Książkę "Krawędź czasu" Krzysztofa Piskorskiego przeczytałam już jakiś czas temu i... nie bardzo wiedziałam jak ją ocenić... Prawdę mówiąc dalej nie bardzo wiem, ale ponieważ kilka dni temu książka powędrowała do nowego właściciela więc zmobilizowałam sie , czego efektem jest poniższy tekst.
Akcja powieści toczy się w drugiej połowie XIX wieku w jakimś polskim mieście pod zaborem rosyjskim (stawiałabym na zagłębie śląsko-dąbrowskie, ale to tylko moje domysły) oraz w tajemniczym "miejscu poza czasem". Do tego pozaczasowego świata przez przypadek (czy aby na pewno?) trafia Maksym - wychowanek domu dziecka, ciągle w drodze, szukający mocnych wrażeń i swoich korzeni. Maksym szybko orientuje się, że miejsce do którego trafił jest dziwne - nikt go nie zauważa, ludzie trwają jakby zawieszeni w czasie, w kółko powtarzając te same gesty i słowa. Maksym dociera do księżnej Emilii, która może mu nieco rozjaśnić sytuację i opowiedzieć o przestrzeni która ich otacza - stworzył ją jej zaginiony mąż a ona mu w tym pomagała. Miał to być świat wolny od trosk, chorób i biedy a jego mieszkańcy zastygli w "momentach" - szczęśliwych chwilach. Niestety miastu na krawędzi czasu grozi zagłada - tajemnicza substancja "mechan" rozrasta się i zajmuje coraz większe tereny.
Równocześnie z historią Maksa śledzimy losy innego człowieka - tajemniczy nieznajomy, który pojawił się nagle na brudnej ulicy XIX-wiecznego miasta jest straszliwie poraniony, nie pamięta kim jest ani skąd pochodzi. W przytułku otrzymuje nowe nazwisko - Franciszek Znajda. Franek, podobnie jak Maksym szuka własnej tożsamości, szuka swojej przeszłości...
Nie chwaląc się dosyć szybko wymyśliłam (jak się okazało słusznie) jaka relacja zachodzi pomiędzy Maksymem a Frankiem - ale to była jedyna rzecz, którą udało mi się przewidzieć... Autor ciągle zaskakuje czytelnika nowymi pomysłami, nie pozwala na chwile nieuwagi. I co najważniejsze tworzy zupełnie nowy obraz podróży w czasie - wątku jakby nie było mocno wyeksploatowanego w literaturze fantastycznej. Krzysztofowi Piskorskiemu należy się w tym miejscu głęboki ukłon.
Dlaczego wiec miałam kłopoty z oceną? A dlatego, że autor ważną częścią fabuły uczynił kabałę. Zasadniczo wiem co to jest, ale jakoś nigdy nie czułam specjalnej konieczności zgłębiania tej modnej ostatnio mistyczno-filozoficznej szkoły. I niestety muszę przyznać, że z trudem przepychałam się przez te kabałowe fragmenty. :(
Reasumując - ciekawy pomysł, dobrze prowadzona akcja, oryginalni bohaterowie, czyli sama radość dla czytelnika tylko ta mistyka...
A niech tam - plusy przeważają - polecam i to nie tylko wielbicielom steampunku...
Czytałam i też uważam tę lekturę za interesującą :)
OdpowiedzUsuńHm... Może się skuszę ;)
OdpowiedzUsuń