niedziela, 2 grudnia 2018

Mój dzień w książkach - reaktywacja

11 lat temu na blogu Lirael pojawiła się propozycja oryginalnego czytelniczego podsumowania roku. Otóż trzeba było uzupełnić pewien tekst tytułami przeczytanych i zrecenzowanych książek. Teraz tamtą zabawę przypomniała Sardegna. Nie ukrywam, że jest to wyzwanie wymagające ale i zabawa przednia. Zapraszam :)


A oto tekst do uzupełnienia:

MÓJ DZIEŃ W KSIĄŻKACH

Zaczęłam dzień (z) ____________ .
W drodze do pracy zobaczyłam _____________
i przeszłam obok ________________ ,
aby uniknąć ______________ ,
ale oczywiście zatrzymałam się przy ______________ .
W biurze szef powiedział: ___________ ,
i zlecił mi zbadanie ____________ .
W czasie obiadu z _____________
zauważyłam __________
pod ___________ .
Potem wróciłam do swojego biurka _________ .
Następnie w drodze do domu, kupiłam _______________
ponieważ mam _____________ .
Przygotowując się do snu wzięłam ____________
i uczyłam się ______________,
zanim powiedziałam "Dobranoc" ____________ .


A to moja wersja z 2011 roku:

Zaczęłam dzień z Obrońcami królestwa .
W drodze do pracy zobaczyłam Córkę kata
i przeszłam obok Biblioteki umarłych ,
ale oczywiście zatrzymałam się przy Cukierni pod Amorem .
W biurze szef powiedział: Obiecaj mi Podróże małe i duże ,
i zlecił mi zbadanie Opowieści z Wilżyńskiej Doliny .
W czasie obiadu z Kiki van Beethoven
zauważyłam Snajpera
Potem wróciłam do swojego biurka - Dożywocia .
Następnie w drodze do domu, kupiłam Gry wojenne
ponieważ mam Śmiertelne fantazje .
Przygotowując się do snu wzięłam Gwiezdny pył
i uczyłam się Języka sekretów
zanim powiedziałam "Dobranoc"Wirgińczykowi .


Zaczęłam dzień (z) Zaginioną.
W drodze do pracy zobaczyłam Miasto szkła 
i przeszłam obok Alei samobójców
żeby uniknąć Seansu w domu egipskim
ale oczywiście zatrzymałam się przy  Wybrankach fortuny
W biurze szef powiedział: Mazel tow
i zlecił mi zbadanie Małego Licha i tajemnicy Niebożątka
W czasie obiadu z Ojcem chrzestnym
zauważyłam  Księżniczkę Watykanu
pod Złotymi wrotami
Potem wróciłam do swojego biurka Żywiołu ognia.
Następnie, w drodze do domu, kupiłam Róże cmentarne 
ponieważ mam Zapłatę.
Przygotowując się do snu, wzięłam  Arktyczną mgłę 
i uczyłam się Inwigilacji
zanim powiedziałam dobranoc Córkom Wawelu .

piątek, 23 listopada 2018

Podwójna dawka Kiśla ;)

Marta Kisiel dała się już kilka lat temu poznać jako autorka bestsellerowych powieści dla dorosłego czytelnika a w ostatnim czasie zaliczyła bardzo udany debiut jako pisarka dziecięca. W książce "Małe Licho i tajemnica Niebożątka" powróciła do swoich najpopularniejszych bohaterów, czyli Konrada Romańczuka i jego zwariowanej rodzinki zamieszkujących dom na obrzeżach miasta.

Od chwili, kiedy toczy się akcja "Siły niższej" minęło 9 lat. Mały Bożydar Antoni Jakiełłek, zwany Bożkiem wychowuje się w pełnej miłości atmosferze mając za towarzysza zabaw Licho, małego potwora Gucia oraz widma niemieckich żołnierzy zamieszkujących strych. Chłopiec jest inteligentny i kreatywny, ma dobre serce i otwartą głowę. Jego spokój burzy jednak wujek Konrad, który uważa, że Bożek powinien iść do szkoły i mieć kontakt z innymi dziećmi.
Zderzenie ze światem jest dla chłopca dosyć bolesne. Cóż z tego, że świetnie radzi sobie z nauką, kiedy nie ma wspólnego języka z kolegami - nie wie co to FIFA i minionki, nie lubi Spidermana, a w jego domu nie ma telewizora!
Najgorsze ma jednak dopiero nastąpić...

"Małe Licho i tajemnica Niebożątka" to powieść skierowana do dzieci, ale i dorosły czytelnik będzie się dobrze bawił przy tej lekturze.
Marta Kisiel i jej książki to dla mnie fenomen - niby prosta historia, napisana z humorem i odpowiednią dawką równoważącego go liryzmu, taka lekka opowiastka. Tymczasem pod tą lekkością kryje się drugie dno - autorka porusza tak poważne tematy jak dorastanie, brak akceptacji rówieśników i trudności w dogadaniu się z dorosłymi. 
Dodatkowym bonusem są przepiękne ilustracje Pauliny Wyrt - ciekawe jak wyglądałyby inne książki Marty Kisiel w jej oprawie graficznej.

*****************************************************

Druga z książek Marty Kisiel, którą przeczytałam w ostatnim czasie to "Toń". 
Głównymi bohaterkami są trzy kobiety z rodziny Sternów - Klara oraz jej bratanice Eleonora i Dżusi. Ich dom nigdy nie był normalny - rodzice Eleonory i Dżusi zaginęli, gdy były małymi dziećmi a Klara miała 16 lat. Kiedy dorosły ich drogi się rozeszły - Dżusi wyjechała, natomiast Eleonora została z ciotką i podjęła pracę w bibliotece. Teraz, na prośbę Klary, Dżusi przyjeżdża do rodzinnego domu, aby w czasie nieobecności ciotki pomóc siostrze i zająć się Kotem.

W domu Klary i Eleonory panują sztywne zasady - jedna z najważniejszych to ta, że do mieszkania nie wolno nikogo wpuścić. Niestety Dżusi łamie tę zasadę kiedy przed drzwiami staje tajemniczy antykwariusz mówiąc, że ciotka obiecała mu pewien przedmiot - dziewczyna wpuszcza go do środka, a to wywołuje całą lawinę zdarzeń...

Bohaterki "Toni" to kobiety poranione przez tajemnice z przeszłości. Każda z nich próbuje sobie poradzić ze swoimi problemami w odmienny sposób, wyrasta pomiędzy nimi mur niedomówień i pretensji i dopiero widmo niebezpieczeństwa zbliża je do siebie.

W "Toni", podobnie jak w "Nomen Omen" mamy nawiązanie do wojennej historii Wrocławia, do słynnego "złota Breslau", pojawiają się również znane z tamtej powieści siostry Bolesne.
Akcja powieści toczy się nieśpiesznie, wyjaśniają się kolejne tajemnice ale na ich miejsce pojawiają się nowe, których rozwiązywanie może być niebezpieczne, nawet dla przypadkowych osób w jakiś sposób związanych z paniami Stern.
"Toń" wciąga czytelnika, który chcąc nie chcąc zanurza się w jej odmęty mając nadzieję, że jeszcze krok, jeszcze jedna kartka i uda się wygramolić na brzeg i znów wszystko będzie dobrze. Ale czy da się zawrócić bieg rzeki? No właśnie...

Tak przy okazji - Ałtorka uśmierciła w tej powieści dwóch swoich znajomych (jednego z nich mam przyjemność znać również i ja) czym wywołała niezmierną radochę wśród innych krewnych i znajomych królika - przyznam się, że zdarzyło mi się już lansować na znajomości z Mądrzywołkiem (tak, to ten którego zwłoki wypływają o świcie).

Reasumując - książki Marty Kisiel to lektura dla wszystkich pokoleń :)

środa, 21 listopada 2018

Zderzenie dwóch światów

W 1987 roku studentka uniwersytetu w Antwerpii poszukiwała dorywczej pracy po zajęciach. Wpadła jej w oko informacja, że pewna rodzina poszukuje kogoś kto mógłby pomagać w nauce ich dzieciom. I tak Margot trafiła do domu państwa Schneiderów. Pracowała tam przez 6 lat, do 1993 roku. W 2017 roku wydała książkę "Mazel tow. Jak zostałam korepetytorką w domu ortodoksyjnych Żydów" w której zapisała swoje wspomnienia z tamtego okresu.

Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że Margot jest ostatnią osobą, która odnajdzie sie w domu Schneiderów - miała lewicowe poglądy, związana była z Irańczykiem, była zadziorna i bezpośrednia, a co chyba najważniejsze, nie miała zbyt rozległej wiedzy na temat zwyczajów i tradycji swoich chlebodawców.
Państwo Schneiderowie mieli czwórkę dzieci, ale Margot zajmowała się głównie dwójką z nich - Jakowem i Elzirą.
Rodzice wyraźnie zaznaczyli granice współpracy pomiędzy korepetytorką i jej uczniami, ale wkrótce pomiędzy nimi rodzi się przyjaźń, która przetrwa przez wiele lat.

Margot weszła w zupełnie sobie obce środowisko. Początkowo popełniała mnóstwo gaf, a pomiędzy nią i głową rodziny dochodziło do spięć na tle religijnym i obyczajowym - Margot żyła bez ślubu z muzułmaninem. Dziewczyna zadawała też niewygodne pytania, chciała poznać wojenne losy rodziny, z kolei Schneiderowie, których większość krewnych straciła wtedy życie uważali temat Holocaustu za tabu i nie chcieli do niego wracać.
Margot nie mogła pojąć wszystkich zakazów i nakazów, które obowiązują pobożnych Żydów, buntowała się przeciwko roli jaką judaizm narzuca kobiecie i chciała pokazać Elzirze świat poza dzielnicą żydowską. Jednak była w stanie zrozumieć, że jej uczennica a później przyjaciółka pozostała wierna tradycji swojego narodu.

"Mazel tow" to książka o zderzeniu dwóch odmiennych kultur i o niezwykłej przyjaźni, która zrodziła się pomimo różnic. Jest to również doskonałe kompendium wiedzy o zamkniętym świecie ortodoksyjnych Żydów, o ich zwyczajach, prawach i obowiązkach. A przy okazji to barwnie napisana opowieść, którą czyta się jednym tchem.

poniedziałek, 19 listopada 2018

Kobiety, które tworzyły historię

Wielką historię ponoć piszą mężczyźni, ale cóż by oni biedni zrobili, gdyby nie mieli przy swoim boku wyjątkowych kobiet. Wielu z nich, szczególnie tych, których głowę zdobiła korona musiało wchodzić w związek małżeński z osobami całkiem sobie obcymi, często widzianymi po raz pierwszy dopiero w dniu ślubu, bo tego wymagała racja stanu. Małżonkowie mogli mówić o szczęściu jeśli udało im się znaleźć wspólny język i przynajmniej się szanowali, wiele jednakże tych politycznych związków miało tragiczny przebieg dla uwikłanych w nie osób.
Zdarzało się jednak, że władca postanowił iść za głosem serca i poślubić kobietę, którą darzył uczuciem, nawet jeśli była to osoba niższego stanu. Ot, taka historyczna wersja baśni o Kopciuszku...
Takich Kopciuszków na europejskich tronach może nie było zbyt wiele, ale sensacje jakie towarzyszyły ich związkom z monarchami na zawsze uwieczniły je na kartach historii.

Iwona Kienzler to autorka całkiem pokaźnej ilości książek popularnonaukowych, których bohaterkami są kobiety z szeroko pojętych kręgów władzy. Zajmuje się najczęściej naszą rodzimą historią, ale podejmuje też tematykę wykraczającą poza granice dawnej Rzeczpospolitej.
"Kopciuszki na tronach Europy. Z siermiężnej izby na królewski tron" - tytuł tej publikacji mówi sam za siebie i właściwie już nic nie trzeba dodawać. Autorka przedstawiła tu losy siedmiu kobiet i jednego mężczyzny, którzy pomimo iż urodzenie ich do tego nie predestynowało ozdobili swoje skronie królewskim, a nawet cesarskim, diademem.
Tak więc czytelnik będzie mógł się zapoznać z 
  • Cezonią, żoną rzymskiego cesarza Kaliguli, która wcześniej była piekarzową, 
  • Teodorą, małżonką cesarza bizantyjskiego Justyniana, której zdarzało się parać nierządem,
  • Elżbietą Granowską, trzecią żoną Jagiełły,co prawda z rycerskiego rodu, ale jak twierdzili jej współcześni "starą i szkaradną"
  • Anną Boleyn, pochodzącą z nowobogackiej rodziny panną, drugą żoną Henryka VIII Tudora, dla której odłączył Anglię od kościoła, a kiedy już mu się znudziła nie wahał się skazać jej na śmierć,
  • Karin Mansdotter, córką prostego żołnierza, żoną szalonego króla Szwecji Eryka XIV, której interwencja uratowała życie małemu finlandzkiemu księciu, który zasiadł potem na naszym tronie jako Zygmunt III Waza,
  • Martą Skowrońską, córką łotewskiego chłopa, która rozkochała w sobie cara Piotra I i jako Katarzyna I panowała jakiś czas w Rosji,
  • Zofią Chotek, co prawda hrabianką, ale bez grosza przy duszy w której zakochał się arcyksiążę Franciszek Ferdynand, następca tronu Austro-Węgier - jego śmierć w Sarajewie stała się iskrą od której wybuchł pożar zwany I wojną światową,
  • Jamesem Hepburnem, hrabią Bothwell, mężem królowej Szkocji Marii Stuart, który, niestety, opuścił ją w decydującej chwili wybierając życie na wygnaniu, kiedy jego żona dożywała swoich dni w niewoli Elżbiety I.
Iwona Kienzler ma niewątpliwie lekkie pióro i zacięcie gawędziarskie, bowiem wszystkie jej książki z którymi dane mi się było zapoznać czytało się gładko, bez potrzeby sprawdzania znaczenia jakichś ściśle naukowych określeń. Przywołuje sporo źródeł z epoki jak również współczesnych opracowań, wplata w tekst anegdoty jak również plotki, chociaż przy nich uczciwie zaznacza, że nie są to fakty sprawdzone. 

Książki Iwony Kienzler wydaje Bellona i to właśnie do wydawcy miałabym takie dwie znaczące uwagi: po pierwsze taka publikacja aż się prosi o zamieszczenie chociażby po jednym portrecie opisywanych postaci... Druga sprawa to kwestia redakcji - no po prostu nie wypada, żeby w książce było nie było historycznej znalazły się błędy z zakresu historii szkoły podstawowej - zamach w Sarajewie miał miejsce 28 czerwca 1914 roku a nie 28 sierpnia jak to można przeczytać w tekście. 28 sierpnia w najlepsze trwałą już wojna...

*********************************************

Bohaterką książki C.W. Gortnera "Ostatnia królowa" jest Joanna (w swojej ojczyźnie zwana Juaną),córka arcykatolickich  władców Hiszpanii - Izabeli Kastylijskiej i Ferdynanda Aragońskiego, która do historii weszła z przydomkiem Szalona.

Joannę poznajemy w przełomowym roku 1492 - Kolumb odkrywa Amerykę, a władcy Hiszpanii zdobywają Granadę, ostatnią twierdzę Maurów, kończąc tym wieloletnią wojnę. Infantka kończy 13 lat i rodzice postanawiają wydać ją za mąż. Ich wybór pada na Filipa Pięknego, księcia Burgundii, syna cesarza Maksymiliana I Habsburga.
Joanna, która początkowo protestuje przeciwko planowanemu mariażowi, po spotkaniu z narzeczonym zmienia zdanie - zakochuje się w swoim przyszłym mężu. Początki małżeństwa dają nadzieję na szczęśliwy związek, wkrótce pojawiają się pierwsze dzieci pary (w sumie Joanna i Filip doczekali się sześciorga potomków, którzy wszyscy dożyli wieku dorosłego - rzecz rzadko spotykana w tamtym okresie).

Niestety wszystko komplikuje sprawa sukcesji kastylijskiego tronu. Joanna była trzecim dzieckiem Izabeli Kastylijskiej, więc jej szanse na władanie królestwem matki były bardzo niewielkie. Tymczasem w 1497 roku zmarł jej starszy brat Jan a bratowa urodziła martwą córeczkę; w 1498 roku wskutek komplikacji poporodowych umiera starsza siostra Izabela, a jej synek przeżywa ledwie 2 lata. W tej sytuacji w 1500 roku Joanna staje się dziedziczką Kastylii. 
I tu jej mąż pokazuje swoje prawdziwe oblicze - człowieka opętanego rządzą władzy, który posunie się do każdej niegodziwości aby otrzymać to czego pragnie. Sprawy gmatwają się jeszcze bardziej kiedy w 1504 roku umiera królowa Izabela - do boju o koronę staje ojciec Joanny - Ferdynand. Młoda kobieta wierzy, że ojciec ocali ją i jej dzieci - kiedy prawda wychodzi na jaw jest już za późno. 
W 1506 roku umiera mąż Joanny a królowa wyrusza w makabryczną podróż - przez blisko dwa lata błąka się z ciałem męża po Kastylii, aby wykonać jego ostatnią wolę i pochować go w Granadzie. Nigdy tam jednak nie dotrze - jej ojciec ogłasza, że córka oszalała z rozpaczy i więzi ją w Tordesillas, gdzie spędzi prawie 50 lat. Tam też zostanie pochowana przy boku ukochanego Filipa.

