Książka o której chcę dzisiaj napisać, to jedna z tych lektur, które przeczytałam pod wpływem filmu, ponieważ najpierw zobaczyłam ekranizację, a dopiero później sięgnęłam po pierwowzór filmowego scenariusza. I do dzisiaj nie wiem która wersja mi się bardziej podobała - jakby nie było, nie potrafię sobie wyobrazić Hedwigi, bohaterki "Panienki z okienka" inaczej jak z twarzą młodziutkiej Poli Raksy...
"Panienka z okienka", której autorką jest Jadwiga Łuszczewska ma podtytuł "Starodawny romansik" - może on i starodawny, ale czyta się go całkiem przyjemnie i dzisiaj.
Jadwiga Łuszczewska, bardziej znana jako Deotyma przyszła na świat w Warszawie w 1834 roku. Była córką Wacława Łuszczewskiego i Magdaleny z Żółtowskich - jej dziadek Edward Żółtowski był generałem w wojsku napoleońskim. Przyszła pisarka wychowywana była w duchu patriotyzmu, od najmłodszych lat miała kontakt z polską literaturą i historią. Rodzina wiele podróżowała - zarówno po ziemiach polskich, jak i po Europie. Matka dziewczynki prowadziła jeden z popularniejszych salonów w stolicy i tam też zadebiutowała jej nastoletnia córka - szybko zdobyła rozgłos jako niezrównana improwizatorka poezji.
Swoją popularność wykorzystywała ni tylko w salonie rodziców, zaangażowała się również w działalność patriotyczną, brała udział w manifestacjach poprzedzających wybuch powstania styczniowego, chociaż ostatecznie opowiedziała się za Aleksandrem Wielopolskim, który był przyjacielem jej rodziców. Po wybuchu powstania wraz z ojcem (został aresztowany po złożeniu przez niego tytułu carskiego szambelana) udała się na zesłanie z którego wrócili w 1865 roku. W niedługim czasie zmarli jej rodzice a ona sama zainaugurowała działalność własnego salonu literackiego, który przetrwał do pierwszych lat XX wieku. Zmarła w 1908 roku w Warszawie.
Łuszczewska zajmowała się głównie improwizacją poetycką - w czasie spotkań towarzyskich tworzyła na poczekaniu wiersze na zadany temat. Była nazywana polską Safoną - raz z powodu swojej poezji, a poza tym również na konto kostiumów w których występowała, a które stylizowane były na starogreckie stroje. Stało się to również przyczyną złośliwych wierszyków na cześć poetessy:
I chociaż poezja była największą dumą autorki to dla współczesnego czytelnika pozostaje ona autorką "Panienki z okienka".
Akcja książki toczy się w XVII-wiecznym Gdańsku. Kazimierz Korycki jest oficerem floty wojennej. Przypadkiem poznaje młodą mieszczkę Hedwigę, wychowanicę kupca Johannesa Szulca. Żona Szulca przygarnęła maleńką sierotkę, kiedy w czasie podróży do krewnych natrafiła na gromadkę dzieci odbitych z tatarskiego jasyru. Wtedy też zaginęła Krysia, mała siostrzyczka Kazimierza i młody człowiek ma nadzieję, że jeszcze kiedyś ją odnajdzie. Szybko upewnia się, że Hedwiga nie jest jego zaginioną siostra i nic nie stoi na przeszkodzie żeby młodzi zakochali się w sobie, jednak opiekun nie myśli oddać pięknej podopiecznej polskiemu szlachcicowi.
W książce mamy właściwie wszystkie atrybuty powieści płaszcza i szpady - tajne schadzki, ucieczki, porwanie, nieoczekiwane zwroty akcji i szczęśliwe zbiegi okoliczności. Jest także pewien ukryty list - a co w nim takiego było można sie dowiedzieć po przeczytaniu utworu Deotymy.
Do "Panienki z okienka" wracam co jakiś czas, pomimo, że świetnie wiem jak potoczą się losy Hedwigi, Kazimierza, kupca Szulca czy jego sąsiadki pięknej pani Flory. Książka napisana jest pięknym językiem, akcja jest przemyślana, chociaż czasem trąci schematem - należy jednak pamiętać, że Deotyma pisała ją ponad 100 lat temu (po raz pierwszy wydano ją w 1898 roku) i wtedy bardzo korzystnie wyróżniała się na tle innych powieści dla młodzieży. To świetna powieść przygodowo-romantyczna, bez cienia dydaktyzmu tak na ów czas modnego w literaturze przeznaczonej dla młodego odbiorcy.
A na koniec fotografia ze wspomnianej na początku filmowej wersji powieści, która powstała w 1964 roku:
"Panienka z okienka", której autorką jest Jadwiga Łuszczewska ma podtytuł "Starodawny romansik" - może on i starodawny, ale czyta się go całkiem przyjemnie i dzisiaj.
