niedziela, 15 grudnia 2013

Przeczytane w busie - część druga

Po raz kolejny zbiorowo o książkach przeczytanych w podróży - tym razem thriller, kryminał i powieść obyczajowa. W takiej właśnie kolejności.

Olga Rudnicka należy już na stałe do grona moich ulubionych autorek - głównie ze względu na dwa tomy przygód siostrzyczek Sucharskich, ale i pozostałe książki czytało mi się całkiem przyjemnie. I tak od ubiegłego roku na mojej półce czekała na swoją kolej jedna z poprzednich powieści jej autorstwa, mianowicie "Lilith".
Lidia i Piotr Sianeccy przeprowadzają się do starego dworku położonego w pobliżu niewielkiego miasteczka. Dom stanowi spadek po dalekim krewnym Piotra, trzeba go wyremontować, ale Piotrowi bardzo zależy aby w nim zamieszkać. Lidka ma co do tego miejsca jakieś niejasne wątpliwości, ale składa je na konto swojego stanu, bowiem spodziewa się dziecka.
Początki bytowania na nowym miejscu zdają się potwierdzać obawy kobiety - ma koszmary, nie może nawiązać poprawnych stosunków z gospodynią, męczy ją remont i snujący się po domu robotnicy. Nie znajduje zrozumienia u męża - Piotr bagatelizuje wszystkie jej obawy. Pewnym pocieszeniem jest dla Lidii znajomość z Edytą Mielnik, właścicielką sklepiku z magicznymi gadżetami - w Lipniowie miały miejsce procesy czarownic i teraz miasto promuje się poprzez różnego rodzaju akcje z magią i czarami w tle. Magiczna turystyka przynosi całkiem niezłe zyski, więc kiedy w okolicy zaczynają ginąć młode dziewczęta wszystkim, nawet policji, zależy na tym aby sprawę jak najszybciej wyciszyć...

"Lilith" to książka zupełnie odmienna od pozostałych, które wyszły spod ręki Olgi Rudnickiej - brak tu poczucia humoru typowego dla tej autorki, nie ma zwariowanych bohaterek ani serii zabawnych zbiegów okoliczności. Książka ma bardzo mroczny klimat, wzmocniony jeszcze opisami makabrycznych zdarzeń z XIX-wiecznej historii miasteczka. Atmosfera tajemnicy i grozy zagęszcza się wokół Lidki, kobieta niemal odchodzi od zmysłów, a Edyta, pomimo całej sympatii, nie bardzo może jej pomóc...
Powieść czyta się całkiem przyjemnie, chociaż bez fajerwerków - zdecydowanie nie jest to najlepsza książka pani Olgi. Sporo w niej informacji na temat kultu wicca - religii neopogańskiej, związanej z porami roku i mającej bogato rozwinięty ceremoniał, jednak moim zdaniem doczepiono ten wątek trochę na siłę.
Fabuła dosyć przewidywalna, aczkolwiek "te książki" (w sensie tematyki) tak mają.
Można przeczytać...

****************************************************

Jeśli chodzi o amerykańską pisarkę Marthę Grimes to po raz pierwszy spotkałam się z jej książką przy okazji czytanego kilka miesięcy temu kryminału "Pod anodynowym naszyjnikiem". Tym razem, dzięki uprzejmości Viv miałam możliwość zapoznać się z pierwszym tomem cyklu o nadinspektorze Jurym noszącym tytuł "Pod Huncwotem".

Long Piddleton to niewielkie miasteczko w środkowej Anglii gdzie wszyscy się znają, a każdy obcy może zburzyć święty spokój miejscowej społeczności. Tak też dzieje się w pewien grudniowy wieczór - w pubie "Pod Huncwotem" zostaje popełnione morderstwo. Ofiarą jest człowiek, który właśnie przybył do miasta, a w lokalu znajduje się kilka osób z miejscowego towarzystwa - czyżby mordercą był ktoś z nich? Mieszkańcy jeszcze nie ochłonęli po tej zbrodni, kiedy w innym pubie ginie kolejny nieznajomy... Dwa trupy to już seria, więc miejscowa policja otrzymuje wsparcie w postaci londyńskich funkcjonariuszy.
Nadinspektor Richard Jury próbuje znaleźć coś co łączyłoby obydwie ofiary, sądzi bowiem, że panowie znaleźli się w mieście z jakiegoś konkretnego powodu. Śledztwo idzie po przysłowiowej grudzie, właściwie nikt nie ma pewnego alibi na czas popełnienia zbrodni, a jakby tego było mało w kolejnym pubie ginie jeszcze jeden nieznajomy...