Powieść Gortnera to przepiękna historia wielkiej miłości, emocji które biorą górę nad zdrowym rozsądkiem, walki o władzę za wszelką cenę. A wszystko to na tle wielkiej europejskiej historii - konfliktu francusko - hiszpańskiego, wojen o Neapol, dynastycznej polityki Tudorów, umacniania się monarchii Habsburgów.
Czyta się jednym tchem. Polecam.

niedziela, 11 listopada 2018

Byłam sekretarką Marszałka, czyli Kazimiery Iłłakowiczówny wspomnienia o Piłsudskim

Dzisiejsze święto przywodzi na myśl tych, którzy stali się architektami naszej niepodległości, a wśród nich na czoło wysuwa się Józef Piłsudski. Jego nazwisko padało dzisiaj wielokrotnie w czasie rozmaitych wieców, spotkań i akademii. Na temat Komendanta powstało wiele opracowań i artykułów a swoje wspomnienia o nim przelało na papier całe grono mu współczesnych - tak przyjaciół i współpracowników jak i antagonistów.

Jedną z osób, które zechciały się podzielić swoimi przeżyciami związanymi z osobą Piłsudskiego była Kazimiera Iłłakowiczówna, znana i ceniona poetka, która przez dziewięć lat (1926 -1935) była jego osobistą sekretarką. 
Poetka poznała przyszłego Marszałka w czasach przedwojennych, kiedy mieszkał w Krakowie a ona sama studiowała na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jej starsza siostra Barbara wynajmowała pokój u państwa Piłsudskich a Kazia ją tam odwiedzała. Później przyszła wojna, drogi Iłłakowiczówny i Piłsudskiego się rozeszły, aby spleść się ponownie po wydarzeniach przewrotu majowego. Pani Kazimiera pracowała wtedy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych a Józef Piłsudski zrezygnowawszy z prezydentury (Zgromadzenie Narodowe wybrało go na to stanowisko 31 maja 1926 r.) stanął na czele Ministerstwa Spraw Wojskowych. Wtedy przypomniał sobie o egzaltowanej panience, która w międzyczasie wydała kilka tomików poezji i stawała się jedną z najważniejszych przedstawicielek literatury polskiej okresu międzywojennego. Zaproponował jej stanowisko osobistej sekretarki, a Iłłakowiczówna, pomimo początkowych oporów propozycję przyjęła i stała przy boku Marszałka aż do jego śmierci.
Napisana w 1936 roku "Ścieżka obok drogi" to wspomnienia poetki z tamtego okresu.

Muszę się przyznać, że książka Iłłakowiczówny to jeden z najdłużej leżakujących u mnie "połkowników"- czekała prawie 30 lat...
Do jej lektury podchodziłam z pewną rezerwą, bowiem Piłsudski, pomimo swoich niepodważalnych zasług, do moich ulubieńców nie należy niestety. Tymczasem spotkałam się z opinią, że wspomniana książka to pochwalny pean na jego cześć więc nie do końca wiedziałam czego oczekiwać. 

Okazało się, że faktycznie uwielbienie dla Marszałka jest bardzo widoczne, pisarka omija pewne niewygodne fakty z jego biografii (chociażby rozwód i powtórne małżeństwo) ale tak naprawdę Piłsudskiego jest w tej opowieści niewiele...
Autorka pisze głównie o swoich odczuciach, o ludziach z którymi miała styczność w czasie pracy (miło wypowiada się na ten przykład o Wieniawie, natomiast do Becka czuje wyraźną niechęć), opowiada o realiach urzędu czy swoich obowiązkach, wspomina jakieś nie bardzo istotne szczegóły (np. rozwodzi się nad serwisem do herbaty który Piłsudski odziedziczył po swoim poprzedniku w ministerstwie) i, co mi szczególnie zgrzytało, dydaktyzuje i napomina na potęgę, ocierając się niekiedy o banał. 
Tak więc gdyby ktoś chciała się dowiedzieć z tej książki jakichś istotnych szczegółów dotyczących Piłsudskiego srodze się rozczaruje.

Tym co ratuje tę książkę jest język,którym została napisana - Iłłakowiczówna faktycznie jest mistrzynią słowa. Chociaż zdecydowanie wolę jej wiersze niż tę akurat prozę.

poniedziałek, 5 listopada 2018

Szatan, duchy i morderstwo, czyli profesorowa Szczupaczyńska na tropie

Profesorowa Zofia Szczupaczyńska powraca w wielkim stylu :)

10 września 1898 roku w Genewie została zamordowana cesarzowa Sisi i wydarzenie to okryło żałobą całą austro-węgierską monarchię, w tym również mieszkańców grodu Kraka. Mniej więcej w tym samym czasie zdarzyło się jednak pod Wawelem coś co przyćmiło tamto wydarzenie. Otóż do Krakowa przybył sam Szatan, czyli owiany nimbem skandalu Stanisław Przybyszewski. Śmietanka towarzyska miasta ekscytuje się ekscentrycznym zachowaniem Przybysza, damy powtarzają sobie mniej lub bardziej prawdziwe plotki na jego temat a sam zainteresowany robi wszystko aby nie schodzić z ust socjety.

28 grudnia profesorowa Szczupaczyńska wraz z kilkoma innymi osobami bierze udział w seansie spirytystycznym na którym obecny jest również Przybyszewski. Przy okazji seansu planowana jest jeszcze jedna atrakcja - tej nocy będzie miało miejsce zaćmienie księżyca. Spotkanie odbywa się w ekstrawaganckim Domu Egipskim w mieszkaniu doktorostwa Beringerów. Przy okrągłym stoliku zasiadło dwanaście osób - niestety dla jednej z nich, gospodarza wieczoru doktora Beringera, wieczór zakończył się tragicznie.

Pani Zofia nie ma wątpliwości - musi wziąć sprawy we własne ręce, bowiem bez jej pomocy krakowski wymiar sprawiedliwości nie da sobie rady. Tym bardziej, że najbliższe kilka dni, ze względu na świętowanie Nowego Roku nie będą najlepszym czasem na oficjalne śledztwo. Jej znajomy sędzia śledczy Klossowitz godzi się na propozycję Szczupaczyńskiej i daje jej kilka dni na rozwiązanie zagadki. A zagadka prawie jak w powieści Agathy Christie - wszyscy mieli motyw, nikt nie ma stuprocentowego alibi...

Z tomu na tom profesorowa Szczupaczyńska rozwija swoje umiejętności i, jak dla mnie, staje się coraz sympatyczniejsza. Ma coraz mniejsze opory przed poznawaniem mrocznej strony swojego miasta - nie, nie aprobuje tego co się tam dzieje, ma wszak swoje twarde mieszczańskie zasady (co bardzo dobitnie wytyka jej Przybyszewski) ale rozumie, że świat nie jest czarno-biały i, że czy tego chce czy nie, powoli kończy się pewna epoka a głosiciele nowych idei rosną w siłę.

Maryla Szymiczkowa (czyli tak naprawdę Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński) przyzwyczaiła swoich czytelników do niezwykłej dbałości o szczegóły obyczajowe oraz o warstwę historyczną w swoich powieściach. Nawet wypowiedzi poszczególnych postaci mają swoje źródło w dokumentach z epoki - artykułach z czasopism, recenzjach teatralnych, wspomnieniach oraz naukowych opracowaniach. Stanowi to dodatkowy bonus, z którego z pewnością ucieszą się zagorzali wielbiciele historii Krakowa.

