sobota, 31 marca 2012

TOP10 - ulubione literackie rodziny




Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.

Dziś przyszła pora na... Dziesięć ulubionych rodzin z literatury.

Literackie rodzinki... Sporo ich, jak tu wybrać tylko dziesięć? Nic, popróbujemy...


Blythe'owie
Ania, Gilbert, ich dzieci - idealna rodzina, którą powołała do życia L.M. Motgomery.



Borejkowie
Gdybym musiała wybrać tylko jedną rodzinę to byliby to właśnie bohaterowie "Jeżycjady" M. Musierowicz.



Chabrowiczowie
"Janeczka i Pawełek" to cykl książek J. Chmielewskiej o rodzinie Chabrowiczów. 
Nastoletnie dzieciaki, razem ze swoim psem imieniem Chaber rozwiązują zagadki kryminalne wykazując się ogromnym sprytem i pomysłowością.



Marchowie
Rodzina Marchów to bohaterowie powieśći "Małe kobietki" L.M. Alcott.



Rodzeństwo Pevensie
Piotr, Zuzanna, Edmund i Łucja z książek C.S. Lewisa to również ulubione rodzeństwo mojego synka - szczególnie upodobał sobie Piotra, swojego imiennika.



Pożyczalscy
Maleńkie ludziki z książek M. Norton to jedna z najsympatyczniejszych rodzin 
jakie zapamiętałam z dzieciństwa.




Siostry Sucharskie
To dopiero przeżycie - dowiedzieć się o istnieniu czterech sióstr i to jeszcze o tym samym imieniu... Natalie Sucharskie z książki Olgi Rudnickiej podbiły moje serce:)



Weasleyowie
Zwariowana rodzinka z cyklu o Harrym Potterze J.K. Rowling



Whiteoakowie
Rodzina opisana w 16-tomowym cyklu autorstwa Mazo de La Roche. 
Tytuł cyklu "Rodzina Whiteaoków"



Zajezierscy, Cieślakowie i Hryciowie
czyli potomkowie Tomasza Zajezierskiego
opisani w trzytomowej "Cukierni pod Amorem" Małgorzaty Gutowskiej - Adamczyk.

piątek, 30 marca 2012

Stos na koniec miesiąca marca

Minął kolejny miesiąc, pojawił się nowy stos na który nie wydałam nawet złotówki:)
Tak więc plan minimum, jeśli chodzi o walkę z zakupowym nałogiem został wykonany. A oto co zagościło na mojej półce w ciągu ostatnich dwóch tygodni - większość to książki pożyczone z różnych źródeł i po przeczytaniu mnie opuszczą, ale kilka pozostanie na stałe:


W stosiku od góry patrząc:
  • "Romans na receptę" M. Szwaja - DKK - już czytałam, gdzieś w ostępach mojego domostwa mam (chyba) swoją a recenzja na  dniach będzie
  • "Pachnido" P. Suskind - też DKK
  • "Morderstwo w Orient Expressie" A. Christie - biblioteka
  • "Rud Aszura" N. Mahfuz - wędrująca książka z BiblioNETki
  • "Jest super!" A. Sikorska- Celejewska - j.w.
  • "Hakawati mistrz opowieści" R. Alameddine - pożyczka od koleżanki z DKK
  • "Kamień Przeznaczenia" B. Wood - j.w.
  • "Autobiografia" A. Christie - j.w.
Obok stosiku stoją:
  • "Modliszka" A. Sowa - do recenzji od autora
  • "Pojechane podróże" - zbiór reportaży, do recenzji od Wyd. Pascal
  • "Bramy templariuszy" J. Sierra - wymiana na LC
  • "Świadectwo Judasza" R.M. Schroder - od Wyd. Telbit
  • "Prześwietny raport kapitana Dosa" E. Mendoza - od Wyd. Znak litera nova
Ponieważ już widzę minę Fenrira i mam w uszach jego "Phi, zero fantastyki..." chciałam się pochwalić jeszcze jednym stosem a właściwie całą hałdą książek:


Jest tu coś koło 400 książek, z czego "na oko"1/3 to fantastyka naukowa. Jeden z moich szwagrów likwidował mieszkanie po bracie swojej babci. Starszy pan miał dosyć dużą bibliotekę, a jej trzon stanowiły kryminały, sensacja i s-f właśnie. Ponieważ siostra i szwagier mieszkają w niewielkim mieszkaniu w bloku książki trafiły do mnie...

czwartek, 29 marca 2012

Mroczne tajemnice świata sztuki

Po raz kolejny sięgnęłam do niezwykle bogatego zbioru kryminałów powstałych po drugiej stronie Bałtyku.  Zaliczyłam bowiem pierwsze spotkanie z Andersem Knutasem, policjantem ze szwedzkiej wyspy Gotlandii, bohaterem cyklu powieści Mari Jungsted. Książka o której chciałam napisać nosi tytuł "Umierający dandys" i jest czwartym tomem cyklu. Od razu uspokajam - w powieści są co prawda wspominane wcześniejsze losy głównych bohaterów, jednak sama intryga stanowi zamkniętą całość i brak znajomości poprzedzających ją tomów nie stanowi żadnej przeszkody w odbiorze tej książki.

Autorka jest dziennikarką (to chyba jakaś stała cecha skandynawskich "kryminalistów"), ma swój program w szwedzkiej telewizji a przygodę z pisarstwem rozpoczęła w 2003 roku. Wydała jak dotąd siedem powieści.

Egon Wallin jest właścicielem świetnie prosperującej galerii sztuki w Visby, stolicy Gotlandii. Poznajemy go w chwili kiedy organizowana przez niego wystawa młodego litewskiego malarza odnosi sukces a on sam planuje rozpocząć nowe życie - sprzedaje galerię, kupuje mieszkanie w Sztokholmie i postanawia rozwieść się z żoną. Niestety planów tych nie uda mu się nigdy zrealizować - zostaje zamordowany po zakończeniu wernisażu. Był człowiekiem ogólnie lubianym i szanowanym więc policja ma niejakie trudności z ustaleniem powodu morderstwa, tym bardziej, że motyw rabunkowy niemal od początku jest wykluczony. 
Kilka dni później ma miejsce włamanie do jednego z obiektów muzealnych w Sztokholmie. Złodziej wyniósł z niego tylko jedno dzieło sztuki - obraz Nilsa Dardela "Umierający dandys". Okazuje się, że między kradzieżą w Sztokholmie i morderstwem na Gotlandii istnieje jakiś tajemniczy związek...

Powieść nie jest jakoś szczególnie obszerna i czyta się ją dosyć szybko. Po raz kolejny zastanawiam się co jest takiego w tych skandynawskich kryminałach, że przyciągają coraz większe rzesze odbiorców. Akcja toczy się tu w niezbyt szybkim tempie (a czasem wręcz się wlecze), policjanci są zwykłymi ludźmi, z problemami, fobiami i wadami, nie ma nagłych zwrotów akcji ani widowiskowych pościgów czy strzelanin. Ot zwykła, codzienna, żmudna policyjna praca. I może to jest właśnie klucz do sukcesu? Może mamy już dosyć superglin zza wielkiej wody, a ci zwyczajni policjanci są dla nas postaciami realistycznymi? Coś w tym pewnie jest...

