piątek, 29 lipca 2011

Domek z marzeń

Za oknem szaro, buro i deszczowo, mąż skacze pilotem po kanałach (pracuje w tzw. plenerze więc przy takiej pogodzie ma wolne), dziecko gdzieś się zaszyło ze stadem dinozaurów a ja miałam prasować... A tam, żelazko nie zając, nie ucieknie. Zamiast tego coś sobie poczytam ale najpierw napiszę parę słów o książce, którą przeczytałam trzy dni temu a mianowicie o "Roku w Poziomce" Katarzyny Michalak.

Książkę kupiłam sobie jeszcze w marcu i nieopatrznie pochwaliłam się tym mojej mamie. I tyle "Poziomkę" widziałam... Mama, siostra, teściowa, jeszcze jakieś poboczne osoby czytały tę historię a ja, szczęśliwa bądź co bądź właścicielka, czekałam, czekałam, czekałam...
Kiedy w połowie lipca książka jakimś cudem (i chyba przez zupełny przypadek) dotarła do domu została głęboko ukryta i w dniu swoich imienin wreszcie udało mi się poznać dzieje "małego białego domu bez łap" i jego  zwariowanej właścicielki :)

Ewa to kobieta w okolicach magicznej 30-tki, której życie nie było usłane różami. Wychowywana początkowo przez mamę i babcię (ojca nie znała, zniknął jeszcze przed jej urodzeniem), w wieku 5 lat zyskuje nową rodzinę. Jak się okazuje nie jest to zmiana na lepsze, bo ojczym jej nienawidzi a i nowe rodzeństwo też nie pała do niej zbytnią sympatią. W dorosłym życiu też nie jest lepiej - mąż okazuje się egoistą i brutalem a Ewie tylko cudem udaje się od niego uwolnić. Zostaje jednak praktycznie bez środków do życia... Dzięki przyjaciołom staje na nogi, wynajmuje małą kawalerkę na warszawskiej Woli, idzie do pracy i prowadzi dosyć nudnawą egzystencję.
Sama Ewa w żadnym wypadku nie jest nudna. Żywiołowa marzycielka, zakochana potajemnie w swoim przyjacielu Andrzeju, tęskni za własnymi czterema kątami, kochającą rodziną i egzotycznymi podróżami. Pewnego dnia Ewa znajduje w Internecie ofertę sprzedaży zdewastowanego domku w leżących kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy Urlach. Ewa z miejsca zakochuje się w domeczku ale niestety nie ma pieniędzy na jego zakup, nie ma też stałej pracy a bez tego bank nie udzieli kredytu. Zrozpaczonej dziewczynie z pomocą przychodzi Andrzej - ale stawia oryginalne warunki. Otóż Ewa ma stanąć na czele nowego wydawnictwa, znaleźć kisążkę, którą mogłaby wydać i zrobić z niej bestseller. Na to wszystko ma, bagatela... trzy miesiące. Żądanie praktycznie nie do zrealizowania, ale czego się nie robi dla małego, białego domku...

Ta książka, podobnie jak inne autorstwa Kasi Michalak, przepełniona jest optymizmem, wiarą w ludzi i siłę przyjaźni. Autorka serwuje nam kolejną piękną baśń w której zło zostaje ukarane, Kopciuszek dostaje swojego księcia a królewicz podjeżdża, no może nie na białym koniu, ale terenowy nissan też ma swój urok. Brakowało mi trochę zwierzątkowych historii aczkolwiek zwierzaki też są w osobach kotki Tosi oraz psiaków Gapy i Pepsi, zwanych Sajgonkami.
W powieści nie brak dobrego humoru i pozytywnej energii, ale są też poważniejsze tematy, które zmuszają do refleksji. Smaczku dodaje pojawienie się na kartach książki samej autorki - "tej Michalak", chociaż rola jaką sobie wyznaczyła nieco mnie zaskoczyła. Znajdziemy tu również odniesienia do innej książki pani Kasi a mianowicie do "Lata w Jagódce".

Pisarstwo Katarzyny Michalak jest dla mnie przykładem zjawiska zupełnie niezrozumiałego. Mianowicie "zawodowa krytyka" wiesza na niej przysłowiowe psy, że tandeta, literatura dla kucharek (swoją drogą, dlaczego akurat kucharki?), że brak wartości artystycznych. Tymczasem książki w ekspresowym tempie znikają z półek, pojawiają się kolejne dodruki i też znikają jak kamfora, każda książka znajduje się na wysokich miejscach na różnorodnych listach bestsellerów. I czytają je nie tylko owe nieszczęsne kucharki, ale również lekarki, nauczycielki czy inne businesswoman. Czytają Michalak nie tylko na wsi, gdzie ponoć ludność ma niższy poziom kulturalny ale również i na miejskich salonach. Więc o co tu chodzi i kto ma rację?