Ale nawet jeśli nie jesteście zdeklarowanymi Krakusami (czy to przez miejsce urodzenia, zamieszkania lub chociaż sympatię) to namawiam do sięgnięcia po tę książkę. Dobra zabawa gwarantowana.

sobota, 3 listopada 2018

Rok po WTC, czyli detektyw John Corey na tropie katastrofy

11 września 2001 roku stał się dla wielu ludzi na całym świecie datą przełomową. Szczególnie dotknął on jednak Amerykanów, którzy do dzisiejszego dnia nie potrafią się otrząsnąć z szoku i dzielą czas na to co było przed zamachem na WTC i po nim. Nic więc dziwnego, że ten temat często gości we współczesnej literaturze.

Nelson DeMille to jeden z bardziej znanych autorów powieści sensacyjnych - opublikował ich 26, część pod własnym nazwiskiem a część pod pseudonimami (Jack Cannon, Kurt Ladner, Brad Matthnews). Większość z nich została przetłumaczona na język polski a autor zyskał sobie w naszym kraju całkiem pokaźne grono wielbicieli. Dodam jeszcze, że dwie z jego powieści zostały sfilmowane, a ekranizacja "Córki generała" znana u nas z niewiadomego powodu jako "Sprawa honoru" (rewelacyjna rola Johna Travolty) to jeden z lepszych filmów jakie widziałam.

John Corey to były nowojorski policjant, aktualnie pracownik Agencji Antyterrorystycznej, szczęśliwy mąż Kate Mayfield, prawniczki i agentki FBI. Ma dosyć niekonwencjonalne metody pracy co nie pomaga mu w kontaktach z przełożonymi. John jest też bohaterem sześciu książek Nelsona DeMille.

Akcja "Żywiołu ognia"rozpoczyna się w piątek 11 września 2002 roku, a więc dokładnie w pierwszą rocznicę zamachu na WTC. Dla Johna to dzień szczególnie ważny  - rok wcześniej zarówno on jak i Kate byli umówieni na spotkania w bliźniaczych wieżach i tylko zakorkowane ulice sprawiły, że spóźnili się na nie i przeżyli.

Henry Miller, przyjaciel i współpracownik Johna dostaje do wykonania pozornie banalne zadanie - ma jechać na obrzeża stanu Nowy Jork, gdzie na pograniczu z Kanadą, w górach Adirondack znajduje się leśniczówka będąca siedzibą Custer Hill Club i obserwować przebywających tam gości.
Niestety, zadanie okazuje się nie tak proste, Henry znika, a John i Kate postanawiają go odszukać.
Udają się więc jego śladami i tak trafiają do posiadłości Baina Madoxa, potentata naftowego i byłego wojskowego o mocno radykalnych poglądach.
Szybko się okazuje, że znaleźli się na tropie nadciągającej katastrofy...

"Żywioł ognia" to doskonale napisany thriller polityczny, z ciekawymi bohaterami i szybką akcją. John nie jest superbohaterem, zdarza mu się mylić, ma wątpliwości ale ostatecznie podejmuje decyzje kierując się rozumem a nie emocjami. John działa samowolnie, Kate jest raczej formalistką, ale mimo tych różnic świetnie się rozumieją i uzupełniają. I dzięki temu mają szansę, chociaż prawdę mówiąc minimalną, na odniesienie sukcesu.

Książka powstała w 2006 roku, a więc pięć lat po zamachu. DeMille ukazał w niej rozmaite poglądy na temat terroryzmu islamskiego oraz działań podjętych przez władze USA, pokazał do czego może doprowadzić niepohamowana żądza zemsty i jak może wyglądać eskalacja konfliktu pomiędzy Ameryką i krajami Bliskiego Wschodu. 
Nie ukrywam, że to dosyć przerażająca alternatywa. Na szczęście to tylko fantazja literacka. Przynajmniej na razie...

czwartek, 1 listopada 2018

Pamięć pozostaje...



W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy odeszli:




1.11.2017 Władimir Makanin



5.11.2018 Roman Bratny



28.12.2017 Sue Grafton



18.01.2018 Peter Mayle



22.01.2018 Ursula K. Le Guin



24.01.2018 Jack Ketchum



14.03.2018 Stephen Hawking



22.05.2018 Philip Roth



07.06.2018 Barbara Wachowicz



17.06.2018 Joanna Kulmowa



01.09.2018 Margit Sandemo

niedziela, 2 września 2018

Życie na wawelskim wzgórzu

Wiele małych dziewczynek zapytanych o to kim chciałyby być odpowiada, że królewną lub księżniczką. Nie ma się czemu dziwić - baśnie i bajki znane z dzieciństwa przedstawiają nam te dziewczęta jako pozbawione trosk istoty, zajmujące się najczęściej nicnierobieniem i marzące o pięknym księciu (i najczęściej go dostające). Nawet jeśli którąś z nich spotyka jakieś nieszczęście to szybko zjawia się dobra wróżka i dotknięciem czarodziejskiej różdżki odmienia ich los na lepsze, aby mogły żyć długo i szczęśliwie.
A nawet pomijając baśniowe opowieści - w mediach mamy całe mnóstwo współczesnych koronowanych głów (ze wskazaniem na brytyjską rodzinę panującą) przedstawianych w czasie oficjalnych wystąpień, w pięknych kreacjach i biżuterii, z radosnym uśmiechem na twarzy (nic to, że jakże często sztucznym i wymuszonym). Przez wiele lat nikt nie ośmielił się zajrzeć za oficjalną fasadę, dopiero ostatnie kilkanaście lat, głównie za sprawą księżnej Diany, pokazało, że życie księżniczek czy królewien wcale nie jest usłane różami. 
Tak więc współczesne królewny wcale nie mają lekko, cóż więc powiedzieć o tych żyjących kilka wieków temu?

Anna Brzezińska szerokiej publiczności znana przede wszystkim ze swoich utworów fantastycznych postanowiła tym razem zająć się tematyką historyczno obyczajową i tak powstało monumentalne (ponad 800 stron) dzieło pt. "Córki Wawelu. Opowieść o jagiellońskich królewnach". 
Głównymi bohaterkami książki są trzy córki króla Zygmunta Starego i królowej Bony - mądra i roztropna Zofia, uparta i religijna Anna, wrażliwa i piękna Katarzyna oraz Dosia, ich karlica (postać autentyczna, wymieniana w wielu pismach z epoki). Oczywiście w tekście pojawia się starsze rodzeństwo królewien - brat Zygmunt August oraz dwie siostry: rodzona Izabela oraz przyrodnia Jadwiga (jej matką była pierwsza żona Zygmunta Starego Barbara Zapolya). Ale bohaterek jest znacznie więcej, bowiem książka Anny Brzezińskiej przez pryzmat losów królewien opowiada o życiu kobiet w okresie renesansu.
Renesans przedstawiany jest jako epoka postępu i rozwoju, tworzenia się nowych prądów umysłowych i religijnych, czas zmian gospodarczych oraz społecznych. To również czas w którym zmienia się postrzeganie roli człowieka we wszechświecie. Niestety w rozumieniu renesansu (i kilku kolejnych epok) człowiek to mężczyzna. Kobieta, chociażby nie wiadomo jak bystra, inteligentna i wykształcona miała bardzo niewielkie pole manewru - miała się modlić, zajmować domem i rodzić dzieci. Na większą swobodę pozwalało jej bogactwo, ale i ono nie dawało pełnej wolności. Kobiety były ograniczone wieloma normami moralnymi, a im wyższa była ich pozycja tym więcej oczu je obserwowało i oceniało. 
Tak więc losy jagiellońskich królewien wcale nie były bajkowe. Stale pod obserwacją, zależne najpierw od ojca, później od matki, wreszcie niechętnego im brata, nie posiadające właściwie żadnego majątku, będące przedmiotem dyplomatycznych targów, z kamienną twarzą znoszące upokorzenia - Zofia, Anna i Katarzyna byłyby chyba o wiele szczęśliwsze gdyby urodziły się w mniej znaczącej rodzinie.

"Córki Wawelu" to połączenie beletrystyki z literaturą popularnonaukową. Dzieje najmłodszych Jagiellonek obserwujemy oczami ich karlicy. Dosia jest z nimi w czasie dziecięcych lat na Wawelu, późniejszym warszawskim odosobnieniu, wyrusza z Katarzyną do Szwecji, a po jej śmierci wraca do Jazdowa, gdzie towarzyszy w ostatnich latach królowej wdowie Annie.
Autorka kreśli przy okazji bardzo bogate tło obyczajowe i historyczne, tak że nawet osoba nie do końca orientująca się w zawiłościach rodzinnych Jagiellonów bez problemu będzie wiedziała kto, z kim i dlaczego.

