wtorek, 31 maja 2011

48 tygodni z życia dwudziestokilkulatki

Kilka dni temu trafiła w moje ręce debiutancka powieść Magdaleny Kordel pt. "48 tygodni". Autorkę zdążyłam już poznać przy okazji włóczykijkowego "Sezonu na cuda", który pomimo pewnych drobnych uwag dosyć mi się podobał, byłam więc mocno ciekawa jak wyglądały literackie początki pani Magdaleny.

Główną bohaterką książki jest dwudziestokilkuletnia Natasza, żona Sebastiana i mama kilkuletniej Małgosi, córka swoich rodziców oraz synowa swoich teściów. Teściowa jej nie lubi, zresztą jest to uczucie  odwzajemnione, teść raczej darzy sympatią, a rodzice robią wszystko, żeby jej życie nie było nudne. Poznajemy ją w przełomowym momencie jej życia - ma już dosyć bycia tylko żoną i matką, postanawia podjąć studia i poszukać pracy. Tę ostatnią znajduje w redakcji gazety - zostaje zatrudniona jako korektorka.

Książkę przeczytałam w ciągu popołudnia i wieczoru i... prawie cały czas miałam wrażenie, ze wiem co będzie dalej - na deja vu jak nic. Nie dawało mi to spokoju, bo z drugiej strony miałam stuprocentową pewność, że książkę w ręce mam po raz pierwszy. I wreszcie dzisiaj przyszło na mnie olśnienie - "Dziennik Bridget Jones". Cały wątek rodziców Nataszy został niemal żywcem skopiowany z książki Helen Fielding...
Raziły mnie również inne niekonsekwencje - Małgosia jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zatrzymała się w wieku 6 lat i ani kroku dalej - ma 6 lat w październiku jednego roku i tyleż samo w sierpniu następnego, Natasza zatrudniona w gazecie jako korektorka zostaje po kilku tygodniach pracy wysłana na wywiad z którym nie mogli sobie poradzić zawodowi dziennikarze (gratuluję odwagi szefowi), ciotka Gryzelda żywa i zdrowa w okolicy Wigilii w sierpniu okazuje się już szanowną świętej pamięci testatorką, chociaż o jej zejściu z tego najlepszego ze światów nie ma nawet najmniejszej wzmianki, i pewnie by się jeszcze więcej takich kwiatków znalazło...

Jedyne co ratowało te książkę w moich oczach to sposób narracji i język powieści. Polubiłam styl pani Magdaleny Kordel, jej sposób pisania i poczucie humoru - a kilka epizodów wywołało u mnie wybuchy śmiechu - scena z teściową, kotem i Małgosią - cudności:)

Czy polecam? I tak i nie. 
Jeśli ktoś szuka fajnego, w miarę nieskomplikowanego czytadła na gorące letnie popołudnie to ta książka jest idealna. W innym wypadku niekoniecznie.

sobota, 28 maja 2011

Kiedy wyobraźnia krzywdzi innych ludzi...

Nie powiem pewnie nic nowego twierdząc, że jest cała masa przepięknych książek, które czyta się z ogromna trudnością - no męczy po prostu... A kiedy już człowiek skończy to sam się sobie dziwi dlaczego lektura była taka mozolna. Tak było ze mną i książką Iana McEwana "Pokuta". Książkę czytałam bowiem na okoliczność Dyskusyjnego Klubu Książki w naszej gminnej bibliotece i chociaż zaczęłam ze znacznym wyprzedzeniem to ledwie ledwie udało mi się wyrobić w czasie.

Książka składa się z czterech części, których akcja toczy się w różnym miejscu i czasie, różni są też narratorzy.

Część pierwsza powieści rozgrywa się w wiejskiej posiadłości, latem 1935 roku kiedy  to 13-letnia Briony Tallis z utęsknieniem czeka na powrót z uniwersytetu ukochanego brata Leona. Chce na jego cześć wystawić sztukę swojego autorstwa i angażuje do niej troje swoich kuzynów. Niestety nic nie układa się po jej myśli. Kuzynka Lola kradnie jej główną rolę, a bliźniacy Jackson i Pierrot są beznadziejnymi aktorami. W dniu przyjazdu Leona i jego przyjaciela zniechęcona Briony wychodzi z próby i jest przypadkowym świadkiem niezrozumiałej dla siebie sceny przy fontannie pomiędzy jej dorosłą siostrą Cecily i Robbiem Turnerem, synem jednej ze służących. To wydarzenie stanowi kamyczek, który porusza całą lawinę zdarzeń i prowadzi do dramatycznego rozwiązania. Wybujała wyobraźnia Briony, jeszcze podsycana przez Lolę, pechowy splot  wydarzeń oraz rozdrażnienie spowodowane klęską przedstawienia doprowadza dziewczynkę do zupełnie błędnej interpretacji tego co widziała a w konsekwencji do oskarżenia niewinnego człowieka.

Część druga przenosi nas w czasie o 5 lat - do maja 1940 w ogarniętej wojną Francji. Ranny Robbie Turner wraz z innymi żołnierzami stara się dotrzeć do punktu ewakuacyjnego w Dunkierce. Widzi okrucieństwo i bezsens wojny, a przed całkowitą rozpaczą i zwątpieniem bronią go tylko listy od Cecily przechowywane w kieszeni munduru. 

W części trzeciej główną bohaterką jest 18-letnia Briony, która postanawia, podobnie jak jej starsza siostra, zostać pielęgniarką. Jej szkolenie przypada na ostatnie miesiące przed atakiem Hitlera na Wielką Brytanię. Briony szuka dla siebie odkupienia za popełniony kilka lat wcześniej błąd, chce zasłużyć na przebaczenie od Cecily i Robbiego. Dziewczęce marzenia i wyobrażenia o pracy w wojennym szpitalu zostają brutalnie skonfrontowane z rzeczywistością gdy do szpitala trafiają ranni ewakuowani z Dunkierki. Do Briony dociera, że nie wystarczą dobre chęci i największy nawet żal aby uzyskać przebaczenie za swoje czyny - potrzebna jest pokuta, której zakres wyznacza sobie sama.

Wreszcie część czwarta, najkrótsza dzieje się współcześnie - w 1999 roku. W czasie uroczystości na cześć 77-letniej Briony spotykają się jej przyjaciele i rodzina a my czytelnicy mamy nadzieję, że dowiemy się jak potoczyły się losy bohaterów powieści pomiędzy majem 1940 roku a chwilą obecną.

