W Winterfell się tłuką, pod Riverun się tłuką, w Królewskiej Przystani co prawda się nie tłuką, ale intrygują aż drzazgi lecą. Za Murem dzicy, którzy nazywają siebie Wolnymi Ludźmi szukają sposobu aby dostać się na teren Siedmiu Królestw - zbliża się przecież zima, a poza tym pojawia się coraz więcej Innych. Daenerys wędruje wzdłuż Zatoki Niewolniczej i, co za niespodzianka, zajmuje kolejne miasta tłukąc aż miło ich mieszkańców - no, tym to się chociaż należy, bo handel niewolnikami to bardzo niedobra rzecz jest...
Przeczytałam trzecią część "Pieśni lodu i ognia" George'a R.R. Martina czyli "Nawałnicę mieczy". Dla tych co może jeszcze nie wiedzą - na "Nawałnicę" składają sie dwa tomy "Stal i śnieg" oraz "Krew i złoto" - lekko licząc ponad 1100 stron fabuły i prawie 50 stron dodatku, w którym autor uporządkował bohaterów pierwszo-, drugo- i trzecioplanowych ze względu na przynależność do poszczególnych rodów i dworów. I niniejszym chwała mu za to, bo momentami miałam wrażenie, że jeden Balon przebywa równocześnie w dwóch miejscach, a po przestudiowaniu dodatku okazało się, że ich dwóch jest. Balonów znaczy się jest dwóch - jeden na Północy a drugi w Królewskiej Przystani.
Kolejne tomy sagi, pomimo, że nadzwyczaj obszerne nie przynoszą rozwiązań właściwie żadnego problemu. Walki pomiędzy Lannisterami a Robbem Starkiem trwają w najlepsze, Stannis szuka sprzymierzeńców, bo zdaje sobie sprawę z tego, że jego siły są bardziej niż nikłe, Arya dalej się pęta po lasach i bezdrożach, zmieniając tylko co jakiś czas towarzystwo, Bran szuka swojego przeznaczenia, a Jon staje przed największym jak do tej pory wyzwaniem. Wyzwaniem, które zmieni chłopaka w mężczyznę, które będzie od niego wymagało niezwykłej odwagi, sprytu i siły woli. Jaime uwolniony z niewoli w Riverun w czasie powrotu do Królewskiej Przystani rozpocznie coś na kształt przemiany - w każdym razie ja widzę to tak, że gdzieś w głębi swojej duszy ma ukryte zasady, honor rycerski, prawość, które próbują "wybić się na niepodległość". Jakby nie było to już nie ten sam Jaime, którego pamiętam z "Gry o tron" czy "Starcia królów". Cersei dalej knuje i ... no, robi to co najlepiej potrafi, a Tyrion po raz kolejny udowadnia, że pomimo kalectwa jest najnormalniejszym i najinteligentniejszym członkiem klanu Lannisterów. Czyli nic (z wyjątkiem Jaimego) nowego pod słońcem...
Jako, że wszędzie trwają walki to i część bohaterów, nawet tych pierwszoplanowych traci życie, zarówno po jednej jak i po drugiej stronie konfliktu. Odbywają się pogrzeby, zawierane są małżeństwa (szczególnie one są ważne ze względu na trwającą wojnę i szukanie najlepszych sojuszników), wesela nie zawsze kończą się pomyślnie i to nie tylko dla gości, ale i dla nowożeńców - tu szczególnego pecha ma pewna Tyrellówna, która w wieku 15 lat po raz drugi zostaje wdową...
Czytając te wywody można pewnie odnieść wrażenie, że mi się książka nie podobała - nic bardziej mylnego. To swoją drogą jakiś fenomen jest, że takie potężne tomiszcza, że właściwie przez cały czas się to samo dzieje, a człowiek czyta i z zapartym tchem czeka co będzie dalej. Jako, że to już kolejny tom to normalną rzeczą jest, że pewnych bohaterów lubię bardziej a innych mniej - jak na razie wszyscy ci, których darzę sympatią (Arya, Tyrion, Jon, Bran i Daenerys) żyją i mają się nie najgorzej, biorąc pod uwagę warunki w których przyszło im egzystować. Nie potrafię się jakoś przełamać jeśli chodzi o Sansę - pomimo tylu różnych przejść i tragedii jakie ją spotkały nic a nic nie zmądrzała. Zupełnie nie rozumiem skąd się u Starków taka idiotka wzięła... A jeszcze Robb mnie bardzo in minus zaskoczył - syn Neda Starka, praworządnego aż do bólu, beztrosko łamie dane Freyom królewskie słowo... Może z niego i świetny żołnierz, ale na dobrego władcę się raczej nie nadaje - król ma obowiązek stawiać dobro kraju przed korzyściami osobistymi.