Nie ukrywam, że część czytelników może przerazić objętość książki, ale zaręczam, że jak już zaczniecie czytać to nie oderwiecie się od lektury.

sobota, 26 maja 2018

Dwie sprawy nadkomisarza Jarosława Patera

I po raz kolejny postanowienie, że będę pisać regularnie wzięło w łeb. Żyję w takim permanentnym niedoczasie, że jak twierdzi pewna bliska mi osoba nawet umrzeć nie zdążę...

Marek Krajewski znany mi był dotąd jako twórca cyklu kryminałów w których główną rolę grał niejaki Eberhard Mock. Gość był policjantem w międzywojennym Wrocławiu (właściwe było by chyba użyc nazwy Breslau) i był postacią dosyć nieprzyjemną. Co dziwne autor tak go wykreował, że pomimo ewidentnych wad facet budził pewną sympatię i kibicowałam jego poczynaniom.
Ale oprócz Mocka Marek Krajewski stworzył jeszcze innych bohaterów, a jednym z nich jest niejaki Jarosław Pater. Współautorem dwóch książek z tymże bohaterem, czyli jest Mariusz Czubaj. Zarówno "Aleja samobójców" jak i "Róże cmentarne" osadzone są we współczesnych realiach, a miejscem akcji jest przede wszystkim Gdańsk oraz kilka innych nadmorskich miejscowości.

Jarosław Pater jest policjantem w stopniu nadkomisarza, mieszka i pracuje w Gdańsku. Z wykształcenia jest polonistą i chociaż w wyuczonym kierunku nie pracuje już od wielu lat bardzo często odzywa się w nim purysta językowy. Ta słabostka oraz raczej antypatyczny charakter nie przysparzają mu sympatii podwładnych, którzy za jego plecami mówią o nim "Antypater". Jego małżeństwo rozpadło się, on sam nie szuka stałego związku, ale kiedy na horyzoncie pojawia się pewna Joanna zaczyna mieć nadzieję  na coś więcej niż przelotny romans.

Tematem "Alei samobójców" jest tajemnicza zbrodnia w domu spokojnej starości "Eden". Pewnego dnia w jednym z pokoi personel odkrywa oskalpowane zwłoki staruszka. Co więcej z instytucji zniknął inny pensjonariusz, specjalista od ran symbolicznych, czyli np. skalpowania... Pater od początku popada w konflikt z dyrektorem placówki, a kiedy śledztwo przejmuje ABW policjant zostaje od niego odsunięty. Postanawia jednak zbadać tę sprawę do końca nawet wbrew swoim przełożonym.

Drugi tom czyli "Róże cmentarne" opowiada o zabójcy - naśladowcy, który jeździ po Polsce i powiela zbrodnie najsłynniejszych seryjnych morderców. Przy swoich ofiarach zostawia wskazówki dla policji, które stanowią zapowiedź kolejnej zbrodni. Wygląda na to, że po Katowicach, Warszawie i Krakowie kolejnym miejscem gdzie się pojawi będzie któraś z nadmorskich miejscowości. 
Pater, który odlicza już dni do policyjnej emerytury i właśnie wybiera się na urlop z Joanną zostaje włączony w skład zespołu próbującego wytropić mordercę - przy okazji trafia na ślady nierozwiązanej sprawy sprzed kilku lat. Sprawy przez którą rozpadło się jego małżeństwo...

Mam trochę mieszane uczucia jeśli chodzi o książki i ich bohatera. Pater to hazardzista (ale to akurat jakoś specjalnie mi nie przeszkadza), poza tym jest wielbicielem klasycznego rocka i piłki nożnej. Akcja "Alei samobójców" toczy się w czasie mistrzostw świata w 2006 roku i sporo w książce jest dywagacji na tematy sportowe, podobnie w "Różach cmentarnych". Gdzieś czytałam, że Marek Krajewski jest fanem futbolu więc pewnie stąd się wzięła ta tematyka - właściwie go rozumiem, ale z przykrością stwierdzam, że dla osoby niezainteresowanej piłką kopaną te akurat "piłkarskie" fragmenty są zwyczajnie nudne i męczące. Wtręty okołomuzyczne już mi mniej przeszkadzały, ale to chyba dlatego, że akurat  ten rodzaj muzyki dosyć lubię.
A już obraz Gdańska zupełnie mi nie podszedł: zakaraluszony i zaśmiecony falowiec w którym mieszka jakaś opętana liczba ludzi to trochę marna wizytówka tego pięknego miasta.

Ogólnie rzecz biorąc wydaje mi się, że autorzy popularnie mówiąc "dali ciała" przy tych książkach. Da się przeczytać, ale szału nie ma. Mock zdecydowanie lepszy.

piątek, 4 maja 2018

Pokwietniowe remanenty - część druga

Tym razem dwa tytuły z mojej ulubionej półki, czyli biografie i wspomnienia.

Gdyby Wisława Szymborska nie dostała Nobla, to najprawdopodobniej niewiele osób wiedziałoby kto to taki Michał Rusinek. Na szczęście poetkę doceniła Szwedzka Akademia, a laureatka była zmuszona zatrudnić sekretarza. I tak w jej życiu pojawił się młody absolwent polonistyki UJ i pozostał przy poetce aż do jej ostatnich chwil.

Michał Rusinek jest autorem kilku publikacji skierowanych głównie do młodego czytelnika, ale zdarzyło mu się również popełnić tom wspomnień poświęconych jego pracodawczyni noszących tytuł "Nic zwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej".

Michał Rusinek w swojej książce prezentuje poetkę, jakiej dotąd nie znaliśmy. Wspomina oczywiście o jej obowiązkach reprezentacyjnych, podróżach i spotkaniach z czytelnikami, ale chyba tylko po to aby uporządkować chronologię. Główny temat bowiem książki stanowią wspomnienia o tym jaka Szymborska była naprawdę.
A była uosobieniem taktu i skromności, miała niezwykle subtelne poczucie humoru, zmysł obserwacji świata, umiejętność mówienia bez zadęcia o tym co w życiu najistotniejsze. Miała swoje przyzwyczajenia i swego rodzaju dziwactwa (jak chociażby fotografowanie się przy drogowskazach ze śmiesznymi lub ciekawymi nazwami miejscowości czy zbieranie kiczowatych pamiątek), miała też osobiste sympatie i antypatie.
Życie Pierwszego Sekretarza (tak żartobliwie poetka mówiła o panu Michale) nie było usłane różami - Szymborska potrafiła być uparta, zdarzało się jej w ostatniej chwili zmieniać zdanie i np. odwoływać zaplanowane spotkania. A pan sekretarz musiał to jakoś zawiedzionym ludziom wyjaśnić...
Z drugiej strony wydaje się, że pani Wisława lubiła swojego współpracownika a także jego rodzinę - córeczka pana Rusinka stała się nawet bohaterką jednego z jej wierszy pt. "Mała dziewczynka ściąga obrus".

Książka Michała Rusinka nie jest może biografią w ścisłym tego słowa znaczeniu, jednak z racji tego, że autor swoją bohaterkę znał bardzo dobrze może stanowić całkiem niezły dokument i źródło wiedzy na temat życia Wisławy Szymborskiej w okresie po otrzymaniu Nagrody Nobla.

*********************************************

"Każdy jest kowalem swojego losu" - to stare porzekadło mogłoby być najkrótsza recenzją tomu o którym teraz słów kilka.