O  ile do samej historii zastrzeżeń nie mam, co więcej, miałam poważne trudności z wykryciem "kto zabił?", więc już samo to zwiększa ocenę końcową, to mam parę uwag do wydawcy, którym jest Bellona. Nie znalazłam na szczęście błędów ortograficznych, ale już gramatyczne i interpunkcyjne w oko mi wpadły. Może nie w jakiejś zatrważającej ilości, ale jednak były - czyli korekta się nie spisała.
Mam też zastrzeżenia do pani tłumaczki - nie wiem jak to w oryginale było, ale jak czytam, że 53-letni facet otwarł "buzię" ze zdziwienia, albo, że "buzia" mu posmutniała to mnie skręca... Inny przykład - jeden z bohaterów, również pan, 50-60 lat, nie może spać, wstaje i wkłada "podomkę" - nie wiem, może w Szwecji taka moda, ale chyba chodzi o zwykły, banalny szlafrok. I jeszcze kilka takich "od czapy" określeń by się znalazło - niby nie zaciemniają tekstu, ale zgrzytają jak piasek między zębami.

Pomijając te potknięcia w tłumaczeniu i korekcie książka powinna się spodobać:)

Nils Dardel "Umierający dandys"

środa, 28 marca 2012

Jakoś nie oszalałam na punkcie tej książki

Jednym z wydawnictw po którego książki sięgam właściwie "w ciemno" jest wydawnictwo SOL firmowane przez Monikę Szwaję, której powieści bardzo lubię i cenię. Przy okazji wierzę, że również inni autorzy związani z tą oficyną prezentują wysoki poziom a pani Monika nie podpisze się pod jakąś miernotą.
Tym razem jednak moja wiara w szczecińską oficynę uległa niejakiemu zachwianiu. Stało się to za sprawą "Rzeki szaleństwa" debiutanckiej książki Marka P. Wiśniewskiego - nie jest to na szczęście wspomniana wyżej miernota, ale i do arcydzieła jej bardzo daleko.

Bohaterem i narratorem tej historii jest Michał Marlowski - około 40-tki, były nauczyciel w liceum, pracował też przez pewien czas jako logistyk, aktualnie bez stałego zajęcia. Przyjmuje zlecenie od niejakiego Mariusza Kurtza - ma nadzorować transport nietypowej przesyłki na trasie Szczecin - Sieradz. Przewozić tę przesyłkę ma barka rzeczna której załogę stanowi kapitan Listkiewicz oraz bosman Hryciuk. W czasie podróży mają miejsca tajemnicze, czasem groźne, czasem nieco makabryczne wydarzenia, które wywierają ogromny wpływ na załogę barki. Jedynie Marlowski stara się nie ulegać psychozie a wszystkie zajścia usiłuje jakoś logicznie wytłumaczyć. Okazuje się jednak, że podróż, chociaż do najspokojniejszych nie należała jest niczym w porównaniu z tym z czym musi się zmierzyć Michał po dotarciu na miejsce. Spotyka tam kobietę, która go intryguje, ale równocześnie budzi w nim obawę. Nikt nie jest tym za kogo się podaje, a wokół dzieją się rzeczy, których nie da się wytłumaczyć w kategoriach zdroworozsądkowych. Bohater zmuszony jest podjąć kilka ważnych dla siebie decyzji - co jest tym bardziej trudne, że tak naprawdę nie może nikomu do końca zaufać.

Książka to po trosze powieść obyczajowa, po trosze thriller, po trosze studium psychologiczne czyli takie trochę nie wiadomo co... I to mój główny zarzut do tej pozycji - mam wrażenie, że autor w czasie pisania pogubił się i zamiast jasno określić czym ma być jego opowieść pisał trochę na zasadzie "trzy w jednym". Niestety to co się sprawdza przy okazji szamponu w książce najczęściej nie daje oczekiwanego efektu. Powieść ma kilka naprawdę świetnych scen, które czytałam z zaciekawieniem, niestety przeplatane są jakimiś retrospekcjami, monologami wewnętrznymi, opisami co sprawia, że akcja się niemiłosiernie wlecze i zupełnie nie trzyma w napięciu - co jest przecież podstawowym wymogiem przy powieściach typu thriller psychologiczny (bo chyba takie było pierwotne założenie tej książki). 

Co jest mocną stroną tej książki to język, którym posługuje się autor. Widać łatwość operowania słowem, talent do plastycznego opisu ludzi, scenerii i wydarzeń, wyczucie w stosowaniu wulgaryzmów - to jedna z nielicznych książek, gdzie mnie nie raziło mocne słownictwo postaci...

W szkolnej skali ocen ta powieść ma u mnie trójkę z plusem. Autor ma potencjał i mam nadzieję, że jeśli jeszcze chwyci za pióro to stworzy coś fajnego - czego mu z całego serca życzę.

Książkę przeczytałam dzięki akcji "Włóczykijka" i w najbliższych dniach wyślę do kolejnej czytelniczki - być może ktoś dojrzy w tej książce coś więcej niż mnie udało się dostrzec...

Książka z akcji Włóczykijka przekazana przez wydawnictwo SOL

wtorek, 27 marca 2012

O czytaniu uszami czyli moje doświadczenia z audiobookami.

Nie raz i nie dwa wypowiadałam się na temat swojego stosunku do audiobooków. Najkrócej rzecz ujmując - jest to zapewne świetny sposób na poznawanie kolejnych powieści, ale nie dla mnie niestety. A to z powodu takiego, że jestem wzrokowcem, a jeżeli czegoś słucham bez obrazu to po kilku minutach się niestety wyłączam. 

W połowie lutego na portalu Na Kanapie ruszyło radio z audiobookami - w pasku bocznym jest wklejka, przez którą można przejść na stronę tegoż radia. Codziennie w kanapowym radiu można słuchać fragmentu powieści - jeśli mamy czas i cierpliwość to w ten sposób można zapoznać się z oferowanymi książkami w odcinkach lub, po przesłuchaniu fragmentu, zdecydować się na ewentualny zakup audiobooka do domowych zbiorów.

Pomimo takiego a nie innego nastawienia do audiobooków postanowiłam spróbować. Początki były beznadziejne - dwudziestominutowy fragment słuchałam na trzy-cztery razy, czasem po dwa razy dziennie (na szczęście u nas wtedy ferie były i miałam czasu więcej) ale jakoś szło - najlepiej z tekstem, który już znałam - np. "Kolor magii" T. Pratchetta.

Prawdziwy egzamin audiobookowy zdałam w ciągu ostatnich tygodni, kiedy to słuchałam książki Roberta Marshalla "W kanałach Lwowa". Temat nielekki, wzbudzający ogromne emocje a co najważniejsze zupełnie nie moje klimaty. W związku z traumą z dzieciństwa (dziesięciolatka zapoznała się z albumem fotografii z obozu oświęcimskiego i odchorowała to) chyba trochę podświadomie omijam tematykę martyrologii i holocaustu szerokim łukiem a egzamin z historii najnowszej na studiach wspominam jako najgorszy koszmar. Bałam się tego tekstu jak mało czego, ale postanowiłam "Dam radę dosłuchać - świetnie. Nie dam rady - to trudno. Głowy mi nikt za to nie urwie". Przyznaję, były momenty, że chciałam zrezygnować - na szczęście podział na odcinki dawał czas na wyciszenie i uporządkowanie emocji. Dałam radę, aczkolwiek nakręconego na podstawie książki filmu "W ciemności" raczej nie obejrzę.