Książka napisana niezwykle sugestywnie i barwnie, autor po mistrzowsku przedstawia tragizm wojny, beznadzieję odwrotu do Dunkierki oraz specyfikę pracy w szpitalu wojennym. "Pokuta" to również doskonałe studium psychologiczne - obserwujemy zmiany zachodzące w bohaterach, ich mniej lub bardziej świadome decyzje i wybory od których zależy nie tylko ich własny los ale także innych osób z nimi związanych. I wreszcie wydaje mi się, że Ian McEwan w swojej powieści bardzo wyraźnie wypowiedział się na temat roli i odpowiedzialności pisarza za tworzone przez siebie dzieło i kreowaną rzeczywistość, gdyż często się zdarza, że nie widzimy rzeczy takimi jakie są lecz takimi jakimi chcielibyśmy żeby były.

piątek, 27 maja 2011

Ta książka mnie poruszyła...

Przełamałam chyba moje lenistwo i chciałabym Wam polecić pewną książkę - "Umrzeć w deszczu" Aleksandra Sowy.

Jest to druga książka tego autora, którą miałam możliwość przeczytać i o ile poprzednia ("Zła miłość") nie przypadła mi do gustu to ta głęboko mnie poruszyła.

Bohaterem jest 40-letni Artur Sadowski - pochodzący z polsko-czeskiej rodziny, mieszkający w Amsterdamie światowej sławy fotograf i korespondent wojenny. Poznajemy go w ostatnich chwilach jego życia - podjął bowiem decyzję o samobójstwie, ale przed śmiercią zaproponował pewnej młodej dziennikarce ostatni wywiad - spowiedź życia.
Przed naszymi oczami jawią się kolejne obrazy - dzieciństwo i czasy szkolne spędzone na Dolnym Śląsku, studia ipierwsza praca w Czechach, wyjazd do Holandii i praca wojennego fotografa na ogarniętych wojną Bałkanach. Sadowski opowiada o rodzinie, o początkach swojego zainteresowania fotografiką i o ludziach, których spotkał na swojej drodze ale na plan pierwszy wysuwają sie wspomnienia dotyczące kilku kobiet z jego życia. Agnieszka, Monika, Lenka, Blanka i Jowita - los złączył je z Arturem i przez to, jak on sam mówi, naznaczył je jakimś piętnem tragizmu. 
Jednak tym co mnie poruszyło najbardziej były wojenne wspomnienia narratora. Doskonale pamiętam wojnę na Bałkanach, pokazywane w telewizji obrazy zniszczonego Sarajewa i tragedię mieszkańców Srebrenicy (o tej masakrze przypomniała znowu prasa i inne media z powodu aresztowania w tych dniach Ratko Mladića). Sadowski wspomina nie tylko własną, bardzo zreszta niebezpieczną, pracę ale również, a może przede wszystkim tragedię jakiej był świadkiem - oblężenie Sarajewa, czystki etniczne, bombardowanie bazarów czy okrucieństwo wobec pojmanych jeńców.

 Ta książka to również oskarżenie  - oskarżenie pod adresem decydentów, którzy dopuścili do masakry w Srebrenicy, którzy pod przykrywką pomocy wojskowej mieli możliwość testowania broni w warunkach bojowych, którzy zawiedli jeśli chodzi o pomoc dla ludności cywilnej.

Lektura autentycznie mna wstrząsnęła. Powodem tego był po części temat książki ale również jej język - niezwykle plastyczny i sugestywny. Były momenty, że widziałam to o czym pisze autor - tekst można porównać do dokładnego zdjęcia, z wieloma szczegółami.

Przy okazji muszę przyznać, że szerokim łukiem omijam książki o wojnach XX wieku, obozach i ogólnie pojętej martyrologii. Gdybym wiedziała, że ta książka zaczepia o taki temat to pewnie bym jej nie wzięła do ręki, bo nie bardzo sobie radzę z emocjami wywołanymi przez tego typu lektury.
Ale teraz mogę z czystym sumieniem polecić Wam tę książkę - warto ją przeczytać.

czwartek, 26 maja 2011

Padł komentarz z numerem 1000 :)

Kochani odwiedzacze i czytelnicy mojego bloga!
Niniejszym oświadczam, że dzisiaj wczesnym rankiem padł tysięczny komentarz na tym blogu, a jego autorką jest
Izuś
którą proszę o namiary na adres anek7@poczta.onet.pl, żeby wysłać nagrodę - niespodziankę:)

Ponieważ byliśmy dzisiaj z Piotrusiem na wycieczce przedszkolnej (wróciliśmy godzinę temu) więc pozwolicie, że w tym miejscu podziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim postem i przy okazji serdecznie namawiam na wizytę w Ojcowie - przepiękne miejsce, zwłaszcza w tygodniu, bo w niedzielę to dzikie tłumy się przewalają - te zdjęcia były robione na drodze do Groty Łokietka, którą sobie w końcu odpuściliśmy, bo się okazało, że na wejście trzeba czekać ponad dwie godziny. Mamy na tyle blisko, że pewnie wybierzemy się w jakiś powszedni dzień...
Przy okazji odpowiedź dla Kingi - nie ma Maczugi Herkulesa, bo ona się w Pieskowej Skale znajduje...

A to kilka zdjęć z naszego dzisiejszego wyjazdu do Brzeska (tego od piwa Okocim). Serdecznie polecam rodzicom dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym - świetna zabawa:) Obiekt nazywa się Rancho Pasja i jest świetnym miejscem zarówno dla dzieciaków jak i dla dorosłych.






To kara za podkablowanie tatusiowi książkowych zakupów w Biedronce...

I na koniec dla wszystkich Mam w dniu naszego dzisiejszego święta piękny bukiet kwiatów i życzenia - radości z dzieciaków, uśmiechu i niewyczerpanej cierpliwości.

Wszystkiego najlepszego dziewczyny:)

środa, 25 maja 2011

O recenzjach, końcu roku, tysięcznym komentarzu i jeszcze kilku sprawach...