"Wybranki fortuny. Niezwykłe Polki, które podbiły świat" autorstwa Ireny i Andrzeja Fedorowiczów to zbiór portretów kobiet, które dzięki swojej determinacji lub przysłowiowemu łutowi szczęścia wpłynęły na swój los, ale również zaistniały w zbiorowej świadomości Polaków. Podziwiamy ich dokonania, ich współcześni śledzili rozwój kariery, byli dumni z tego co udało im się osiągnąć i tylko niewielu zdawało sobie sprawę jaka była cena tego sukcesu.
Oto bohaterki tej książki:
Maria Leszczyńska, córka polskiego magnata, która została królową Francji;
Zofia Potocka, uboga greczynka, kurtyzana, która weszła przebojem do jednego z najznamienitszych polskich rodów magnackich;
Maria Walewska, szlachcianka, która zawróciła w głowie samemu Napoleonowi Bonaparte;
Helena Modrzejewska, nieślubna córka krakowskiej mieszczki, jedna z najsłynniejszych w świecie aktorek drugiej połowy XIX wieku;
Maria Skłodowska - Curie, dziewczyna z Warszawy, która dwukrotnie zdobyła Nagrodę Nobla i do dzisiaj jest uznawana za jeden z najwybitniejszych umysłów przełomu XIX i XX wieku;
Misia Sert, córka rzeźbiarza Cypriana Godebskiego, prowadziła w Paryżu bardzo popularny salon kulturalny, była protektorką wielu wybitnych artystów pierwszej połowy XX wieku (w jej domu bywali m.in. Picasso, Renoir, Strawiński, Debussy, Proust czy Zola)
Helena Rubinstein, uboga dziewczyna z krakowskiego Kazimierza, która stworzyła jedną z najbardziej rozpoznawalnych marek kosmetyków upiększających;
Tamara Łempicka, urodzona w Warszawie córka Polki i rosyjskiego Żyda, swiatowej sławy portrecistka i malarka epoki art deco; 
Hanka Ordonówna, córka warszawskiego robotnika, aktorka i piosenkarka, wielka gwiazda międzywojennej sceny; 
Ida Haendel, urodzona w Chełmie w żydowskiej rodzinie, światowej sławy skrzypaczka.

Autorzy śledzą losy tych dziesięciu kobiet, akcentując to co stanowi ich wspólną cechę - żadna z nich, biorąc pod uwagę urodzenie bądź panujące w ich czasach obyczaje i zasady, właściwie nie mogła marzyć o karierze jaka stała się ich udziałem, chociażby, jak w przypadku pani Walewskiej mogła to być kariera nieco wątpliwej jakości.
Biografie nie są jakoś szczególnie przeładowane naukową wiedzą, a raczej stanowią studium przypadku, próbę udowodnienia czytelnikowi, że czasami zwyczajnie wystarczą chęci, ambicja i ciężka praca aby stanąć na szczycie.

Bardzo ciekawa książka - szczerze polecam.

wtorek, 1 maja 2018

Pokwietniowe remanenty

Druga połowa kwietnia obfitowała w moim życiu w różnego rodzaju przypadki, głównie natury zawodowej. Były oczywiście egzaminy gimnazjalne klas trzecich, były próbne egzaminy klas drugich, rozmaite szkolne i klasowe sprawy, które trzeba było rozwiązać natychmiast, tu i teraz, moje własne dziecię nieodwołalnie weszło w okres "burzy i naporu" i zaczynam mieć wrażenie, że któreś z nas tego nie przeżyje, wreszcie, i to było chyba najważniejsze, ważyły się losy mojej pracy na rok przyszły... 
Na szczęście większość problemów już poza mną, etat (CAŁY!!!) mam, a Piotrek, no cóż najwyżej się go uroczyście wyrzeknę.
Relaks polegał oczywiście na czytaniu, ale już pisać to mi się zupełnie, ale to zupełnie nie chciało. Tak więc majówka (spędzana w domu) upłynie mi chyba na nadrabianiu pisarskich zaległości. Na początek trzy tytuły.



O Małgorzacie Rogali zdarzyło mi się słyszeć jakiś czas temu, natomiast dopiero teraz miałam możliwość zapoznać się z jej książką "Zapłata". Powieść stanowi pierwszy tom kryminalnego cyklu, którego bohaterami jest dwójka policjantów - Agata Górska i Sławek Tomczyk. 

W toalecie warszawskiego klubu zostaje zamordowany syn znanego adwokata. Mariusz Leśniak zginął w bardzo nietypowy sposób - otruty igłami cisa. Dla Agaty to śledztwo nie jest takie jak inne - tym razem w zbrodnię może być zamieszana jej najbliższe przyjaciółka, Justyna Lipiec. Przed laty Leśniak był oskarżony o śmiertelne pobicie narzeczonego Justyny - nigdy nie został skazany, bo sąd nie miał wiarygodnych dowodów. Justyna bardzo przeżyła śmierć Filipa i doskonale zna się na roślinach i ich właściwościach. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy niedługo potem, również otruty ginie Igor Kawecki, przyjaciel Mariusza Leśniaka, podobnie jak on uczestniczący w pobiciu sprzed lat...

"Zapłata" nie jest może typowym kryminałem, chociaż jest zbrodnia a policjanci prowadzą śledztwo. Autorka położyła bowiem największy nacisk na wątpliwości targające Agatą - z jednej strony policjantka chce dobrze wykonać swoją pracę i schwytać zabójcę, z drugiej strony, zwyczajnie i po ludzku uważa, że Leśniaka i Kaweckiego spotkało to na co zasłużyli. Do tego dochodzi jeszcze obawa, że być może to Justyna postanowiła po latach wymierzyć sprawiedliwość - dylemat pomiędzy byciem policjantką a przyjaciółką męczy Agatę, ale wpływa również na Sławka, który musi zadecydować czy odsunąć partnerkę od śledztwa, czy ukryć jej osobiste zaangażowanie i ryzykując własną karierą pomóc jej oczyścić przyjaciółkę.
Tak więc kryminał, ale z dużą dawką powieści psychologicznej.
Dodam jeszcze, że bardzo podoba mi się styl pani Małgorzaty Rogali i jej sposób prowadzenia narracji, a szczególnie poczucie humoru, które jest widoczne w powieści. Sprawa jest bowiem bardzo poważna, ale główni bohaterowie to zwyczajni ludzie, którzy mają swoje wady i zalety, zdarza im się popełniać błędy, ale starają się w miarę możliwości odreagowywać śmiechem napięcie jakie niesie ze sobą ich praca. Czasami najpierw coś robią a dopiero później myślą co prowadzi do zabawnych zdarzeń - jak chociażby historia z nożem do chleba.
O co chodzi? A to już odsyłam do książki...

***************************************************

"Między tęsknotą lata a chłodem zimy" to pierwsza część "Trylogii policyjnej" autorstwa Leifa GW Perssona, szwedzkiego profesora kryminologii, byłego komisarza policji i pisarza. Książka odstała już na mojej półce całkiem sporo czasu (jakoś tak 6-7 lat) i wreszcie sytuacja dojrzała aby ją przeczytać.
"Trylogia policyjna" to praca w której Persson chciał przedstawić własną wersję wydarzeń związanych z nierozwikłaną do dnia dzisiejszego zagadką morderstwa szwedzkiego premiera Olofa Palmego w 1986.
historia rozpoczyna się od tajemniczej śmierci amerykańskiego dziennikarza, który pewnego jesiennego wieczoru wypadł z okna akademika, gdzie od kilkunastu dni zajmował pokój. Wszystko wskazuje na to, że było to samobójstwo, ale kiedy śledczy przyglądają się sprawie bliżej, pojawia się coraz więcej wątpliwości...

Książka była swego czasu bardzo reklamowana i porównywana z trylogią "Millenium" Stiega Larssona i chyba to porównanie stanowiło impuls do zakupu tej pozycji.
Tak więc pewnego kwietniowego wieczoru wzięłam tę całkiem pokaźną cegłę (ponad 600 stron) i zaczęłam czytać. I tak jakoś nie zaiskrzyło...
Pamiętając swoje doświadczenia z "Millenium" (zaskoczyło gdzieś dopiero w połowie pierwszego tomu) drążyłam temat dalej, i dalej, i dalej... No i niestety, przebrnęłam ostatkiem sił do końca i raczej po kolejne tomy nie sięgnę. Nuda i chaos, chaos i nuda, zupełnie nieprzyswajalni bohaterowie - swoją drogą jak na mój gust za dużo ich, bo kilkakrotnie musiałam wracać do już przeczytanego rozdziału, żeby wyłapać kto, z kim i dlaczego?
Czytając tę książkę można odnieść wrażenie, że zdecydowana większość policjantów i agentów tajnych służb (bo oprócz stróżów prawa pojawia się w książce również wywiad) to zdegenerowani alkoholicy o ilorazie inteligencji stułbi szarej, a pozostała reszta to z kolei prawicowi ekstremiści czy wręcz neonaziści.
Książka jest przegadana, mnóstwo w niej opisów i wątków pobocznych, które nie dość, że nic nowego do sprawy nie wnoszą to jeszcze ją gruntownie zaciemniają.

Tak więc z żalem, ale nie polecam.

********************************************************

"Miasto szkła" - trzeci tom trylogii "Dary anioła" Cassandry Clare pochłonęłam w dwa wieczory. Kolejna odsłona opowieści o Nocnych Łowcach nie zawiodła mnie - czytało się świetnie, akcja wciągała, ostateczne rozwiązanie było spektakularne, a stworzone przez autorkę uniwersum nadal potrafi zaskoczyć.

