki magazyn czytelnik ma możliwość prześledzenia procesu powstawania dwóch opowiadań Lovecrafta a mianowicie  "Wzgórza" oraz "W górach szaleństwa". S.T. Joshi w swoim artykule dosyć dogłębnie bada i omawia teksty, które zainspirowały pisarza przy pisaniu w/w utworów.
Z kolei Mateusz Kopacz przybliża nam niebeletrystyczną twórczość Lovecrafta, czyli jego listy i eseje. Do tej pory polski czytelnik nie miał możliwości poznania tych tekstów (poza tymi oczywiście, którzy czytali je w oryginale). Ma się to zmienić dzięki wydawnictwu SQN, które planuje wydanie antologii listów i esejów pisarza. Planowane było to wydawnictwo na pierwszy kwartał br. jednak nigdzie nie znalazłam informacji o tym, że książka ujrzała światło dzienne, więc pewnie jeszcze trochę trzeba będzie poczekać.
O tym, że proza Lovecrafta jest ponadczasowa nie trzeba chyba nikogo przekonywać, jednak jeżeli są jeszcze nie do końca pewni tego faktu zmienią zdanie po przeczytaniu tekstu autorstwa Joanny Kułakowskiej.
I wreszcie dwa ostatnie artykuły dotyczące roli Lovecrafta we współczesnej popkulturze - Jan Wieczorek przybliża komiksy oparte na motywach mitologii Cthulhu zaś Kamil Pawłowski proponuje coś do posłuchania czyli muzyka na tropach Samotnika z Providence.

************************************************

Wszystkich, którzy czekają na wyniki losowania pierwszego numeru "Coś na progu" informuję, że ceremonia odbyła się świtem bladym (stąd maszyna losująca jeszcze w stroju nocnym się prezentuje) i wygladała nastepująco:

A wtorkowy ranek okazał się szczęśliwy dla:



Na zdjęciu trochę niewyraźnie wyszło, ale pierwszy egzemplarz "Coś na progu" otrzyma 

milla

Pod poprzednim postem pojawiły się pytania - odpowiem tu, bo może więcej osób przeczyta:)

Po pierwsze - wystarczy się zgłosić tylko raz do losowania i takie zgłoszenie będzie brane pod uwagę przez cały tydzień. Tych, którzy jeszcze się nie zgłosili zapraszam TUTAJ

Po drugie - miesięcznik ma swoją własną stronę internetową http://cosnaprogu.blogspot.com/ i tam można  go sobie zamówić.

poniedziałek, 14 maja 2012

Konkurs ze Światem Książki - dogrywka

Ponieważ nie zgłosiła się jedna ze zwyciężczyń konkursu z książkami Rosamund Lupton, a i adresu nie zostawiła, więc nie mogłam się z nią skontaktować zmuszona byłam przeprowadzić wybór innej z uczestniczek. Los w osobie mojego synka zadecydował, że będzie to osoba, która zgłosiła się jako siódma (od jakiegoś czasu ulubiona cyfra Piotrusia). A osobą tą jest 

Alannada

którą proszę o kontakt:)


Znalazłam "coś" na moim progu...

Łukasz Śmigiel - to nazwisko wpadło mi w oko w ubiegłym roku, kiedy na rynku pojawił się jego tom opowiadań pt. "Mordercy". Wtedy też u Fenrira można było przeczytać wywiad z młodym pisarzem.
Ostatnio po raz kolejny pan Łukasz pojawił się w kręgu moich zainteresowań - a to za sprawą nowego dwumiesięcznika poświęconego kryminałom oraz literaturze grozy. Dwumiesięcznik nosi tytuł "Coś na progu" a jego pierwszy numer ujrzał światło dzienne kilka tygodni temu.

Przez najbliższe kilka dni będę się starała zareklamować to czasopismo na tym blogu, a dzisiaj na dobry początek okładka:


I jeszcze jedno - mam dla Was 5 egzemplarzy tego czasopisma do rozlosowania. Codziennie będę losować jednego szczęśliwca - tak więc wszystkich chętnych zapraszam do zgłaszania się pod tym postem. 

Pierwsze losowanie jutro z samego rana:)

niedziela, 13 maja 2012

Jak Grzegorz z Sanoka był mentorem krlewicza Władysława

Choć niepamięci dawny czas skrywa pomroka
To na UJ-cie pamiętają ich do dziś:
Wojciech z Brudzewa i Grzegorz z Sanoka,
Choć prowincjusze - wielcy byli, wierzcie mi.


Kiedy Kazimierz Wielki w 1364 roku zakładał Akademię Krakowską chciał aby polska młodzież nie musiała już jeździć po naukę za granicę. Uczelnia co prawda podupadła wraz ze śmiercią fundatora ale kilka lat później została odnowiona dzięki funduszom ofiarowanym przez Jadwigę i Jagiełłę. Z całego kraju zaczęli przybywać do Krakowa chłopcy aby tu pobierać nauki. Ogromna ich część miała bardzo niewielkie, lub zgoła żadne, fundusze na utrzymanie się w mieście. Jednak tym się niespecjalnie przejmowano - żakom pomagali mieszczanie krakowscy i Żydzi, a i oni sami podejmowali się przeróżnych zajęć aby zarobić na kąt do spania i miskę strawy. Wśród tłumu głodnych wiedzy pojawił się pewnego dnia dwunastoletni chłopiec imieniem Grzegorz. Pochodził ze zubożałego rodu rycerskiego pieczętującego się herbem Strzemię. Urodził się  i dzieciństwo spędził w prowincjonalnym Sanoku. Młody Strzemieńczyk dosyć szybko zyskał sobie sławę światłego, zdolnego i pracowitego studenta, wielbiciela literatury, kaligrafa i śpiewaka. Tak oto rozpoczęła się kariera jednego z najwybitniejszych absolwentów Wszechnicy Jagiellońskiej - poety, profesora akademickiego, prekursora polskiego humanizmu a w przyszłości arcybiskupa lwowskiego Grzegorza z Sanoka.

