wtorek, 31 stycznia 2012

Co pociąga czytelników w skandynawskich kryminałach?

Co jest takiego w skandynawskich kryminałach, że zdobywają sobie coraz nowe rzesze czytelników?
Nad odpowiedzią na to pytanie zastanawiam się już od jakiegoś czasu, tym bardziej, że już kilka takich książek przeczytałam a następne czekają na moich półkach. 
Bo nie ma w nich jakichś supergliniarzy, brawurowych pościgów, nagłych i niespodziewanych zwrotów akcji czy cudownych zbiegów okoliczności do czego przyzwyczaiły nas czytelników (a także widzów) literackie i filmowe hity zza oceanu.

Po raz kolejny nad fenomenem literatury naszych północnych sąsiadów zastanawiałam się przy lekturze książki "Taniec z aniołem" autorstwa szwedzkiego pisarza Åke Edwardsona. Autor jest jednym z najpopularniejszych pisarzy w swoim kraju, cieszy się również międzynarodowym uznaniem, jego książki przetłumaczono na ponad 20 języków a za swoją twórczość był wielokrotnie nagradzany. Książka o której mowa jest pierwszym tomem z liczącego 10 części cyklu, którego głównym bohaterem jest komisarz policji z Göteborga Erik Winter - trzydziestosiedmioletni kawaler, wielbiciel muzyki Johna Coltrane'a, piwa i piłki nożnej, snob uznający tylko obuwie szyte na miarę, kubańskie cygara i koszule z Jermyn Street w Londynie.

W hoteliku na południu Londynu policja znajduje zmasakrowane zwłoki młodego Szweda. Kilka dni później niemal identycznego odkrycia dokonują policjanci z  Göteborga - różnica polega na tym, że zamordowany jest Anglikiem. Winter i jego współpracownicy zastanawiają się nad ewentualnym związkiem między tymi dwoma morderstwami i wszystko wskazuje, że takowy istnieje. Badając krwawe ślady na miejscu zbrodni policjanci mają wrażenie, że w pokoju odbył się jakiś makabryczny taniec. Taniec z aniołem śmierci...


Powieść Edwardsona to nie tylko kryminał. Niejako w tle śledztwa poznajemy samego komisarza Wintera, jego rodzinę, przyjaciół i współpracowników. Autor stworzył wielowymiarowych bohaterów - z ich wątpliwościami, przemysleniami, bagażem doświadczeń. Ukazuje ich w pracy ale i w domowym zaciszu oraz w chwilach relaksu. Policjanci z ekipy Wintera mają swoje wady i tajemnice, nie są kryształowymi bohaterami - jeden z nich ma wkrótce zostać ojcem i nie do końca radzi sobie z tą sytuacją, inny, z wyraźnie rasistowskimi poglądami, zmuszony jest współpracować z czarnoskórą koleżanką - przykłady można by mnożyć.


Lektura nie należy do najłatwiejszych - sporo w niej psychologizowania, dygresji, które na pierwszy rzut oka niewiele mają wspólnego z prowadzonym śledztwem. Książka ma bardzo mroczny klimat - dosyć szybko okazuje się, że zbrodnie mają podtekst seksualny i śledczy muszą zgłębić takie peryferia sex-biznesu o których woleliby udawać, że nie istnieją. Pomimo to książkę czytało mi się dosyć szybko i co ważne do końca nie mogłam rozwiązać kryminalnej zagadki - a zakończenie było dla mnie dosyć dużym zaskoczeniem. 

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Nawet Salomon nie byłby w stanie wydać sprawiedliwego wyroku

Po raz kolejny na BiblioNETce ruszyła akcja "Wędrująca książka". I tak kilkanaście dni temu dotarła do mnie  książka Antoniny Kozłowskiej pt. "Kukułka".

Chociaż na oko Kajzerówkę od Słonecznej Doliny dzieli tylko płot z falistej blachy obrośnięty winobluszczem to pomiędzy mieszkańcami tych dwóch osiedli znajduje się przepaść nie do przebycia. Kajzerówka to powstałe w latach siedemdziesiątych blokowisko, zamieszkane  przez robotników z pobliskich fabryk - dawniej marzenie młodych małżeństw, dzisiaj, po zamknięciu większości zakładów przemysłowych, miejsce na przetrwanie dla rzeszy emerytów, bezrobotnych na zasiłkach czy nielicznych szczęśliwców posiadających stałą, choć słabo płatną pracę.
Słoneczna Dolina to zamknięte osiedle dla młodych, bogatych pracowników korporacji, przystanek na drodze do własnego domku na przedmieściach.

Beata z Kajzerówki zazdrości tym ze Słonecznej Doliny udanego życia, pięknych mieszkań, strzeżonych garaży, dobrej pracy i perspektyw na przyszłość - ona i jej najbliżsi mieli szansę na to lepsze życie, jednak kłopoty ze wspólnikiem męża oraz nieuczciwym deweloperem pogrzebały ich marzenia. Beata mieszka w dwupokojowym mieszkaniu wraz z matką i dwójką dzieci - mąż wyjechał do pracy do Irlandii i tam założył nową rodzinę. Pracuje jako woźna w szkole oraz dorabia po godzinach w sklepie papierniczym ale i tak ledwie wiąże koniec z końcem.
Takich kłopotów nie ma Marta ze Słonecznej Doliny - pracuje w dobrej firmie, jej mąż jest dyrektorem w międzynarodowej korporacji, mają dwa samochody, piękne mieszkanie i całkiem pokaźne konto w banku.
Jednak jest coś czego Marta pragnie do szaleństwa a nie może zdobyć - nie może mieć dziecka. Kolejne próby kończą się niepowodzeniem oraz coraz większą frustracją Marty i jej męża Filipa. Obsesja na punkcie dziecka niszczy ich związek, bo Filip stara się jak może i wspiera Martę, ale tak naprawdę sprawa wspólnego potomka nie jest dla niego priorytetem. Co więcej wydaje się, że jest wręcz niechętnie nastawiony do powiększenia rodziny.

Drogi Marty i Beaty krzyżują się w agencji oferującej pośrednictwo pomiędzy parami, które nie mogą mieć dzieci w sposób naturalny a matkami zastępczymi, czyli tzw. surogatkami. Dla Marty ma to być ostateczne rozwiązanie kłopotów z powołaniem do życia dziecka, dla Beaty ogromny zastrzyk finansowy pomagający wyjść na prostą i zapewnić lepsze życie jej dzieciom.

Antonina  Kozłowska stworzyła poruszająca powieść o ludzkich potrzebach i dążeniach, które często przesłaniają to co w życiu jest najistotniejsze - miłość, rodzinę, samoakceptację. Zarówno Marta jak i Beata zagubiły się w swoim własnym świecie. Doraźne problemy i kłopoty spowodowały, że obydwie kobiety podjęły decyzje co do powagi których nie do końca zdawały sobie sprawę. Ich układ, będący na początku transakcją handlową przeistacza się w pewnej chwili w sytuację bez wyjścia. I nie chodzi mi nawet o czysto etyczne dywagacje, których tak wiele na ten temat można znaleźć w mediach czy nauczaniu Kościoła katolickiego. Zwyczajnie było mi żal obydwu bohaterek i tak naprawdę nie jestem w stanie określić po czyjej byłam stronie...