Nocni Łowcy muszą podjąć decyzję co do ewentualnego sojuszu z Podziemnymi (wampiry, wilkołaki, itp.) w zbliżającym się starciu z Valentinem i chociaż niby mają wspólne cele nie jest to wcale takie proste.

Clary i Jace nie mogą być razem ale również nie są w stanie funkcjonować osobno, Simon próbuje sobie radzić ze swoją nową tożsamością - właściwie jest czymś pośrednim między człowiekiem a wampirem (tym bardziej, że z jakiegoś powodu może przebywać na słońcu i z tego powodu zyskał sobie nawet przydomek "Chodzący za dnia"). Alec ma coraz większe kłopoty z ukrywaniem swoich uczuć, Isabelle jest w dalszym ciągu zabójczo piękna i równie zabójczo skuteczna w walce z demonami. A na scenie pojawia się jeszcze jeden tajemniczy bohater imieniem Sebastian...

Brzmi to trochę jak podrzędne romansidło, ale o dziwo nic z tych rzeczy. Są oczywiście wielkie uczucia, ale to co w "Mieście szkła" jest moim zdaniem najważniejsze to fakt dojrzewania głównych bohaterów, zmiany jakie w nich zachodzą, podejmowanie życiowych decyzji i całkiem dorosłe (chociaż według prawa Nocnych Łowców dorosły jest tylko Alec) podejście do życia. Młodzi bohaterowie udowadniają dorosłym, że mają swoje zdanie, potrafią go bronić a w chwili zagrożenia można na nich liczyć.

Początkowo seria miała się kończyć na tym tomie, ale ze względu na jej popularność autorka dopisała jeszcze trzy tomy. Ciekawa jestem co z tego wyszło, bo "Miasto szkła" stanowi całkiem zgrabne zakończenie trylogii i rozwiązuje właściwie wszystkie problemy. Chociaż z drugiej strony jest parę spraw, które można różnie interpretować, więc istnieją całkiem mocne punkty zaczepienia od których można rozpocząć kolejne wątki...

Mam nadzieję szybko się przekonać co będzie dalej.

środa, 11 kwietnia 2018

Dwa kryminały - jeden nowy, drugi trochę starszy

Kupno własnego domu za okazyjną cenę - no któż by się nie skusił na taką okazję. Tak też pomyślała  Zuza nabywając piętrowy domek w miejscowości Kłopotów przy ulicy Spokojnej 15. Jakież było jej zdziwienie, kiedy po przyjeździe na miejsce spotkała w swoim wymarzonym domku niejakiego Tymoteusza Magnusa. Co gorsza okazało się, że również on jest szczęśliwym nabywcą posesji przy Spokojnej 15...

Tak rozpoczyna się najnowsza powieść Olgi Rudnickiej nosząca tytuł "Zbyt pięknie". 
Główni bohaterowie, pomimo, że od pierwszego wejrzenia nie darzą się sympatią, muszą połączyć siły aby odnaleźć oszusta, który sprzedał im ten sam dom (jak się okaże nie tylko im) i odzyskać swoje pieniądze. Nie będzie łatwo, a kiedy do akcji włączą się najbliżsi obydwojga poszkodowanych zacznie się "prawdziwa jazda bez trzymanki" jak mawiał komisarz Kurek, bohater innych książek pani Olgi (trylogia o siostrach Sucharskich).

Książki Olgi Rudnickiej uwielbiam i kupuję w ciemno - przyzwyczaiłam się do ciekawych bohaterów, zwrotów akcji i poczucia humoru autorki. Sięgając po tę powieść nastawiałam się na dobrą zabawę i miło spędzone niedzielne popołudnie. I właściwie się nie zawiodłam, chociaż mam jedno, całkiem spore, zastrzeżenie. 
Otóż dawno już nie spotkałam tak irytującej głównej bohaterki. Zuza jest gadatliwa, chimeryczna, nadpobudliwa - to akurat jestem w stanie znieść, bo też mi się zdarza, tyle, że okazjonalnie a nie 24 godziny na dobę. Co mi się jednak w niej nie podoba zupełnie i moim zdaniem jest mocno naciągane to jej stosunek do facetów - agresja, agresja i jeszcze raz agresja. Owszem, ma powód, żeby za nimi nie przepadać, bo właśnie jeden ją wystawił do wiatru, ale napadanie na bogu ducha winnego pasażera mającego nieszczęście podróżować z nią pociągiem to już głęboka przesada, paranoja, fobia i co tam jeszcze - grunt, że takie zachowanie kwalifikuje się do leczenia w zakładzie mocno zamkniętym...
Wiem, miało być śmiesznie i fajnie, ale tym razem, moim zdaniem, autorka przedobrzyła i zamiast intrygującej bohaterki (jak chociażby wkurzające ale przy okazji sympatyczne siostry Sucharskie) wyszła jej chamowata paranoiczka. Szkoda.

Ale książka ogólnie fajna i warto przeczytać.

****************************************

Wielbiciele książek Joanny Chmielewskiej doskonale wiedzą, że wielu jej bohaterów ma swoje odpowiedniki w rodzinie i przyjaciołach pisarki. W 2001 roku w powieści "Trudny trup" pojawia się po raz pierwszy niejaka Martusia - dziennikarka z Warszawy, z którą Joanna pisze scenariusz. Martusia to tak naprawdę Marta Węgiel - dziennikarka telewizyjna, scenarzystka i producentka filmowa oraz autorka kilku książek, w tym trzech kryminałów. Jeden z nich, noszący tytuł "Afera Kobana" stał już od kilku lat na mojej półce i wreszcie doczekał się lektury.

Agata Gosztyńska pracuje w krakowskiej telewizji, zajmuje się głównie kulturą, dlatego jak grom z jasnego nieba spada na nią propozycja zrobienia dokumentu o głośnym skandalu w który wmieszani są najprawdopodobniej wysoko postawieni politycy. Tłumaczenia, że nie ma pojęcia o polityce i jej zawiłościach nie trafiają do zwierzchników Agaty - własnie fakt, że jest zupełnie apolityczna daje gwarancję obiektywnego podejścia do tematu.

Agata w końcu daje za wygraną, zaczyna zbierać materiały a wtedy jej szefowie wykonują zwrot o 180 stopni - dziennikarka dostaje wpierw delikatne sugestie (a kiedy to nie pomaga wyraźne polecenie służbowe) aby dała sobie spokój z aferą. Kobieta nie ma jednak zamiaru odpuścić co naraża ją samą a także jej bliskich na poważne niebezpieczeństwo...

Biorąc pod uwagę bliską przyjaźń jaka łączyła autorkę z Joanną Chmielewską (słynna pisarka jest nawet jedną z bohaterek książki) można by mieć obawy, że może ona pisać "pod Chmielewską". Na szczęście nic z tych rzeczy - widać własny styl Marty Węgiel, historia opowiedziana jest klarownie, bohaterowie są ciekawie skonstruowani, akcja toczy się wartko a czytelnik do końca nie wie kto z bohaterów tak naprawdę jest czarnym charakterem, a kto się tylko takim wydaje.

Bardzo ciekawie przedstawia się obraz środowiska dziennikarskiego - zakulisowych rozgrywek, naprędce zawiązywanych koalicji, firmowych plotek i podchodów, walki o fundusze i ciekawe tematy. Obraz krakowskiego ośrodka ma bardzo wiele wspólnego z tym co o szczecińskiej telewizji pisała w swoich książkach Monika Szwaja, wieloletnia pracownica tamtej instytucji. Tak więc chyba ta telewizyjna rzeczywistość nie jest wcale taka kolorowa jak wydaje się nam, śledzącym na ekranie efekty pracy dziennikarskiej braci.

Warto sięgnąć po tę książkę.

sobota, 7 kwietnia 2018

Bo każdy Polak to kawalerzysta

"Polak lepiej zrozumie konia niż rodaka" te słowa generała Józefa Dowbór-Muśnickiego doskonale oddają stosunek międzywojennych kawalerzystów do ich czworonożnych towarzyszy żołnierskiej doli i niedoli. Bo od wzajemnego zaufania i oddania nierzadko zależało życie tak jeźdźca jak i jego rumaka.