Przy okazji wynalazłam nowy i całkowicie autorski sposób na książki audio - słucham uszami a oczkami wgapiam się w tekst książki - tak poznaję w tej chwili "Kwiaty na poddaszu"V.C. Andrews, które chciałam już dawno przeczytać, tylko tak jakoś schodziło...

Przysłuchując się audiobookom doszłam do wniosku, że ogromną rolę odgrywa to kto czyta te książki. I tak wg mnie na uznanie zasługuje Andrzej Ferenc ("W kanałach Lwowa"), Krzysztof Tyniec (mistrzowskie wykonanie "Koloru magii") czy Jarosław Boberek (moje dziecko uwielbia czytane przez niego "Kocie historie"). Początkowo trochę denerwowała mnie nieco przesadna maniera Kamili Baar interpretującej "Kwiaty na poddaszu" ale później doszłam do wniosku, że egzaltowana nastolatka (a takowa jest narratorką tej historii) tak by się właśnie zachowywała opowiadając o przypadkach jakie spotkały ją i jej rodzeństwo. 
Na tym tle dosyć blado wypadają czytający autorzy - Mariusz Szczygieł jest świetnym publicystą ale już lektorem niekoniecznie, że o Beacie Pawlikowskiej nie wspomnę. Jej świergot drażnił mnie bardziej niż ciągłe bębnienie - bo w niektórych audiobookach oprócz tekstu są inne efekty dźwiękowe.

I żeby nie było - w kanapowym radiu można słuchać nie tylko książek wydanych przed kilku laty - w przyszłym tygodniu rozpocznie się emisja "Stulatka, który wyskoczył z okna i zniknął" J. Jonassona czyli tegorocznej premiery.

Podsumowując - audiobooki nigdy nie zastąpią w moim domu normalnych książek. Ale od czasu do czasu coś sobie poczytam uszami;)


poniedziałek, 26 marca 2012

Kraków w oparach alkoholu

Na okoliczność DKK przeczytałam książkę Marcina Świetlickiego pt. "Dwanaście".
Nie powiem, oczekiwania miałam dosyć duże, bo nazwisko znane, książka reklamowana jako wciągający kryminał, same pochlebne recenzje a na dodatek dzieje się w Krakowie... No po prostu czytelnicze marzenie.
Zaczęłam czytać po przyniesieniu do domu i mój entuzjazm zjechał sobie z Giewontu do poziomu gruntu - nawet miałam taką myśl, że koleżance, która zaproponowała tę lekturę zwyczajnie nabluzgać (uwierzcie, potrafię) - na szczęście nie nawinęła mi się jakoś pod rękę. Książka została odłożona na półkę z postanowieniem nie marnowania czasu. W sobotę jednak ruszyło mnie sumienie - bo jak tu dyskutować o czymś czego się nie czytało - i wzięłam się za lekturę. Przeczytałam ponad połowę a wczoraj dobrnęłam do końca - bo dzisiaj zaplanowane było spotkanie naszego klubu. Summa summarum koleżance nie nawtykałam, ale książka mocno taka sobie...

Głównym bohaterem jest Mistrz - dawna gwiazda młodzieżowego serialu detektywistycznego, dzisiaj człowiek skończony - bez pracy, samochodu, telefonu i dokumentów, żyje sobie w obskurnym mieszkaniu przy Małym Rynku w Krakowie a jego głównym zajęciem jest upijanie się w miejscowych barach, ze szczególnym wskazaniem na lokal o nazwie Biuro położony przy ulicy św. Jana. Właścicielem Biura jest jego dawny przyjaciel, były muzyk i wokalista zespołu Biały Kieł, o pseudonimie Mango.
 Czas trwania akcji - dwanaście miesięcy, od stycznia do grudnia 2005 roku.  Roku ważnego dla Polski i świata - śmierć papieża, zamach terrorystyczny w Londynie, pokłosie pomarańczowej rewolucji na Ukrainie, u nas wybory prezydenckie, żeby wspomnieć te najważniejsze wydarzenia. Na ich tle toczy się historia Mistrza i jego starych znajomych. W jego do bólu przewidywalne i nudne życie wkracza przebojem młoda dziewczyna - spotkanie z tajemniczą Patrycją rozpoczyna lawinę zdarzeń. W tajemniczych okolicznościach ginie jeden z członków zespołu Biały Kieł, ochroniarz z Biura popełnia samobójstwo (a w każdym razie policja tak twierdzi), koło Manga  i Mistrza zaczyna się kręcić Duża Ładna Pani z telewizji, a mieszkanie Mistrza znajduje się pod obserwacją tajemniczego nieznajomego.  A to tylko początek z szeregu dziwnych spraw.

Historia nakreślona przez Świetlickiego niespecjalnie mnie porwała - ot, zdegenerowane środowisko, wiecznie zapijaczeni lub skacowani bohaterowie, telewizyjny świat układów i układzików, jednonocne przygody erotyczne, budzące raczej niesmak niż jakiekolwiek inne uczucie - zupełnie nie moje klimaty.
Zaczęłam się zastanawiać co spowodowało tak dobry odbiór tej książki u większości czytelników. I doszłam do wniosku, że to chyba język i pewna autentyczność w kreacji bohaterów. Śledząc tok myśli Mistrza można odnieść wrażenie, że są one zależne od zawartości alkoholu w jego organizmie. W miarę jak bohater ulega zamroczeniu narracja staje się coraz bardziej poplątana, wręcz bełkotliwa, miejscami wpada w słowotok, monotonny, na jednym oddechu, bez znaków przestankowych. Innym razem myśli i wypowiedzi są bardzo precyzyjne i dowodzą dużej inteligencji. Niektóre fragmenty, określenia czy wypowiedzi powracają jak mantra, stanowią jakby obsesję bohatera.

Trudno mi jednoznacznie określić mój stosunek do tej książki - przepraszam wszystkich wielbicieli pana Świetlickiego, ale dla mnie nie jest to żadne arcydzieło tylko raczej przeciętny tekst, który nie wnosi w moje życie żadnych nowych wartości.
Ale to może dlatego, że jako osoba niepijąca nie potrafię się wczuć w psychikę kogoś topiącego troski w kieliszku. Mnie po prostu szkoda byłoby czasu i zdrowia, że o pieniążkach nie wspomnę...

niedziela, 25 marca 2012

Jak książę mazowiecki marzył o byciu królem

Gdybym miała najkrócej powiedzieć o czym jest "Semko", kolejna książka z cyklu "Dzieje Polski" to określiłabym ją jako powieść o niespełnionych marzeniach...