Książka bez patosu i zbędnego lukru opowiada o ważnym problemie społecznym, nie daje jednak gotowych rozwiązań, aczkolwiek muszę przyznać, że zakończenie tej historii zaproponowane przez autorkę niezmiernie mnie wzruszyło.

Warto sięgnąć po "Kukułkę" - to kawał bardzo dobrej literatury...

niedziela, 29 stycznia 2012

Jak mieszczanie krakowscy chcieli książętami rządzić

Koronacja Przemysła II o której pisał Kraszewski w "Pogrobku" zakończyła, przynajmniej oficjalnie, okres rozbicia dzielnicowego. Niestety niespodziewana śmierć władcy w pół roku po tej podniosłej uroczystości, brak męskiego potomka oraz zbyt wielu chętnych do objęcia opustoszałego tronu skutkowały tym, że jeszcze przez kolejne kilkanaście lat trwały walki o zagarnięcie jak największych obszarów ziemi oraz miast i grodów ze stołecznym Krakowem na czele.

Jednym z pretendentów do krakowskiego tronu, a w przyszłości również do królewskiej korony, był kujawski książę Władysław, z powodu mizernej postury zwany Łokietkiem. Końcowy okres jego walki o Małopolskę i Kraków rozgrywający się w 1306 roku stanowi temat pierwszej części kolejnej książki JIK-a z cyklu"Dzieje Polski" noszącej tytuł "Kraków za Łoktka". Druga część tejże powieści opisuje bunt mieszczan krakowskich pod wodzą wójta Alberta, który miał miejsce kilka lat później, na przełomie 1311 i 1312 roku.
Głównym bohaterem powieści jest książęcy rycerz, a po trosze człowiek do zadań specjalnych, Marcin Suła zwany Marcikiem. Pochodzący ze zubożałego ziemiaństwa Marcik przyłącza się do ukrywającego się w podkrakowskich lasach Łokietka, a ponieważ jest sprytny i inteligentny to służy swojemu księciu nie tylko z mieczem w dłoni. Mieszkając przez całe życie nieopodal Krakowa ma w mieście wielu znajomych, więc kiedy przed Łokietkiem otwierają się perspektywy zajęcia wawelskiego grodu to właśnie Marcik negocjuje z mieszczanami krakowskimi poddanie się księciu Władysławowi. W późniejszych latach, kiedy książę wojuje poza Małopolską Suła pilnuje jego interesów w mieście. Zauważa oznaki szykowanego spisku, niestety nie uzyskuje zrozumienia u swoich przełożonych - a po wybuchu buntu staje się jednym z najbardziej czynnch obrońców Wawelu i mieszkającej tam rodziny książęcej - Łokietka co prawda nie ma wtedy w Krakowie, walczy na północy kraju, ale na zamku przebywa księżna Jadwiga wraz z dziećmi.

Tematyka książki wybrana została nieprzypadkowo - Kraszewski podkreśla wzajemną niechęć polskiego ziemiaństwa i niemieckiego mieszczaństwa, tych ostatnich maluje jako pewnych siebie arogantów, którzy ufając w siłę swojego pieniądza chcą kierować nie tylko handlem ale również mieć wpływ na wybór władcy. Oczywiście nie wszyscy mieszczanie niemieccy brali udział w buncie i nie mógł autor tych chlubnych wyjątków w swojej powieści pominąć. Aby jednak nie chwalić żywiołu niemieckiego zasugerował, że ci wierni Łokietkowi to ludzie mający w sobie domieszkę krwi polskiej (ich matki były Polkami), przez co nie dali się o końca opanować Albertowi i jego stronnikom.

"Kraków za Łoktka" wyróżnia się na tle innych powieści historycznych autorstwa Kraszewskiego tym, że nie ma w niej prawie żadnych opisów - owszem na początku, aby wprowadzić czytelnika w klimat epoki rzeczone opisy się znajdują, jednak później jest ich jak na lekarstwo. W związku z tym książka nie jest zbyt obszerna a akcja toczy się wartko. Marcik ma sporo mniej lub bardziej niebezpiecznych przygód, a także jest beznadziejnie zakochany w pewnej ponętnej mieszczce - to jeden z ciekawszych bohaterów, którzy wyszli spod pióra Kraszewskiego.

sobota, 28 stycznia 2012

Stos na koniec miesiąca

Bieżący tydzień na szczęście już się kończy - w mojej szkole to akurat był koniec semestru, wywiadówka oraz nieśmiertelna papierologia... Chwalić Boga to już za mną, do ferii co prawda jeszcze dwa tygodnie muszę poczekać, ale za oknem zima, śnieg i mróz, czyli tak jak powinno być w styczniu, a co ważniejsze jest tak jak lubię:)
A do tego jeszcze nowe książeczki na półce:



Od dołu:
  • "Kamień w sercu" K. Leżeńska - DKK
  • "Zrób sobie raj" M. Szczygieł - j.w.
  • "Jeśli zimową nocą podróżny" C. Italo - z biblioteki
  • "Kraków za Łoktka" J.I. Kraszewski - j.w.
  • "Wycieczka na tamten świat" A. i S. Litwinowie - wygrana w konkursie Syndykatu ZwB
  • "Wintercraft" J. Buntershaw - wymiana na LC
  • "Prawdziwki i zmyślaki" K. Daukszewicz - wymiana z Orchisss
Kilkanaście minut temu wróciłam z konkursu kolęd i pastorałek w którym moje szkolne dzieciaki zajęły drugie miejsce, ulegając tylko zespołowi z jednej z krakowskich szkół muzycznych - tak, że jestem zmęczona ale i szczęśliwa bardzo. Herbatka już się parzy, kocyk i fotel czekają a mnie pozostało tylko wybrać którąś z pozaczynanych książek i odpoczywać...

środa, 25 stycznia 2012

Tak słodko, że aż za słodko...

Od zawsze podziwiam ludzi, którzy potrafią spełniać swoje marzenia. Podziwiam i szanuję, bo mnie samej zdarza się odpuścić kiedy jest za bardzo "pod górkę". I dlatego też z pewną zazdrością patrzyłam na leżące na mojej półce dwie książki Marii Ulatowskiej, a mianowicie "Sosnowe dziedzictwo" i "Pensjonat Sosnówka". Nie chodzi bynajmniej o to, że sama chciałabym napisać jakąś powieść, bo zdaję sobie sprawę z tego, że do napisania bestsellera zwyczajnie nie mam talentu a z kolei wydanie pod własnym nazwiskiem jakiejś miernoty to może nie jest to czego pragnęłabym najbardziej. Zazdrościłam pani Marii odwagi i determinacji w spełnianiu marzeń - bo o pisaniu myślała przez wiele lat, ale wcieliła marzenia w życie dopiero teraz, na emeryturze.