"Oficerowie i konie. Przyjaźń na śmierć i życie" Piotra Jaźwińskiego to coś na kształt monografii poświęconej żołnierzom i ich wierzchowcom. Autor, przygotowując się do napisania tej książki, zapoznał się z całą masą tekstów źródłowych - wspomnień, pamiętników, dokumentów i artykułów z ówczesnej prasy fachowej. Powstał z tego barwny portret czworonożnych żołnierzy, ich losów ale również charakterów, bowiem konie, podobnie jak ludzie mają swoje wady i zalety, przyzwyczajenia, sympatie i antypatie a nawet dziwactwa.

Książka składa się z sześciu rozdziałów, które opowiadają o kolejnych etapach końskiej służby w wojsku - począwszy od kupna odpowiednich źrebaków, poprzez ich szkolenie (a także szkolenie ich jeźdźców) oraz służbę liniową aż do kasacji, czyli przejścia na końską emeryturę. Znalazło się również miejsce na portrety końskich legend - jak chociażby najbardziej znany polski koń, czyli Kasztanka należąca do Józefa Piłsudskiego. Ostatni rozdział opowiada o zmierzchu legendy, czyli o wojennych losach polskiej kawalerii.
Piotr Jaźwiński umieścił w swojej pracy wiele informacji na temat koni w wojsku, ale również całą masę anegdot - o ułańskiej fantazji, zaradności polskich kawalerzystów, o ciekawych a czasem niebezpiecznych przygodach jakie były udziałem żołnierzy i ich czworonożnych przyjaciół. Sporo z tych anegdot dotyczy nawyków i sztuczek prezentowanych przez konie - nie ma się zresztą co dziwić, człowiek nie przepada za wszystkimi swoimi obowiązkami, więc koń też ma do tego prawo.

Autor zastosował w swojej książce ciekawy zabieg, uczynił bowiem współnarratorem konia - to właśnie jego oczami widzimy kolejne etapy końskiej służby zakończonej tragicznie we wrześniu 1939 roku. Te fragmenty wnoszą do narracji nutkę nostalgii i wywołują wzruszenie, równoważąc przy okazji fachowe informacje oraz anegdotyczne historyjki. I chociaż książka to z założenia praca popularnonaukowa czytelnik może liczyć na dobrą zabawę oraz porcję wzruszeń.

Książka na pewno warta przeczytania, tym bardziej, że obchodzimy okrągłą rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. I pamiętając o ludziach, którzy tę niepodległość wywalczyli powinniśmy pamiętać o najwierniejszych towarzyszach wielu z nich.


niedziela, 1 kwietnia 2018

Trzy razy powtórka z rozrywki - czyli tych bohaterów już kiedyś spotkałam

Clive Cussler to jeden z moich ulubionych autorów powieści sensacyjnych. Jego najsłynniejszym bohaterem jest Dirk Pitt, dawniej pracownik a aktualnie dyrektor NUMA (Narodowej Agencji Badań Podwodnych). Tak przy okazji - NUMA to autentyczna organizacja non-profit założona przez Cusslera, której głównym zadaniem jest poszukiwanie i eksploracja historycznych wraków okrętów i samolotów.

"Arktyczna mgła" to kolejna powieść o przygodach Pitta, a jej współautorem jest syn Cliva Cusslera imieniem Dirk.
Rzecz dzieje się u wybrzeży Kanady. Dzieci Dirka Pitta - Dirk Junior i Summer pobierając próbki wody trafiają na rybacki kuter, którego załoga zmarła w niewyjaśnionych okolicznościach. Chociaż policja uznaje to za nieszczęśliwy wypadek, to młodzi Pittowie oraz Trevor Miller, brat jednego ze zmarłych rybaków mają na ten temat odmienne zdanie, a trop prowadzi do przedsiębiorstwa niejakiego Mitchella Goyette'a.

Wszystkie powieści Cusslera mają wątek ekologiczny - tym razem chodzi o globalne ocieplenie oraz zagospodarowanie (w sensie przerobienie) dwutlenku węgla. Ciemne interesy, chciwość i korupcja u szczytów władzy mogą doprowadzić nie tylko do katastrofy ekologicznej ale i do konfliktu zbrojnego na skalę światową. Dirk Pitt i jego dzieci mają bardzo mało czasu aby temu zapobiec...

Akcja większości powieści Cusslera toczy się w nieco cieplejszych klimacie niż Arktyka, dlatego moim zdaniem autorzy trochę przedobrzyli jeśli chodzi o wytrzymałość bohaterów na niskie temperatury, ale generalnie książka trzyma poziom.

*********************************************************

Siedem lat temu spotkałam się po raz pierwszy z kuzynkami Kruszewskimi - Katarzyną, pracownicą CBŚ oraz Stanisławą, czterechsetletnią alchemiczką, które pojawiają się w trzech powieści Andrzeja Pilipiuka. Po latach pisarz wrócił do swoich bohaterek w powieści "Zaginiona" oraz dołączonym do niej opowiadaniu "Czarne skrzypce".

Stanisława i Katarzyna biorą udział w aukcji dzieł sztuki i starodruków, gdzie chcą zakupić pewną starą mapę. Okazuje się, że artefaktem interesuje się jeszcze trójka młodych ludzi. Co szczególne mapa przedstawia Frisland, wyspę na północnym Atlantyku, której... nie ma na współczesnych, bardzo przecież dokładnych mapach. Młodzi ludzie, którym udaje się zakupić mapę uważają jednak, że wyspa istnieje chroniona przez magiczną barierę, natomiast jedno z nich, dziewczyna znana jako Anna Czwartek, jest zaginioną frislandzką księżniczką. Ich teorię zdaje się potwierdzać seria wypadków - tak jakby komuś zależało, żeby Anna i jej przyjaciele nie odnaleźli Frislandu.

Anna i Stanisława szybko znajdują wspólny język - obydwie czują się obco w swoim środowisku. Właściwie nic w tym dziwnego - jedna żyje już czterysta lat, oprócz Kasi nie ma nikogo bliskiego i, aby nie wzbudzać sensacji, co jakiś czas musi zmieniać miejsce zamieszkania; druga ma specyficzne zdolności o których nie lubi rozmawiać i przeświadczenie, że nie pasuje do swojego otoczenia.

Tak jak wspomniałam, "Zaginiona" to powrót Andrzeja Pilipiuka do bohaterów sprzed lat. Czy udany? Cóż, mam mieszane uczucia - bo niby wszystko w porządku, ale czegoś mi brakowało. Pamiętam, kiedy czytałam poprzednie tomy, to nie mogłam sie oderwać od książek. A tutaj już nie było tej magii...
A może to ja się tak bardzo zmieniłam?

*************************************************************

Trylogia "Dary anioła" Cassandry Clare to moje odkrycie z ostatnich tygodni. Po świetnym tomie pierwszym przyszedł czas na tom drugi pt. "Miasto popiołów". 

Clary powoli oswaja się ze swoją nową tożsamością - jest Nocną Łowczynią, widzi świat i istoty niedostępne oczom zwykłych ludzi i odkrywa swój talent: chociaż nigdy się tego nie uczyła potrafi kreślić runy. Jej relacje z Simonem i Jace'm są jeszcze bardziej pogmatwane, ponieważ okazuje się, że Jace jest jej bratem. 
W instytucie pojawia się gość z Idrisu - inkwizytorka, która oskarża Jace'a o zdradę i wtrąca go do więzienia. Przyjaciele starają się go uwolnić, ale szybko się okazuje, że to najmniejszy problem jaki przyjdzie im rozwiązać. Valentine napada na Miasto Kości i zabiera stamtąd niezwykle cenny artefakt - Miecz Dusz. Jest mu potrzebny do przeprowadzenia tajemnego rytuału...

Często tak bywa, że po dobrym tomie pierwszym następuje jego słabsza kontynuacja. Tu się tak na szczęście nie dzieje - drugi tom nie odbiega poziomem od pierwszego, pokuszę się nawet o stwierdzenie, że jest lepszy. 
Autorka ma niezwykle lekkie pióro i bogatą wyobraźnię. Świat fantastyczny jest ciekawie wykreowany, pojawiły się nowe postacie i nowe wątki, bohaterowie zostają postawieni przed kolejnymi wyzwaniami i muszą podejmować trudne decyzje. Przyznaję się uczciwie, że trochę mnie wkurzyło to co pani Clare zafundowała Simonowi, ale z drugiej strony jestem ogromnie ciekawa jak dalej potoczy się jego wątek.
Tak, że ten... "Miasto Szkła" - przybywam.