Bohater tytułowy to książę mazowiecki Siemowit IV. Był średnim synem Siemowita III, jednego z bohaterów "Białego Księcia", poprzedniej książki cyklu. Jego bracia to Henryk, biskup płocki oraz Janusz, książę czersko-warszawski, ożeniony z litewską księżniczką Anną Danutą (to ta od Danuśki i Juranda). Jeżeli ktoś uważnie czytał "Krzyżaków" to Semko pojawia się tam w tle jako książę Ziemowit - szwagier Jagiełły, żonaty z jego ukochaną siostrą Aleksandrą. 
Tyle jeśli chodzi o powiązania rodzinne książąt mazowieckich.

Akcja powieści toczy się w latach 1382 - 1386. Jest to czas od śmierci Ludwika Węgierskiego do wstąpienia na tron polski Władysława Jagiełły.
Po raz kolejny w ciągu kilku lat władca Polski zmarł nie pozostawiając po sobie następcy. Ludwik, co prawda, nadając szlachcie polskiej przywilej koszycki zapewnił tron jednej ze swoich córek jednak obietnica to jedno a jej wykonanie to całkiem inna rzecz. Przeciwko królewnie Marii (a przede wszystkim przeciwko jej mężowi Zygmuntowi Luksemburczykowi) wystąpiła większość polskiego rycerstwa. Jednak jeśli chodzi o rozwiązanie alternatywne już takiej zgody nie było. Małopolanie skłaniali się do poszanowania woli zmarłego króla, jednak widzieli na tronie polskim młodszą z królewien Jadwigę wraz z mężem, którego sami by jej wybrali. Jadwiga była co prawda zaręczona z księciem rakuskim Wilhelmem, ale to nie stanowiło jakiejś ogromnej przeszkody - zaręczyny można było w każdej chwili zerwać.
Wielkopolanie tymczasem forsowali na krakowski tron młodego księcia mazowieckiego Siemowita IV. Stanął za nim przede wszystkim możny ród Nałęczów oraz Bartosz z Odolanowa - jeden z najmożniejszych ludzi w ówczesnej Polsce. W Wielkopolsce było też wielu stronników Luksemburczyka - doprowadziło to do wybuchu wojny domowej pomiędzy nimi i zwolennikami Semka, która trwała od 1382 do 1385 roku. Dopiero przybycie Jadwigi zakończyło walki o tron krakowski. A po jej zaślubinach z Jagiełłą Siemowit ostatecznie zrezygnował ze swoich pretensji do korony, otrzymał liczne dobra na Rusi Halickiej oraz związał się ściśle z rodziną królewską, poślubiając w 1386 roku siostrę Jagiełły.

Napisałam na początku, że jest to książka o marzeniach.
Siemowit marzy o tronie królewskim, Bartosz z Odolanowa o władzy, Jadwiga o miłości i młodym przystojnym mężu, Książę Witold o godności wielkoksiążęcej a starosta wileński Hawnul o tym aby jego pan Jagiełło przyjął chrześcijaństwo. Niestety większość tych marzeń  nigdy się nie ziściła, a próby ich realizacji kosztowały wiele krwi i ofiar w ludziach.
W tle wydarzeń na ziemiach polskich przedstawia Kraszewski Zakon Krzyżacki. Krzyżacy żywotnie zainteresowani wydarzeniami mającymi miejsce w sąsiednich państwach starają się na nie wpłynąć tak, aby mieć z tego jak największe korzyści - popierają Zygmunta, pożyczają pieniądze Semkowi, obiecują Witoldowi pomoc przeciwko Jagielle, robią wszystko co w ich mocy aby przeszkodzić w połączeniu Polski i Litwy - tak jakby przeczuwali, że litewskie książątko, kiedy już okrzepnie na polskim tronie stanie się dla nich dziejowym pogromcą.

"Semko" ma wartką akcję i ciekawych bohaterów,  pomimo dosyć dużej objętości czyta się szybko - to jedna z ciekawiej napisanych książek cyklu. I co ważne - nie ma w niej prawie żadnych historycznych nieścisłości - piszę "prawie", bo pokombinował coś JIK z wiekiem Jadwigi - konkretnie dodał jej trzy lata, gdyż w chwili przybycia do Polski miała lat 11 a nie 14. Ale uczciwie trzeba przyznać, że to nie jego wina - zamieszania narobił Długosz, który błędnie podał datę urodzin królowej, a Kraszewski na jego kronice się opierał. 

sobota, 24 marca 2012

Wiosenna garść ogłoszeń

Słońce zza chmurek się przebija, ptactwo się jakoweś drze, krety ryją na potęgę a między, jeszcze śpiącymi, jabłonkami koniczynka nieśmiało z ziemi wysuwa pojedyncze łodyżki - znaczy się na wieś wiosna przyszła...
Jak na wsioka z dziada pradziada przystało mam dzisiaj w planie, wzorem kretów, rycie w ziemi. No może nie do końca rycie, bo raczej grabienie i spulchnianie ziemi przy wschodzących żonkilach ale fakt pozostaje faktem - przeistaczam się w tzw. gleboryja;)

Rosnąca przed domem wierzba już coraz bardziej wiosenna:)


Zanim to jednak nastąpi kilka ogłoszeń - zasadniczo ich nie zamieszczam, ale te akurat wydały mi się ciekawe i godne zainteresowania:)

PO PIERWSZE:

U jednego Krakusa, który się chowa pod nickiem oisaj znalazłam informację o ciekawej akcji pod tytułem  "Drugie życie książki" - chodzi o wymianę książek, którą można będzie uskutecznić już jutro, 25 marca, w podwawelskim grodzie. Inicjatywa słuszna i godna polecenia - ja niestety z przyczyn rodzinnych nie dam rady jechać, ale jakby ktoś był zainteresowany to TUTAJ znajdzie wszystkie potrzebne informacje.

PO DRUGIE:

22 kwietnia o godz. 17.00 w kilku miastach Polski odbędzie się akcja czytania "pod chmurką" (miejmy nadzieję, że pod bieluchnym obłoczkiem a nie deszczową chmurą) - na razie do akcji zgłosiło się 6 miast, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby i Wasze miasta wzięły w tej akcji udział. Akcja ma swój BLOG gdzie można znaleźć wszystkie potrzebne informacje oraz kontakt do organizatorów.

PO TRZECIE:

Rusza kolejna akcja pod hasłem "Książki moja Miłość" - osoby z talentem literackim mogą zobaczyć swój tekst w książce. Co trzeba zrobić? A napisać opowiadanie i wysłać pod wskazany adres. Wszystko co trzeba wiedzieć o tym projekcie znajdziecie TUTAJ

PO CZWARTE:

"Świat Książki" planuje na kwiecień pewną na oko ciekawą premierę - pewnie ma ich więcej, ale o tej słów parę: 

Grace jest zdumiona, bo tak naprawdę… leży właśnie umierająca na oddziale intensywnej terapii po strasznym pożarze szkoły, do której chodzi jej synek Adam. W sali obok walczy o życie jej poparzona córka - siedemnastoletnia Jenny. Ona także „wychodzi” z ciała. Obie spotykają się na szpitalnym korytarzu, by POTEM „uczestniczyć” w śledztwie o podpalenie szkoły i w życiu wszystkich, którzy ze sprawą mogli mieć coś wspólnego… Szybko okazuje się, że nic nie jest takie, na jakie wyglądało wcześniej. Każda prawda rodzi bowiem kolejne tajemnice… A POTEM rzeczy wymakają się spod kontroli. Co grozi bohaterom?