Bohaterką książek pani Ulatowskiej jest Anna Towiańska, która całkiem niespodziewanie dziedziczy spadek - dom, kawałek lasu i jeziorko w miejscowości Towiany, gdzieś na Kujawach. Po przybyciu na miejsce zakochuje się w okolicy i postanawia zostać na stałe w urokliwym miasteczku. A ponieważ musi z czegoś żyć tworzy w swoim nowym domu pensjonat nastawiony na wędkarzy i grzybiarzy - wszak las i jezioro są na wyciągnięcie ręki.
Anna szybko wrasta w miejscową społeczność, która przyjmuje ją z otwartymi rękami, znajduje serdecznych przyjaciół a także szczere uczucie. Bo Towiany to taki mały kawałek raju na ziemi.

Przyznaję uczciwie - książki wchłonęłam, bo czytaniem trudno to nazwać, w ciągu niedzielnego popołudnia i wieczoru. Czyli czyta się szybko i łatwo - brawo dla autorki za styl i umiejętność prowadzenia intrygi.
Niestety mają te książki jedną ogromną wadę - są jak beza z kremem i jeszcze lukrem na dodatek... Za słodkie, za bardzo bajkowe, momentami niestrawne - chociaż uczciwie przyznaję, że i słodycze i bajkowe historie lubię to tu było jednak za dużo tego dobrego...
Bo moim zdaniem w każdej bajce powinien być choćby jeden czarny charakter - tak dla równowagi, żeby tych dobrych było wyraźniej widać. A tu w pierwszym tomie brak jakiegokolwiek negatywnego bohatera, zaś w drugim pojawia się co prawda jedna Wiola, ale szybciutko się odmienia na lepsze - w tych Towianach to jakieś niesamowite powietrze musi być.
Co jeszcze mnie w tych książkach poniekąd raziło to pewna wtórność wątków i bohaterów w stosunku do książek Małgorzaty Kalicińskiej oraz serialu "Rancho" - i jedno i drugie dosyć mi się podobało, ale naśladownictwo już niekoniecznie. 
Natomiast muszę pochwalić wątki rybackie - ponieważ mam w domu dwóch zapalonych wędkarzy (tak, moje dziecię też jest opętane na punkcie żyłek, spławików, zanęt i jeden dobry Bóg wie czego jeszcze) więc te historyjki wywołały uśmiech na mojej twarzy. Szczególnie jedna, mówiąca o nowicjuszu Bartku, który omal się nie podtopił, kiedy ryba wzięła - mój pierwszy i jedyny jak dotąd połów zakończył się niemal tak samo...

Nie bardzo wiem jak ocenić książki pani Marii Ulatowskiej - bo z jednej strony wartka akcja i piękny literacki język a z drugiej zbyt duża cukierkowatość. Chyba najlepszą porą na czytanie tych książek jest leniwe, gorące, letnie popołudnie spędzane na leżaczku gdzieś na balkonie czy w sadzie. W zimie chyba jestem bardziej czepliwa;)
Ostatnio wyszła nowa książka pani Marii - jest w bibliotece gminnej i z pewnością ją przeczytam, ale może nie teraz tylko w wyżej opisanych okolicznościach przyrody...

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Komunikaty dwa:)

KOMUNIKAT NR 1



Jeszcze pamiętamy rozdanie pierwszych Złotych Zakładek na targach Książki w Katowicach a tu już nasza zakładkowa Ekipa na czele z niezawodną Agnieszką rozpoczyna przygotowania do kolejnej odsłony naszych własnych blogerskich nagród. Zanim jednak będziemy nominować a później głosować na specjalnym forum można się wypowiedzieć na temat kategorii oraz całego projektu.
Moze warto się wypowiedzieć teraz, zaproponować i przedyskutować ewentualne zmiany, żeby nie było takiej sytuacji jak w ubiegłym roku - w czasie przygotowań zainteresowanie było takie sobie, a kiedy już wszystko było podopinane to nagle rozgorzała krytyka na okoliczność kategorii, regulaminu i całego przedsięwzięcia...

Dlatego wszystkich zainteresowanych zapraszam na FORUM.

Kochani to NASZA nagroda - i tak naprawdę tylko od nas zależy jak będzie wyglądała:)

**************************************************************

KOMUNIKAT NR 2

Otrzymałam wczoraj taką informację:


Rozpoczynam właśnie działalność nowego serwisu książkowego http://mala-biblioteczka.pl. Mała Biblioteczka to serwis, który zajmować się będzie literaturą dziecięcą i młodzieżową. Chciałbym oddzielić od masy różnorakich wydań dla dzieci te, które naprawdę zasługują na uwagę i jakoś je sklasyfikować. W założeniu jest o serwis dla rodziców, szukających lektury dla swoich pociech, choć i dzieci znajdą tu pewnie coś dla siebie:) 


Ponieważ sama jestem mamą siedmioletniego smyka bardzo mnie cieszy każda inicjatywa propagująca dobrą literaturę dla najmłodszych. Bo jeśli my rodzice nie zaszczepimy naszym pociechom literackiego bakcyla to raczej nikt tego nie zrobi...

Nigdy nie jest za późno...

Marcin i Dasza poznali się w białostockim liceum. Łączyła ich przyjaźń, która nieśmiało zaczęła się przeradzać w coś więcej. Obydwoje jednak byli zbyt zagubieni i niepewni siebie żeby zrobić ten decydujący krok w swoją stronę. Po maturze ich drogi się rozeszły - Marcin ożenił się z poznaną w czasie studiów Amerykanką i wyemigrował do Kaliforni natomiast Dasza wyszła za mąż za kolegę ze studiów, urodziła córkę i osiadła w Olsztynie. Teraz po kilkunastu latach spotykają się na jubileuszu liceum do którego chodzili. Dasza już od kilku lat jest rozwódką a Marcin właśnie finalizuje rozstanie z Helen. Czy ich drogi wreszcie się spotkają?

Katarzyna Leżeńska zadebiutowała w 2004 roku powieścią "Z całego serca" napisaną wraz z Ewą Millies-Lacroix. Do tej pory wydała sześć powieści - ostatnia pt. "Hakus pokus"ukazała się w ubiegłym roku. 
Autorka jest warszawianką, ale dzieciństwo i młodość spędziła w Białymstoku. W tym też mieście toczy się duża część akcji jej kiążki pt. "Kamień w sercu".

Historia Daszy i Marcina rozpoczyna się w maju 2001 roku - spotkanie po latach uświadamia im, że tak naprawdę ich dotychczasowe życie nie miało większego sensu i postanawiają być razem wbrew wszelkim przeciwnościom. A tych jest nie mało - rozwód Marcina i spór z żoną o alimenty na... koty, niechęć rodzin obydwojga, a w szczególności wrogie nastawienie Poli, 14-letniej córki Daszy, odległość między Olsztynem a San Francisco utrudniająca kontakt, że wymienię te najistotniejsze. Są też inne problemy, może nie aż tak oczywiste, ale niezwykle ważne - ostatnie lata Marcin i Dasza spędzili w zupełnie odmiennych warunkach i dosyć szybko okazuje się, że to będzie stanowiło niemały problem. Bo samo podjęcie decyzji o byciu razem było najłatwiejszą częścią ich wspólnej drogi. Marcin nie bardzo widzi siebie w polskich realiach, natomiast Pola, a co za tym idzie również Dasza, kategorycznie odmawia wyjazdu do Stanów Zjednoczonych. Pomimo wszystko postanawiają wspólnie budować własne szczęście na warszawskim gruncie i kiedy już wydaje się, że wszystko będzie w porządku spada na nich kolejny cios - ciężka choroba Poli.