I na koniec jeszcze kilka słów o magii, której dotąd zbyt dużo u Martina nie było, może z wyjątkiem smoków, które jak wiadomo magicznymi stworzeniami są oraz umiejętności niektórych dzieci Neda Starka do wcielania się w skórę swoich wilkorów. W tym tomie pojawia się więcej magii, a to za sprawą kapłanów R'hllora, Pana Światła, Boga Płomieni i Cienia. I używając popularnego określenia jest to "czarna magia", czasami wręcz nekromancja, w wyniku której po Westeros wędrują jakieś zombie... I to rozwiązanie mi się niezbyt podobało.
Kończę już to ględzenie, które w żaden sposób nie można nazwać recenzją, ale jakoś nie potrafię ogarnąć i wypunktować fenomenu tej książki. I czekam kiedy będę mogła przeczytać kolejne tomy - znając życie w dalszym ciągu nic się nie wyjaśni, dalej będą się tłuc, zamki będą przechodzić z rąk do rąk, Tyrellówna pewnie po raz trzeci wyjdzie za mąż (ciekawe jak długo potrwa ten związek), a Arya, Tyrion, Jon, Bran będą robić to co dotychczas, czyli rutyna...
Ale jak opisana!
zastanawiałam się nad przeczytaniem tych książek ale jak narazie nie potrafię się przekonac. Brat mojego chłopaka je ma i wszystko czyta
OdpowiedzUsuńCzytałam starsze tomy kilka lat temu oraz "Taniec ze smokami" w tamtym roku. Ja nie wiem jak autor chce zakończyć ten cykl, pozamykać wszystkie wątki i czy w ogóle mu się to kiedyś uda w takim tempie, w jakim pisze. Niemniej nadal czyta się to świetnie :) Przed kolejną częścią będę musiała zrobić generalną powtórkę całości.
OdpowiedzUsuńPo zakończeniu czytania wszystkich tomów mam ogromny niedosyt i muszę Cię "pocieszyć", że przewidziałaś to, co nastąpi w kolejnych częściach :)No, może nie w 100 procentach, ale nie chcę zdradzać treści. Najbardziej fascynyjący w tym wszystkim jest sposób pisania autora, dzięki któremu naprawdę nie mogłam się oderwać od lektury i co najważniejsze: zaskakujące zwroty akcji. Nie zawsze zaskakują w pozytywnym słowa znaczeniu, raczej częściej łapałam się na tym, że krzyczę w sobie, że to niemożliwe, co przed chwilą przeczytałam! Ale takie jest prawo autora, że ze swoimi bohaterami może postąpić jak zechce. Wcale nie musi ich dobrze traktować, bo czytelnik akurat ich polubił. Nie lubię Martina za to, jak potraktował Starków, eh...
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Robba to też z początku było dla mnie zaskoczeniem jego postępowanie, ale przecież praworządny Ned też miał niechlubne momenty w swoim życiu np. żyjący przykład jego niewierności - Jon (który jest moim ulubionym bohaterem)
Z niecierpliwością czekam aż pan Martin zechce wydać swoją kolejną książkę z tej serii.
Pozdrawiam!
Poddałem się po trzecim tomie. Może jak skończy przed śmiercią ( swoją ) to przeczytam
OdpowiedzUsuńTe tomy też mi się podobały, nie mogłam się oderwać.
OdpowiedzUsuńPotem mi uwielbienie zdechło, ale nie tracę nadziei, że to chwilowe zdechnięcie. :)
Chyba powinnam się wreszcie zabrać za lekturę tej serii bo słucham na jej temat same pozytywne słowa
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc, to jeśli mam być szczera to właśnie Nawałnica Mieczy jest najlepsza i nim zaczniesz Ucztę dla Wron, radzę uzbroić się w cierpliwość, bo tam to już w ogóle mało się dzieje. Więcej intryg niż samej akcji, w Tańcu powoli wraca do formy, ale moim skromnym zdaniem to jednak wciąż to nie to co Nawałnica :)
OdpowiedzUsuńA Sansę da się polubić, chociaż z trudem. Pozdrawiam i pozwolę sobie dodać bloga do linków, by czasem zaglądać :)
Zgadzam się z Laurą, że w "Uczcie dla wron" akcja nieco zwalnia, i tam też wprowadzane są moje najbardziej nieulubione wątki. W "Tańcu ze smokami" jest lepiej, dużo lepiej. Zresztą i tak jestem fanką tej serii, wybaczam wszelkie niedociągnięcia i czekam, by jak pelikan, połknąć kolejne części. Wiele czytania jeszcze przed tobą :)
OdpowiedzUsuńGrendella (@ Książki mojej siostry)