Jakoś tak nie mogę się zebrać w sobie i napisać zaległych recenzji - czas przecieka mi przez palce, robię masę dziwnych rzeczy i ogólnie nic mi się nie chce. Mam nadzieję, że się koło piątku już przełamię i coś naskrobię o tych trzech przeczytanych książkach, tym bardziej, że wszystkie godne polecenia są...

Milowymi krokami zbliża się koniec roku szkolnego. Widać to szczególnie po zwiększonej aktywności niektórych moich uczniów - obudzili się z całorocznego snu i nagle chcą zdawać, poprawiać, robić dodatkowe prace, żeby podnieść ocenę. Co roku przysięgam sobie, że będę twarda i postawię to na co sobie jeden z drugim zasłużył i... co roku tę przysięgę łamię... Szczególnie gdy w grę wchodzi trzecioklasista i mam świadomość, że czasem od jednej oceny może zależeć jego dalsza kariera szkolna - w sensie czy uzbiera wystarczającą ilość punktów do konkretnej szkoły czy nie. A te typy doskonale wiedzą, że jak wystarczająco długo będą marudzić to dla świętego spokoju ustąpię... 
Chociaż dzisiaj to formalnie piany dostałam kiedy przyszła jedna klientka z pytaniem czy ma szansę na piątkę, bo by jej się przydała (do jakiegoś humana się wybiera) a w dzienniku ma jedynkę, dwie dwójki i czwórkę... No przecież ręce opadają do samej ziemi... I jeszcze się obraziła jak ją pogoniłam...

Z rzeczy weselszych - byliśmy w niedzielę w Ojcowie. Trzecie podejście (ze względu na pogodę) - tym razem udane:) Mamy taki rodzinny zwyczaj, że na pierwszy w sezonie rodzinny wyjazd wyruszamy do Ojcowa, zaś staramy się kończyć sezon wizytą w skansenie w Tokarni koło Jędrzejowa. A to kilka zdjęć z naszej wyprawy:








Dodam tylko, że oprócz naszej trójki w wycieczce uczestniczył mój 15-letni siostrzeniec - to ten kudłaty młodzian sprowadzający mojego Piotrka z punktu widokowego:)
A jutro, czyli 26 maja jedziemy z Piotrusiem na wycieczkę z przedszkola do Brzeska - celem jest "Ranczo Pasja". Po powrocie pochwalimy się naszymi wrażeniami.

Chcę się jeszcze pochwalić, że już dosłownie kilka komentarzy brakuje do 1000 - blog ma dopiero 4 miesiące. Czekam na osobę, która ten komentarz zostawi - znajdzie się dla niej jakaś nagroda niespodzianka:)

Dostałam dzisiaj maila od Instytutu Rozwoju Kultury Alternatywnej IRKA, którego fragment tutaj chciałabym zamieścić - może kogoś zainteresuje:

Instytut Rozwoju Kultury Alternatywnej IRKA www.irka.com.pl to portal dla artystów i miłośników sztuki, który pozwala młodym twórcom zebrać fundusze na realizację planu wydawniczego, w postaci wydania książki, albumu fotografii, płyty CD lub DVD, nagrania teledysku, zorganizowania wernisażu czy realizację filmu. IRKA jest połączeniem portalu informacyjnego i społecznościowego, zorientowanego wokół kultury. Więcej o idei i działaniu Instytutu znajdziesz pod linkiem: http://irka.com.pl/portal/SiteContent?item=about_us

Zapraszamy do publikowania recenzji (i nie tylko) w portalu - najlepsze z nich nagradzamy książkami i filmami oraz publikujemy w e-magazynie (ostatni numer pod linkiem: http://irka.com.pl/userfiles/file/newsletter_irka_maj_2011.pdf. Oprócz dobrej zabawy, po kilku miesiącach regularnej współpracy, możemy wystawić Ci zaświadczenie o współpracy, a jeśli Ci się u nas spodoba możesz dołączyć do składu redakcji.
Zapraszamy także do udziału w konkursach IRKI:
a jeśli tworzysz: śpiewasz, malujesz, fotografujesz, piszesz, tańczysz i przejawiasz inne talenty zapraszamy do sprzedaży swoich utworów w IRCE! W zakładce FAQ znajdziesz odpowiedzi na pytania jak to działa.

piątek, 20 maja 2011

Stosik a właściwie stosisko nr 12

Pomimo uroczystych przysiąg, że już nic i od nikogo przez najbliższe dwa miesiące nie kupię, nie pożyczę, nie wymienię... Niestety jestem nałogowym książkochomikiem, który jest najszczęśliwszy gdy w jego norce (no, nie chwalący się o dosyć dużym metrażu) pojawiają się nowe tomy, tomiki i całkiem pokaźne tomiszcza:).

To stosisko zbierało się przez dwa tygodnie:
Od góry trzy książki stanowiące zakup własny w "Biedronce":
"Pudełko ze szpilkami" G. Plebanek
"Aleja samobójców" duetu M. Czubaj i M. Krajewski
"Festung Breslau" M. Krajewskiego
 przemycone do domu między ogórkami i sałatą - jak się okazało konspiracja się nie udała a paskudnie zdradziło mnie własne dziecię informując scenicznym szeptem tatusia: "Wies, mama znowu kupiła ksionski, a mnie loda nie chciała kupić..." Tu muszę dodać, żeby nie wyjść na zupełnego potwora, że temperatura maksymalna tamtego dnia nie przekraczała 10 stopni czyli bardziej się nadawała na herbatę z malinami niż lody... 

Kolejna książeczka
"Przewodnik zakochanych, czyli jak dobyć szczęście w miłości i powodzenie u kobiet" M.A. Zawadzkiego to efekt pewnej biblionetkowej czytatki, która rozśmieszyła mnie do łez i kiedy się okazało, że tę książeczkę za grosze można kupić w Krakowie to szybciutko się w nią zaopatrzyłam z myślą o... przyszłości mojego dziecka. Tu taka dygresja - ja za książkę zapłaciłam niecałe 4 złote a na "Merlinie" widziałam ją za ponad 30 złotych. Czegoś tutaj nie rozumiem...

"Jestem nudziarą" M. Szwaja
"Z całego serca" K. Leżeńskiej i E. Millies - Lacroix
"Dziewięć wcieleń kota Deweya" V. Myron, B. Witter
to efekt wymiany na LC.

