środa, 28 września 2011

Jak zmyliła mnie okładka i nazwisko autorki

Gdyby zapytać z jakimi książkami kojarzy się nazwisko pisarki Ursuli K. Le Guin to pewnie większość odpowiedziałaby, że to autorka książek z gatunku science fiction. Taka też była moja wiedza na temat tej osoby, kiedy z bibliotecznej półki wyjmowałam "Opowieści orsiniańskie" jej autorstwa. Jeżeli dołożyć do tego okładkę z jakimś skrzydlatym stworzeniem w nocnej scenerii i opis z okładki głoszący: "Dzieje się to w Orsinii, krainie średniowiecznych zamków strzegących miast otoczonych murami i torów kolejowych znikających w górach, gdzie wciąż mieszkają dawni bogowie; w krainie surowej rzeczywistości i łagodnych marzeń, której mieszkańcy podlegają potężnym siłom i odważnie walczą o swoje racje." to nie powinno nikogo dziwić, że szukałam w niej opowieści z pogranicza fantasy i science fiction (te tory kolejowe nie pasowały mi za bardzo do czystego fantasy). Szukałam, ale niestety nie znalazłam. 

"Opowieści orsiniańskie" to zbiór jedenastu opowiadań, których akcja toczy się gdzieś w środkowej Europie w bliżej nieokreślonym czasie - w większości z nich, mając niejakie pojęcie o historii, stawiałabym na lata 50-te i 60-te na Węgrzech. Są to teksty różnej długości i, niestety, różnej jakości, od dobrych do zdecydowanie słabych, pisane dosyć trudnym językiem (tu nie wiem czyja to zasługa - autorki, czy marnego tłumaczenia). O czym są te opowiadania? Najprościej powiedzieć, że o uczuciach - miłość, strach, wyobcowanie, samotność, to wszystko znajdziemy na kartach tego zbioru. I jeszcze o beznadziejnym ludzkim losie - bo wszystkie są mniej lub bardziej pesymistyczne. Nawet te które niby kończą się dobrze...
Co jeszcze mnie uderzyło w tych opowiadaniach to pewien schematyzm - zaczynając czytać kolejny tekst miałam wrażenie, że wiem jakie będzie zakończenie i raczej się nie myliłam.

I muszę powiedzieć, że po przeczytaniu nie bardzo wiem jak ocenić tę książkę. Bo jeśli brać pod uwagę to czego się spodziewałam i co sugerowała mi okładka, nazwisko autorki,opis oraz napis "Fantastyka" na grzbiecie to się niestety zawiodłam - bo fantastyki to tam nie ma (no chyba, że pod fantastykę podciągnąć fakt, że miasta o których mowa w tekście nie istnieją w rzeczywistości) ani za grosz. Ale otrzymałam za to solidną dawkę opowieści psychologicznych i to nawet niezłych.

Tyle, że nie szukałam rozważań o człowieku i jego smutnym, pogmatwanym losie a wciągającej baśni o elfopodobnej istocie, która ma jedno skrzydło motyla a drugie orła. I nawet nie wiem już czy polecam czy nie polecam tej książki...

6 komentarzy:

  1. Sama pewnie również spodziewałabym się czegoś z gatunku S-F. Jednak teraz wiadomo czego od książki oczekiwać. Jak będę szukała czegoś poważniejszego, to może zajrzę do tej książki? Choć, nie za bardzo przepadam za opowiadaniami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście, takie niespodzianki zazwyczaj nie są przyjemne, nawet jeśli opowiadania trzymają poziom. Ja zazwyczaj lubię wiedzieć, jaki gatunek literatury biorę do ręki. Jak poprzedniczka - nie przepadam za bardzo za opowiadaniami, więc raczej nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapamiętam tytuł i nazwisko, a już na pewno okładkę i będę się raczej wystrzegać w bibliotece.

    OdpowiedzUsuń
  4. Autorki nie znam, nie wiem czy to dobrze czy źle...książka też niewiele mi mówi, cóż dział bibliotecznej fantastyki mijam szerokim łukiem. Nie miałam szczęścia do dobrych książek z tego gatunku i póki co nie mam odwagi, żeby podjąć się kolejnego wyzwania.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czasem opis i okładka mylą, ale niespodzianki też mogą byc miłe ...

    OdpowiedzUsuń
  6. le Guin ma specyficzny styl, tłumacz nie miał tu nic do gadania.

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)