Początek książki wskazywał jednoznacznie, że oto po raz kolejny wpadła w moje ręce przeciętna powieść, żeby nie powiedzieć banalne czytadło, o tym jak to spotkali się po latach, spojrzeli sobie w oczy, zakochali się na śmierć i życie a potem żyli długo i szczęśliwie a wszystkie ich troski rozwiązywały się same. 
Jak się okazało byłam w ogromnym błędzie, bo wspólne życie Marcina i Daszy nie było ani megaszczęśliwie ani beztroskie. Autorka bardzo przekonywająco opisała docieranie się Marcina i Poli, bunt nastolatki, która nagle przestaje być centrum wszechświata dla swojej matki, zachłyśnięcie się dziewczyny wielkim miastem ale też stosunek dawnych kolegów do Marcina, wrogość koleżanek Daszy zazdroszczących jej, że usidliła taką świetną (w domyśle zamożną) partię. Jednak prawdziwy majstersztyk to opis zmagań z chorobą Poli - niemal kronikarski zapis walki o życie a później o zdrowie dziewczyny. Polski system lecznictwa opisany z dwóch punktów widzenia - Daszy przyzwyczajonej do takiego a nie innego funkcjonowania służby zdrowia w naszym kraju i Marcina, który wszystko porównuje do warunków amerykańskich. Ale obydwoje robią co mogą aby pomóc Poli. Walczą o każde słowo, każdy kolejny krok, każdą nową umiejętność, nie poddają się pomimo niewielkich rezultatów.

Książka ma podwójną narrację - kolejne rozdziały to na przemian opowieść Daszy i Marcina. Czytelnik ma szansę skonfrontować co każde z nich myśli i jak często się różnią ich odczucia na temat wielu spraw. Śledzimy jak budują się ich wzajemne więzi, jak często muszą iść na kompromis i jak się zmieniają pod swoim wpływem. I wydaje mi się, że to stanowi ogromną zaletę tej historii - bo życie, wspólne życie uczy, a w każdym razie powinno nauczyć, sztuki kompromisu. Nie poświęcenia się dla ukochanej osoby ale umiejętności równoważenia potrzeb obydwóch stron. A wtedy łatwiej jest wspólnie pokonywać bariery, które stawia na naszej drodze los.

Książkowe dzieje Daszy, Marcina i Poli urywają się w grudniu 2004 roku. Autorka pozostawiła swoja opowieść bez jakiegoś ostatecznego rozwiązania.
A ponieważ jest ona oparta na prawdziwej historii mam nadzieję, że im się udało...

niedziela, 22 stycznia 2012

Jak książę poznański królem chciał zostać

W drugiej połowie XIII wieku coraz mocniej występowały na ziemiach polskich tendencje zjednoczeniowe. Celowali w tym zwłaszcza Piastowie śląscy i wielkopolscy. Oczywiście każdy uważał, że to on jest najlepszym kandydatem na następcę Chrobrego i Śmiałego na królewskim tronie i w związku z tym dochodziło do zbrojnych konfliktów, wtrącania się nawzajem do więzienia, oddawania i odbierania grodów i ziem. Szukano sprzymierzeńców, knuto intrygi, przekupowano dworzan i urzędników, szukano poparcia wśród kleru - wszystko po to aby mieć większe szanse na zgromadzenie w swoim ręku jak największego obszaru dawnego królestwa polskiego.

Te walki stały się tłem kolejnej powieści historycznej J.I. Kraszewskiego noszącej tytuł "Pogrobek". Tytułowym bohaterem jest książę poznański Przemysł II - urodzony kilka miesięcy po śmierci swojego ojca, stąd przydomek Pogrobek czyli Pogrobowiec.
Chłopcem opiekował się jego stryj, książę kaliski Bolesław Pobożny, który z braku męskiego potomka wyznaczył bratanka na swojego następcę. W wieku 16 lat ożeniono Przemka z 13-letnią Ludgardą Maklemburską (Kraszewski zmienił jej nieco imię - w powieści występuje jako Lukierda) i było to, jeśli wierzyć Długoszowi, na którym się Kraszewski opierał, jedno z najbardziej tragicznych małżeństw w całej dynastii piastowskiej. Dzieje nieszczęsnej Lukierdy, pogardzanej przez męża, zastraszanej przez służbę, szykanowanej przez mężowską kochankę i wreszcie zamordowanej za przyzwoleniem księcia w wieku 23 lat stanowią główny temat utworu. "Pogrobek" to wręcz melodramat rozgrywający się w scenerii poznańskiego zamku. Nieszczęśliwa Lukierda, zawistna Mina, zrażony do małżonki Przemysław, Michno Zaręba, rycerz książęcy, potajemnie kochający i współczujący nieszczęsnej księżnej - to osoby naznaczone piętnem tragizmu, mniej lub bardziej świadomie dążące do ponurego końca. Ludgarda ginie uduszona, Mina musi uciekać z zamku a do śmiertelnej rozgrywki pomiędzy Przemysławem i Zarębą dochodzi rankiem 8 lutego 1296 roku w Rogoźnie...

Przemysł II to bardzo ważna postać w naszej historii - jego koronacja w czerwcu 1295 roku stanowi niejako symboliczny koniec rozbicia dzielnicowego. Wprawdzie nie udało mu się zjednoczyć wszystkich ziem polskich, a jego panowanie trwało raptem 7 miesięcy - ale fakt się stał i Królestwo Polskie odrodziło się chociaż na pełny sukces trzeba było jeszcze kilkadziesiąt lat poczekać.

"Pograbek" to jedna z lepszych powieści Kraszewskiego, chociaż nie ustrzegł się autor błędów rzeczowych i to niestety dosyć dużego kalibru. O ile określenie Bolesława Surowego księciem świdnickim (w rzeczywistości był księciem jaworskim, Świdnica w tym okresie nie była osobnym państewkiem) można darować o tyle zmiana Bolesława Rogatki na Henryka Łysego (takiego władcy na ziemiach polskich jako żywo nie było) już wprowadza pewne zamieszanie. Również informacje na temat drugiej małżonki Przemysła księżnej Ryksy szwedzkiej są błędne - chociażby fakt, że nie mogła być koronowana wraz z mężem, bo już od kilku lat nie żyła, a książę ożenił się po raz trzeci z Małgorzatą Brandenburską.
No, ale może ja się za bardzo czepiam i wychodzi moje skrzywienie zawodowe;)

Jakby nie było książka warta uwagi - jest nieszczęśliwa miłość, zbrodnia, wyprawy wojenne, opisy obyczajowości późnego średniowiecza, kiedy fanatyczna pobożność zaczyna ustępować miejsca radości życia (aczkolwiek bardzo powoli) - czyta się świetnie w każdym razie.

sobota, 21 stycznia 2012

Wyniki rocznicowej wygrywajki:)

Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wszystkie miłe słowa pod moim adresem, które zamieściliście pod rocznicowym postem. I żeby nie przedłużać przechodzę do fotorelacji z losowania wygrywajkowych książek. Niestety moje dziecko mnie opuściło ( no nie na zawsze oczywiście...) więc rece widoczne na fotografiach są moje własne. A oto dla kogo okazały się szczęśliwe:

Najwięcej chętnych zgłosiło się do wspólnego dzieła panów Prokopa i Hołowni...