„Potem” to złożony rodzinny thriller, z okrutną zbrodnią w tle. Z pewnością nie zabraknie w nim typowego dla tego gatunku napięcia kryminalnego. Jednocześnie gwarantujemy, że niezwykle emocjonalna narracja poruszy nawet najtwardsze serca. 





PO PIĄTE:

Wydawnictwo Telbit ma dla swoich czytelników również ciekawe propozycje:



W wirtualnym świecie Sagi szaleje piętnastoletnia skaterka Zjawa, należąca do anarchistycznego gangu punków. Choć nie ma kompletnie żadnych wspomnień z przeszłości, narasta w niej przekonanie o niezwykłych zdolnościach, które w niej drzemią. Kim jest naprawdę? Jakim cudem wplątała się w walkę z Czarną Królową, okrutną władczynią Sagi? I co u jej boku robi Cindella, awatar Erika z planety Nowa Ziemia? 

Trudno przewidzieć, co się stanie, gdy w poszukiwaniu utraconej tożsamości Zjawa sięgnie zbyt głęboko lub odważy się wyjść poza granice znanego sobie świata. Czy będzie to droga do wolności, czy raczej do szaleństwa i samounicestwienia?...



Determinacja Lii Milthorpe jest silniejsza niż kiedykolwiek. Pozostało niewiele czasu na podróż śladem ostatnich tajemnic proroctwa, które od wieków kładzie się cieniem na losy kolejnych pokoleń sióstr. U kresu drogi czeka Lię konfrontacja z przeznaczeniem i ostateczna walka z samą sobą. By jednak mieć w niej jakąkolwiek szansę, musi zbliżyć się do Alice - bliźniaczki, którą przepowiednia uczyniła jej największym wrogiem...

Są rzeczy, do których każda z sióstr chce mieć wyłączne prawo. I wyzwania, które mogą zniszczyć je obie. Złączone więzami krwi, lecz rozdzielone przez proroctwo, bliźniaczki Lia i Alice muszą sobie wzajemnie zaufać - albo zginą...



To by było na tyle - mam nadzieję, że każdy coś dla siebie znajdzie ciekawego. A na koniec dedykacja dla wszystkich:


piątek, 23 marca 2012

TOP10 - bohaterowie filmów i seriali



Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.

Dziś przyszła pora na... Dziesięciu ulubionych bohaterów filmów i seriali.


Podobnie jak to miąło miejsce przy damskiej filmowej dziesiątce moje typy mają już po kilkanaście lub kilkadziesiąt lat. Ale to tylko świadczy o tym, że to świetne filmy były:)

Na początek cztery genialne kreacje aktorskie:

Władek Kargul i Kaźmirz Pawlak czyli "Sami swoi"

Absolutne mistrzostwo świata...
 I do dzisiaj nie wiem kto był lepszym aktorem - Władysław Hańcza czy Wacław Kowalski.

Tewje Mleczarz czyli "Skrzypek na dachu"

Film genialny i Chaim Topol w roli Tewjego bezkonkurencyjny.

Brat Catfael czyli "Kroniki braciszka Cadfaela"

Serial z lat 90-tych o średniowiecznym zakonniku rozwiązującym kryminalne zagadki. Trochę w duchu "Imienia róży". Grający tytułową rolę Derek Jacobi to jeden z najwybitniejszych aktorów brytyjskich.

A teraz bohaterowie w których się w różnych okresach mojego życia nieprzytomnie kochałam;)

Pułkownik Krzysztof Dowgird czyli "Czarne chmury"

Podobno pierwszą miłość zawsze się pamięta a ja w panu Krzysztofie zakochałam się w wieku lat... sześciu. Sympatia dla grającego go Leonarda Pietraszaka pozostała mi do dnia dzisiejszego.

Szeryf John T. Chance czyli "Rio Bravo"

Rodzice namiętnie oglądali westerny i mnie też zarazili tym bakcylem. I nie wyobrażam sobie westernowego świata bez Johna Wayne'a - najlepszego z szeryfów, jakich widział Dziki Zachód. Może nie jest najprzystojniejszy, ale we mnie zawsze wzbudzał żywsze bicie serca...

James Bond czyli wiadomo...

Komercja? Pewnie tak. Co nie zmienia faktu, że uwielbiam "Bondy" z Seanem Coonery'm, Timothy Daltonem i Piercem Brosnanem. (Nie znoszę natomiast Rogera Moore'a, George Lazenby to była pomyłka podobnie jak Daniel Craig...)

John Dunbar czyli "Tańczący z wilkami"

Generalnie lubię Kevina Costnera, a sympatia do niego rozpoczęła się po tym właśnie filmie.

Danny Zuko czyli "Grease"

I co tu pisać... Ciacho jak nie wiem co;)

Han Solo czyli "Gwiezdne wojny"

Podobna sytuacja jak wyżej:)


A przy okazji "Gwiezdnych wojen" taki teledysk, który pdesłał mi Fenrir:





czwartek, 22 marca 2012

Tylko głupiec próbuje okraść łowcę złodziei...

W dniu dzisiejszym miał swoją premierę "Łowca złodziei" Stephena Deasa. Dzięki uprzejmości wydawcy miałam możliwość przeczytać książkę jeszcze zanim trafiła na księgarskie półki i teraz kilka słów o moich wrażeniach po lekturze.

Autor to brytyjski pisarz fantasy, w swoim kraju znany i popularny, natomiast u nas jak dotąd ukazała się jedna jego powieść, a mianowicie "Adamantowy pałac" będący pierwszym tomem cyklu "Pamięć płomieni". 
"Łowca złodziei" stanowi pierwszą część innej trylogii, której głównymi bohaterami są mistrz Syannis oraz jego młody uczeń Berren.

Poznali się w okolicznościach conajmniej niesprzyjających. Oto drobny złodziejaszek Berren wpadł na karkołomny, a przede wszystkim najgłupszy z możliwych, pomysł aby okraść łowcę złodziei imieniem Syannis. Nie cieszył się jednak zbyt długo swoją zdobyczą - łowca schwytał go ale z jakiegoś sobie wiadomego powodu nie zabił na miejscu ani nie oddał straży imperatorskiej. Wykupił chłopaka od szefa gangu sprawującego kontrolę nad młodocianymi złodziejaszkami i zaproponował mu naukę u siebie. Początkowo nic nie wskazywało, że plan się powiedzie, Berren ani myślał słuchać Syannisa i szukał możliwości ucieczki. Powstrzymywała go tylko jedna rzecz - przy pierwszym spotkaniu z łowcą złodziei miał możliwość obserwować popis jego możliwości szermierczych i mglista obietnica, że kiedyś Syannis mógłby go nauczyć władania szablą utrzymywała Berrena przy jego boku.

