Bardzo nie lubię zaległości recenzyjnych, bo im więcej czasu mija od lektury tym bardziej wrażenia się rozmywają. Niestety, tym razem zadziałały siły wyższe i dopiero dzisiaj mogę napisać parę słów o „Włóczykijkowej” książce, którą gościłam już jakiś czas temu, a w ubiegłym tygodniu wysłałam w dalszą wędrówkę.
„Magiczne miejsce” to moje pierwsze spotkanie z Agnieszką Krawczyk, aczkolwiek autorka nie jest debiutantką – jej pierwsza książka pt. „Napisz na priv” ujrzała światło dzienne dwa lata temu.
Tytułowe magiczne miejsce to Ida, wieś gdzieś na końcu świata, do której trafia Witold Mossakowski – zmęczony życiem trzydziestokilkuletni wysoki urzędnik jednego z ministerstw. Pod wpływem impulsu kupuje zdewastowany pałac i zaczyna tworzyć własne miejsce na ziemi. Szybko przekonuje się, że wioska pełna jest różnego rodzaju oryginałów, którzy podobnie jak on szukali i znaleźli tutaj spokój i wytchnienie. Najbardziej intrygującą Witolda postacią jest Mila Bielak – sołtys Idy, nauczycielka hiszpańskiego i astronomii, założycielka spółdzielni rękodzielniczej i… bardzo tajemnicza osoba.
Czy Witold pozna jej tajemnicę i czy zdecyduje się zamienić na stałe Warszawę na podkarpacką Idę? Jak ułożą się jego kontakty z miejscowymi? I jaki związek z tym wszystkim mają masoni i Święty Graal? Kto ciekawy niech szybciutko sięga po tę sympatyczną książeczkę.
Przy okazji lektury tej książki naszła mnie taka myśl, że ostatnimi laty powstało wiele różnych powieści w których bohaterowie zmęczeni pracą, nieudanymi związkami czy ogólnie życiem w wielkim mieście szukają miejsca dla siebie na przysłowiowej „wsi zabitej dechami”. Książka Agnieszki Krawczyk wpisuje się w ten właśnie nurt i tym większy szacunek dla autorki, że udało jej się stworzyć oryginalnych bohaterów i niebanalna intrygę.
Jest w tej książce jeszcze coś, co mnie nałogową czytelniczkę niezwykle ujęło – mianowicie niemal wszyscy idzianie czytają książki. Dzieciaki „Harrego Pottera” a starsi klasykę i powieści przygodowe ze szczególnym uwzględnieniem powieści Hermana Melvilla pt. „Moby Dick”. I potrafią do czytania zachęcić – już się rozglądam za książką Melvilla, bo mnie bardzo zaintrygowała.
Jeśli ktoś lubi optymistyczne historie z tajemnicą i poczuciem humoru – to polecam „Magiczne miejsce”. Z pewnością się nie zawiedzie.
Książka z akcji Włóczykijka przekazana przez wydawnictwo SOL
Ja lubię książki tego typu.
OdpowiedzUsuńOj lubię taką literaturę :) Wątek nienowy, ale jesli autorka sprawnie go wykorzystała, to warto przeczytać.
OdpowiedzUsuńchoć okładka jest taka mało zachęcająca (ale wiadomo, nie po okładce ocenia się książkę) to treść brzmi bardzo fajnie :)
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać aż ją dostane w swoje łapki ;)
OdpowiedzUsuńLudzie się powoli męczą tym pędem ku pieniądzom. Mnie Warszawa też niesamowicie męczy. Tu wszystko jest za szybko, panuje znieczulicai trudno o prawdzwe, głębokie relacje z drugą osobą, bo każdy dba o własną dupę. Dlatego, kiedy tylko mogę jadę do domu rodziców, do uroczego miasteczka ok. 80 km. od Warszawy. Tam potrafię odpocząć i odetchnąć.
OdpowiedzUsuńZ tego powodu poswtają też książki na takie tematy. Ludzie chcą uciec, ale często nie mają dokąd i nie mają pieniędzy na rozpoczęcia życia gdzieś indziej. Smutne, ale prawdziwe.
Pozdrawiam :)
Ach, ja uwielbiam takie książki.
OdpowiedzUsuńSwojskie, sielskie, bardzo radosne i zarazem interesujące oraz wciągające.
Przyznam szczerze, że ta ucieczka z miasta po części wcale nie jest mi obca, bo sama mam zamiar troszkę wyemigrować na zielone, wiejskie przedmieścia.
Jeśli zaś chodzi o recenzje to też nie znoszę zaległości, ale czasami są one mi potrzebne - gdy brakuje mi pomysłu na recenzję i nie wiem, co chciałabym o niej tak naprawdę napisać z pomocą przychodzi mi zawsze czas. Przyznam jednak, że ciężko pisze się o książce przeczytanej kilka dni, czy nawet tygodni.
Pozdrawiam :)
Cześć :)
OdpowiedzUsuńChciałabym Cię zaprosić na "Wakacyjną wymianę" książek http://miqaisonfire.wordpress.com/wakacyjna-wymiana/
Pozdrawiam serdecznie :)
I zapraszam.
Dziewczyny, pozwólcie, że odpowiem hurtowo;)
OdpowiedzUsuńKsiążka jest lekka i świetnie się ją czyta, więc serdecznie polecam:)
Co do tego uciekania z miasta - to wydaje mi się, że rozumiem, bo chociaż z urodzenia i zamieszkania jestem szczera wieśniaczka to jednak kontakt z wielkim miastem miałam - chociażby w czasie studiów w Krakowie. Zresztą jeśli muszę od czasu do czasu do województwa jechać to po 3-4 godzinach wracam bardziej zmęczona niż po 7 lekcjach w moim gimnazjum - a przyznacie, że praca w szkole do najspokojniejszych nie należy;0)
Co mnie tylko czasami w tych książkach o "ucieczce na łono natury" drażni to fakt, że niektórzy autorzy nie mają bladego pojęcia o tym jak takie życie na wsi wygląda i że oprócz plusów ma sporo minusów - daleko szukać - zeszłej zimy (2009-2010) nie mieliśmy przez kilka tygodni prądu - rzecz w mieście nie do pomyślenia...
Ale generalnie kocham moją wiochę inie zamieniłabym się na żadne miasto:)