poniedziałek, 26 marca 2012

Kraków w oparach alkoholu

Na okoliczność DKK przeczytałam książkę Marcina Świetlickiego pt. "Dwanaście".
Nie powiem, oczekiwania miałam dosyć duże, bo nazwisko znane, książka reklamowana jako wciągający kryminał, same pochlebne recenzje a na dodatek dzieje się w Krakowie... No po prostu czytelnicze marzenie.
Zaczęłam czytać po przyniesieniu do domu i mój entuzjazm zjechał sobie z Giewontu do poziomu gruntu - nawet miałam taką myśl, że koleżance, która zaproponowała tę lekturę zwyczajnie nabluzgać (uwierzcie, potrafię) - na szczęście nie nawinęła mi się jakoś pod rękę. Książka została odłożona na półkę z postanowieniem nie marnowania czasu. W sobotę jednak ruszyło mnie sumienie - bo jak tu dyskutować o czymś czego się nie czytało - i wzięłam się za lekturę. Przeczytałam ponad połowę a wczoraj dobrnęłam do końca - bo dzisiaj zaplanowane było spotkanie naszego klubu. Summa summarum koleżance nie nawtykałam, ale książka mocno taka sobie...

Głównym bohaterem jest Mistrz - dawna gwiazda młodzieżowego serialu detektywistycznego, dzisiaj człowiek skończony - bez pracy, samochodu, telefonu i dokumentów, żyje sobie w obskurnym mieszkaniu przy Małym Rynku w Krakowie a jego głównym zajęciem jest upijanie się w miejscowych barach, ze szczególnym wskazaniem na lokal o nazwie Biuro położony przy ulicy św. Jana. Właścicielem Biura jest jego dawny przyjaciel, były muzyk i wokalista zespołu Biały Kieł, o pseudonimie Mango.
 Czas trwania akcji - dwanaście miesięcy, od stycznia do grudnia 2005 roku.  Roku ważnego dla Polski i świata - śmierć papieża, zamach terrorystyczny w Londynie, pokłosie pomarańczowej rewolucji na Ukrainie, u nas wybory prezydenckie, żeby wspomnieć te najważniejsze wydarzenia. Na ich tle toczy się historia Mistrza i jego starych znajomych. W jego do bólu przewidywalne i nudne życie wkracza przebojem młoda dziewczyna - spotkanie z tajemniczą Patrycją rozpoczyna lawinę zdarzeń. W tajemniczych okolicznościach ginie jeden z członków zespołu Biały Kieł, ochroniarz z Biura popełnia samobójstwo (a w każdym razie policja tak twierdzi), koło Manga  i Mistrza zaczyna się kręcić Duża Ładna Pani z telewizji, a mieszkanie Mistrza znajduje się pod obserwacją tajemniczego nieznajomego.  A to tylko początek z szeregu dziwnych spraw.

Historia nakreślona przez Świetlickiego niespecjalnie mnie porwała - ot, zdegenerowane środowisko, wiecznie zapijaczeni lub skacowani bohaterowie, telewizyjny świat układów i układzików, jednonocne przygody erotyczne, budzące raczej niesmak niż jakiekolwiek inne uczucie - zupełnie nie moje klimaty.
Zaczęłam się zastanawiać co spowodowało tak dobry odbiór tej książki u większości czytelników. I doszłam do wniosku, że to chyba język i pewna autentyczność w kreacji bohaterów. Śledząc tok myśli Mistrza można odnieść wrażenie, że są one zależne od zawartości alkoholu w jego organizmie. W miarę jak bohater ulega zamroczeniu narracja staje się coraz bardziej poplątana, wręcz bełkotliwa, miejscami wpada w słowotok, monotonny, na jednym oddechu, bez znaków przestankowych. Innym razem myśli i wypowiedzi są bardzo precyzyjne i dowodzą dużej inteligencji. Niektóre fragmenty, określenia czy wypowiedzi powracają jak mantra, stanowią jakby obsesję bohatera.

Trudno mi jednoznacznie określić mój stosunek do tej książki - przepraszam wszystkich wielbicieli pana Świetlickiego, ale dla mnie nie jest to żadne arcydzieło tylko raczej przeciętny tekst, który nie wnosi w moje życie żadnych nowych wartości.
Ale to może dlatego, że jako osoba niepijąca nie potrafię się wczuć w psychikę kogoś topiącego troski w kieliszku. Mnie po prostu szkoda byłoby czasu i zdrowia, że o pieniążkach nie wspomnę...