Syannis jest postacią niezwykle tajemniczą - ma różnych dziwnych znajomych, którzy tytułują go księciem, jest inteligentny, przebiegły i nie do końca pasuje do innych łowców złodziei. Stara się wpoić swojemu uczniowi zasady etykiety, naciska aby uczył się czytania i pisania, zaznajamia go z historią Imperium. Pomimo prób Berrenowi nie udaje się dowiedzieć prawie niczego o przeszłości swojego nauczyciela.
Tymczasem w mieście pojawia się nowa banda złodziei okradających cumujące w porcie statki...

Deas nie wymyślił niczego nowego - jest tajemniczy i samotny mistrz, jest krnąbrny uczeń a w pewnej chwili pojawia się piękna dziewczyna. Scenerię akcji stanowi ogromne miasto, stolica Imperium - jego główną cechą przebijającą z powieści jest wszechobecny brud oraz niebezpieczeństwa czyhające na nieszczęśnika, który zapuścił by się w jego wąskie uliczki. Przed bohaterami zostaje postawione trudne zadanie i właściwie do końca nie wiadomo czy uda im się go wypełnić.

Co stanowi zatem o tym, że książka jest ciekawa i warto po nią sięgnąć? Przede wszystkim kreacja bohaterów. Są żywi, niejednoznaczni, targają nimi sprzeczne uczucia i popełniają błędy. Akcja toczy się w miarę równomiernie, brak tu jakichś nadmiernych zbiegów okoliczności co wpływa na wiarygodność opisywanych wydarzeń. Autor udowodnił, że ma również poczucie humoru - więc i uśmiech się przy lekturze pojawił.

Mnie książka się podobała - może nie powaliła mnie na łopatki ale uważam, że to kawał całkiem niezłej literatury. I pozostaje mieć nadzieję, że będę miała możliwość zapoznania się z dalszymi losami Syannisa, Berrena i pięknej Liliessy.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu


środa, 21 marca 2012

Omnibusem przez międzywojenną Warszawę podróż sentymentalna

Na początku serdecznie dziękuję Lirael za wirtualnego "kopa", bo gdyby nie jej "Miesiąc z Marią" to pewnie panią Kuncewiczową dalej znałabym tylko z nazwiska...

Ze skruchą przyznaję, że gdyby mnie ktoś zapytał na temat znajomości utworów pisarki (a i jej samej takoż) to potrafiłabym wymienić tylko "Cudzoziemkę", o której zresztą też, o zgrozo, nic (poza tytułem) nie jestem w stanie powiedzieć... No i jeszcze po pewnym wysiłku skojarzyłabym może z pisarką Kazimierz Dolny, bo tam przez wiele lat mieszkała.
Kiedy więc padła propozycja poznania przynajmniej jednej książki tej autorki, przepatrzyłam zasoby naszej biblioteki gminnej i zgłosiłam akces do projektu Lirael. Następnie przeszłam do wyboru książki do przeczytania. Najbardziej oczywisty wybór to wspomniana wyżej "Cudzoziemka" ale szybko doszłam do wniosku, że pewnie tak jak ja pomyśli większość uczestników wyzwania więc może by poszukać czegoś innego. I tym sposobem z bibliotecznej półki wyjęłam "Dyliżans warszawski". Dlaczego akurat to? Cóż, chyba swoje zrobił tytuł - romantyczny, trochę staroświecki i nieco zaskakujący - owszem dyliżans na Dzikim Zachodzie, ale w Warszawie?

Jak to zwykle bywa książka odleżała swoje na półce i wreszcie wczoraj doczekała się na swoją kolejkę. Nie jest zbyt obszerna na szczęście, bo jak zaczęłam czytać to nie odłożyłam jej aż skończyłam. "Dyliżans warszawski" to zbiór felietonów z lat międzywojennych - pierwsze wydanie ukazało się w roku 1935. Do pierwotnego tekstu w późniejszych wydaniach dołączono dwa dodatki - reportaż "Warszawa w nocy" napisany w 1938 roku oraz "Kanapowe kraje" z roku 1945.
Wszystkie utwory ze zbiorku opowiadają o warszawskiej ulicy i ludziach zamieszkujących stolicę. Próżno by tu jednak szukać nazwisk z pierwszych stron ówczesnych gazet, czy opisu najmodniejszych ulic międzywojennej Warszawy. Autorka opisuje codzienność drobnej inteligencji, podupadłego ziemiaństwa, które po utracie lub wyprzedaży majątków musiało się odnaleźć na wielkomiejskim bruku, robotników i służby domowej. 
Tematyka może nie jest specjalnie odkrywcza - wszak wiele książek o tamtych latach opowiada. Tym co wyróżnia tę pozycję na tle innych jest jej język - niezwykle bogaty i sugestywny. Czytając opisy tworzone przez Kuncewiczównę mamy przed oczami Park Saski i bawiące się w nim dzieci, tramwaj wypełniony pasażerami, modny dancing i obskurną spelunkę, niemal słyszymy dźwięki patefonu, czujemy zapach i smak wielkanocnego ciasta.
Trzeba wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy - Kuncewiczowa ma niezwykły dar zaglądania pod powierzchnię rzeczy i ukazywanie ich takimi jakie są naprawdę a nie tylko jakimi wydają się być. Autorka przedstawia analizę psychologiczną swoich bohaterów i ich zachowań,robi to jednak w sposób zrozumiały dla przeciętnego czytelnika, niezwykle eleganckim literackim językiem.
Na koniec dodam jeszcze, że z tekstów przebija ogromna sympatia do ludzi i miasta oraz wysublimowane poczucie humoru, co czyni lekturę jeszcze przyjemniejszą.

Myślę, że książka powinna przypaść do gustu nie tylko warszawiakom. A ja sobie obiecuję, że jeszcze do Marii Kuncewiczowej kiedyś wrócę.




wtorek, 20 marca 2012

Miłość i magia czyli przeczytałam romans...

Każdy, kto bywa u mnie w miarę często wie, że romansów czytam ilości śladowe - sprawdziłam nawet w etykietach i tylko 5 postów na 265 zamieszczonych do tej pory oznaczone jest tagiem "Romans"... Ten będzie szósty:) I to tylko dzięki Sardegnie i jej wyzwaniu.

Jeżeli już sięgam po romansową literaturę to najczęściej są to dwie autorki - Nora Roberts i Mary Balogh. Cenię je przede wszystkim za pomysłowość w kreowaniu swoich bohaterów i ich perypetii oraz za, niezwykle rzadką u autorek tego typu literatury, powściągliwość w opisach scen erotycznych. Wiadomo, romans to i erotyka musi być, ale można ją opisywać z klasą i pewną subtelnością (a tak w zdecydowanej większości swoich książek czynią wymienione wyżej panie) albo tworzyć dzieła ocierające się o pornografię, dosłowne do bólu, gdzie intryga jest tylko kładeczką prowadzącą od jednego pikantnego opisu do drugiego - nie będę podawać przykładów, bo nie o to w tej chwili chodzi...