...a nową właścicielką tej książki jest Planet Gosia:)

A teraz będzie losowany "Letni domek"...

... który powędruje do Toski.

A z trzeciej książeczki już może się cieszyć Soulmate:)


Gratuluję zwyciężczyniom i proszę o kontakt na adres anek7@poczta.onet.pl

piątek, 20 stycznia 2012

TOP10 - literackie portrety kobiet


Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu ma blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.

Dziś przyszła pora na... Dziesięć najciekawszych postaci kobiecych w literaturze.


Wybrane przeze mnie bohaterki  pochodzą z różnych czasów, reprezentują różne gatunki literackie ale jedną cechę mają wspólną - w żadnym wypadku nie są papierowe... 
Są wśród nich takie, za którymi nie przepadam (chociażby Scarlett) ale niezależnie od sympatii czy antypatii uważam, że są świetnie wykreowane, niejednoznaczne i mogą stanowić przykład jak należy pisać o kobietach.


Lisbeth Salander
saga "Millenium" S. Larssona



Scarlett O'Hara
"Przeminęło z wiatrem" M. Mitchell



Maryla Cutberth
Cykl "Ania Shirley" L.M. Montgomery



Małgorzata
"Mistrz i Małgorzata" M. Bułhakow



Barbara Zajezierska
saga "Cukiernia pod Amorem" M. Gutowska-Adamczyk



Lady Makbet
"Makbet" W. Szekspir



Galadriela
trylogia "Władca Pierścieni" J.R.R. Tolkien



Miranda Priestly
"Diabeł ubiera się u Prady" L. Weisberger



Vianne Rocher
"Czekolada" J. Harris



Milady de Winter
"Trzej muszkieterowie" A. Dumas

czwartek, 19 stycznia 2012

W poszukiwaniu czystego piękna

Michael Cunningham to jeden z najlepszych współczesnych pisarzy amerykańskich. Jak dotąd znany był mi tylko z nazwiska, chociaż od jakiegoś czasu na mojej półce czekają jego "Godziny" - powieść nagrodzona Pulitzerem, zekranizowana w gwiazdorskiej obsadzie, która to ekranizacja ma na swoim koncie Złoty Glob i Oscara. Z pewnością w niedalekiej przyszłości zapoznam się z "Godzinami", jednak pierwsze osobiste spotkanie z tym autorem odbyłam przy okazji lektury jego najnowszej książki "Nim zapadnie noc".

Peter i Rebecca to nowojorskie małżeństwo po 40-ce. Ona jest redaktorką w czasopiśmie "Blue Light", on prowadzi galerię sztuki. Są zamożni, mieszkają w SoHo a ich jedyna córka Bea zrezygnowała ze studiów i wyjechała do Bostonu gdzie zatrudniła się jako barmanka - stanowi to dla rodziców problem i mniej lub bardziej świadomie szukają w sobie winy za to jak pokierowała swoim życiem. Wielkie uczucie z początków małżeństwa wypaliło się po ponad 20 latach wspólnego życia - Peter i Rebecca są razem bardziej z przyzwyczajenia niż z jakiegoś innego powodu. 
Ten zdawałoby się poukładany i stabilny świat zostanie zachwiany kiedy przyjedzie do nich młodszy brat Rebekki Ethen, zwany w rodzinie Myłkiem. Myłek jest dużo młodszy od siostry - urodził się, kiedy Rebecca była już prawie dorosła i przysparza rodzinie masę kłopotów. Bardzo zdolny, zmieniał kilkakrotnie szkoły, miał problemy z narkotykami, nie potrafi znaleźć dla siebie miejsca. Jego kilkudniowa wizyta w domu siostry i szwagra będzie miała ogromny wpływ na tego ostatniego. Peter będzie musiał przeanalizować kilka spraw, uporać się z problemami z przeszłości i podjąć pewne decyzje - zdawałoby się błahe wydarzenia postawią pod znakiem zapytania jego przyszłość z Rebeccą...

Peter to człowiek niezwykle skomplikowany - z jednej strony koneser sztuki, ma wyrobioną pewną pozycję w swojej branży a jego galeria odnosi sukcesy, ale przy tym niepewny swojej wartości, stawiający się w cieniu zmarłego przed wielu laty brata. Szuka niepowtarzalnego piękna - w filmach Felliniego, powieściach Manna i Fitzgeralda, muzyce Schuberta i Coltrane'a ale też w pracach młodych artystów, których spotyka w związku ze swoją pracą. Początkowa niechęć do Myłka zmienia się w pewnym momencie w niemal obsesyjne uwielbienie jego młodości, witalności i czysto fizycznej urody. Nie bez znaczenia jest tu fakt, że Matthew, brat, którego Peter darzył ogromnym przywiązaniem i którego starał się w dzieciństwie i wczesnej młodości naśladować był homoseksualistą. Niezdefiniowane do końca uczucia względem Myłka  z jednej strony go przerażają, ale z drugiej dają mu poczucie więzi i bliskości ze zmarłym bratem.

Akcja powieści obejmuje zaledwie kilka dni, niecały tydzień - jeden z wielu w życiu Petera. Obserwujemy go w czasie przyjęcia, na które wypadało iść, w czasie odpoczynku, pracy oraz negocjacji z klientami i artystami, których chce pozyskać dla swojej galerii. Poznajemy osoby z jego najbliższego otoczenia, ludzi którzy pomimo nierzadko wieloletnich kontaktów  tak naprawdę go nie znają - widzą tylko zewnętrzną otoczkę Petera Harrisa, sympatycznego i kulturalnego czterdziestokilkulatka.
Właściwie wszyscy bohaterowie skrywają jakieś drugie dno i nie można ich jednoznacznie ocenić - Rebecca próbująca zmienić brata, a przez to zatrzeć niepowodzenia wychowawcze względem własnej córki, Myłek, który niby chce zacząć życie od nowa, ale na dobrych chęciach kończy i Peter z jego wszystkimi lękami i uprzedzeniami.

Pomimo, że napisana przystępnym i łatwym językiem książka nie należy do lektur najłatwiejszych. To opowieść w której możemy dostrzec również wizualizację naszych własnych lęków i obaw. Bo podobnie jak Peter lękamy się odrzucenia, samotności, starości, śmierci...

I może właśnie dlatego warto po nią sięgnąć.

środa, 18 stycznia 2012

Ostatnie spotkanie z Tomkiem i Huckiem

Mam dla Was takie zadanie - wymieńcie tytuły książek Marka Twaina przeznaczonych dla dzieci. I pewnie się wiele nie pomylę zgadując, że padną trzy tytuły: "Książę i żebrak", "Przygody Tomka Sawyera" i "Przygody Hucka". Do niedawna i ja byłam przekonana, że tych książek jest tylko tyle. Ale kilka dni temu szukając czegoś w mojej szkolnej bibliotece natknęłam się na dwie nieznane mi książeczki o Tomku i Hucku a mianowicie "Wielką podróż Tomka Sawyera" oraz "Tomek Sawyer detektywem".