12 komentarzy:

  1. Witam...
    ...i od razu mówię, że się zgadzam. Z grubsza. Faktycznie, tekst taki sobie, faktycznie czasem zagmatwany (czytałem książkę dawno, zaraz po ukazaniu się, albo niewiele później), ale pamiętam jakieś dziwne sceny w starym hotelu, które były trochę, by użyć slangu, 'od czapy'. Ale jednak momenty były zabawne (choć pewnie nie tego przede wszystkim spodziewać się należy po kryminale). No i alkoholowy klimat mi nie przeszkadzał, wręcz przeciwnie, lubię taki... w książkach.
    Lektura łatwa, może i miła, ot - rozrywkowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi zabawnymi momentami to masz rację - parę razy się uśmiechnęłam:)
      Dodam jeszcze, że znając całkiem nieźle Kraków muszę przyznać, że atmosfera miasta i jego knajp dobrze uchwycona jest. No ale pan Świetlicki też bywalcem tych lokali pewnie jest...

      Usuń
    2. No pewnie jest, pewnie też od... calvadosu (nie wiem, czy dobrze pamiętam poranny napój Mistrza) nie stroni, tudzież innych umilaczy. I to też plus tej książki, że takie właśnie robi szczere wrażenie, czyli że Autor wie, o czym pisze.
      No i sobie czytelników Świetlicki jednak zaskarbił, bo i kontynuację napisał i tak zwany priquel ('Trzynaście' i 'Jedenaście'), choć po nie już nie sięgałem.
      A swoją drogą już to, że pijak z czystym sumieniem może powiedzieć, że od rana czas spędza w biurze, znaczy w Biurze, to jest dość zabawny pomysł.
      pozdrawiam

      Usuń
  2. Czytałam jakieś wiersze chyba, ale szybko uleciały.
    Co do książek nie skończonych, to w tym roku i Forster i Maugham odpadli. Właściwie ja odpadłam. Chyba znów nie trafili na odpowiedni czas...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiersze Świetlickiego dosyć pozytywnie odbieram:)

      Usuń
  3. A ja ostatnio jestem pozytywnie nastawiony do naszych ojczystych kryminałów, tzn. od kiedy przeczytałem książke "W krakowskiej Matni" Pana Bartłomieja Sasa. Też akcja dzieje się w Krakowie. Na tę może się skuszę.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja polskie kryminały bardzo lubię i między innymi dlatego miałam duże oczekiwania przed lekturą.

      Usuń
  4. Świetlicki z kolegą jako Marianna Świeduchowska popełnił kiedyś "Katechetów i frustratów" - to było całkiem, całkiem, chociaż bez szału. Pewnie najlepiej bawili się autorzy obmawiając znajomych, chociaż opisanym znajomym pewnie do śmiechu nie było. Jak ktoś lubi powieści z kluczem i zna krakowski światek, to pewnie przeczyta z większym zapałem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że tu pewnie też jakiś klucz jest - ja mogę tylko potwierdzić, że realia krakowskie są świetnie uchwycone, a knajpy w opisywanych miejscach faktycznie są - nazwy co prawda inne, ale szczegóły się zgadzają:)

      Usuń
  5. Wydaje mi się, że wiele osób się rozczarowało, bo się nastawiło na kryminał, a to jest raczej zabawa z konwencją kryminału, powieść z gatunku "pokręconych", a ja takie lubię. Przeczytałam wszystkie części, dobrze się przy tym bawiąc, nie trzeba być osobą pijącą, by się wczuć ;-) to nie tędy droga.
    Dobrze, że proza Świetlickiego wzbudza różnorodne emocje i ma różny odbiór, to oznacza, że jest "jakaś", specyficzna, ma swój styl, który oczywiście nie każdemu musi odpowiadać, a nie jest z typu tych, co to wszyscy chwalą na lewo i prawo, a bywa nijakie. Uff, nieco zagmatwałam.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Hm, dużo słyszałam o tej książce (i pozostałych z cyklu), ale nigdy nie mogłam jej dorwać. Skoro rzecz dzieje się w Krakowie, to chyba muszę dla świętego spokoju przynajmniej spróbować ją przeczytać, ale po twojej recenzji nie nastawiam się na szał dzikich ciał.

    OdpowiedzUsuń
  7. Miałam podobne odczucia po przeczytaniu tej książki :)

    Zapraszam na mój konkurs :)

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)