Książka, jak na kryminał przystało, trzyma w napięciu, kiedy już czytelnikowi wydaje sie, że rozwiązał zagadkę i wie "kto zabił" autorka serwuje nam zwrot akcji, który burzy nasze hipotezy - można powiedzieć, że naśladuje tu Martha Grimes sposób prowadzenia akcji przez Agathę Christie. Ale akurat Agathę warto naśladować;)
Autorka stworzyła całą plejadę ciekawych postaci - nie tylko pierwszoplanowych, ale również w tle. Bohaterowie są bardzo prawdziwi, mają swoje słabostki, tajemnice, wady i zalety, tak więc czytelnik może sobie wyrobić do nich osobisty stosunek. 
Tak przy okazji - cykle powieściowe, nawet takie gdzie każda książka stanowi osobną całość warto jednak czytać po kolei. Chociażby dlatego, że w kolejnych tomach mogą się pojawić postacie, które główny bohater poznał już wcześniej. Tak jest i w tym przypadku - w Long Piddleton mieszka Melrose Plant, były arystokrata, profesor literatury, z którym Jury się zaprzyjaźnia i później niejednokrotnie prosi o pomoc przy prowadzonych śledztwach.

Ciekawa książka - polecam.

*********************************************** 

Niejednokrotnie się zdarza, że dopiero kiedy ktoś odejdzie na zawsze dociera do nas, że nie zdążyliśmy powiedzieć mu czegoś bardzo ważnego. Niestety, wtedy jest już za późno... A co by było gdyby ktoś dał nam możliwość porozmawiania ze zmarłym?

Julia Walsh przygotowuje się właśnie do ślubu. Jej matka nie żyje, a z ojcem od wielu lat nie utrzymuje niemal żadnego kontaktu. Cztery dni przed terminem planowanej uroczystości kobieta dowiaduje się, że ojciec zmarł, a ceremonia pogrzebowa ma się odbyć w dniu, kiedy miała wyjść za mąż. Ślub zostaje przełożony, a nazajutrz po pogrzebie Julia otrzymuje tajemniczą przesyłkę. Kiedy już udaje się jej otworzyć ogromną skrzynię znajduje w niej... ojca. Szybko okazuje się, że jest to ultranowoczesny robot, wyposażony w pamięć Anthony'ego Walsha oraz część jego neuronów (cokolwiek to znaczy). Julia zyskuje niesamowitą szansę - może wreszcie porozmawiać z ojcem, oczyścić się z zadawnionych żalów i, być może, zrozumieć motywy jego postępowania. Julia dowiaduje się również, że Thomas, jej ukochany sprzed lat nie zginął w Afganistanie. Czy można jednak wszystko naprawić w ciągu siedmiu dni?

"Wszystko, czego nie zdążyliśmy powiedzieć" to powieść obyczajowa, której autorem jest Marc Levy, jeden z najpopularniejszych obecnie pisarzy francuskich. Cechą charakterystyczną jego książek jest element magii i tajemnicy, której doświadczają bohaterowie i która w znaczący sposób kieruje ich życiem. 
Julia zyskuje możliwość poznania ojca ze strony z jakiej go zupełnie nie znała - wędruje wraz z nim w przeszłość, w czasy kiedy był biednym zdemobilizowanym żołnierzem, poznaje historię spotkania swoich rodziców, oraz okres zanim ojciec zaczął odnosić sukcesy w interesach, a mama była jeszcze zdrowa. Julia i Anthony starają się jak najlepiej wykorzystać czas, który podarował im los i zaawansowana technologia. Szczególnie Julia musi sobie jasno odpowiedzieć na pytanie co w jej życiu jest najważniejsze.

Nie przepadam za takimi powieściami, bo właściwie od początku wiadomo jak się skończą i na kilometr zalatują romansem, ale tę akurat mogę z całą odpowiedzialnością polecić - sympatyczna lektura na długi wieczór po ciężkim dniu...

5 komentarzy:

  1. Hmm, nie czytałam nic z Rudnickiej, ale może kiedyś się za nią zabiorę, tylko kiedy... Okładka "Lilith" jest taka... nieładna ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. nie czytałam żadnej, więc nie porównam wrażeń :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że "Huncwot" ci się podobał. Fakt, najlepiej serie czytać po kolei, ale jeśli cię to pocieszy, to ja zaczęłam przygodę z Grimes od tomu drugiego. Tak prawdę powiedziawszy, to niewiele kryminalnych cykli zaczęłam od pierwszej części :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Na razie czekam z niecierpliwością, jak znajoma przeczyta i pożyczy Natalii 5 cz. 2. A potem z równie silnym łakomstwem rzucę się na inne książki Rudnickiej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Recenzja dodana do Wyzwania od A do Z ;)

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)