sobota, 1 czerwca 2013

Deszczowe lektury

Czy ktoś może wie, kiedy skończą się te deszcze???
W Boże Ciało zalało nas po raz trzeci w tym miesiącu (poprzednio 3 i 20 maja) a dzisiaj też pada prawie cały dzień... Czy to wszędzie tak, czy tylko pod Miechowem?
Jedyną "dobrą" stroną takiej aury jest fakt, że sobie można (z przerwami na ratowanie obejścia) poczytać...

Dzisiaj kilka słów o dwóch książkach, które przeczytałam dzięki sympatycznym BiblioNETkowiczkom w ramach akcji "Wędrujące książki".

Anna Łacina to autorka książek skierowanych raczej do młodszego pokolenia niż moje, ale nie ma przecież zakazu, żeby osoba całkiem dorosła nie mogła sobie przeczytać młodzieżówki. Tym bardziej, że rzeczona  młodzieżówka jest dobrze napisana i dotyczy ważnego problemu, jakim jest zaufanie (lub jego brak).

Bohaterkami książki "Kradzione róże" są siostry Jaśmina i Róża Celer, a akcja dzieje się w ciągu trzech miesięcy 2008 roku. Niby krótko, ale te kilka tygodni rodzina Celerów zapamięta na całe życie.
Jaśmina skończyła drugi rok studiów medycznych i wybiera się na wakacyjną wędrówkę do Grecji razem z grupą przyjaciół. Jest wśród nich Romek, z którym kiedyś łączyło ją uczucie, i który w dalszym ciągu, pomimo, że zawiódł jej zaufanie, nie jest jej obojętny. 
Róża właśnie zdała maturę i jak co roku wybiera się na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy. Po raz pierwszy idzie sama, bez siostry. Na Jasnej Górze poznaje Ariela i spontanicznie postanawia z nim jechać jeszcze do Krakowa, do sanktuarium w Łagiewnikach. Zawiadamia rodziców, że wróci dwa dni później. Jednak w wyznaczonym terminie dziewczyna nie wraca, a jej telefon jest wyłączony...

Jaśmina i Róża znajdują się w całkowicie odmiennej sytuacji, jednak obydwie muszą podjąć taką samą decyzję - czy zaufać drugiemu, właściwie obcemu, człowiekowi? 
Czy Jaśmina powinna dać drugą szansę Romkowi? Czy pomimo dwuletniej znajomości zna go naprawdę, czy tylko jej się zdaje, że wie o nim wszystko?
Czy Róża może zaufać nieznajomemu mężczyźnie, który jest wobec niej odpowiedzialny i opiekuńczy? Czy  może zawsze należy zachować jakiś margines nieufności?

To jedna z tych książek, które każda nastolatka przeczytać powinna, opowiada bowiem o problemach, które mogą dotknąć każdej z nich. Ale i starsze dziewczyny nie raz i nie dwa razy mogą stanąć przed taką sytuacją jaka stała się udziałem Róży i Jaśminy. Książkę polecałabym również rodzicom nastolatków - lata pracy w szkolnictwie umocniły we mnie w przekonaniu, że wielu z nich nie ma pojęcia z czym zmagają się ich dzieciaki. I to wcale nie chodzi o rodziny dysfunkcyjne czy patologiczne. Bardzo często rodzicom wydaje się, że mają ze swoim dzieckiem bardzo dobry kontakt i wychowali go tak, że powinno poradzić sobie w każdej sytuacji. Niestety, życie pisze takie scenariusze, że nawet południowoamerykańskie seriale przy nich wysiadają...
Poszukiwania córki są niezwykle wyczerpujące dla całej rodziny Celerów i ich przyjaciół - na każdy sygnał, że gdzieś pojawiła się dziewczyna podobna do Róży wsiadają w pociąg lub samochód i pędzą do Łeby, Poznania, Warszawy czy Szczecina z nadzieją, że może tym razem się uda odnaleźć zaginioną...

I już tak całkiem na koniec popsioczę sobie na polskie prawo - policja nie przyjmuje początkowo zgłoszenia o zaginięciu Róży - jest pełnoletnia, nie ma znamion porwania (np. żądanie okupu), a samo przeświadczenie rodziców, że dziewczyna nigdy by tak nie zniknęła bez śladu to za mało. Dopiero kiedy na jaw wychodzą nowe fakty policja rozpoczyna czynności operacyjne. Tylko, że to może być już za późno...

*****************************************

O ile o Annie Łacinie zdarzyło mi się już słyszeć, o tyle nazwisko autora drugiej książki nic mi nie mówiło. O tym, by przeczytać "Oko czerwonego cara" zadecydowała nota wydawcy...
I cóż, powiem tak - ta książka to raczej nie powinna trafić na polski rynek, bo my coś za blisko Matuszki Rosji żyjem i o pewnych sprawach nieco więcej wiemy niż przeciętny Jankes - książkę Amerykaniec napisał, więc stawiam, że dla swoich ziomków, a myśmy ją dostali, bo "za oceanem to bestseller".

