piątek, 18 stycznia 2013

Świat oczami pana od pogody

Nie przepadam za książkami pisanymi przez celebrytów różnej maści - cóż, najczęściej talent medialny nie idzie w parze z talentem pisarskim. Od każdej reguły są jednak chlubne wyjątki i jednym z tych "sławnych" co potrafią ciekawie opowiadać o otaczającej ich rzeczywistości jest Jarosław Kret. Miałam to okazję stwierdzić przy okazji "Mojego Egiptu" (pisałam o nim TUTAJ), a moje zdanie na temat pisarstwa "pana od pogody" potwierdziła książka "Planeta według Kreta".

O ile "Mój Egipt" dotyczył jednego tylko kraju i był wspomnieniami z rocznych studiów oraz kilku dłuższych i krótszych wizyt autora w tym afrykańskim państwie, to "Planeta" jest zbiorem kilkunastu opowieści z różnych stron naszego globu. Najwięcej miejsca zajmują wspomnienia z Bliskiego Wschodu (ten region jest chyba najbliższy panu Jarosławowi) - Izrael, Syria, Jordania, Liban, a poza tym Maroko, Tunezja, Argentyna, Chile i Brazylia, dwa wyspiarskie raje, czyli Malediwy i Mauritius, oraz coś w naszym zasięgu - Austria i Włochy.

Obiektywnie trzeba przyznać, że ma pan Jarosław Kret talent gawędziarski i dobrze się czyta jego teksty. Niestety od czasu do czasu chce przejść "na wyższy literacki poziom" i stara się te swoje gawędy zbeletryzować i wtedy już nie jest za ciekawie, a zaczyna się robić drętwo, czego przykładem może być tekst "Kobiety w krajach islamu". Opisuje w nim fikcyjną rozmowę czterech młodych kobiet pochodzących z Egiptu, Tunezji, Malediwów i Komorów (wszystkie są postaciami autentycznymi, z którymi spotkał się w czasie swoich licznych wędrówek) - ciekawy problem, bo na temat życia muzułmanek narosło wiele legend, jednak wykonanie mocno takie sobie... 
Na szczęście, zdecydowana większość zamieszczonych w książce reportaży to opowieść o tym co można zobaczyć w danym regionie, na co trzeba zwrócić uwagę, czego się wystrzegać, okraszona anegdotami z życia autora, który ma spory dystans do siebie i potrafi z humorem opowiadać o własnych wpadkach.

Ponieważ jest w tej pozycji kilka tekstów poświęconych Ameryce Południowej, niejako automatycznie przychodziły mi na myśl książki Wojciecha Cejrowskiego. Oczywiście pomiędzy obydwu panami nie ma porównania, bo każdy pisze inaczej - Cejrowski wnika w ten świat, staje się jego częścią i podchodzi do tematu niezwykle emocjonalnie, natomiast Kret obserwuje wszystko trochę z boku, jest człowiekiem z zewnątrz, turystą, który stara się dokładnie opisać to co widzi, zachwyca się pięknem krajobrazu ale nie staje się jego częścią. 
Czy przez to jest mniej ciekawie? Oczywiście, że nie. Jest po prostu inaczej.

W książce jest mnóstwo pięknych fotografii, które ukazują opisywane miejsca, ludzi i przyrodę. Zresztą całość jest bardzo starannie wydana, na kredowym papierze i może stanowić ozdobę biblioteczki lub też być świetnym prezentem dla wielbiciela literatury podróżniczej.

6 komentarzy:

  1. Ja jakoś do twórczości Pana Kreta nie jestem przekonana

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakoś mnie nie ciągnie do książek pana Kreta.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale fajny tytuł posta! Od razu zachęca do przeczytania! :D
    Nie spotkałam się wcześniej z książkami tego Pana i niezbyt mnie on przekonuje, więc na razie sobie odpuszczę. Może kiedyś jeszcze zmienię zdanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Może z Kretem w końcu będzie mi po drodze :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam Indie i Egipt. Mile wspominam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Książkę przeczytałam. Lepiej pana Kreta oglądać w tv niż czytać.

    OdpowiedzUsuń

Posty anonimowe będą kasowane - proszę podpisz się:)