Pierwsza z książeczek opowiada o tym jak Tomek, Huck oraz Murzyn Jim wybrali się do St. Louis aby obejrzeć start balonu. Zanim on nastąpił publiczność mogła od środka obejrzeć gondolę i oczywiście chłopcy nie przepuścili takiej okazji. Zanim jednak zdążyli z niej wysiąść balon wystartował a podróżujący nim szalony naukowiec nie chciał nawet słyszeć o wypuszczeniu nadprogramowych pasażerów. W wyniku nieszczęśliwego wypadku właściciel balonu ginie a chłopcy i Jim już sami kontynuują podróż. 
Książka jest czymś na pograniczu opowieści fantastycznej i przesiąkniętej dydaktyzmem opowiastki. Balon osiąga niesamowitą (nawet na dzisiejsze możliwości) szybkość, unosi się na niebotyczną wysokość, tak, że widać z niego, że Ziemia jest kulą, z Kairu do St. Louis można dotrzeć w ciągu kilku godzin, itp. Z kolei Tomek z sympatycznego wisusa zmienił się w przemądrzałego nastolatka, wywyższającego się nad Hucka i Jima. Usiłuje im wpoić wiedzę z zakresu geografii, literatury, historii natomiast jego przyjaciele przedstawieni są jako ograniczeni prostaczkowie. Co szczególnie mnie raziło to takie przedstawienie Hucka - o którym różnie można było myśleć, ale zdecydowanie nie można było chłopcu odmówić wrodzonego sprytu i inteligencji...
Niestety, pomimo ogromnej sympatii dla autora, muszę stwierdzić, że książka była miejscami nudnawa i nie ma tego uroku co pierwszy i drugi tom serii o przygodach Tomka i Hucka.

Druga książeczka jest, jak twierdzi autor oparta na faktach - opisana zbrodnia oraz proces sądowy miały miejsce w Anglii. Mark Twain przeniósł miejsce akcji do miasteczka, w okolicy którego mieszkają wuj Silas  i ciotka Sally - czytelnicy mogli ich poznać na kartach "Przygód Hucka". Tomek i Huck płynąc parowcem w odwiedziny do krewnych spotykają ukrywającego się złodzieja, którego łupem padły dwa cenne diamenty. Po przybyciu na miejsce niemal od razu wplatują się w kryminalną aferę - zginął zatrudniany przez wuja Silasa człowiek a sam wuj staje się głównym podejrzanym w śledztwie. Chłopcy starają się dowieść jego niewinności i odnaleźć prawdziego zabójcę.
Tę książeczkę czyta się nieco lepiej niż wspomnianą wyżej "Wielką podróż" jednak i jej daleko do "Przygód Tomka" i "Przygód Hucka". Intryga kryminalna jest tak przejrzysta, że chłopcy musieliby być całkowicie pozbawieni inteligencji żeby ją rozwiązać - głowią się nad nią jednak przez kilka tygodni...

Generalnie te dwie powieści Marka Twaina nieco mnie rozczarowały - być może powodem tego "spadku formy" jest fakt, że powstały te książeczki kilkanaście lat po dwóch pierwszych tomach. Miejscami miałam wrażenie, że historia powstała tylko po to, żeby opowiedzieć młodemu czytelnikowi o strefach czasowych, zjawiskach klimatycznych czy historii Egiptu - powód jak najbardziej chwalebny, ale czy trzeba było w to angażować Tomka i Hucka, urwisów z miasteczka St. Petersburg nad Missisipi? 

Bo gdyby to byli inni, nie znani mi bohaterowie to może i odbiór książki byłby inny - tymczasem spodziewałam się kontynuacji zabawnych przygód znajomych urwisów a otrzymałam, może i wartościową pod względem dydaktycznym, nudnawą historyjkę ze szkolnych wypisów.

Aczkolwiek może innym fanom Tomka i Hucka przypadnie ona do gustu...

wtorek, 17 stycznia 2012

Wędrówka z wilkami - na tropach potomków demonów

Na Psiej Ziemi rozprzestrzenili się kiedyś Bezimienni - demony służące bogini Elishcie. Udało się w końcu zamknąć je w podziemnych otchłaniach lecz na powierzchni zostały ich dzieci - zrodzone ze śmiertelnych kobiet, wyglądem nie odbiegające od zwykłych ludzi przez co niezwykle trudne do wykrycia i szalenie niebezpieczne. Nawet przypadkowy kontakt z ich śliną, krwią czy potem grozi poważnymi konsekwencjami - w najlepszym wypadku chorobą, przy dłuższym kontakcie śmiercią zakażonego.
Tropem tych pół-ludzi pół-demonów podążają Wędrowcy Erin Błogosławionej, ludzie-wilki, którzy dzięki dwoistości swojej natury mają większą możliwość odnalezienia najmniejszych śladów demoniego potomstwa.

W taki oto sposób amerykański pisarz J.M. McDermontt wprowadza czytelnika w świat swojej najnowszej trylogii "Psia Ziemia", której pierwszy tom pt. "Dzieci demonów" miał w dniu dzisiejszym swoją premierę w polskich księgarniach. O samym autorze wiadomo niewiele. Jak sam pisze na swojej stronie jest uzależniony od literatury, warzyw i kofeiny, ukończył University of Houston, gdzie uczył się kreatywnego pisania, oraz University of Southhern Maine, na którym robił licencjat z literatury popularnej. Jego dotychczasowy dorobek to książki "The Last Dragon" i "Women and monsters", które nie zostały jak na razie przetłumaczone na język polski. 

Akcja książki toczy się dwutorowo i niejako w dwóch planach czasowych - opowiadanie kobiety-wilka, która wraz z mężem podąża tropem demonich dzieci przeplata się z rekonstrukcją działań poszukiwanych przez nich istot.

Psia Ziemia ukształtowana jest na wzór średniowiecznego królestwa - panują tu stosunki feudalne, szlachta żyje dostatnio i rozrzutnie, natomiast biedota ledwie wiąże koniec z końcem. Do miasta przybywa Rachel, córka demona, która wraz z przyrodnim bratem Djossem musiała uciekać ze swojej ojczyzny, kiedy wydało się jej pochodzenie. Miejsce, które miało być tylko przystankiem w ich wędrówce staje się wkrótce nowym domem, jednak Rachel cały czas żyje w strachu, że po raz kolejny zostanie odkryta jej tajemnica - stara się jak najrzadziej opuszczać mieszkanie i unika na ile to możliwe kontaktów z ludźmi. Zupełnie inaczej postępuje Jona - nie chowa się, zostaje żołnierzem w Straży Królewskiej, ma grono znajomych, bywa w domach szlachty, prowadzi rozmaite ciemne interesy. Pewnego dnia dowiaduje się, że takich jak on jest w mieście więcej...

