niedziela, 20 listopada 2011

Ślubuję ci miłość...

Nie wiem czy nie stracę w oczach osób odwiedzających tego bloga ale przyznaję się uczciwie, że lubię książki Katarzyny Grocholi. Utarła się bowiem jakaś taka obiegowa opinia, że to literatura drugiego, albo i dalszego sortu, taka pisanina dla kucharek (serdecznie przepraszam przedstawicielki tego zawodu - ale nie ja wymyśliłam to określenie), no generalnie miernota. 
Tymczasem ja bardzo polubiłam Sarę, bohaterkę "Kryształowego anioła" oraz Judytę z "Nigdy w życiu" i "Ja wam pokażę" - no, tu głównie z powodu Danuty Stenki, bo najpierw widziałam film a dopiero później sięgnęłam po książkę.
Jakby nie było, wiele osób uważa, że czytanie powieści Katarzyny Grocholi jest w nie najlepszym guście. Ale nawet ci najbardziej negatywnie nastawieni do pisarki przyznają, że jest w jej dorobku jedna książka, którą trzeba przeczytać, a mianowicie "Trzepot skrzydeł".

 Niewielka objętościowo, pisana w formie listu, bardzo oszczędna jeśli chodzi o środki stylistyczne opowieść zdrowo mną potrząsnęła. Bohaterką i narratorką tej historii jest Hania - młoda kobieta, która przeżyła piekło małżeńskiej przemocy, bicia i poniżania. Na pozór ma sielskie życie - niezłą pracę, elegancki dom, przystojnego i czarującego męża, bezgranicznie ją uwielbiającego. Na pozór, bo w czterech ścianach mieszkania mąż zmienia się w tyrana maltretującego fizycznie i psychicznie najbliższą osobę. Ile jest w stanie wytrzymać ofiara takiego traktowania i co musi się stać, żeby zaczęła walczyć o siebie? I czy nie będzie już za późno?

Czytając książkę zastanawiałam się przez cały czas dlaczego Hanka godzi się na swój los - przecież to nie dawne czasy, kiedy żona była niemal własnością męża, pozbawioną środków do życia, rozwód czy separacja nie wchodziły w grę, bo żadna rodzina nie przyjęłaby w ten sposób zhańbionej córki pod swój dach. Co więcej - odniosłam wrażenie, że gdyby rodzice znali choćby część prawdy o jej życiu stanęliby za nią murem.
Tymczasem Hania cierpi w milczeniu, pozwala żeby mąż stopniowo uzależniał ją od siebie, zrywa kontakty z przyjaciółkami, a każdy gest i słowo stają się swoistym egzaminem - czy to mu się spodoba, a jeśli nie to jak na to zareaguje. Czy tylko na nią nawrzeszczy, czy posunie się do rękoczynów? 
Jest w psychologii takie określenie "syndrom sztokholmski" - stan, kiedy ofiara porwania lub zakładnik zaczyna sympatyzować ze swoim oprawcą a nawet mu pomaga. Jest pewnie jakieś analogiczne określenie takiego zachowania jeśli chodzi o przemoc w rodzinie - i historia Hanki jest najlepszym tego przykładem. Ona  przyczyn tego co ją spotyka szuka przede wszystkim w sobie, stara się usprawiedliwić męża, wytłumaczyć jego zachowanie swoimi błędami. 
Wydaje mi się, że bohaterka to osoba niezwykle wrażliwa a co za tym idzie niepewna siebie i swojej wartości. A takie osoby stanowią wymarzony cel dla różnego rodzaju psychopatów.

Książka pomimo wspomnianej wcześniej oszczędnej formy jest niezwykle emocjonująca i nie da się łatwo przejść do porządku po jej lekturze. Bo tak naprawdę taką Hanką może być ktoś nam bardzo bliski - siostra, mama, przyjaciółka... Ile szczęśliwych, zdawałoby się, związków skrywa w sobie tragiczną tajemnicę? A jak ja postąpiłabym będąc na miejscu Hanki?

Na szczęście to ostatnie pytanie mnie nie dotyczy...

16 komentarzy:

  1. czytałam i choć mnie nie dotyczy ten temat, bardzo dla mnie emocjonalna i trudna książka, co do Grocholi hmm...etykietowanie jest jakby wadą i nie tylko narodu, często najwięcej krytykują Ci co nie czytali np...pozdrawiam Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka ciekawa, a co autorki - czyta ją bardzo wielu, ale tylko mniejszość się przyznaje ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście, że lubimy Grocholę! I gotować też (no dobra ja nie umiem :) ale lubić nikt mi nie zabroni).