Z "Targu z Książkami" przywędrowały do mnie:
"Maciejka" N. Rogińskiej
"Kudłata" D. Berg
"Krew niewinnych" J. Navarro
"Ogród Afrodyty" E. Stachniak
"Tajemnica zamku św. Anioła" F. Asensi

"Odwet" K. Olhsson to wygrana w konkursie w nakanapie.pl

"Oszukać Hitlera" B. Macintyre do recenzji od wydawnictwa Znak literranova

"Marianna i róże" J. Fedorowicz i J. Konopińskiej zakup pod wpływem recenzji przeczytanej u Izy

"Rzym" T. Allana to kolejny album z serii o starożytnych cywilizacjach zakupiony w Świecie Książki.

Muszę się jeszcze pochwalić prześlicznym prezentem, który dostaliśmy z moim Piotrusiem od Sabinki.

Prawda, że śliczniaste są te zakładki?



Konkurs dla bałaganiarzy

Dzisiaj dostałam od pani Ali ze Znaku informację o ciekawym konkursie organizowanym przy okazji premiery serii książek Charlaine Harris. Ale oddam głos samej pani Ali:
 
Dziś ma premierę seria kryminalna Charlaine Harris, której bohaterką jest Lily Bard – sprzątaczka, wielbicielka siłowni i karate, która rozwiązuje zagadki kryminalne.
Z tej okazji postanowiliśmy zorganizować nietypowy konkurs, który startuje już dziś:
 
Jak bardzo potrafisz nabrudzić?
 
Masz bałagan? Zrób zdjęcie! My zrobimy porządek! Twój pokój będzie czysty jak łza!
 
Jeśli mieszkasz w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu lub Lublinie i nie lubisz sprzątać, mamy dla Ciebie idealną propozycję!
 
Sfotografuj swój bałagan.
Opowiedz o konkursie znajomym, którzy mają już dość tego, że w twoim pokoju nie widać podłogi spod sterty śmieci i że bezpieczniej jest przyjść do Ciebie z własnymi sztućcami.
Zdobądź jak najwięcej głosów.
Wygraj!
Rozsiądź się wygodnie, a nasza ekipa posprząta za Ciebie!
Aby wziąć udział w konkursie, należy zarejestrować się na stronie www.lilybard.pl – strona również będzie dostępna od jutra.
 
A dla tych, którzy nie mają problemu z bałaganem, a ich pokoje są zawsze CZYSTE JAK ŁZA, przygotujemy konkurs już w czerwcu.
 
Zapraszam również do polubienia Lily Bard na Facebooku:


środa, 18 maja 2011

Nie taka Wiedźma straszna...

Po raz kolejny zapukała do mojego domu  blogowa "Włóczykijka" a to za sprawą książki Anny Brzezińskiej pt. "Opowieści z Wilżyńskiej Doliny". 
Z okładki patrzyła na mnie dorodna, czarnowłosa dziewoja z  błyszczącymi oczami , w mocno nieskromnej szkarłatnej sukni  i niedbale zasznurowanym gorsecie. Błękitne cienie wokół jej dłoni miały pewnie znamionować magiczne moce. Powiem od razu - nie urzekła mnie ta okładka jak na mój gust zwyczajnie kiczowata...

Ale nie należy sądzić książki po okładce więc zabrałam się do czytania i wsiąkłam. Tu i teraz przestało się liczyć, a ja przeniosłam się do zapomnianej przez bogów i ludzi doliny, gdzie czas płynie własnym rytmem, ludzie ciężko pracują, czasem zjawią się wędrowni kupcy lub misjonarze, włodyka zbiera należną mu daninę a pleban stara się (acz niezbyt nachalnie) utrzymać swoją trzódkę w jakiej takiej moralności. Nieco z boku, w leśnych ostępach mieszka Babunia Jagódka - miejscowa Wiedźma, której wszyscy się boją, o której opowiadają sobie niestworzone historie ale do której biegną w potrzebie. Babunia Jagódka ma wszystkie atrybuty wiedźmy-jest stara, brzydka, najchętniej podróżuje na brzozowej sztachecie, w jej izbie przemieszkują nietopyrki i ogromny kot, a w obejściu jest cap z którym wiedźma popadła w pewną zażyłość... 
Jednak to nie wszystko - Babunia Jagódka potrafi bowiem w razie potrzeby czy też dla kaprysu odmienić się w piękną i młodą dziewczynę...
Wilżynska Wiedźma stara się nie wtrącać w życie wiejskiej społeczności więcej niż trzeba jednak wielokrotnie przypada jej w udziale pomagać swoim współziomkom. I chociaż głośno mówi co innego to między wierszami można się zorientować, że tych swoich sąsiadów zwyczajnie lubi, chociaż zdaje sobie sprawę z ich wad i ograniczeń.

Kilka godzin spędzonych nad lekturą minęło sama nie wiem kiedy a po przeczytaniu ostatniego zdania pozostał ogromny niedosyt - ja chcę jeszcze! Już się rozglądam za kontynuacją "Opowieści" a mianowicie z "Wiedźmą z Wilżyńskiej Doliny" i mam nadzieję, że się nie zawiodę.

Z notki na okładce dowiedziałam się, że autorka jest absolwentką Wydziału Historii KUL i doktorantką  mediewistyki - inspiracja średniowieczem, kulturą ludową tamtego okresu, przesądami i wierzeniami jest widoczna w całej książce. Na uwagę zasługuje też język bohaterów - stylizowany, nie pozbawiony wulgaryzmów ale przez to bardziej prawdziwy. Książka jest przepełniona humorem słownym i sytuacyjnym a bohaterowie w większości budzą sympatię, nawet zbójcy i opryszki - czego przykładem może być zbój Waligóra, którego Babunia znalazła w lesie zakopanego po szyję w ziemi i zostawionego na pewną śmierć przez żołnierzy księcia.

Serdecznie polecam lekturę "Opowieści z Wilżyńskiej Doliny" wszystkim wielbicielom fantastyki ale również i tym, którzy z tym akurat gatunkiem literackim nie mieli za dużo do czynienia. Gwarantuję kilka godzin doskonałej rozrywki w pięknym, górskim krajobrazie, w towarzystwie niezwykłej Wiedźmy i jej wiejskich sąsiadów.

Książka z akcji Włóczykija przekazana przez Wydawnictwo RUNA

poniedziałek, 16 maja 2011

W poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi


Bardzo nie lubię zaległości recenzyjnych, bo im więcej czasu mija od lektury tym bardziej wrażenia się rozmywają. Niestety, tym razem zadziałały siły wyższe i dopiero dzisiaj mogę napisać parę słów o „Włóczykijkowej” książce, którą gościłam już jakiś czas temu, a w ubiegłym tygodniu wysłałam w dalszą wędrówkę.
„Magiczne miejsce” to moje pierwsze spotkanie z Agnieszką Krawczyk, aczkolwiek autorka nie jest debiutantką – jej pierwsza książka pt. „Napisz na priv” ujrzała światło dzienne dwa lata temu.

Tytułowe magiczne miejsce to Ida, wieś gdzieś na końcu świata, do której trafia Witold Mossakowski – zmęczony życiem trzydziestokilkuletni wysoki urzędnik jednego z ministerstw. Pod wpływem impulsu kupuje zdewastowany pałac i zaczyna tworzyć własne miejsce na ziemi. Szybko przekonuje się, że wioska pełna jest różnego rodzaju oryginałów, którzy podobnie jak on szukali i znaleźli tutaj spokój i wytchnienie. Najbardziej intrygującą Witolda postacią jest Mila Bielak – sołtys Idy, nauczycielka hiszpańskiego i astronomii, założycielka spółdzielni rękodzielniczej i… bardzo tajemnicza osoba.
Czy Witold pozna jej tajemnicę i czy zdecyduje się zamienić na stałe Warszawę na podkarpacką Idę? Jak ułożą się jego kontakty z miejscowymi? I jaki związek z tym wszystkim mają masoni i Święty Graal? Kto ciekawy niech szybciutko sięga po tę sympatyczną książeczkę.

Przy okazji lektury tej książki naszła mnie taka myśl, że ostatnimi laty powstało wiele różnych powieści w których bohaterowie zmęczeni pracą, nieudanymi związkami czy ogólnie życiem w wielkim mieście szukają miejsca dla siebie na przysłowiowej „wsi zabitej dechami”. Książka Agnieszki Krawczyk wpisuje się w ten właśnie nurt i tym większy szacunek dla autorki, że udało jej się stworzyć oryginalnych bohaterów i niebanalna intrygę.

Jest w tej książce jeszcze coś, co mnie nałogową czytelniczkę niezwykle ujęło – mianowicie niemal wszyscy idzianie czytają książki. Dzieciaki „Harrego Pottera” a starsi klasykę i powieści przygodowe ze szczególnym uwzględnieniem powieści Hermana Melvilla pt. „Moby Dick”. I potrafią do czytania zachęcić – już się rozglądam za książką Melvilla, bo mnie bardzo zaintrygowała.
Jeśli ktoś lubi optymistyczne historie z tajemnicą i poczuciem humoru – to polecam „Magiczne miejsce”. Z pewnością się nie zawiedzie.


Książka z akcji Włóczykijka przekazana przez wydawnictwo SOL

piątek, 13 maja 2011

Wygrywajka - wyniki

Po pierwsze muszę powiedzieć, że byłam zrozpaczona, kiedy przez większość dnia Blogger nie działał, a jak już zaczął działać to okazało się, że skasował mi kilka wpisów pod konkursowym postem. Na szczęście listę chętnych do losowania uzupełniałam na bieżąco, tak, że nikt nie został pominięty.
Szczerze mówiąc nie spodziewałam się aż takiego wielkiego zainteresowania losowaniem. Wzięło w nim udział aż 63 osoby. Niestety książka jest tylko jedna, ale postanowiłam wylosować jeszcze jednego szczęściarza (będzie książka-niespodzianka) tym bardziej, że maszyna losująca była podwójna:)

A oto relacja z losowania.
Lista wszystkich zgłaszających się do losowania.

Przygotowujemy losy  - jak widać i Piotruś i Dominik (mój siostrzeniec)
bardzo poważnie potraktowali postawione przed nimi zadanie.
Włączamy maszynę losującą...
...szczęśliwy numerek to...
I już wszystko wiadomo:)
Druga maszyna losująca przystępuje do pracy...
...wyciąga karteczkę z numerem...
Książka-niespodzianka wędruje do...

Wszystkim uczestnikom dziękuję za udział, Ultramarynę i Edith proszę o podanie danych do wysyłki na maila anek7@poczta.onet.pl.

I cóż... Do następnego losowania:)

środa, 11 maja 2011

O geniuszach, terrorystach i... farbie do włosów

Jeżeli zastanawialiście się czasami dlaczego wasz pies jest nieposłuszny, co tak naprawdę widać na zdjęciach mammograficznych lub jak wygląda praca „łowców talentów” to zdecydowanie powinniście sięgnąć po książkę Malcolma Gladwella pt. „Co widział pies i inne przygody”.

Autor to amerykański pisarz i publicysta, autor kilku bestsellerów, którego nazwisko znajduje się na liście 100 najbardziej wpływowych osób na świecie stworzonej przez „Time”. W Polsce wydane zostały jeszcze trzy inne jego prace, a mianowicie „Punkt przełomowy”, „Błysk!” i „Poza schematem” – wszystkie znalazły się na liście 20 książek, które kształtowały polskich liderów. Listę stworzył magazyn „Think tank” a książki wydał „Znak” w serii „Punkty przełomowe”.

Na książkę składa się kilkanaście artykułów publikowanych wcześniej w prasie, które na potrzeby tej publikacji zostały podzielone na trzy grupy tematyczne.
„Maniacy, pionierzy i inni geniusze mniejszego formatu” to historie ludzi, którzy mieli i mają wpływ na niemal całe społeczeństwo – wytwórcy keczupu, giganci telesprzedaży, twórca pigułki antykoncepcyjnej, osoby odpowiedzialne za reklamę farby do włosów, itp. Ich nazwiska może niewiele mówią polskiemu czytelnikowi, jednak ważniejsze od odniesień personalnych jest przedstawienie pewnego mechanizmu działań, który jest prawie taki sam po obydwu stronach Atlantyku.
Część druga „Teorie, prognozy i diagnozy” to z kolei rozważania o różnego rodzaju teoriach mniej lub bardziej spiskowych – czy można było uniknąć tragedii z 11 września 2001 roku, jak to jest z wykrywalnością raka piersi a także kiedy zapożyczenie staje się już plagiatem. Autor podaje opinie ekspertów, często diametralnie różne aby jak najlepiej naświetlić omawiany problem.
Ostatnia część „Osobowość, charakter i inteligencja” – tytuł mówi sam za siebie. Dowiadujemy się z niej kto ma szansę zostać geniuszem, jak pracują sportowi łowcy talentów czy na co zwracać uwagę tworząc portret psychologiczny przestępcy.

Muszę przyznać, że nie czytam zbyt wiele takich książek, bo jakoś niespecjalnie lubię publicystykę. Tymczasem „Co widział pies” mile mnie zaskoczyła.  Autor posługuje się językiem zrozumiałym dla przeciętnego czytelnika a tematy, którym poświęcił swoje artykuły są ciekawe dla szerokiego grona odbiorców. Nie czytałam jej może z zapartym tchem do drugiej nad ranem, ale przyznaję, że pozwoliła mi spojrzeć na wiele spraw z nowej perspektywy.
Polecam każdemu, kto chce lepiej zrozumieć otaczający nas świat i zjawiska społeczne w nim zachodzące.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak literanova.


poniedziałek, 9 maja 2011

O rzeczach przyjemnych i... tych mniej przyjemnych też...

Wczoraj obchodzony był dzień Bibliotekarzy i Bibliotek o którym, o wstydzie, zupełnie zapomniałam....

Dlatego dzisiaj wszystkim tym, którzy podobnie jak ja zajmują się książkami i czytelnikami życzę satysfakcji z pracy, zrozumienia decydentów i ogromnej kasy, aby nasze biblioteki były wspaniale zaopatrzone:O)

A jak już jesteśmy przy czytelnikach...

Wielu z Was zapewne czyta w autobusach i innych środkach transportu publicznego, jest grupa czytaczy wannowych i pewnie jeszcze wielu innych, którzy czytają w warunkach ekstremalnych. Naprzeciw ich potrzebom wychodzi projekt Wygodne Czytanie promujący gadżet pod nazwą Thumb Thing.


Jest to specjalna nakładka na kciuk umożliwiająca wygodne trzymanie książki 
kiedy do dyspozycji mamy tylko jedną rękę:) 


A teraz rzecz mniej przyjemna.

Otóż pod jednym z poprzednich wpisów http://anek7.blogspot.com/2011/05/stosik-nr-11.html pojawiły się anonimowe komentarze, które były, delikatnie mówiąc obraźliwe. Część wykasowałam, ale dwa zostały...
Mam nadzieję, że ów anonim wyładował już swoją frustrację i da sobie spokój, jeśli jednak okaże się, że nie to jedynym wyjściem będzie wprowadzenie moderacji. Chciałabym tego uniknąć ale być może nie będę miała wyjścia. W związku z tym bardzo proszę WSZYSTKICH pozostawiających komentarze o podpisywanie ich:)

A jeśli ktoś chce sobie powylewać żale to bardzo chętnie przyjmie go i wysłucha FENRIR - w mailu wyrażał ubolewanie, że jego blog wariaci omijają... 

niedziela, 8 maja 2011

Podróż łodzią po Tamizie

Pomimo iż nie przepadam za angielskim poczuciem humoru sięgnęłam po napisaną pod koniec XIX wieku książkę J.K. Jerome’a pt. „Trzech panów w łódce nie licząc psa”. Wielka w tym zasługa biblionetkowego konkursu, w którym fragment tejże książki występował.

Tytułowych trzech panów to przyjaciele: George, Harris i Jerome, który jest narratorem tej historii. Postanowili oni pewnego dnia udać się w podróż „na wiosłach” w górę Tamizy. W tej podróży towarzyszy im Montmorency – pies Jerome’a. Panowie mają jakie takie pojęcie o wiosłowaniu, lecz nie do końca chyba zdają sobie sprawę, że planowana wyprawa to nie jest niedzielna majówka tylko kilkanaście dni podróży i biwakowanie pod gołym niebem. Przeżywają w związku z tym masę zabawnych przygód ale też ścierają się z denerwującymi sytuacjami dnia codziennego. Stają się przez to bliscy czytelnikowi, bo każdy z nas miał kiedyś podobne doświadczenia – czajnik, który nie chce się zagotować, gdy na niego patrzymy, szczoteczka do zębów schowana na samym dnie plecaka, posiadanie wszystkich objawów choroby o której słyszymy pierwszy raz w życiu, itp.

Gdzieś przeczytałam, że w pierwotnym zamyśle książka miała być przewodnikiem po miejscowościach leżących nad Tamizą, ale w końcu treści turystyczno-krajoznawcze zostały niemal całkowicie usunięte a do rąk czytelników trafił ten zbiór anegdotek powiązanych ze sobą motywem podróży łódką.

To jedna z sympatyczniejszych książek jakie trafiły w moje ręce w ostatnim czasie. Czytałam niemal jednym tchem, prawie ze łzami w oczach – od śmiechu oczywiście.
Perypetie trzech przyjaciół, typowe angielskie obyczaje i zasady zachowania, zderzenie własnego wyobrażenia o sobie z rzeczywistością, ciekawa galeria postaci epizodycznych (wujek Podger wieszający obraz – mistrzostwo świata) gwarantują naprawdę świetną rozrywkę.  


sobota, 7 maja 2011

Stosik nr 11

Kolejny stos książek do przeczytania składał się przez dwa tygodnie.

A oto co w nim jest:
Marta Kisiel "Dożywocie" - kupiona po promocyjnej cenie w Selkarze. Już dawno miałam na nią ochotę (szczególnie po zachwytach Engi) i wreszcie sobie kupiłam:)
Clive Cussler  "Na dno nocy" i "Sahara" - też promocyjne zakupy w Selkarze.
Clive Cussler  "Afera śródziemnomorska" - wymiana na LC
Aleksander Sowa  "Umrzeć w deszczu" - książka do recenzji przesłana przez autora. Dziękuję:)
Michał Gardowski "Trzecie dno" - wygrana w konkursie na Kanapie
Katarzyna Michalak "Lato w Jagódce" - książka z autografem od pani Kasi...

Na samej górze dwie książki z akcji "Włóczykijka":
Agnieszka Krawczyk "Magiczne miejsce" - już przeczytana, recenzja się tworzy. 
Anna Brzezińska "Wiedźma z Wilżyńskiej Doliny"


Brakuje tutaj jeszcze jednej książki, a mianowicie "Kwiatków błogosławionego Jana Pawła II" o których pisałam tutaj , ale przyznam, że ledwie udało mi się samej przeczytać i książeczka ruszyła na wędrówkę - aktualnie wizytuje moją koleżankę z pracy.


I cóż na nocnej szafce już panoszy się Babunia Jagódka i reszta mieszkańców Wilżyńskiej Doliny, o szyby dzwoni deszcz, kończę te pisaninę i zabieram się za lekturę;) 

czwartek, 5 maja 2011

Trochę się będę chwalić... i losować książkę...

Po pierwsze mam dla Was propozycję z wydawnictwa ZNAK:
Mamy dla Was kod rabatowy, który uprawnia do 25% rabatu na całą ofertę naszej księgarni internetowej. Jak działa? 
1. Zaloguj się na stronie www.znak.com.pl
2. Dodaj interesujące Cię tytuły do koszyka
3. W koszyku w pole: "Wpisz kod rabatowy", wpisz słowo: przyjaciele.
4. Kliknij w "zapisz"
System naliczy rabat: 25% od ceny detalicznej.



Teraz sie będę chwalić - otrzymałam w ostatnich dniach dwie fajne propozycje recenzowania.


Odezwał się do mnie pan Aleksander Sowa z propozycją przesłania do recenzji swojej kolejnej książki. Recenzowałam na tym blogu jakiś czas temu jego "Złą miłość", no i cóż nie do końca byłam nią zachwycona... Tym bardziej cieszy mail od pana Aleksandra - mam szczerą nadzieję, że tym razem będzie lepiej:)
Druga propozycja przyszła ze strony Wydawnictwa REMI - zgodziłam się  i już czekam na książki. 
Sami mnie zauważyli - fajne uczucie...


I rzecz kolejna - NAJWAŻNIEJSZA:-)


Przyznam się, że ukłuła mnie troszeczkę igiełka zazdrości, kiedy zobaczyłam na blogach Archer i Sabinki zdjęcia najnowszej książki Kasi Michalak z autografem autorki. Też bym taką chciała...
I słuchajcie - marzenia się spełniają... Mam... Pani Kasia przysłała tę książeczkę i mnie...


Bardzo, bardzo pani dziękuję Pani KASIU:-)



A ponieważ jakiś czas temu kupiłam sobie tę książkę to chcę się nią z kimś podzielić - książka jest nowa, jeszcze nieczytana. I dlatego ogłaszam WYGRYWAJKĘ z książką "Lato w Jagódce" Katarzyny Michalak. Wystarczy się tylko wpisać w komentarzu pod postem. Osoby, które nie mają blogów proszę o podanie adresu mailowego. Zgłoszenia przyjmuję do piątku 13 maja, do godz. 20.00. Postaram się przeprowadzić losowanie w tym samym dniu - przynajmniej dla jednej osoby piątek 13-tego będzie szczęśliwy;)

środa, 4 maja 2011

Maraton z Dziewicami

Trzy książki (każda ponad 300 stron) przeczytane w ciągu 2 dni? Zapewniam Was, że jest to w sprzyjających okolicznościach przyrody całkiem realne do osiągnięcia. Taki bowiem czytelniczy wynik udało mi się osiągnąć w ciągu poniedziałku i wtorku (2-3 maj br.), kiedy to przeczytałam niemal jednym ciągiem cykl książek Moniki Szwai a mianowicie „Klub Mało Używanych Dziewic”, „Dziewice, do boju!” oraz „Zatoka Trujących Jabłuszek”.

Zanim podzielę się wrażeniami z lektury to coś o tych sprzyjających okolicznościach przyrody. Jak wiadomo zapalony mól książkowy potrafi nie jeść, nie spać, nie oglądać telewizji (że o tak trywialnych zajęciach jak pranie, prasowanie i sprzątanie nie wspomnę) tylko czytać, czytać i czytać, szczególnie, gdy coś ciekawego w łapki wpadnie. Niestety bardzo często biedny mól obarczon jest całkiem lub prawie całkiem nieczytaną rodziną, która jego pasję może i rozumie, ale domaga się jakichś w miarę konkretnych posiłków i poświęcenia sobie choćby odrobiny uwagi.
Nie inaczej jest z moimi chłopakami. Na całe szczęście (moje oczywiście) mąż mój Robert w poniedziałek był w pracy prawie 12 godzin, a we wtorek w ramach relaksu udał się na ryby – wrócił mokry, zakatarzony i zasypany śniegiem ale z 1,5-kilogramowym karpiem – pyszną kolację mieliśmyJ
Synkowi już dawno obiecałam filmowy maraton – więc w poniedziałek poleciały wszystkie części „Epoki lodowcowej” a we wtorek również trzy części „Opowieści z Narni”. Piotruś, kochane dziecko, jest parówkożerny, więc z zaprowiantowaniem wielkich problemów nie było.
Pogoda za oknem taka bardziej listopadowa – więc i pani Przyroda stanęła na wysokości zadaniaJ

Tak więc miałam możliwość przeniesienia się na te dwa deszczowo-śniegowe dni do pięknego, słonecznego Szczecina oraz w inne nieco bardziej egzotyczne klimaty. „Dziewicza” trylogia pani Moniki opowiada o czterech przyjaciółkach z licealnej ławki – Alinie, Agnieszce, Marcelinie i Michalinie. Poznajemy je na spotkaniu odbywającym się w 20 rocznicę studniówki. Wszystkie cztery pokończyły studia, mają dobrą, choć nie zawsze satysfakcjonującą pracę (Alina jest doradcą kredytowym w dużym banku, Agnieszka dyrektorką prywatnego liceum, Marcelina pracuje w Urzędzie Miasta a Michalina nadzoruje zieleńce na miejskim cmentarzu) i wszystkie są mniej lub bardziej samotne. Takie spotkanie klasowe po latach to jeden z momentów, kiedy człowiek robi ze sobą obrachunek z życia i bardzo często podejmuje jakieś wielkie życiowe decyzje. Nie inaczej jest z naszymi bohaterkami – postanawiają coś zmienić w swoim z lekka nudnawym życiu i zakładają tytułowy Klub Mało Używanych Dziewic – organizację pożytku publicznego. W ramach klubu Alina zostaje wolontariuszką na dziecięcym oddziale onkologicznym, Agnieszka zaczyna opiekować się mieszkającą w sąsiedztwie staruszką a Michalina, która początkowo chce pomagać w hospicjum, ostatecznie zmienia pracę i zajmuje się planowaniem ogrodów. W życiu Marceliny też zachodzi zmiana, bowiem okazuje się, że jest w ciąży z aktualnym adoratorem. Jak potoczą się dalsze losy Dziewic i czy znajdą swoich rycerzy – kto ciekawy odsyłam do książek.

Monika Szwaja to jedna z moich ulubionych pisarek. W jej książkach jest ciepło i poczucie humoru ale są też i poważniejsze tematy. Wiele z nas 40-latek boryka się z podobnymi kłopotami jak bohaterki tych książek – problemy w pracy, dorastające potomstwo w okresie „burzy i naporu”, rodzice, którzy nie rozumieją, że ich dzieci już od dawna są dorosłe, nieodpowiedzialni partnerzy – przykłady można mnożyć. I może dlatego są to książki po które sięgamy, kiedy nam smutno i źle.
Spotkałam się z wieloma niezbyt przychylnymi opiniami na temat książek pani Moniki – że to takie czytadła dla gospodyń domowych, że przewidywalne, schematyczne i od pierwszej kartki wiadomo jak się skończy… Może to i prawda, ale wiem jedno – życie samo w sobie niesie tyle różnych problemów, że nie trzeba ich na siłę szukać w literaturze. A książka to mój przyjaciel z którym mogę się pośmiać, nad którym zdarzy mi się uronić łzę i który ma mnie podnieść na duchu w trudnych chwilach – i te książki takie właśnie sąJ

niedziela, 1 maja 2011

Wspomnienia o błogosławionym Janie Pawle II


W 2002 roku krakowski „Znak” wydał książeczkę pt. „Kwiatki Jana Pawła II”. Był to zbiór anegdot z życia naszego papieża, który przecież słynął z niezwykłego poczucia humoru i dystansu do swojej dostojnej osoby. Nie wiem, czy nakład był tak mały, czy ja się za długo ociągałam z zakupem – dość na tym, że nie udało mi się tej książki nabyć w tamtym czasie a i później też jakoś nie mogłam do niej dotrzeć. Możecie sobie wyobrazić moją radość, kiedy przeglądając ofertę jednej z internetowych księgarni zauważyłam nowe wydanie tej książki, pod zmienionym nieco tytułem „Kwiatki błogosławionego Jana Pawła II”. Tym razem szybciutko książeczkę zamówiłam i jestem już po jej lekturze. Historie z życia papieża ułożone są w kolejności chronologicznej i podzielone na poszczególne etapy życia Karola Wojtyły – dzieciństwo i młodość, początki posługi kapłańskiej, okres kierowania biskupstwem krakowskim i wreszcie czasy watykańskie. Z tych historyjek jawi nam się obraz człowieka wielkiej wiary, niezwykle rozmodlonego, charyzmatycznego ale i skorego do żartów, niezwykle ciepłego i pozytywnie nastawionego do świata. Przy okazji tej lektury a także ponieważ przygotowywałam scenariusz apelu i prezentację multimedialną na dzisiejszy dzień przywołałam sobie moje wspomnienia o papieżu – wszak większość mojego życia przypada na czas Jego pontyfikatu.

16 października 1978 roku miałam dokładnie 9 lat i 7 miesięcy i od kilku tygodni byłam uczennicą IV klasy. Interesowała mnie moja nowa lalka, jakaś czytana w tym czasie książka i skakanie w gumę z koleżankami. I zupełnie nie rozumiałam o co chodzi moim rodzicom i nauczycielom w szkole, którzy cały czas debatowali nad nowym papieżem. Pomimo, że wychowywałam się w katolickiej rodzinie, chodziłam na religię i co niedzielę śpiewałam psalm w kościele to całe zamieszanie ze śmiercią Jana Pawła I, konklawe i kardynałem Karolem Wojtyłą to był dla mnie zupełny kosmos, coś co działo się gdzieś tam daleko, co pokazano w telewizji ale pewnie nie będzie miało na mnie i moje życie większego wpływu. Jakże się wtedy myliłam…
Przez kolejne 26 lat miałam możliwość obserwować i podziwiać niezwykłego człowieka i wielkiego Polaka a przy okazji stawałam się częścią tzw. pokolenia JPII, czyli urodzonych i wchodzących w dorosłość w czasie tego niezwykłego pontyfikatu.


Kiedy 6 lat temu dobiegało kresu ziemskie pielgrzymowanie polskiego papieża ja oczekiwałam na jedno z  najszczęśliwszych wydarzeń w moim życiu – narodziny mojego synka. I może dlatego tamte dni aczkolwiek smutne wypełnione były również nadzieją.


Od 7 lat pracuję w gimnazjum, którego patronem jest papież Jan Paweł II. I z racji takiego a nie innego patrona nie wyobrażaliśmy sobie, że może nas zabraknąć w dzisiejszym ogólnonarodowym świętowaniu Jego beatyfikacji. Pomimo różnorakich trudności (egzaminy gimnazjalne klas III, próbne egzaminy klas II, przerwa świąteczna, chwilowy rozpad sekcji instrumentalnej, śmierć i pogrzeb mojego dziadka w ostatnim tygodniu) udało nam się stworzyć piękny i wzruszający program artystyczny, który dzisiaj rano przedstawiliśmy w naszym kościele. Nie raz  i nie dwa zdarzyło mi się widzieć płaczące w kościele kobiety, ale dzisiaj po raz chyba pierwszy widziałam łzy wzruszenia w oczach mężczyzn. I to była dla nas przygotowujących ten program oraz biorących w nim udział chyba największa nagroda.


Kiedy to pisałam nie było jeszcze fotoreportażu na naszej gimnazjalnej stronie internetowej, dlatego pozwoliłam sobie skopiować kilka zdjęć z podstawówkowej strony internetowej (LINK). Teraz już i u nas pojawiły sie zdjęcia, które można obejrzeć TUTAJ

Fragment prezentacji multimedialnej

Połączone siły gimnazjum i szkoły podstawowej

Sekcja instrumentalna - organy, dwie gitary, skrzypce i saksofon