Przyznam, że początek książki był trochę męczący - styl wypowiedzi Biegającej z Wilkami przypomina średniowieczne kroniki, pełen jest aluzji do wierzeń i zwyczajów o których tak naprawdę czytelnik nie ma pojęcia - może się tylko niektórych rzeczy domyślać. Zresztą te akurat niedomówienia nie zostają nigdzie wyjaśnione - być może kolejne tomy trylogii rozjaśnią obraz religii wyznawanych na Psiej Ziemi. Postacie bohaterów też wymagałyby może nieco większego pogłębienia - obraz Jony, Rachel, Djossa i innych musi sobie czytelnik budować ze strzępków informacji jakie znajdzie w tekście i duże część to też będą tylko domysły. Z drugiej strony ma to swój sens - poznajemy dzieci demonów razem z poszukującymi ich Wędrowcami Erin, którzy też nie mają ich pełnego obrazu.

Trzeba przyznać autorowi, ze stworzył ciekawą historię i niebanalnych bohaterów. Mogłoby się wydawać, że Jona i Rachel z racji swojego pochodzenia będą budzić niechęć, natomiast ścigający ich ludzie-wilki staną sie z założenia bohaterami pozytywnymi, czyli, że będziemy mieć klasyczny podział na czarne i białe charaktery. na szczęście tak się nie stało - demony w wielu sytuacjach ukazują ludzkie oblicze, pragną odrobiny spokoju i uczucia, starają się nie wyrządzać krzywdy otaczającym ich ludziom, doznają strachu i zwątpienia, natomiast ich tropiciele wykazują się zwierzęcą bezdusznością. Zdarzyły się takie momenty, że moja sympatia była zdecydowanie po stronie Jony i Rachel...

Serdecznie zachęcam do lektury tej książki - nie zrażajcie się nieco zawikłanym początkiem, bo dalej jest naprawdę ciekawie:)

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Powieść obyczajowa czy jednak kryminał?

Po książki Agathy Christie sięgam w zasadzie w ciemno - nigdy się nie zawiodłam, lubię jej styl pisania, kryminały wręcz uwielbiam, dlatego w czasie ostatniej wizyty w bibliotece wzięłam pierwszą z brzegu książeczkę z półki jej poświęconej. Tytuł "Noc i ciemność" oraz okładka z kamieniem, rozbitym szkłem    oraz skrawkiem papieru i napisem "Pańską żonę zabiła kobieta" sugerował mroczną kryminalną historię.
Zaczęłam lekturę i trochę się zdziwiłam, bo książka owszem ciekawa, ale żadnej intrygi kryminalnej nie było...

Mike Rogers to młody chłopak z ubogiej rodziny. Jego ojciec był alkoholikiem a matka pracowała ponad siły aby zapewnić jedynakowi godziwe wykształcenie i lepszy start w dorosłe życie. Niestety Mike nigdzie nie potrafił zagrzać miejsca, ciągle zmieniał pracę, przez pewien okres zajmował się nawet handlem narkotykami, w chwili kiedy rozpoczyna się zasadnicza część utworu jest kierowcą w firmie wynajmującej luksusowe samochody z szoferem ludziom chcącym podróżować po Europie. Mike jak chyba każdy młody człowiek ma marzenia - chciałby mieć wspaniały dom, piękną żonę i dużo pieniędzy.
I te marzenia, choć w jego sytuacji raczej mocno nierealne, okazują się możliwe do spełnienia. Mike poznaje przez przypadek Ellie Guteman - młodą Amerykankę, jak się okazuje dziedziczkę jednej z najbogatszych rodzin w kraju. Młodzi zakochują się w sobie, biorą potajemnie ślub i budują dla siebie dom w niewielkim nadmorskim miasteczku. I zupełnie nie przejmują się klątwą ciążącą nad miejscem budowy ani złowieszczymi wróżbami starej Cyganki...

Książka, nie powiem, wciągnęła mnie, ale afery kryminalnej jak nie było tak nie było. Już sobie nawet układałam w głowie recenzję w której miałam ogłosić światu, że królowa Agatha napisała powieść obyczajową a nie kryminał, kiedy okazało się, że jednak popełniono morderstwo. I to nawet nie jedno.

I dlatego piszę - "Noc  i ciemność" wcale nie jest tym czym się na pierwszy rzut oka wydaje. To świetna intryga kryminalna, która, jak to u pani Christie bywa, ma zaskakujące rozwiązanie. Po raz kolejny udało się autorce mnie przechytrzyć...

niedziela, 15 stycznia 2012

Jak pewien biskup żył po książęcemu a pewien książę po zakonnemu

Nie po raz pierwszy dochodzę do wniosku, że jeśli chodzi o szeroko pojętą moralność i religijność to na ziemiach polskich w okresie średniowiecza stało to wszystko na głowie. Bo ci, którzy z założenia powinni żyć w celibacie nic sobie z niego nie robili, natomiast ci od których względy polityczne wymagałyby posiadania potomstwa, co jak wiadomo nierozerwalnie związane jest z tzw. pożyciem małżeńskim, ślubowali czystość...

Utwierdziła mnie w tym moim przekonaniu lektura kolejnego tomu z cyklu "Dzieje Polski" J.I. Kraszewskiego, którym jest "Syn Jazdona".
Tytułowy bohater to biskup krakowski Paweł z Przemankowa, którego posługa przypadała w okresie rządów Bolesława Wstydliwego i Leszka Czarnego, czyli w drugiej połowie XIII wieku. Zanim został biskupem był kanclerzem księcia Bolesława i mówiąc delikatnie nie przepadał za swoim pryncypałem. Kiedy zmarł znany ze swojego pobożnego życia biskup Prandota, Paweł (nie mający wtedy żadnych święceń) postanowił go zastąpić. Zebrał stronników wśród kapituły krakowskiej, a po przychylnej dla niego decyzji przyjął święcenia biskupie i stał się jednym z najważniejszych dostojników na ziemiach polskich. 
W XIII wieku władza książęca była tak osłabiona, że mało kto się z nią liczył, wybuchały bunty możnych, którzy przypisywali sobie prawo obsadzania książęcego tronu - sam biskup Paweł był inicjatorem trzech takich buntów. 

Paweł z Przemankowa to doskonały przykład tego jaki nie powinien być kościelny hierarcha - butny, okrutny, pamiętliwy, żądny bogactw i splendorów, wielbiciel polowań, uczt i niewieścich wdzięków (głośna była sprawa z porwaniem mniszki z klasztoru w Skale - zresztą owa zakonnica, którą Kraszewski nazwał Bietą jest jedną z ważniejszych postaci w książce) sprawy służby bożej traktował marginalnie. Przede wszystkim był możnowładcą a dopiero później sługą bożym.

Niejako w opozycji do Pawła i jego otoczenia przedstawia Kraszewski dwór krakowski za czasów Bolka Wstydliwego i Kingi. Dwór bardziej przypomina klasztor niż siedzibę władcy - skromny tryb życia, brak rozrywek, modlitwy, umartwienia i miłosierne uczynki to styl promowany przez księżnę Kingę i narzucany całemu otoczeniu z mężem Bolesławem na czele. Nie dziwota, że Bolesław kiedy tylko mógł uciekał na łowy...

Nie wiem czy taki był zamysł Kraszewskiego, czy wyszło mu tak tylko przypadkiem, ale były momenty w których miałam wrażenie, że biskup jest postacią... pozytywną. Paweł swoją wrogość wobec Bolesława Wstydliwego i jego następcy Leszka Czarnego tłumaczy bowiem... zniemczeniem tych książąt. I dlatego popiera przeciwko nim książąt mazowieckich, a w końcowym okresie swojego życia kujawskie książątko imieniem Władysław charakteryzujące się niewielkim wzrostem.

