środa, 21 marca 2012

Omnibusem przez międzywojenną Warszawę podróż sentymentalna

Na początku serdecznie dziękuję Lirael za wirtualnego "kopa", bo gdyby nie jej "Miesiąc z Marią" to pewnie panią Kuncewiczową dalej znałabym tylko z nazwiska...

Ze skruchą przyznaję, że gdyby mnie ktoś zapytał na temat znajomości utworów pisarki (a i jej samej takoż) to potrafiłabym wymienić tylko "Cudzoziemkę", o której zresztą też, o zgrozo, nic (poza tytułem) nie jestem w stanie powiedzieć... No i jeszcze po pewnym wysiłku skojarzyłabym może z pisarką Kazimierz Dolny, bo tam przez wiele lat mieszkała.
Kiedy więc padła propozycja poznania przynajmniej jednej książki tej autorki, przepatrzyłam zasoby naszej biblioteki gminnej i zgłosiłam akces do projektu Lirael. Następnie przeszłam do wyboru książki do przeczytania. Najbardziej oczywisty wybór to wspomniana wyżej "Cudzoziemka" ale szybko doszłam do wniosku, że pewnie tak jak ja pomyśli większość uczestników wyzwania więc może by poszukać czegoś innego. I tym sposobem z bibliotecznej półki wyjęłam "Dyliżans warszawski". Dlaczego akurat to? Cóż, chyba swoje zrobił tytuł - romantyczny, trochę staroświecki i nieco zaskakujący - owszem dyliżans na Dzikim Zachodzie, ale w Warszawie?

Jak to zwykle bywa książka odleżała swoje na półce i wreszcie wczoraj doczekała się na swoją kolejkę. Nie jest zbyt obszerna na szczęście, bo jak zaczęłam czytać to nie odłożyłam jej aż skończyłam. "Dyliżans warszawski" to zbiór felietonów z lat międzywojennych - pierwsze wydanie ukazało się w roku 1935. Do pierwotnego tekstu w późniejszych wydaniach dołączono dwa dodatki - reportaż "Warszawa w nocy" napisany w 1938 roku oraz "Kanapowe kraje" z roku 1945.
Wszystkie utwory ze zbiorku opowiadają o warszawskiej ulicy i ludziach zamieszkujących stolicę. Próżno by tu jednak szukać nazwisk z pierwszych stron ówczesnych gazet, czy opisu najmodniejszych ulic międzywojennej Warszawy. Autorka opisuje codzienność drobnej inteligencji, podupadłego ziemiaństwa, które po utracie lub wyprzedaży majątków musiało się odnaleźć na wielkomiejskim bruku, robotników i służby domowej. 
Tematyka może nie jest specjalnie odkrywcza - wszak wiele książek o tamtych latach opowiada. Tym co wyróżnia tę pozycję na tle innych jest jej język - niezwykle bogaty i sugestywny. Czytając opisy tworzone przez Kuncewiczównę mamy przed oczami Park Saski i bawiące się w nim dzieci, tramwaj wypełniony pasażerami, modny dancing i obskurną spelunkę, niemal słyszymy dźwięki patefonu, czujemy zapach i smak wielkanocnego ciasta.
Trzeba wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy - Kuncewiczowa ma niezwykły dar zaglądania pod powierzchnię rzeczy i ukazywanie ich takimi jakie są naprawdę a nie tylko jakimi wydają się być. Autorka przedstawia analizę psychologiczną swoich bohaterów i ich zachowań,robi to jednak w sposób zrozumiały dla przeciętnego czytelnika, niezwykle eleganckim literackim językiem.
Na koniec dodam jeszcze, że z tekstów przebija ogromna sympatia do ludzi i miasta oraz wysublimowane poczucie humoru, co czyni lekturę jeszcze przyjemniejszą.

Myślę, że książka powinna przypaść do gustu nie tylko warszawiakom. A ja sobie obiecuję, że jeszcze do Marii Kuncewiczowej kiedyś wrócę.




5 komentarzy:

  1. O, tak. Dar zaglądania pod powierzchnię rzeczy i władanie pięknym językiem to sztandarowe cechy MK. Muszę i ja kiedyś wybrać się na czytelniczą przejażdżkę tym "Dyliżansem...", tymczasem jestem w krainie "Fantomów" - ładne, ale jakoś żmudnie mi idzie. Kuncewiczowa pisała raczej niezbyt obszerne tomy, "Dwa księżyce" na pewno szybciutko byś pochłonęła, polecam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wielkie podziękowania należą się Tobie za zainteresowanie "Marcem z Marią" i wcielenie go w czyn.:)
    Recenzja świadczy o tym, że mogę spać spokojnie, bo książka przypadła Ci do gustu. :)
    Cieszę się, że Ty też dostrzegłaś poczucie humoru Kuncewiczowej. Nawet autorka monografii podkreśla, że nie wszystkim jest dane je zauważyć. Polszczyzna i styl pani mMrii dla mnie też są źródłami zachwytu.
    "Cudzoziemka" jest zupełnie inna, ale też mam wrażenie, że mogłaby Ci przypaść do gustu. A jako miłośniczka powieści historycznych mogłabyś też docenić "Leśnika".
    Jeszcze raz serdeczne dzięki i mam nadzieję, że przejażdżka dyliżansem to początek Twojej przygody z książkami Kuncewiczowej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też zdecydowałam się na "przejażdżkę" tym "Dyliżansem..." i nie żałuję :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Na romanse to raczej nie reflektuję, ale na "Dyliżans Warszawski" na pewno się skuszę. Warszawa – z której pochodzę i do której zawsze wracam – fascynuje mnie od dawna. Dzięki za świetną rekomendacje.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za zwrócenie uwagi na ten tytuł. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)