    OdpowiedzUsuń
  4. Uważam, że każdy może czytać na co tylko ma ochotę i nie lubię szufladkowania typu "wysoka literatura" i "niska literatura". Z książek pani Grocholi przeczytałam tylko "Osobowość ćmy" i książka ta bardzo mi się podobała. Nawet w literaturze "dla kucharek" można znaleźć coś wartościowego :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja czytałam Grocholi chyba wszystko. Płakałam nad Trzepotem skrzydeł, wzruszałam się nad Osobowością Ćmy i śmiałam nad trylogią o Judycie.
    Niech tam sobie ludzie gadają.
    Oj, chyba czegoś najnowszego jeszcze nie czytałam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Etykietki przypinamy tym, którzy czytają Grocholę, Wiśniewskiego, Dana Browna, Coelho, jeśli sami ich nie czytamy. Co innego, jeśli ktoś nazwie naszego ulubionego pisarza pisarzem drugiego sortu. To takie nasze, swoiste, polskie. Przeczytałam chyba wszystko, co napisała Grochola poza ostatnią pozycją. A to o czymś świadczy. Podobało mi się bardzo, choć po tej przedostatniej książce poczułam przesyt. Film Nigdy w życiu należy do moich ulubionych komedyjek (Stenka cudowna w roli Judyty). Trzepot skrzydeł podobał mi się, choć z czasem zatarł nieco w pamięci.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałam Grocholę. Czemu nie? I jak piszesz, tak jest, że "Trzepot skrzydeł" stawiam najwyżej. Dla mnie niepojęte było, że kobieta przeprasza mężczyznę, że go zdenerwowała, bo przecież jakby zachowała się inaczej, to by nie złamał jej tej ręki! Nie wiedziałam, skąd to się bierze i dlatego czytałam z szeroko otwartymi oczyma. Zobaczyłam, jak się wchodzi w taki związek, ale - dzięki Bogu - jest też o tym, jak z niego wybrnąć. Powinni to lekarze po każdej obdukcji wręczać kobietom. Smutna, ale potrzebna książka.:(

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytałam kiedyś "Nigdy z życiu" - z ciekawości, co też wszyscy krytykują. Nienawidzę bezpodstawnej krytyki. Wniosek mialam jeden: całkiem dobrze się bawiłam, choć wybitną literaturą może bym tego nie nazwała. Ale czy zawsze trzeba czytać ambitne powieści, roztrząsające problemy metafizyczne? :) Nie sądzę. Może kiedyś coś jeszcze tej autorki trafi w moje ręce - a skoro twierdzisz, że ta to taka jakby "lepsza Grochola" (wybacz określenie), bardzo możliwe, że padnie na to.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja generalnie lubię książki Grocholi. Na moim poprzednim blogu się pojawiały, na nowym zamierzam je uzupełnić (popsułam poprzedni;/). Ale uważam, ze na wszystko jest czas. Jest czas śmiania się i czas powagi. Jest czas na poważne, mądre książki i jest czas na książki, przy których można się zrelaksować- czyli jest i czas na Grocholę ;) Pani Kasi nic nie brakuje. I właśnie warto zaznaczyć, że jej książki zawierają prawdę życiową, jakiś morał. Trzeba troszeczkę złamać stereotypy ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wzięłam tę książkę ze sobą jak jechaliśmy na urlop... to był zły pomysł. Przestałam ją czytać po kilku kartkach i do tej pory do niej nie wróciłam. Po Twoje recenzji wrócę do niej, nie teraz, ale na pewno. :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ależ ja lubię Grocholę! Czytałam całą jej serię "Żaby i anioły" i Judyta, przez niektórych uważana za marną kopię Bridget Jones, przez innych w ogóle uważana za antybohaterkę, wzbudziła we mnie bardzo pozytywne uczucia. Co więcej, doskonale bawiłam się czytając jej przygody.

    Jednak za najlepszą książkę Grocholi uważam "Osobowość ćmy". A główną bohaterkę - Bubę - wprost uwielbiam.

    "Trzepot skrzydeł", podobnie jak "Kryształowego anioła" oraz "Zielone drzwi" mam w planach i to bardzo zaawansowanych planach, gdyż nawet już te powieści zdobyłam.

    I chyba zacznę właśnie od "Trzepotu", chociaż za pewne jest to lektura przejmująca to bardzo mnie intryguje :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Grocholę czytać lubię i nie uważam tego za wadę. I wcale nie uważam, że to o kimś źle świadczy jak ją czyta. Trzepot czytałam latem - recenzja chyba jest na moim blogu - książka mi się spodobała i bardzo mnie wzruszyła.Pozdrawiam w ponury listopadowy poniedziałek - ponoć ma nadejść ocieplenie .

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja tam nic nie mam do autorki ;) Czytałam jej książki, pisze lekko, prosto no cóż nic wymagającego, ale ta książka może być czym troszkę innym...

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja bardzo lubię Grocholę i z chęcią bym przeczytała "Trzepot skrzydeł".
    Zapraszam do mnie
    http://czytamsobie-jasmina.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo nie lubię etykietkowania ludzi. Najczęściej jest tak, że Ci co Grocholę krytykują, to nie czytali żadnej jej książki... STudiowałam polonistykę i wykładowcy i znaczna część studentów krytykowała Grocholę. Krytykowała dla zasady, bo konkretnych argumentów za wiele nie mieli. Mam w domu prawie wszystkie książki jej autorstwa i je bardzo lubię. Najbardziej serię o Judycie, bo niezmiennie poprawia mi nastrój. Pamiętam, że pierwszy tom czytałam przed egzaminami na pierwszym roku i smiałam i wzruszałam się wraz z Judytą. Te książki sa jak tabletki na polepszenie nastroju i co najistotneijsze, to są skuteczne. "Trzepot skrzydeł" rzeczywiście różni się od pozostałych książek autorki, trudna, mądra książka. Polecam ją często osobom, któe jeszcze nic nie czytały Grocholi.

    OdpowiedzUsuń
  16. Też lubię książki Grocholi. Jakoś tak mnie no wciągają ;D

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)