Tak więc w ciągu ostatnich dwóch tygodni, kiedy męczyło mnie przesilenie wiosenne i nie miałam całkiem melodii do czytania czegoś poważniejszego przeczytałam romans. Co ja mówię, cztery romanse, bo pochłonęłam cykl "Dziedzictwo Donovanów" składające się z czterech tomów: "Zniewolenie", "Urzeczona", "W zaklętym kręgu" i "Oczarowani". Dla porządku dodam, że wydanie, które przytargałam z biblioteki było dwutomowe - "Zaklęte uczucia" (tom 1 i 2) oraz "Przeznaczenie" (tom 3 i 4).

Bohaterami trzech pierwszych tomów są kuzyni - Morgana, Sebastian i Anastazja. Mieszkają w Monterey w stanie Kalifornia, chociaż z pochodzenia są Irlandczykami. Pochodzą z rodu czarodziejów i sami mają niezwykłe moce - Morgana włada magią, Sebastian jest jasnowidzem a Anastazja posiada umiejętność uleczania chorych. Wszyscy prowadzą w miarę normalne życie, pracują, mają przyjaciół i znajomych a swoich magicznych mocy używają w miarę oszczędnie, bo ta działalność nie pozostaje bez wpływu na ich organizmy. 
Tradycyjnie czarodzieje powinni się wiązać z kimś swojej krwi - chociażby po to, żeby nie musieli wprowadzać zwykłych ludzi w swoje nadzwyczajne umiejętności, ale zdarza się im pokochać istoty całkiem niemagiczne, co więcej nastawione bardzo wrogo do czarów i czarowników. Taki też los spotyka trójkę Donovanów - Morgana zakochuje się w Nashu Kirklandzie, autorze scenariuszy filmowych, Sebastian, dzięki swojemu talentowi wie, że znajomość z będącą prywatnym detektywem Mel Sutherland nie zakończy się wraz z odnalezieniem porwanego dziecka zaś Anastazja nie pozostaje obojętna na urodę nowego sąsiada, pisarza Boone'a Sawyera. Wszyscy będą musieli podjąć bardzo ważne decyzje i określić co w ich życiu jest najważniejsze...

Generalnie te trzy części cyklu podobały mi się i czytałam z zainteresowaniem. Jednak jeśli chodzi o część czwartą już tak miło nie było. Przede wszystkim zupełnie inni bohaterowie - to samo nazwisko, czarodziejskie moce i trochę na siłę ukazane pokrewieństwo z Donovanami z Monterey. Książka stanowi całkiem odrębną historię i nie do końca rozumiem jej "dolepienie" do trzech pozostałych. Intryga też taka sobie - Liam zmienia się w wilka i biega po lasach, a Rowen ucieka przed zgiełkiem wielkiego miasta do leśnej chatki i z owym wilkiem zaprzyjaźnia się od pierwszego wejrzenia. Natomiast samego Liama (jak już ukaże niezwykle przystojne męskie oblicze) raczej nie lubi...
Ta historia mi się nie podobała, a przeczytałam ją niejako siłą rozpędu...

I teraz mam dylemat - bo jakoś nie potrafię polecić całego cyklu - trzy pierwsze części i owszem, ale tej czwartej to już raczej nie...
Ale może ja się nie znam? Bo pisałam na początku, że romanse to nie do końca moja bajka jest...

poniedziałek, 19 marca 2012

Mistrzyni wywiadu w akcji

Kiedy byłam nastolatką marzyło mi się bycie dziennikarką - bo zawód ciekawy, bo ciągle w ruchu i w centrum wydarzeń, bo można spotkać interesujących ludzi i odwiedzić egzotyczne miejsca. Dosyć szybko jednak zrezygnowałam z tych marzeń, bo stało się dla mnie jasne, że kariera Oriany Fallaci nie jest mi raczej pisana a tworzenie notek z otwarcia remizy w Pipidówce Małej było jednak poniżej moich aspiracji...

Oriana Fallaci - jedna z najlepszych reporterek świata, nieustraszona korespondentka wojenna, dociekliwa mistrzyni rozmowy. Dla wielu była przykładem bezkompromisowości i cywilnej odwagi, jej wywiady to były majstersztyki dziennikarskiego rzemiosła. W 1974 roku we Włoszech ukazała się książka zawierająca jej wywiady z najważniejszymi politykami ówczesnego świata, przeprowadzone w latach 1969 - 73. Dzisiaj, po prawie 40 latach publikacja ta trafia w ręce polskiego czytelnika.

Na kartach książki odżywają problemy, którymi w tamtym okresie żył cały świat - wojna w Wietnamie, konflikt pomiędzy Indiami i Pakistanem, walki palestyńsko - izraelskie, ale również zmiany społeczno - polityczne zachodzące w rodzinnym kraju dziennikarki.
Fallaci do swoich rozmówców odnosi się z szacunkiem, ale bez czołobitności - bycie koronowaną głową czy szefem polityki zagranicznej światowego mocarstwa nie stanowi taryfy ulgowej. Każdy rozmówca jest dla niej przede wszystkim człowiekiem, który posiadając władzę jest równocześnie obciążony odpowiedzialnością za kraj i ludzi tej władzy podlegających.

Pytania, które zadaje często są niewygodne dla przepytywanego polityka a jeżeli ktoś wykręca się od  konkretnej odpowiedzi to taktownie, ale stanowczo wymaga zajęcia stanowiska w dyskutowanej kwestii. Zdarza się też, że przywołuje jakąś kontrowersyjną wypowiedź lub decyzję swojego rozmówcy i oczekuje jej skomentowania.
Każda rozmowa poprzedzona jest wstępem w którym autorka pisze o okolicznościach przeprowadzanego wywiadu, przybliża postać swojego rozmówcy, opisuje swoje prywatne odczucia z tych spotkań. Ukazuje mniej znane oblicze ludzi którzy wtedy tworzyli historię, a których my znamy już tylko z podręczników.
Oriana Fallaci stara się być w swoich wywiadach obiektywna, oraz, co mnie szczególnie ujęło, dąży do poznania opinii wszystkich stron konfliktu, np. przy okazji starć izraelsko  - palestyńskich rozmawia zarówno z Goldą Meir (premier Izraela), Jaserem Arafatem (przywódca Organizacji Wyzwolenia Palestyny), George'm Habbaszem (założyciel Arabskiego Ruchu Nacjonalistycznego) jak i królem Husajnem z Jordanii.

Można by powiedzieć, że problemy o których Oriana Fallaci dyskutuje ze swoimi interlokutorami są dzisiaj już nieaktualne, bo minęło tyle lat a sama dziennikarka  i zdecydowana większość jej rozmówców odeszli już z tego świata. Może i tak, ale mimo wszystko uważam, że warto sięgnąć po tę pozycję, chociażby, żeby skonfrontować plany polityków z ich realizacją oraz oczekiwane skutki z tymi, które miały miejsce w rzeczywistości.

