Jesienią ubiegłego roku miałam przyjemność przeczytać powieść Agaty Mańczyk pt. "Huczmiranki. Eukaliptus i werbena", natomiast kilka dni temu w moje ręce trafiła kontynuacja tej książki nosząca tytuł"Huczmiranki. Rumianek i mięta".
Podobnie jak w tomie pierwszym akcja toczy się w trzech planach czasowych.
Po zakończeniu pierwszej wojny światowej Huczmiranki wracają z Radomia do Warszawy. Erwina stara się odbudować rodzinę, która ucierpiała na skutek konfliktu z Bergonami i Kaczatami wywołanego przez Lindę. Nie jest to zbyt łatwe zadanie, ale istnieje szansa, że jedna z młodszych członkiń rodu może mieć zdolności alchemiczne, które, wykorzystane we właściwy sposób, mogą pomóc w spełnieniu planów Erwiny.
Na przełomie lat 60. i 70. Daria, aby chronić swoje córki, musiała zgodzić się na warunki podyktowane przez rodowe zasady. Opuszczona przez przyjaciółki, oszukana przez matkę, robi coś, czego Huczmirankom robić nie wolno - zbliża się coraz bardziej do ludzi. Niestety, jej życiem wkrótce po raz kolejny wstrząśnie niespodziewana tragedia...
Rok 2013 - Nina nie ustaje w poszukiwaniach synka. Przy okazji na jaw wychodzi kilka skrywanych od lat sekretów. Kobieta znajduje się pod ciągłą obserwacją, jednak udaje jej się odnaleźć ojca, chce również przywrócić pamięć swojemu mężowi - sądzi, że jeśli upora się z własną przeszłością uda jej się znaleźć rozwiązanie trapiących ją problemów. Do Niny dociera również, że na jej barkach spoczywa ogromna odpowiedzialność - jeśli zrobi jeden fałszywy krok może wywołać kolejną wojnę rodzin...
Z kontynuacjami tak już jest, że porównujemy je, czasem całkiem nieświadomie, do części poprzednich. I chociaż "Rumianek i mięta" trzyma poziom to jednak w porównaniu z "Eukaliptusem i werbeną" minimalnie przegrywa.
Jaka jest tego przyczyna?
Myślę, że głównym powodem była konieczność pozamykania pewnych wątków, ale również wprowadzenie na scenę nowych postaci, nawiązanie nowych intryg, a potem ich rozwiązanie - trochę za dużo tego jak na jeden tom. Wydaje mi się, że gdyby autorka pokusiła się o stworzenie trylogii zamiast dylogii to wyszłoby na dobre całej powieści - nie trzeba by było traktować historii skrótowo (w końcu powieść nie może mieć objętości książki telefonicznej), można by się pokusić o bardziej rozbudowane wątki niektórych postaci - mnie na przykład ciekawi jak potoczyły się losy Sabiny, rodowej alchemiczki, twórczyni kilku szczególnie ciekawych mieszanek oraz Mariny, matki Darii, którą poznajemy już jako kobietę w średnim wieku, stojącą na czele rodu. Jest jeszcze kilka innych ciekawych postaci potraktowanych całkiem po macoszemu, a stanowiących ważne punkty rodowej układanki.
Chociaż z drugiej strony nie można autorce odmówić fantazji i kreatywności, a już szczególnie jeśli chodzi o rozwiązanie całej intrygi - do pewnego momentu byłam w stanie wymyślić jak potoczą się losy bohaterek, ale takie rozwiązanie jakie zaserwowała nam Agata Mańczyk zupełnie nie przyszło mi do głowy.
Serdecznie polecam tę książkę, jak również jej poprzedniczkę. I mam nadzieję, że "Huczmiranki" nie będą jednorazowa przygodą autorki z literaturą dla dorosłych - bo chociaż Agata Mańczyk pisze głównie dla młodych czytelników, to jednak dobrze radzi sobie z dorosłą tematyką.
Z kontynuacjami tak już jest, że porównujemy je, czasem całkiem nieświadomie, do części poprzednich. I chociaż "Rumianek i mięta" trzyma poziom to jednak w porównaniu z "Eukaliptusem i werbeną" minimalnie przegrywa.
Jaka jest tego przyczyna?
Myślę, że głównym powodem była konieczność pozamykania pewnych wątków, ale również wprowadzenie na scenę nowych postaci, nawiązanie nowych intryg, a potem ich rozwiązanie - trochę za dużo tego jak na jeden tom. Wydaje mi się, że gdyby autorka pokusiła się o stworzenie trylogii zamiast dylogii to wyszłoby na dobre całej powieści - nie trzeba by było traktować historii skrótowo (w końcu powieść nie może mieć objętości książki telefonicznej), można by się pokusić o bardziej rozbudowane wątki niektórych postaci - mnie na przykład ciekawi jak potoczyły się losy Sabiny, rodowej alchemiczki, twórczyni kilku szczególnie ciekawych mieszanek oraz Mariny, matki Darii, którą poznajemy już jako kobietę w średnim wieku, stojącą na czele rodu. Jest jeszcze kilka innych ciekawych postaci potraktowanych całkiem po macoszemu, a stanowiących ważne punkty rodowej układanki.
Chociaż z drugiej strony nie można autorce odmówić fantazji i kreatywności, a już szczególnie jeśli chodzi o rozwiązanie całej intrygi - do pewnego momentu byłam w stanie wymyślić jak potoczą się losy bohaterek, ale takie rozwiązanie jakie zaserwowała nam Agata Mańczyk zupełnie nie przyszło mi do głowy.
Serdecznie polecam tę książkę, jak również jej poprzedniczkę. I mam nadzieję, że "Huczmiranki" nie będą jednorazowa przygodą autorki z literaturą dla dorosłych - bo chociaż Agata Mańczyk pisze głównie dla młodych czytelników, to jednak dobrze radzi sobie z dorosłą tematyką.
Podpisuję się pod ostatnim akapitem. A co do zakończenia, to także jestem podobnego zdania:)
OdpowiedzUsuń