piątek, 3 lutego 2017

Celebryta - to brzmi (a właściwie brzmiało) dumnie

Celebryta - kto to taki?
No cóż, najkrócej mówiąc to ktoś znany z tego, że jest znany. Celebryci pojawiają się na tzw. ściankach, zaszczycają wszelkiego rodzaju eventy (nawet jeśli jest to premiera korbowodu do ciągnika), wdzięczą się do fotografów i atakują z okładek prasy kolorowej. Tydzień bez nowego wpisu na Pudelku czy innej Plejadzie jest dla nich czasem straconym, więc prześcigają się z nowymi sensacyjnymi newsami na swój temat.
Z powyższego tekstu można by wnioskować, że nie jest to moja ulubiona grupa społeczna. Fakt, nie przepadam, ale staram się w miarę możliwości ignorować, większości nie kojarzę, no może poza Grycankami, ale to już wina lodów, które uwielbiam. Chociaż takiego wybryku natury jakim była kilka lat temu niejaka Jola Rutowicz to nawet ja nie dałam rady nie zauważyć. I do dzisiaj mnie wstrząsa na samo wspomnienie...

Czyli dzisiejszy celebryta to ktoś raczej mało godny uwagi. Nie to co jeszcze kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu. Żeby być celebrytą w PRL-u trzeba było sobą coś konkretnego reprezentować. Nawet "Czerwony Książę", czyli Andrzej Jaroszewicz, syn premiera Piotra Jaroszewicza, oprócz znanego nazwiska mógł się pochwalić pasją i osiągnięciami jako kierowca rajdowy. Ówcześni celebryci to ludzie utalentowani i o ugruntowanej pozycji zawodowej, przedstawiciele kultury i sztuki - Zbigniew Cybulski, Kalina Jędrusik, Agnieszka Osiecka, Daniel Olbrychski, Maryla Rodowicz, Stanisław Mikulski, Marek Hłasko czy Leopold Tyrmand. O nich i o wielu jeszcze innych ikonach lat 50., 60. i 70. opowiada książka Aleksandry Szarłat "Celebryci z tamtych lat".

O życiu prywatnym ówczesnych celebrytów przysłowiowy Kowalski wiedział niewiele, no chyba, że sławny człowiek stał się bohaterem jakiegoś skandalu - nie było kolorowej prasy, fotoreporterzy robili zdjęcia tylko podczas oficjalnych imprez (np. festiwali), a znajomi gwiazd odznaczali się wyjątkowa dyskrecją. Co innego tzw. "środowisko" - tu wszyscy się znali, wszyscy o wszystkich plotkowali, ale, co ważne, swoją wiedzę zachowywali dla siebie.

Autorka książki dotarła do wielu gwiazd tamtego okresu i namówiła ich na wspomnienia o sobie, ale także o innych, bowiem wielu gwiazd (dosyć wspomnieć Hłaskę, Osiecką, Jędrusik czy Cybulskiego) od dawna już nie ma między nami. Z tych wspomnień powstał ciekawy przewodnik po celebryckim szlaku.
Tak więc celebryta tamtych czasów miał raczej pogardliwy stosunek do rzeczy materialnych, bogactwem nie grzeszył, a jak już jakaś forsa się mu trafiła to szybciutko zostawiał ją w którymś z kultowych lokali z wyszynkiem. Owszem, od czasu do czasu pozwalał sobie na jakiś ekstrawagancki ciuch, który stawał się potem symbolem, tak jak kurtka Zbigniewa Cybulskiego czy biały kożuch Marka Hłaski. Celebryci nie zważali przesadnie na drobnomieszczańskie konwenanse, chociaż w porównaniu z ich dzisiejszymi odpowiednikami cechowała ich wręcz wzorowa moralność. Mieli styczność z komunistyczną władzą i wszechwładną SB-cją, zdarzało im się iść na układ typu występ na festiwalu piosenki radzieckiej w zamian za paszport na wyjazd do Francji czy USA, niektórzy czerpali z tego wymierne korzyści typu własne M-2 poza kolejką czy talon na małego fiata. Zdarzały się konflikty na tle artystycznym, ale generalnie towarzystwo żyło w miarę zgodnie, spotykano się w warszawskich restauracjach i kawiarniach, jeździło się na te same festiwale, a wakacje spędzało się w Sopocie, na Mazurach bądź w Zakopanem. Najważniejsze, że wszyscy mieli czas na spotkanie, rozmowę czy wreszcie imprezowanie. I właśnie tego, tego wspólnie spędzanego czasu, najbardziej dzisiaj jest brak ówczesnym celebrytom. Ale jak mawiał klasyk - to se ne wrati...

Książkę przeczytałam z ogromnym wzruszeniem - trochę tego PRL-u, w jego schyłkowej formie, pamiętam z dzieciństwa. Dlatego polecam ją szczególnie moim rówieśnikom - to świetny pretekst do podróży w przeszłość. 
Aczkolwiek dla młodych ludzi to może być ciekawa lektura i powód do zastanowienia się nad współczesnymi ikonami stylu. Wystarczy bowiem porównać Natalię Siwiec i Kalinę Jędrusik - obydwie mogą poszczycić się pięknym biustem, z tym że u pani Siwiec jest to jedyny atut, natomiast pani Jędrusik była przy okazji wspaniałą artystką i prawdziwą osobowością polskiej kultury.

7 komentarzy:

  1. czytałam z dwa lata temu tę książkę i bardzo, bardzo mi się podobała

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam opowieści z tamtych lat, tamten klimat, kulturę i to jak potrafili się bawić. Ostatnio o tamtych czasach z przyjemnością czytałam w książkach "Ja, Fronczewski" i "Dzień dobry, jestem z kobry.." M. Czubaszek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach i ta Kalina Jędrusik, po prostu boska :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedyś celebryta miał za sobą konkretny dorobek artystyczny, dziś wystarczy, że się się publicznie rozbierze...

    OdpowiedzUsuń
  5. Już nie ma takich Celebrytów jak kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kalina Jędrusik - skandalistka, ale z jaką klasą!

    OdpowiedzUsuń
  7. Byli podziwiani, uwielbiani a może nawet nienawidzenie, ale nie byli celebrytami w dzisiejszym tego słowa znaczeniu więc żyli w zasadzie tak jak chcieli. Nie musieli wciąż kręcić się koło świecznika..I to se nie wrati....

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)