Jakby nie było - ja pozostaję wierną czytelniczką książek Kasi Michalak i już planuję kolejne z nią spotkanie. Hmm... Może maraton Poczekajkowo-Zachciankowo-Zmyślony na zakończenie wakacji?

15 komentarzy:

  1. Hmm...Ja pisarstwa tej pani nie znam. Widzę, że powinnam to zmienić.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech jak, ja bym chciała taki domek- marzenie. A książkę muszę przeczytać :).

    OdpowiedzUsuń
  3. hmm... raczej unikam takiej literatury, ale mnie zaciekawiłaś bardzo ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kasię Michalak czyta się lekko i przyjemnie. A przy tym lektura daje dużo optymizmu. Czasem wręcz przenosi do świata ludzi, których jak na lekarstwo... Jestem po lekturze Roku w Poziomce i Lata w Jagódce. Zaczęłam też czytać Poczekajkę ale to chyba nie dla mnie. W każdym razie narazie odłożyłam tę lekturę na bliżej nieokreślony czas. A co do Twojego wpisu pod moim postem z candy. Jestem po lekturze Cukierni pod Amorem - odbydwie częście. I czekam na trzecią bo ciekawa jestem zakończenia. Pierwsza część nawet, nawet ale jak dla mnie druga to tragedia...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ewa, Agnieszka, Kasia - :)

    Vivi22 - kurczę, a mnie się zdawało, że taka cwana jestem a Ty mnie przechytrzyłaś...

    OdpowiedzUsuń
  6. Aniu, rozbawiłaś mnie tym określeniem "literatura dla kucharek". Czy w książce są jakieś przepisy? :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Długopisarka - przepisów nie ma, bo Ewa delikatnie mówiąc to ma dwie lewe ręce w kuchni:)
    A z tymi kucharkami to się wręcz już jakiś związek frazeologiczny stworzył...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja jeszcze nie miałam okazji przeczytać żadnej książki tej autorki, lecz mam zamiar to szybciutko nadrobić, po tak świetnej recenzji.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tej autorki znam jedynie "Rok w poziomce", to była miła, lekka i przyjemna przygoda i planuję serię poczekajkowo-sekretnikową. Pisarstwo jej jest miłe i można czytać jako lekarstwo na zly dzień :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Z chęcią chwycę za jakąś książkę Pani Michalak, która od ostatnich miesięcy budzi moją ciekawość ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Aneku Kochany, dziękuję za recenzję! Nie wiem, skąd mi się wzięło to określenie "literatura dla kucharek", ale jakiś "recęzęt" tak właśnie książki lekkie, łatwe i przyjemne określił. Nie wiem, czy chciał bardziej obrazić kucharki, czy autorkę. Ja uważam, że w czasach, gdy dyplom można kupić na bazarku w Wyszkowie, kucharki będą niedługo lepiej wykształcone niż magistrowie...

    Cieszy mnie jednak, że zawodowi krytycy potrafią o moich książkach napisać i dobre słowo!

    Z nadzieją, że spotkamy się jeszcze nie raz, załączam serdeczności dla Ciebie i Czytelniczek.

    Kejt Em jak Autorka.

    PS. Vivi22 nie zrażaj się początkiem. "Poczekajkę" trzeba traktować z przymrużeniem oka, przebrnąć przez sabat, a potem... samo pójdzie. :))

    OdpowiedzUsuń
  12. jeszcze nie czytałam ale już mam swój egzemplarz na półce, po tylu pozytywnych recenzjach nie mogłam się po prostu oprzeć :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ach ten mały biały domek bez łap ;)
    To była moja pierwsza powieść pani Kasi, którą przeczytałam i od razu wiedziałam, że będzie to moja ulubiona autorka ;)
    Też planuje ten "maraton Poczekajkowo-Zachciankowo-Zmyślony" na koniec wakacji ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. A propos "literatury dla kucharek":
    czytałam niedawno "Czarownicę z Radosnej" Zofii Staniszewskiej, w której autorka zamieściła przepisy potraw przygotowywanych przez główną bohaterkę. :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja od autorki otrzymałem "Sekretnik" a w domu czeka na mnie "Rok w Poziomowe". Jestem ciekawy lektur Kasi :-)

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)