Jadwiga Łuszczewska, bardziej znana jako Deotyma przyszła na świat w Warszawie w 1834 roku. Była córką Wacława Łuszczewskiego i Magdaleny z Żółtowskich - jej dziadek Edward Żółtowski był generałem w wojsku napoleońskim. Przyszła pisarka wychowywana była w duchu patriotyzmu, od najmłodszych lat miała kontakt z polską literaturą i historią. Rodzina wiele podróżowała - zarówno po ziemiach polskich, jak i po Europie. Matka dziewczynki prowadziła jeden z popularniejszych salonów w stolicy i tam też zadebiutowała jej nastoletnia córka - szybko zdobyła rozgłos jako niezrównana improwizatorka poezji.
Swoją popularność wykorzystywała ni tylko w salonie rodziców, zaangażowała się również w działalność patriotyczną, brała udział w manifestacjach poprzedzających wybuch powstania styczniowego, chociaż ostatecznie opowiedziała się za Aleksandrem Wielopolskim, który był przyjacielem jej rodziców. Po wybuchu powstania wraz z ojcem (został aresztowany po złożeniu przez niego tytułu carskiego szambelana) udała się na zesłanie z którego wrócili w 1865 roku. W niedługim czasie zmarli jej rodzice a ona sama zainaugurowała działalność własnego salonu literackiego, który przetrwał do pierwszych lat XX wieku. Zmarła w 1908 roku w Warszawie.
Łuszczewska zajmowała się głównie improwizacją poetycką - w czasie spotkań towarzyskich tworzyła na poczekaniu wiersze na zadany temat. Była nazywana polską Safoną - raz z powodu swojej poezji, a poza tym również na konto kostiumów w których występowała, a które stylizowane były na starogreckie stroje. Stało się to również przyczyną złośliwych wierszyków na cześć poetessy:
Deotyma się nadyma,
Zamiast kiecki ma strój grecki.
Miała równie tyle zwolenników co przeciwników - ci ostatni zarzucali jej zbytni patos, przeładowanie jej poezji ozdobnikami, które miały zatuszować miernotę wierszyków. Anonimowy złośliwiec napisał:
Smutno kiedy Deotyma
Na natchnienie się nadyma.
A tu obok cicho skomli
Tkliwy wierszyk Syrokomli"
I chociaż poezja była największą dumą autorki to dla współczesnego czytelnika pozostaje ona autorką "Panienki z okienka".
Akcja książki toczy się w XVII-wiecznym Gdańsku. Kazimierz Korycki jest oficerem floty wojennej. Przypadkiem poznaje młodą mieszczkę Hedwigę, wychowanicę kupca Johannesa Szulca. Żona Szulca przygarnęła maleńką sierotkę, kiedy w czasie podróży do krewnych natrafiła na gromadkę dzieci odbitych z tatarskiego jasyru. Wtedy też zaginęła Krysia, mała siostrzyczka Kazimierza i młody człowiek ma nadzieję, że jeszcze kiedyś ją odnajdzie. Szybko upewnia się, że Hedwiga nie jest jego zaginioną siostra i nic nie stoi na przeszkodzie żeby młodzi zakochali się w sobie, jednak opiekun nie myśli oddać pięknej podopiecznej polskiemu szlachcicowi.
W książce mamy właściwie wszystkie atrybuty powieści płaszcza i szpady - tajne schadzki, ucieczki, porwanie, nieoczekiwane zwroty akcji i szczęśliwe zbiegi okoliczności. Jest także pewien ukryty list - a co w nim takiego było można sie dowiedzieć po przeczytaniu utworu Deotymy.
Do "Panienki z okienka" wracam co jakiś czas, pomimo, że świetnie wiem jak potoczą się losy Hedwigi, Kazimierza, kupca Szulca czy jego sąsiadki pięknej pani Flory. Książka napisana jest pięknym językiem, akcja jest przemyślana, chociaż czasem trąci schematem - należy jednak pamiętać, że Deotyma pisała ją ponad 100 lat temu (po raz pierwszy wydano ją w 1898 roku) i wtedy bardzo korzystnie wyróżniała się na tle innych powieści dla młodzieży. To świetna powieść przygodowo-romantyczna, bez cienia dydaktyzmu tak na ów czas modnego w literaturze przeznaczonej dla młodego odbiorcy.
A na koniec fotografia ze wspomnianej na początku filmowej wersji powieści, która powstała w 1964 roku:
Tutaj Pola Raksa w wersji blond, dwa lata później podbiła serca widzów jako rudowłosa czerwonoarmistka Marusia w ekranizacji "Czterech pancernych i psa" J. Przymanowskiego. |
Jestem trochę młodsza, ale i ja czytywałam niegdyś "Panienkę...", film chyba tez widziałam, niedawno zakupiłam własne wydanie, bo zawsze biblioteczne.
OdpowiedzUsuń