czwartek, 15 marca 2012

Meg, Jo, Beth i Amy czyli "Małe kobietki"

Zdarzyło się kilkakrotnie, że o jakiejś książce dowiedziałam się przy lekturze czegoś innego - tak było z "Małymi kobietkami" Louisy May Alcott, które czytała Agata Abbot, bohaterka "Tajemniczego opiekuna".
Książkę, która w założeniu miała być lekturą dla dorastających panienek przeczytałam kilka lat temu jako osoba całkowicie dorosła - wcześniej nie mogłam jej nigdzie zdobyć. Przeczytałam książkę i polubiłam jej bohaterki. Jakoś niedługo potem obejrzałam ekranizację z 1994 roku i, o ile to możliwe, moja sympatia dla panien March jeszcze się pogłębiła.

Jesteśmy w Ameryce Północnej w okresie wojny secesyjnej. W Orchard House mieszka rodzina Marchów. Pan March walczy na froncie, a jego żona zajmuje się domem i wychowaniem czterech córek. Matka ma bardzo nowoczesne jak na owe czasy poglądy na wychowanie dzieci oraz na rolę kobiety w społeczeństwie, daje córkom dużą swobodę, pomaga rozwijać własne talenty i zachęca do szukania własnego miejsca w świecie. Panny March to cztery indywidualności, które pomimo dzielących je różnic bardzo się kochają i świetnie rozumieją. Najstarsza Meg jest tradycjonalistką, jej największym marzeniem jest założyć szczęśliwą rodzinę, zostać spełnioną żoną i matką. Nieco młodsza Jo to rodzinna artystka - fascynuje ją teatr, ma talent literacki i w pisaniu widzi swoją przyszłość. Jest też najbardziej niezależna z sióstr March. Z kolei Beth jest bardzo nieśmiała a jej największym marzeniem jest niesienie pomocy innym, nawet kosztem własnego zdrowia. Najmłodsza siostra Amy to jeszcze dziecko, chociaż pozuje na damę, i jak to najczęściej z najmłodszymi w rodzinie bywa jest rozpieszczona i kapryśna.

Na kartach książki śledzimy codzienne życie sióstr March, ich radości i smutki, nadzieje i rozczarowania. I chociaż książka powstała niemal 150 lat temu w dalszym ciągu może być aktualną lekturą dla młodych dziewcząt - a i dla tych starszych też. Być może dla współczesnej czytelniczki będzie ta opowieść zbytnio moralizatorska, ale trzeba pamiętać, że w okresie kiedy powstała "powieści dla dorastających panien" musiały nieść ze sobą wartości wychowawcze - to samo można dostrzec w uwielbianej przez większość młodszych i starszych czytelniczek "Ani z Zielonego Wzgórza", która chociaż powstała sporo później, to jednak napisana jest w bardzo podobnej konwencji.
Autorce udało się stworzyć wiarygodnych bohaterów, a przez to, że każda z dziewcząt jest inna czytelniczki mają większą możliwość utożsamienia się z którąś z nich.
Prosty język, nieco staroświecki urok i ciekawe postacie stworzone przez autorkę sprawiają, że książka jest idealną lekturą na długie wieczory lub leniwe popołudnia...

6 komentarzy:

  1. Ta książka pojawia się często w innych książkach, i choć teraz nie umiem podać gdzie konkretnie, to na pewno się przewija to tu to tam, bo znam ją właśnie z takich wzmianek, a lektura -ciągle in spe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Być może ja reprezentuję męski punkt widzenia, ale ta powieść jest okropnie ckliwa, nieznośnie dydaktyczna i miejscami wręcz nie do zniesienia. Ratuje ją Jo ze swymi dzikimi pomysłami i cicha Beth. Tatusia za moralizatorstwo ma się chęć udusić po prostu. Ciekawe tylko, czemu przeczytałem to nawet w oryginale:)) Pewnie z czystego masochizmu:P Drugi tom jest dużo słabszy, a ratują go tylko obrazki - w moim polskim wydaniu bohaterkom ręce wyrastają wprost z szyi, a stawy mają w absolutnie niespodziewanych miejscach:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alternatywna anatomia?

      Usuń
    2. Ha ha, raczej szwagierka dyrektora wydawnictwa ilustrowała:P

      Usuń
    3. Bo czasem trzeba przeczytać coś ckliwego - chociażby po to, żeby sobie kanaliki łzowe przefiltrować;)

      Drugiej części nie znam, ale opinie z jakimi się spotkałam są wszystkie negatywne więc raczej szukać nie będę.

      Moja domowa książka wydana jest we współpracy Muzy i Świata Książki (1999 rok) i ma ciekawą warstwę graficzną - oprócz normalnych ilustracji (próbka na okładce) są w niej reprodukcje grafiki, obrazów, plakatów, ulotek i reklam z tamtego czasu oraz fotografie z epoki(to się chyba dagerotyp wtedy nazywało). Jak dla mnie super:)

      Usuń
    4. Ja mam drugi tom w wydaniu Tentenu i to jest masakra:P I ten drugi tom nie jest taki najgorszy, jeśli ktoś chciałby zobaczyć, jak młode dziewczę jest tresowane na kurę domową, co to mężowi kapcie w zębach przynosi:)

      Usuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)