Życie Pawła z Przemankowa było niezwykle bogate, a ponieważ sprawował jeden z najwyższych urzędów to i materiałów źródłowych na jego temat jet dosyć dużo. Książka jest ciekawa, wydarzenia następują po sobie szybko, jak to u Kraszewskiego jest sporo opisów życia codziennego - siedziba biskupa, dwór krakowski, legnicka siedziba księcia Bolesława Łysego zwanego Rogatką, pożar Krakowa, lasy litewskie i wiele innych. 
Nadmienię, że chociaż zasadnicza akcja powieści obejmuje lata 1266-1292, czyli okres biskupiej posługi głównego bohatera to dodał do niej autor prolog, w którym cofnął się o ćwierć wieku, do roku 1241 - pokazuje w nim młodego Pawlika jako rozpuszczonego i nieuznającego żadnych ograniczeń młodzieńca, który wykazuje już większość cech jakimi zapadł w pamięć jemu współczesnych. Czas w którym toczy się akcja prologu wybrał Kraszewski tak, aby przy okazji opisać jedną z ważniejszych bitew polskiego średniowiecza - klęskę pod Legnicą, a także ukazać jeszcze jedną świętą księżnę a mianowicie Jadwigę śląską.

"Syn Jazdona" to jedna z ciekawszych książek z cyklu (a przynajmniej z tej części, którą do tej pory przeczytałam), sporo w niej anegdot historycznych (choćby ta o wianku księżnej Gryfiny - otóż żona Leszka Czarnego będąc już od kilku lat mężatką zaczęła chodzić bez czepca twierdząc, że w dalszym ciągu ma prawo do noszenia dziewiczego wianka... Skandal był jak się patrzy) i ogólnie dobrze się ją czyta. 
Wielbicielom JIK-a polecam szczerze. A i innym też:)

sobota, 14 stycznia 2012

TOP10 - ulubione cytaty z książek


Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu ma blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.

Dziś przyszła pora na... Dziesięć ulubionych cytatów z książek.
 
Wybór był niezwykle trudny, ale w końcu zdecydowałam se na takie oto mądrości znalezione na kartach książek. Kolejność tym razem chronologiczna:O)

Jutro jest zawsze czyste, nieskalane żadnym błędem.

Lucy Maud Montgomery "Ania z Zielonego Wzgórza"


Kto szuka ten najczęściej coś znajduje, niestety czasem zgoła nie to, czego mu potrzeba.

John Ronald Reuel Tolkien "Hobbit czyli Tam i  z powrotem" 


Nie będę nieszczęśliwa! Dość tego. Dość tej rozpaczy, tych głupich tragedii i groteskowych nieszczęść! Od dziś kończę na wieki z lirycznymi uczuciami! Żadnych nadziei, precz z nadzieją, jedno się kończy, drugie zaczyna, klin klinem, ale już! O Boże, natychmiast ześlij klina!

Joanna Chmielewska "Klin"


Nadzieja przesłania jasność widzenia.

Frank Herbert "Diuna"


Nienawiść jest siłą przyciągającą tak jak miłość.

Terry Pratchett "Kolor magii"


Może jestem głupi, ale wiem co to miłość.

Winston Groom "Forrest Gump"


Nigdy nie ma się drugiej okazji,  żeby zrobić pierwsze wrażenie.

Andrzej Sapkowski "Miecz przeznaczenia"


Zacznij uciekać, a będziesz uciekać zawsze.

Joanne Harris "Czekolada"


Wiesz co jest jedną z nieodłącznych cech dorosłości? Samotność. W najważniejszych chwilach życia jesteśmy sami. Nikt za ciebie nie zdecyduje co zrobić. Musisz to wziąć na siebie.

Monika Szwaja "Zatoka Trujących Jabłuszek"


Liczą się tylko marzenia. Bez nich jesteśmy niczym więcej niż pyłem na wietrze.

Katarzyna Michalak "Zachcianek"


A jakie są wasze ulubione cytaty?

    piątek, 13 stycznia 2012

    Stosik i garść ogłoszeń:)

    Bardzo serdecznie dziękuję za wszystkie życzenia pod wczorajszym postem i mam taką nadzieję, że wszystkie się spełnią:)

    Jeśli ktoś  ma ochotę na balonik to jeszcze jakieś zostały więc zapraszam.
    Zapraszam również do zgłaszania chęci udziału w losowaniu - o wygrywajce informowałam tylko na blogu oraz Kanapie, dzięki której wszystko się zaczęło - więc dowiedzą się o niej pewnie tylko Ci, którzy do mnie w miarę regularnie zaglądają:-)

    *****************************************************

    Syndykat Zbrodni w Bibliotece skupiający miłośników literatury kryminalnej nieustannie zaprasza w swoje szeregi blogerów recenzujących taką literaturę - wystarczy wejść TUTAJ aby zobaczyć jak prosto zostać syndykalistą. 
    Oprócz umieszczenia recenzji w bazie ZwB na uczestników czekają ciekawe konkursy z nagrodami - jeden konkurs pt. "Dlaczego lubię czytać kryminały?" właśnie się skończył (nieskromnie powiem, że jestem jedną z nagrodzonych - mój tekst można przeczytać TU) ale już rusza kolejny w którym wybierane będą najlepsze kryminalne recenzje roku 2011 - więcej o konkursie w TYM MIEJSCU.

    *****************************************************

    Jakiś czas temu zgłosiłam mojego bloga do konkursu "BLOG ROKU 2011" w kategorii "Kultura".
    Od wczoraj można już głosować poprzez SMS - chciałabym napisać, że bezpłatnie, ale nie ma tak dobrze niestety...
    Koszt 1 SMS-a to 1,23 zł - ponoć zysk ma być przekazany na szczytny cel charytatywny. 

    Jeśli więc ktoś będzie miał ochotę zagłosować na mój blog będzie mi bardzo miło. 

    Aby oddać głos na "Lektury wiejskiej nauczycielki"
     należy wysłać E00118 na numer 7122

    **************************************

    I rzecz najważniejsza, czyli książeczki. Całkiem spory ten stos, a to głównie za sprawą wydawnictwa "Czarna owca", która to oficyna zaproponowała mi współpracę:)
    Czy ja już gdzieś nie pisałam, że uwielbiam kryminały?
    A oto co w stosie:



    Od dołu:
    • "Niemiecki bękart" C. Läckberg - Czarna owca
    • "Zamachowiec" L. Marklund - j.w.
    • "Taniec z aniołemÅ. Edwardson - j.w.
    • "Nielegalni"V. V. Severski - j.w.
    • "Mr. Pebble i Gruda" M. Ziomecki - j.w.
    • "Dzieci demonów" - J.M. McDermott - od Prószyńskiego
    • "Pogrobek" J.I. Kraszewski - z biblioteki
    • "Kukułka" A. Kozłowska - wędrowna książka z BiblioNETki.
    A teraz nie pozostaje nic innego jak zrobić sobie kubek owocowej herbatki, zawinąć się w kocyk i czytać...