Kolejna powieść z cyklu "Dzieje Polski" J.I. Kraszewskiego nosi tytuł "Strzemieńczyk" i jej głównym bohaterem jest właśnie Grzegorz z Sanoka herbu Strzemię. Pisarz skupił się na jego losach do 1444 roku, czyli do śmierci pod Warną króla Władysława. Książka w dużej mierze opiera sie na dziele innego polskiego humanisty, pochodzącego z Włoch Filipa Kallimacha - był on przez dosyć długi czas dworzaninem Grzegorza, już wtedy metropolity lwowskiego. Jednak tym co w książce jest najważniejsze są dzieje jednej z najbardziej tragicznych postaci w naszej historii - Władysława Jagiellończyka, któremu historia nadała przydomek Warneńczyka. Śledzimy losy królewicza od chwili śmierci jego wielkiego ojca, króla Władysława Jagiełły, obserwujemy starania jego matki królowej Sonki o koronę Polski a później o koronę Czech i Węgier. Starania w których ambitna matka nie przebiera w środkach, jest gotowa poświęcić szczęście własnego  dziecka tylko po to zyskać dla niego więcej władzy i zaszczytów. 

Kraszewski dokładnie odmalował walkę polityczną o zdobycie a następnie utrzymanie węgierskiej korony, układy, spiski, zdrady i podstępy jakie temu towarzyszyły i które doprowadziły do wojny z Turcją a w jej efekcie do śmierci 20-letniego władcy. Powieść jest niemal wierną rekonstrukcją tamtych zdarzeń a sam autor dosyć dokładnie trzymał się źródeł. 
Bo postarzenie Grzegorza z Sanoka o ok. 6 lat to całkiem niewinne przeinaczenie jest na tle tego co JIK potrafił z ojczystą historią wyprawiać.

czwartek, 10 maja 2012

Wystarczy iskra aby zniszczyć czyjś świat...


 Jest piękne, słoneczne popołudnie. Na boisku pewnej prywatnej szkoły podstawowej w Londynie odbywają się zawody sportowe. Jeden z uczniów Adam Cowey obchodzi w tym dniu swoje ósme urodziny. Jego mama Grace razem z grupą innych rodziców obserwuje zmagania dzieciaków a starsza siostra Jenny pełni obowiązki pielęgniarki w znajdującym się na drugim piętrze budynku gabinecie lekarskim. Mike, jego tato, który jest gwiazdą telewizyjnego programu survivalowego, jest nieobecny, ale wiadomo, że już wraca do domu ze zdjęć i wieczorem rodzina powinna już być w komplecie.
Niestety, nad tym sielskim obrazkiem pojawia się, i to dosłownie, ciemna chmura. W budynku szkoły wybucha pożar. Grace z przerażeniem zauważa, że Adam jest co prawda bezpieczny, jednak na trawniku przed szkołą brakuje Jenny. Matka wbiega do budynku aby ratować córkę.
Kiedy odzyskuje przytomność okazuje się, że obydwie znajdują się w szpitalu, Jenny jest bardzo ciężko poparzona zaś Grace, z poważnym uszkodzeniem mózgu znajduje się na oddziale neurologicznym. I, co najdziwniejsze, matka i córka opuszczają niejako swoje ciała i z boku obserwują rozwój wydarzeń. Po kilku godzinach okazuje się, że pożar nie był przypadkowy – ktoś podłożył ogień i zrobił wszystko aby jak najszybciej rozprzestrzenił się po budynku. Powstaje pytanie, czy Jen była przypadkową ofiarą, czy ktoś z zimną krwią zaplanował okrutną śmierć nastolatki…

Książka „Potem” Rosamund Lupton nie jest bynajmniej kolejną historyjką o duchu, który w cudowny sposób odkrywa niezauważone ślady oraz dowody i, w równie cudowny sposób, przekazuje je śledczym doprowadzając do szczęśliwego zakończenia sprawy. Grace i Jenny, chociaż same wszystko widzą i słyszą, nie mają możliwości kontaktu z realnym światem. Mogą obserwować, rozumować i wyciągać wnioski jednak nie mają żadnego wpływu na to co dzieje się wokół nich. Trwają w stanie zawieszenia pomiędzy światem żywych i martwych. Mają przy tym możliwość spojrzenia z dystansu na swoją rodzinę, na ich wzajemne relacje ale również na inne otaczające je osoby. Okazuje się, że nie wszyscy byli tacy jak się pozornie wydawało, a matka i córka mają możliwość poznania kilku szokujących tajemnic z życia swoich bliskich i przyjaciół.

Powieść to naprawdę świetny thriller – trzyma w napięciu, nic do końca nie jest jasne a kiedy już wydaje się, że wreszcie wszystko wiadomo następuje nagły zwrot akcji. Jednak w tej książce jest jeszcze coś. Autorka kreśli niezwykle sugestywny obraz szczęśliwej rodziny, której członkowie, chociaż silnie ze sobą związani, nie do końca się znają. Grace i Jen, poprzez stan w jakim się znajdują, zyskują jakby większą ostrość widzenia i dowiadują się o sobie wielu nowych rzeczy. Obserwują też Mike’a, który stara się być twardy w obliczu tragedii jednak nie do końca mu to wychodzi. 
Tak więc książka to nie tylko historyjka z dreszczykiem ale również świetny portret psychologiczny współczesnej rodziny.

Zdecydowanie polecam:)