Ale do adrema: car Mikołaj II przyjął do służby Fina Pekkalę i na okoliczność jego nadzwyczajnych zdolności oraz kryształowej uczciwości zrobił go swoim człowiekiem do zadań specjalnych, nadał mu pseudonim "Szmaragdowe Oko" oraz dał nieograniczoną władzę. Niestety wkrótce wybucha wojna, potem rewolucja, carska rodzina zostaje wymordowana a ciała ukryte. Pekkala trafia do obozu pracy w którym przebywa przez 9 lat, aż wreszcie zostaje zwolniony na rozkaz samego Czerwonego Cara czyli Josifa Wissarionowicza Dżugaszwili, bardziej znanego jako Józef Stalin.
Pekkala jest bowiem bardziej potrzebny Stalinowi w Swierdłowsku (dawniej Jekaterynburg) niż w Lesie Krasnogolańskim. Zaufany człowiek cara Mikołaja ma rozwiązać zagadkę śmierci Romanowów oraz, co ważniejsze, znaleźć legendarne skarby carskiej rodziny.

Że autor nie trzyma się prawdy historycznej? Z bólem, ale jestem to w stanie przełknąć - szczątki rodziny carskiej odkryte zostały dopiero w 1976 roku (a ciała Marii i Aleksego w 2007) więc Pekkala musiałby żyć w dobrym zdrowiu ze 150 lat - takiej bzdury to nawet Amerykanie nie kupią. Tym bardziej, że książka nie jest powieścią historyczną - a nawet Kraszewski i Matejko naginali prawdę historyczną do swoich potrzeb.

O wiele bardziej drażniło mnie tło obyczajowe:
  • Gość ma w domu skład amunicji, wszyscy, łącznie z miejscowym komendantem milicji wiedzą o tym i nikt nic nie robi, a przecież za mniejsze wykroczenia groziła śmierć. 
  • W 1929 roku istnieje żeński klasztor (co prawda jest właśnie likwidowany) a mniszki mają w nim... pianino... Ciekawe po co? 
  • Czerwonoarmijcy są czytaci i pisaci, a komisarz Kirow (uczył się na szefa kuchni, ale szkołę zamknięto i został milicjantem) to wręcz erudyta.
  • Co i rusz pojawiają się osoby, które w jakiś sposób związane były z caratem i w dalszym ciągu pracują, nawet na wyższych stanowiskach (np. komendant milicji w Swierdłowsku)
  • Pekkala po 9 latach obozu pracy dostaje wszystkie swoje rzeczy, które mu zabrano w czasie aresztowania.
  • Stalin, który w 1918 miał całkiem inną fuchę, osobiście zajmuje się przesłuchiwaniem jakiegoś więźnia.
  • i jeszcze trochę innych kfiatkóf by się znalazło...
Jedyna zaleta, że się całkiem przyjemnie czyta - jak już machnąć ręką na wszystkie historyczno - obyczajowe nieścisłości. Autor miał jeszcze na tyle przyzwoitości, że na końcu dodał kalendarium ostatnich dni Romanowów, oraz tego co się działo po ich śmierci - miejmy nadzieję, że czytelnicy tam zajrzą...

A na koniec pytanie do Szanownego Wydawcy - naprawdę nie szło znaleźć zdjęcia rodziny Mikołaja II? Nawet w guglu i wikipedii?
Bo to co jest podpisane jako fotografia carskiej rodziny to faktycznie portret cara i jego bliskich, tyle, że nie  Mikołaja II a Aleksandra III...

9 komentarzy:

  1. W Krakowie leje koszmarnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas właśnie przed chwilą "strażacy zaczęli wyć" - tak mój Piotrek mówi, jak słyszy syrenę. Czyli są podtopienia.

      A Robert pół godziny temu wrócił do domu utytłany po pachy - samochód musiał zostawić u takich dalszych sąsiadów bo zamiast szosy mamy bajoro a nasza Felka niestety nie ma w sobie nic z amfibii:(

      Usuń
    2. Ejotku - ty Krakowianka jesteś?

      Usuń
  2. Chętnie przeczytam książkę Anny Łaciny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Współczuję, wiem co to znaczy mieć zalaną piwnicę dlatego trzymam kciuki, żeby to się już więcej nie powtórzyło...

    Łacinę czytałam i polecałam, wciągająca ale straszna jest ta historia - a nastawiałam się na takie tam czytadło...

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety wszędzie tak leje, Kraków i Skawina czwartek i sobotę spędziły pod wodą, w piątek niby przelatywało, ale za to tak konkretnie. Przeczytałabym Oko Czerwonego Cara, ale chyba sobie jednak podaruję.

    OdpowiedzUsuń
  5. Co bym nie wypowiedziała w złą porę, ale choć raz Pomorze (Gdańsk) zostały potraktowane przez aurę łagodniej- nie leje, nie pada, nie wieje i nawet słoneczko się pokazuje kilka razy w ciągu dnia, choć zdarza mu się też schować za chmurkę i jest przyjemnie ciepło. Przesyłam kilka słonecznych promyków (nie wszystkie, coby i nam coś niecoś zostało)

    OdpowiedzUsuń
  6. W Poznaniu też pada, dzisiaj tylko odrobinę, ale weekend był mało ciekawy.
    Szkoda, że "Oko czerwonego cara" jest takie kiepskie.

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)