Na koniec parę słów o warstwie edytorskiej. Książkę wydał Świat Książki, na podstawie wydania włoskiego z roku 1977, które w stosunku do pierwotnej wersji zostało poszerzone o kilka rozmów z lat 1973-75. Ostatecznie w publikacji znalazło się 28 wywiadów ułożonych w sekwencje tematyczne. Wydawca dołączył do podstawowego tekstu suplement - są w nim biogramy osób, z którymi rozmawiała Oriana Fallaci.
Ma to wydawnictwo niestety jedną wadę - dosyć drobny druk. Rozumiem, że to konieczność spowodowana rozmiarem tekstu - książka ma ponad 600 stron i większa czcionka spowodowałaby jeszcze powiększenie jej rozmiarów, ale fakt pozostaje faktem, że trochę to męczy oczy.

Mam jednak nadzieję, że ten, w sumie drobny, mankament nie zniechęci potencjalnych czytelników i sięgną po "Wywiad z historią". Warto.


niedziela, 18 marca 2012

Lektury małoletniej Ani - odc. 3

Książka o której chcę dzisiaj napisać, to jedna z tych lektur, które przeczytałam pod wpływem filmu, ponieważ najpierw zobaczyłam ekranizację, a dopiero później sięgnęłam po pierwowzór filmowego scenariusza. I do dzisiaj nie wiem która wersja  mi się bardziej podobała - jakby nie było, nie potrafię sobie wyobrazić Hedwigi, bohaterki "Panienki z okienka" inaczej jak z twarzą młodziutkiej Poli Raksy...
"Panienka z okienka", której autorką jest Jadwiga Łuszczewska ma podtytuł "Starodawny romansik" - może on i starodawny, ale czyta się go całkiem przyjemnie i dzisiaj.

Jadwiga Łuszczewska, bardziej znana jako Deotyma przyszła na świat w Warszawie w 1834 roku. Była córką Wacława Łuszczewskiego i Magdaleny z Żółtowskich - jej dziadek Edward Żółtowski był generałem w wojsku napoleońskim. Przyszła pisarka wychowywana była w duchu patriotyzmu, od najmłodszych lat miała kontakt z polską literaturą i historią. Rodzina wiele podróżowała - zarówno po ziemiach polskich, jak i po Europie. Matka dziewczynki prowadziła jeden z popularniejszych salonów w stolicy i tam też zadebiutowała jej nastoletnia córka - szybko zdobyła rozgłos jako niezrównana improwizatorka poezji.
Swoją popularność wykorzystywała ni tylko w salonie rodziców, zaangażowała się również w działalność patriotyczną, brała udział w manifestacjach poprzedzających wybuch powstania styczniowego, chociaż ostatecznie opowiedziała się za Aleksandrem Wielopolskim, który był przyjacielem jej rodziców. Po wybuchu powstania wraz z ojcem (został aresztowany po złożeniu przez niego tytułu carskiego szambelana) udała się na zesłanie z którego wrócili w 1865 roku. W niedługim czasie zmarli jej rodzice a ona sama zainaugurowała działalność własnego salonu literackiego, który przetrwał do pierwszych lat XX wieku. Zmarła w 1908 roku w Warszawie.

Łuszczewska zajmowała się głównie improwizacją poetycką - w czasie spotkań towarzyskich tworzyła na poczekaniu wiersze na zadany temat. Była nazywana polską Safoną - raz z powodu swojej poezji, a poza tym również na konto kostiumów w których występowała, a które stylizowane były na starogreckie stroje. Stało się to również przyczyną złośliwych wierszyków na cześć poetessy:
Deotyma się nadyma,
Zamiast kiecki ma strój grecki.
Miała równie tyle zwolenników co przeciwników - ci ostatni zarzucali jej zbytni patos, przeładowanie jej poezji ozdobnikami, które miały zatuszować miernotę wierszyków. Anonimowy złośliwiec napisał:
Smutno kiedy Deotyma
Na natchnienie się nadyma.
A tu obok cicho skomli
Tkliwy wierszyk Syrokomli"

I chociaż  poezja była największą dumą autorki to dla współczesnego czytelnika pozostaje ona autorką "Panienki z okienka".
Akcja książki toczy się w XVII-wiecznym Gdańsku. Kazimierz Korycki jest oficerem floty wojennej. Przypadkiem poznaje młodą mieszczkę Hedwigę, wychowanicę kupca Johannesa Szulca. Żona Szulca przygarnęła maleńką sierotkę, kiedy w czasie podróży do krewnych natrafiła na gromadkę dzieci odbitych z tatarskiego jasyru. Wtedy też zaginęła Krysia, mała siostrzyczka Kazimierza i młody człowiek ma nadzieję, że jeszcze kiedyś ją odnajdzie. Szybko upewnia się, że Hedwiga nie jest jego zaginioną siostra i nic nie stoi na przeszkodzie żeby młodzi zakochali się w sobie, jednak opiekun nie myśli oddać pięknej podopiecznej polskiemu szlachcicowi.
W książce mamy właściwie wszystkie atrybuty powieści płaszcza i szpady - tajne schadzki, ucieczki, porwanie, nieoczekiwane zwroty akcji i szczęśliwe zbiegi okoliczności. Jest także pewien ukryty list - a co w nim takiego było można sie dowiedzieć po przeczytaniu utworu Deotymy.

Do "Panienki z okienka" wracam co jakiś czas, pomimo, że świetnie wiem jak potoczą się losy Hedwigi, Kazimierza, kupca Szulca czy jego sąsiadki pięknej pani Flory. Książka napisana jest pięknym językiem, akcja jest przemyślana, chociaż czasem trąci schematem - należy jednak pamiętać, że Deotyma pisała ją ponad 100 lat temu (po raz pierwszy wydano ją w 1898 roku) i wtedy bardzo korzystnie wyróżniała się na tle innych powieści dla młodzieży. To świetna powieść przygodowo-romantyczna, bez cienia dydaktyzmu tak na ów czas modnego w literaturze przeznaczonej dla młodego odbiorcy.

A na koniec fotografia ze wspomnianej na początku filmowej wersji powieści, która powstała w 1964 roku:
 Tutaj Pola Raksa w wersji blond, dwa lata później podbiła serca widzów
jako rudowłosa czerwonoarmistka Marusia
w ekranizacji "Czterech pancernych i psa" J. Przymanowskiego.

sobota, 17 marca 2012

Stosik i TOP 10 czyli dwa w jednym

Ależ dzisiaj piękna pogoda była:)
Cały dzień byliśmy z Piotrkiem na powietrzu - tak, że dopiero teraz jest czas na buszowanie po internecie;)
Po pierwsze stosik, który budował się przez dwa tygodnie:

Od dołu:

  • "Maczanka krakowska" M. Czuma, L. Mazan - przywieziona ze spotkania biblionetkowego
  • "Obsługiwałem angielskiego króla" B. Hrabal - j.w.
  • "Norwegian Wood" H. Murakami - j.w.
  • "Karaibska krucjata" M. Mortka - z wymiany
  • "Alternatywa Ekskalibura" D. Weber - j.w.
  • "Matka królów" J.I. Kraszewski - z biblioteki
O stosik oparty jest "Łowca złodziei" S. Deas - do recenzji od Prószyńskiego.

******************************************************



Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.

Dziś przyszła pora na... Dziesięć ulubionych wydawnictw.



Ulubione wydawnictwa w kolejności alfabetycznej: