Trzy książki (każda ponad 300 stron) przeczytane w ciągu 2 dni? Zapewniam Was, że jest to w sprzyjających okolicznościach przyrody całkiem realne do osiągnięcia. Taki bowiem czytelniczy wynik udało mi się osiągnąć w ciągu poniedziałku i wtorku (2-3 maj br.), kiedy to przeczytałam niemal jednym ciągiem cykl książek Moniki Szwai a mianowicie „Klub Mało Używanych Dziewic”, „Dziewice, do boju!” oraz „Zatoka Trujących Jabłuszek”.
Zanim podzielę się wrażeniami z lektury to coś o tych sprzyjających okolicznościach przyrody. Jak wiadomo zapalony mól książkowy potrafi nie jeść, nie spać, nie oglądać telewizji (że o tak trywialnych zajęciach jak pranie, prasowanie i sprzątanie nie wspomnę) tylko czytać, czytać i czytać, szczególnie, gdy coś ciekawego w łapki wpadnie. Niestety bardzo często biedny mól obarczon jest całkiem lub prawie całkiem nieczytaną rodziną, która jego pasję może i rozumie, ale domaga się jakichś w miarę konkretnych posiłków i poświęcenia sobie choćby odrobiny uwagi.
Nie inaczej jest z moimi chłopakami. Na całe szczęście (moje oczywiście) mąż mój Robert w poniedziałek był w pracy prawie 12 godzin, a we wtorek w ramach relaksu udał się na ryby – wrócił mokry, zakatarzony i zasypany śniegiem ale z 1,5-kilogramowym karpiem – pyszną kolację mieliśmyJ
Synkowi już dawno obiecałam filmowy maraton – więc w poniedziałek poleciały wszystkie części „Epoki lodowcowej” a we wtorek również trzy części „Opowieści z Narni”. Piotruś, kochane dziecko, jest parówkożerny, więc z zaprowiantowaniem wielkich problemów nie było.
Pogoda za oknem taka bardziej listopadowa – więc i pani Przyroda stanęła na wysokości zadaniaJ
Tak więc miałam możliwość przeniesienia się na te dwa deszczowo-śniegowe dni do pięknego, słonecznego Szczecina oraz w inne nieco bardziej egzotyczne klimaty. „Dziewicza” trylogia pani Moniki opowiada o czterech przyjaciółkach z licealnej ławki – Alinie, Agnieszce, Marcelinie i Michalinie. Poznajemy je na spotkaniu odbywającym się w 20 rocznicę studniówki. Wszystkie cztery pokończyły studia, mają dobrą, choć nie zawsze satysfakcjonującą pracę (Alina jest doradcą kredytowym w dużym banku, Agnieszka dyrektorką prywatnego liceum, Marcelina pracuje w Urzędzie Miasta a Michalina nadzoruje zieleńce na miejskim cmentarzu) i wszystkie są mniej lub bardziej samotne. Takie spotkanie klasowe po latach to jeden z momentów, kiedy człowiek robi ze sobą obrachunek z życia i bardzo często podejmuje jakieś wielkie życiowe decyzje. Nie inaczej jest z naszymi bohaterkami – postanawiają coś zmienić w swoim z lekka nudnawym życiu i zakładają tytułowy Klub Mało Używanych Dziewic – organizację pożytku publicznego. W ramach klubu Alina zostaje wolontariuszką na dziecięcym oddziale onkologicznym, Agnieszka zaczyna opiekować się mieszkającą w sąsiedztwie staruszką a Michalina, która początkowo chce pomagać w hospicjum, ostatecznie zmienia pracę i zajmuje się planowaniem ogrodów. W życiu Marceliny też zachodzi zmiana, bowiem okazuje się, że jest w ciąży z aktualnym adoratorem. Jak potoczą się dalsze losy Dziewic i czy znajdą swoich rycerzy – kto ciekawy odsyłam do książek.
Monika Szwaja to jedna z moich ulubionych pisarek. W jej książkach jest ciepło i poczucie humoru ale są też i poważniejsze tematy. Wiele z nas 40-latek boryka się z podobnymi kłopotami jak bohaterki tych książek – problemy w pracy, dorastające potomstwo w okresie „burzy i naporu”, rodzice, którzy nie rozumieją, że ich dzieci już od dawna są dorosłe, nieodpowiedzialni partnerzy – przykłady można mnożyć. I może dlatego są to książki po które sięgamy, kiedy nam smutno i źle.
Spotkałam się z wieloma niezbyt przychylnymi opiniami na temat książek pani Moniki – że to takie czytadła dla gospodyń domowych, że przewidywalne, schematyczne i od pierwszej kartki wiadomo jak się skończy… Może to i prawda, ale wiem jedno – życie samo w sobie niesie tyle różnych problemów, że nie trzeba ich na siłę szukać w literaturze. A książka to mój przyjaciel z którym mogę się pośmiać, nad którym zdarzy mi się uronić łzę i który ma mnie podnieść na duchu w trudnych chwilach – i te książki takie właśnie sąJ
O tak! Uwielbiam tą serię:)
OdpowiedzUsuńZa panią Moniką Szwaj nie przepadam, może to jeszcze za wcześnie?
OdpowiedzUsuńW każdym razie, jeśli tak Cię wciągnęły te książki i dały tyle radości, to niech mówią co chcą, ale warto je czytać.
,,Trędowata,, też miała być książka dla gospodyń domowych, a stała się klasykiem :)
Pozdrawiam :)
Ja tam też uwielbiam M. Sz.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że niektórzy ją skreślają po jednej książce :)Wyszukują się sami nie wiedząc czego :)
Ja czytałam wszystkie , kilkakrotnie...no przepraszam , ostatniej jeszcze nie :)
Byłam na spotkaniu z autorką i rzeczywiście jest pogodną, wesołą kobietą. Jest dokładnie taka, jak jej bohaterki. Nie stronię od jej książek w trudnych chwilach, ale... Rozumiem zarzuty (z pewnością autorzy krytycznych recenzji też są po lekturze, bo jakże inaczej by pisali!). Dla mnie ten najważniejszy argument przeciw - receptą na złe małżeństwo czy nieudanego partnera jest szukanie nowej miłości. Ja jestem z tego pokolenia, że jak się coś psuje, to trzeba naprawiać, a nie wyrzucać. Kolejne miłości, kolejni partnerzy - to jak w telewizyjnych serialach. Trąci feminizmem. Faceci są be, damy sobie radę same. No, z przyjaciółkami. Ja tam wolę panów (nawet w rozmowach, gdyby ktoś o czymś innym myślał) i już. Nie nadaję się na wyzwoloną kobietę.:)
OdpowiedzUsuńA propo dziewic. Skąd Szwaja ich tyle wzięła?Przeczytałam ostatnio kawał.
OdpowiedzUsuńRozmawiają mama z córką:
- Mamo, dzisiaj w szkole badał nas doktor. Okazało się, że tylko jedna z nas jest dziewicą.
- Oczywiście ty!
- Nie, nasza pani profesor!
(nauczycielki kochane - bez obrazy, ja też rujnuję budżet)
Tę serię mam już za sobą i całkiem przyjemnie spędziłam przy niej czas.
OdpowiedzUsuńJa tam lubię się odprężyć przy jej książkach, choć jeszcze wiele przede mną.
Ja przeczytałam jedynie jedną książkę tej Pani - mianowicie "Stateczna i postrzelona". Przewidywalność w tej książce biła po oczach, ale co bardziej mnie denerwowało to styl pisania. Dlatego nie wiem czy jeszcze sięgnę po jej książkę. Może jedynie po 'nie dla mięczaków' którą dostałam w empiku do zakupu innej książki. Ale nie będzie to prędko...
OdpowiedzUsuńJeszcze zapomniałam .... pewnie lubię, bo jestem gospodynią domową, czego się nie wstydzę :) :) :)
OdpowiedzUsuńMam w planach książki Szwai i na pewno po nie sięgnę:). Pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńDziewczyny, aleście mi nabiły komentarzy;)
OdpowiedzUsuńI to tylko w ciągu godziny:)
Izuś, Kamkap :-)
Biedronka - Twoje prawo. Idę o zakład, że masz jakichś swoich ulubionych autorów za którymi ja z kolei nie przepadam? To jest właśnie w ludziach fajne, że mają różne gusta;)
Sabinka - ja nie jestem gospodynią a lubię:)
Tę ostatnią czytałam i mam niedosyt -za krótka:)
Książkowiec - co do tych zmian to masz trochę racji (w końcu jedno pokolenie jesteśmy), ale z drugiej strony jakby mnie facet lał, albo puszczał się z lalą, która mogłaby być moją córką to nie wiem, czy chciałabym taki związek ratować...
A jeśli chodzi o Dziewice, to z przymrużeniem oka traktować trzeba - wszak one co prawda "mało używane" ale jednak...
Katarzyna - no cóż, tak jak pisałam wyżej - nie wszyscy muszą lubić to samo:)
Kasandra - :)
Ja p. Szwai znam tylko "dziewice". i im dalej w las tym mniej się podobało, ale pierwsza część - bardzo do gustu przypadła.
OdpowiedzUsuńCo jeszcze MSZ byś poleciła? Widziałam, że co nieco się pojawiło ale jakoś tak bez polecenia to się boję toto tykać...
Nigdy nie sięgnęłam po powieści, choć książki zdecydowanie przyciągały mnie kuszącymi okładkami i równie kontrowersyjnymi tytułami :)
OdpowiedzUsuńOrchisss - trudna sprawa:)
OdpowiedzUsuńJakoś najbardziej podobała mi się "Jestem nudziarą" a to z tego powodu, że główna bohaterka uczy w szkole tak jak ja i czułam klimat;)
Jeśli coś poważniejszego (ale też ze "szwajowym" poczuciem humoru) to "Gosposia prawie do wszystkiego" gdzie jest motyw przemocy domowej i "Zupa z ryby fugu" o rodzicielstwie zastępczym -o tej książce pisałam na tym blogu w styczniu.
Czyli MSZ przemyca też trudniejsze tematy... szwajowe poczucie humoru głównie mnie ujęło...lubię taki styl pisania i żartowania. No nic, trzeba MSZ dorzucić do stosików. I przeprosić się z babską literaturą ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam tę trylogię w wakacje i o ile pierwsza część całkiem mi się podobała, drugą ratowały te regaty w Szczecinie, czy jak się ta impreza nazywała (to w tej książce było, prawda?), to trzecia - moim zdaniem - była fatalna. Nawet całkiem fajne dzieciaki nie mogły uratować książki po tym, jakie losy autorka zgotowała Marcelinie. Ta "Zatoka..." bardzo mnie zawiodła, ale podobno wśród książek M.Szwai jest kilka perełek. Może dam jeszcze autorce szansę :)
OdpowiedzUsuńOrchisss - :)
OdpowiedzUsuńViv - tak masz rację, w drugiej części był zlot żaglowców. Powiem szczerze, że mnie ta cała Marcelina drażniła jak mało kto...
A moimi ulubionymi bohaterami są Lila, Róża i Noel:)
Oni się zresztą pojawiają w "Gosposi" i "Zupie" potem...
Oj da się przeczytać da. Mi nie przeszkadzało nawet to, że musiałam nakarmić noworodka:) Finał był taki, że jak mały spał to ja czytałam:) Całkiem niezła to była dla mnie terapia poporodowa:)
OdpowiedzUsuńJa tej serii w ogóle nie znam. Za to przedwczoraj skończyłam "Nie dla mięczaków" pani Szwai i już wiem po Twojej recenzji, Aniu, że klimat Twoich książek i mojej chudziutkiej książeczki są wielce podobne. Bardzo chciałabym zapoznać się z dziewicami, bo to co już wiem o piórze Moniki Szwai robi mi wielką ochotę na więcej.
OdpowiedzUsuńKsiążki świetne, recenzje doskonałe, teraz tylko trzeba przestać odkładać na "ciut" później ich lekturę ;)
OdpowiedzUsuńA ja książki tej autorki lubię i czytam z przyjemnością, może dlatego, że gospodynią domową jestem....
OdpowiedzUsuńBardzo podobały mi się dwie pierwsze, trzecią też łyknęłam, ale najmniej mnie zachwyciła. Tym bardziej interesująca, bo bohaterka jedzie do Irlandii w moje rejony, do Donegalu, do miejsc, które doskonale znam. A poza tym powieści Szwai zawsze ratują mnie z opresji, kiedy mam doła jak Grant Kanion, albo w moim żyicu dzieje się źle i na niczym się nie mogę skupić. Widocznie przemawia do mojej 'kuro-domowej' części osobowości. Uwielbiam ją i już.
OdpowiedzUsuńNie czytałam nic Szwai... jeszcze, ale mam wrażenie, że ją polubię ;)
OdpowiedzUsuńJa mam właśnie zamiar zacząć czytać książki pani Szwaii. Aktualnie na mojej półce znajduje się jedna książka tej autorki i przeczytam ją w najbliższym czasie. A po te książki na pewno sięgnę ;).
OdpowiedzUsuńZaczytywałam się powieściami pani Moniki kilka lat temu. Zgromadziłam niemal całą serię poza ostatnimi dwoma. Nagle poczułam przesyt. Nie wiem, jakbym odebrała je dzisiaj, kiedy tego typu powieści troszkę zaczynają mnie nużyć. Ale rozumiem radość z czytania (jest lekkostrawnie, choć po kolejnej książce coraz bardziej przewidywalnie). Gdyby mi się nie podobało to nie przeczytałabym tylu pozycji. Komuś już pisałam, że po wakacjach będzie u mnie do wygrania któraś z książek pani Szwai. Moją ulubioną była Powtórka z morderstwa (gdzie spotykają się bohaterowie wszystkich wcześniejszych powieści).
OdpowiedzUsuń