niedziela, 28 stycznia 2018

Obejrzane - przeczytane: Alistair MacLean razy trzy

Nie przepadam za kinem wojennym, aczkolwiek wśród moich ulubionych filmów jest kilka, których akcja osadzona jest w czasach drugiej wojny światowej. Są to głównie historie przygodowo-wojenne, a najukochańszą z nich jest "Parszywa dwunastka" z Lee Marvinem i Charlesem Bronsonem w rolach głównych.

Alistair MacLean to szkocki pisarz, autor powieści sensacyjnych, wojennych i kryminalnych z których wiele zostało przeniesione na kinowe ekrany. Oglądałam trzy takie ekranizacje, a mianowicie "Działa Nawarony", "Komandosi z Nawarony" i "Tylko dla orłów". Nie zdarzyło mi się jednak do tej pory przeczytać ani jednej książki tego autora więc postanowiłam to nadrobić. I to od razu hurtem.



Glównymi bohaterami "Dział Nawarony" i "Komandosów z Nawarony" jest dwóch przyjaciół - nowozelandczyk Keith Mallory, światowej sławy alpinista i grecki partyzant Andrea Stavros oraz kapral Dusty Miller, specjalista od materiałów wybuchowych, natomiast w "Tylko dla orłów" pierwsze skrzypce grają brytyjski oficer wywiadu major John Smith oraz amerykański ranger  porucznik Morris Schaffer.

"Działa Nawarony"
Wszystkie trzy książki opierają się na tym samym wzorcu. Oto jest misja do wykonania - typowa "mission impossible" - zniszczenie ogromnych dział, wysadzenie potężnej tamy, wdarcie się do umiejscowionej na niedostępnym szczycie niemieckiej bazy, a każda z tych lokalizacji jest pilnie strzeżona przez świetnie wyszkolone niemieckie oddziały. Na wykonanie zadania bohaterowie mają zaledwie kilkadziesiąt godzin, przeważnie nocnych, a pogoda ich nie rozpieszcza...
Dowództwo opracowuje szczegółowy plan A, który oczywiście, mówiąc potocznie, bierze w łeb, więc trzeba wprowadzić w życie plan B, plan C albo najzwyczajniej pod słońcem zacząć improwizować.
Akcja, jak to w tego typu powieściach bywa, pędzi na łeb, na szyję a każdy szczegół jest ważny. Bohaterowie są zróżnicowani, w większości obdarzeni poczuciem humoru, miewają gorsze momenty, ale stają na wysokości zadania. Dają się lubić, co sprawia, że czytając książki kibicujemy ich działaniom, cieszymy się z sukcesów i przeżywamy niepowodzenia.

"Komandosi z Nawarony"
Często się zdarza, że autorzy takich wojennych historii ukazują tych "dobrych" (to znaczy Anglików, Amerykanów czy innych aliantów) jako ludzi obdarzonych niezwykłą inteligencją natomiast ich przeciwników jako bezradnych półgłówków - swoją drogą, gdyby to była prawda, to II wojna trwałaby tydzień a nie prawie sześć lat... Na szczęście MacLean nie poszedł tą drogą i przeciwnicy naszych bohaterów to ludzie zdeterminowani i inteligentni, a na ostateczne zwycięstwo trzeba ciężko zapracować.

A teraz słów kilka na temat przełożenia książek na język filmu. Te powieści to niemal gotowy materiał filmowy (co nie dziwi - MacLean oprócz powieści pisał również scenariusze) więc nic dziwnego, że różnic nie ma wiele, aczkolwiek kilka jest. Szczególnie jest to widoczne przy "Działach" i "Komandosach". Otóż zakończenie "Dział" powieściowych jest nieco inne niż filmowych. I nic by się nie działo, gdyby nie to, że napisani kilka lat później "Komandosi", których akcja rozpoczyna się właściwie w chwili zakończenia "Dział", nawiązują do końcówki filmu a nie książki. I jeśli ktoś filmu nie widział może nie rozumieć o co chodzi.

"Tylko dla orłów"
I na koniec jeszcze kilka uwag na temat obsady - zdecydowanie najwięcej szczęścia miały "Działa Nawarony" - Gregory Peck jako Mallory, Anthony Quinn jako Andrea oraz David Niven jako Miller to obsadowy strzał w dziesiątkę. W "Komandosach" Pecka zastąpił Robert Shaw, Dusty'ego Millera gra Edward Fox, postać Andrei została całkiem pominięta a niejako na jego miejsce pojawia się podpułkownik Mike Barnsby grany przez Harrisona Forda   - jest całkiem nieźle ale euforii nie ma.
Najmniej entuzjazmu wzbudzają we mnie odtwórcy głównych ról w "Tylko dla orłów" - Richard Burton jako Smith i Clint Eastwood jako Schaffer.
Burton wygląda (i zachowuje się) jakby robił łaskę, że tu w ogóle jest, bolały go wszystkie zęby i miał mega kaca. Żeby było jasne - powieściowy Smith był człowiekiem poważnym ale sympatycznym natomiast filmowy sympatii zupełnie nie budzi. Clint Eastwood powiela swoje najbardziej znane filmowe oblicze - milczący twardziel obserwujący wszystko i wszystkich z nieodgadnioną miną. Tymczasem ten z książki to typ jowialnego, prostodusznego chłopaka z farmy czyli ktoś zupełnie inny niż Clint (który jest bardzo dobrym aktorem, ale tu pasuje jak pięść do nosa).

Niemniej wszystkie książki warto przeczytać a filmy obejrzeć. W jakiejkolwiek kolejności ;)

5 komentarzy:

  1. Same klasyki, i ksiązkowe, i filmowe :) Ale i tak najlepszym, wg mnie MacLeanem jest "HMS Ulisses". Być może nawet film z tego zrobili :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klasyka rządzi :)

      To pierwsze spotkanie z MacLeanem ale z pewnością nie ostatnie. "HMS Ulisses" też mam w planie tegorocznym.

      Usuń
  2. Najpierw oglądałam filmy - jeszcze jako dziecko, książki były później.Do "Dział Nawarony" mam największy sentyment :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mój mąż był kiedyś wielkim fanem tego autora.Książki zniknęły z półek z braku miejsca, ale nadal są na stryszku.

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)