Co jest takiego w skandynawskich kryminałach, że zdobywają sobie coraz nowe rzesze czytelników?
Nad odpowiedzią na to pytanie zastanawiam się już od jakiegoś czasu, tym bardziej, że już kilka takich książek przeczytałam a następne czekają na moich półkach.
Bo nie ma w nich jakichś supergliniarzy, brawurowych pościgów, nagłych i niespodziewanych zwrotów akcji czy cudownych zbiegów okoliczności do czego przyzwyczaiły nas czytelników (a także widzów) literackie i filmowe hity zza oceanu.
Po raz kolejny nad fenomenem literatury naszych północnych sąsiadów zastanawiałam się przy lekturze książki "Taniec z aniołem" autorstwa szwedzkiego pisarza Åke Edwardsona. Autor jest jednym z najpopularniejszych pisarzy w swoim kraju, cieszy się również międzynarodowym uznaniem, jego książki przetłumaczono na ponad 20 języków a za swoją twórczość był wielokrotnie nagradzany. Książka o której mowa jest pierwszym tomem z liczącego 10 części cyklu, którego głównym bohaterem jest komisarz policji z Göteborga Erik Winter - trzydziestosiedmioletni kawaler, wielbiciel muzyki Johna Coltrane'a, piwa i piłki nożnej, snob uznający tylko obuwie szyte na miarę, kubańskie cygara i koszule z Jermyn Street w Londynie.
W hoteliku na południu Londynu policja znajduje zmasakrowane zwłoki młodego Szweda. Kilka dni później niemal identycznego odkrycia dokonują policjanci z Göteborga - różnica polega na tym, że zamordowany jest Anglikiem. Winter i jego współpracownicy zastanawiają się nad ewentualnym związkiem między tymi dwoma morderstwami i wszystko wskazuje, że takowy istnieje. Badając krwawe ślady na miejscu zbrodni policjanci mają wrażenie, że w pokoju odbył się jakiś makabryczny taniec. Taniec z aniołem śmierci...
Powieść Edwardsona to nie tylko kryminał. Niejako w tle śledztwa poznajemy samego komisarza Wintera, jego rodzinę, przyjaciół i współpracowników. Autor stworzył wielowymiarowych bohaterów - z ich wątpliwościami, przemysleniami, bagażem doświadczeń. Ukazuje ich w pracy ale i w domowym zaciszu oraz w chwilach relaksu. Policjanci z ekipy Wintera mają swoje wady i tajemnice, nie są kryształowymi bohaterami - jeden z nich ma wkrótce zostać ojcem i nie do końca radzi sobie z tą sytuacją, inny, z wyraźnie rasistowskimi poglądami, zmuszony jest współpracować z czarnoskórą koleżanką - przykłady można by mnożyć.
Lektura nie należy do najłatwiejszych - sporo w niej psychologizowania, dygresji, które na pierwszy rzut oka niewiele mają wspólnego z prowadzonym śledztwem. Książka ma bardzo mroczny klimat - dosyć szybko okazuje się, że zbrodnie mają podtekst seksualny i śledczy muszą zgłębić takie peryferia sex-biznesu o których woleliby udawać, że nie istnieją. Pomimo to książkę czytało mi się dosyć szybko i co ważne do końca nie mogłam rozwiązać kryminalnej zagadki - a zakończenie było dla mnie dosyć dużym zaskoczeniem.
Powieść Edwardsona to nie tylko kryminał. Niejako w tle śledztwa poznajemy samego komisarza Wintera, jego rodzinę, przyjaciół i współpracowników. Autor stworzył wielowymiarowych bohaterów - z ich wątpliwościami, przemysleniami, bagażem doświadczeń. Ukazuje ich w pracy ale i w domowym zaciszu oraz w chwilach relaksu. Policjanci z ekipy Wintera mają swoje wady i tajemnice, nie są kryształowymi bohaterami - jeden z nich ma wkrótce zostać ojcem i nie do końca radzi sobie z tą sytuacją, inny, z wyraźnie rasistowskimi poglądami, zmuszony jest współpracować z czarnoskórą koleżanką - przykłady można by mnożyć.
Lektura nie należy do najłatwiejszych - sporo w niej psychologizowania, dygresji, które na pierwszy rzut oka niewiele mają wspólnego z prowadzonym śledztwem. Książka ma bardzo mroczny klimat - dosyć szybko okazuje się, że zbrodnie mają podtekst seksualny i śledczy muszą zgłębić takie peryferia sex-biznesu o których woleliby udawać, że nie istnieją. Pomimo to książkę czytało mi się dosyć szybko i co ważne do końca nie mogłam rozwiązać kryminalnej zagadki - a zakończenie było dla mnie dosyć dużym zaskoczeniem.
Chyba ich niesztampowość, łamanie schematów i bogate tło socjologiczno-społeczne. Tak myślę.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam jak do tej pory jeden kryminał (S. Larssona) i poruszył mnie do głębi. Właśnie nieszablonowym podejściem do tematu.
Miałam styczność tylko z jednym kryminałem Mari Jungstedt i choć niby nie było w nim nic niezwykłego, to jednak mi się spodobał. Nie mogę mówić bardziej ogólnie o skandynawskich kryminałach, ale na przykładzie tego stwierdzam, że ich popularność może mieć związek z faktem, że nie skupiają się one tylko na śledztwie i rozwiązywaniu sprawy. "Niewidzialny" dał mi do myślenia nad motywami ludzkimi, znalazły się tam także wątki psychologiczne, może to o to chodzi. Chętnie zapoznam się z innymi kryminałami skandynawskimi :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńUśmiecham się, bo dziś napisałam "Za co lubię Wallandera" ;-)Właśnie za to, że nie jest supermenem, a człowiekiem z krwi i kości.
OdpowiedzUsuńZaintrygował mnie ten Edwardson. Może i jego Wintera polubię ;-)
Brzmi ciekawie, rozejrzę się :)
OdpowiedzUsuńSkandynawskie kryminały mają ten niepowtarzalny klimat, no i są nam bliższe, odmienne od tych amerykańskich. Choć tak naprawdę jeszcze nie znalazłam skandynawskiego kryminału, który by mnie zachwycił, a amerykański czy polski- owszem.
Muszę więcej skandynawskich autorów czytać ;)
Też mam w planach poszukanie tego tytułu. Kryminały lubię, skandynawskie jak najbardziej, więc koniecznie muszę poznać twórczość Ake Edwardson.
OdpowiedzUsuńJa lubię kryminały skandynawskie za ich surowy klimat, bohaterów z krwi i kości (Wallander), prowincjonalne społeczeństwo (Lackberg), i oczywiście zagadki, tajemnice z przeszłości...
OdpowiedzUsuńDla mnie numerem jeden pozostaje Larsson, ale czytam też Lackberg, która z początku mi nie podchodziła bo nie była Larssonem, ale gdy pozbyłam się tego ciągłego porównywania do mistrza, czytało się nieźle ;)
hmm...to ja może dodam do książeczek czekajacych do przeczytania:)
OdpowiedzUsuń